Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2015

Dystans całkowity:282.30 km (w terenie 80.00 km; 28.34%)
Czas w ruchu:17:28
Średnia prędkość:16.16 km/h
Suma podjazdów:1697 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:40.33 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
54.70 km 25.00 km teren
03:40 h 14.92 km/h:
Podjazdy:216 m

Znowu Bór

Niedziela, 29 listopada 2015 · dodano: 29.11.2015 | Komentarze 3

Niby mega-gnój ale teren siadł mi dziś wybitnie.

Polecam pełen wspaniałych zdjęć artykuł o moim ulubionym freeriderze - Doerflingu.



Dane wyjazdu:
37.10 km 15.00 km teren
02:26 h 15.25 km/h:
Podjazdy:149 m

Zła franca pogoda

Sobota, 21 listopada 2015 · dodano: 21.11.2015 | Komentarze 2

Gnój w terenie straszny ale akurat w Borze taki jaki lubię.

Dane wyjazdu:
38.50 km 0.00 km teren
01:45 h 22.00 km/h:
Podjazdy: m

Głogów

Poniedziałek, 16 listopada 2015 · dodano: 16.11.2015 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
33.20 km 0.00 km teren
01:43 h 19.34 km/h:
Podjazdy: m

Wieczorne kółko

Sobota, 14 listopada 2015 · dodano: 14.11.2015 | Komentarze 0

Miało być MTB ale czasu starczyło jedynie na szczyptę wieczornej szosy. Za tym nie przepadam ale nadchodzi mroczna część sezonu więc albo to albo starość i otyłość.

Dane wyjazdu:
41.00 km 20.00 km teren
02:35 h 15.87 km/h:
Podjazdy: 90 m

W sam raz

Środa, 11 listopada 2015 · dodano: 11.11.2015 | Komentarze 0

Kręcenie kółek po Borze. Super pogoda na rower. Idealna jazda na miarę moich skromnych możliwości.

Dane wyjazdu:
65.80 km 20.00 km teren
04:36 h 14.30 km/h:
Podjazdy:1242 m
Rozbójnicy:

Półwyrypa

Czwartek, 5 listopada 2015 · dodano: 06.11.2015 | Komentarze 3

Lekarz powiedział mi, że mogę wracać do moich zwyczajowych aktywności o ile tylko będę w stanie znieść ból. Pomyślałem, że taki ból to jest nic w porównaniu do tego co czułem gdy mijało mnie wszystko co najlepsze w tym sezonie, a ja leczyłem kontuzję. Lekarski przykaz w tłumaczeniu na moje brzmi: "możesz chłopcze jechać na wyrypę", w końcu dla mnie to czynność nawet już nie "zwyczajowa" co wręcz fizjologiczna. No i tak razem z Pawłem stworzyliśmy projekt może nie wyrypy (bo na to jestem na razie zwyczajnie zbyt słaby), a półwyrypy. Chcieliśmy pozwiedzać Magurski Park Narodowy korzystając z szutrów i asfaltów, a jak będzie wszystko dobrze szło to wskoczyć w jakiś lekki teren. Na teren parku ruszyliśmy z Folusza, o dziwo na legalu, bowiem szutrówka do Świątkowej zyskała ostatnio oficjalny status trasy rowerowej. Jeszcze niedawno była to droga "na mandat". To chyba dobrze bo z moim ostatnio "szczęściem" to moglibyśmy paść ofiarą brawurowej akcji straży parkowej i spędzić cztery-osiem na komendzie.
Pierwsze 6km zdezelowanego asfaltu było prawie cały czas pod górę. Po 3 miesiącach przerwy noga słabo podaje. Wspominając wyrypy pamięta się adrenalinę na zjazdach i fajną atmosferę, a zapomina się ile trudu kosztuje nieraz dostanie się na szczyt. Po podjeździe, który dla mnie zdawał się nie mieć końca dotarliśmy do Polany Świerzowskiej, gdzie szuter przeciął Główny Szlak Beskidzki pomiędzy Świerzową a Wątkową.

Główny szlak beskidzki między Świerzową a Wątkową
Główny szlak beskidzki między Świerzową a Wątkową

Patrząc na ten doskonałej jakości szlak - który oczywiście miałem w planach na ten rok - myślę sobie, że życie to jest ladacznica. I pewnie dlatego tak je uwielbiam. Gdyby udawało mi się realizować wszystkie moje plany to pewnie szybko sfiksował bym do reszty.

Po krótkim postoju na załapanie oddechu czekał nas zjazd do Świątkowej. Nic szczególnego ale po tak długiej przerwie było wspaniale. Poczułem wiatr we włosach i błoto na twarzy i siano w głowie też.
Świątkowa to typowa beskidzka miejscowość, także klimaty końca świata i dzikiego zachodu są dość mocno zapodane.

Dolinka w okolicy Świątkowej
Dolinka w okolicy Świątkowej

Nie jest to może wschodnie przemyskie, bo czasem zdarza się nawet czynny sklep, ale i tak jest dziko. Standardowo jak na wycieczkach z Pawłem, musimy zwiedzać okoliczne cerkwie i cmentarze. Cerkiew w Świątkowej wyróżnia się tym, że jest fikuśnie-pstrokata.

Kolorowa cerkiew w Świątkowej
Kolorowa cerkiew w Świątkowej


Łowca cerkwi na robocie
Łowca cerkwi, sakralny fotograf na robocie

Cmentarz z I wojny światowej w Grabie
Cmentarz z I wojny światowej w Grabie

Dalsza droga to długi asfalt do Ożennej, cały czas lekko pod górę. Okolica serwuje nam typowo beskidzkie klimaty - ostrzeżenia przed niedźwiedziami, wilkami, rysiami, tereny wysiedlonych wsi, rozległe pastwiska i postpegerowskie budynki. Z Ożennej pniemy się zdezelowanym asfaltem z powrotem na tereny parku. 

Okolice Ożennej
Okolice Ożennej

Zdezelowany asfalt Ożenna-Krempna
Zdezelowany asfalt Ożenna-Krempna

Jazda asfaltowa zaczęła mi się trochę nudzić, czułem się dobrze, więc podjęliśmy decyzję, że zjeżdżamy w teren. Okazja była dobra bo akurat zielony szlak odbijał na pobliskie Wysokie (657 m.n.p.m), które jest doskonałym punktem widokowym. Odpuściliśmy przez to punkt widokowy na Dolinę Ciechani (podobno najpiękniejszą w Niskim) ale coś za coś. Zjechaliśmy ze szlaku rowerowego na szlak pieszy, a na terenie parku oznacza to jazdę na przypale. Szczerze mówiąc to jak na park narodowy to magurski jest rozjeżdżony ciężkim sprzętem jak jakaś Grochowiczna. W sumie czego można się spodziewać po parku, który powstał  rzekomo nie tylko dla ochrony przyrody ale też po by uciąć roszczenia majątkowe wysiedlonych Łemków. Decyzja była dobra, podjazd na szczyt był łagodny, a z samego Wysokiego widać naprawdę kawał Beskidu. Widoczność niestety była dziś dość "mleczna" ale i tak miejscówa robi wrażenie.

Widok z Wysokiego #1
Widok z Wysokiego #1

Widok z Wysokiego #2
Widok z Wysokiego #2

Zjazd z Wysokiego był naprawdę przyjemny - łatwy, szybki po bardzo gładkim "dywanie". Zjechałem go asekuracyjnie, bo moja lewa ręka jest jeszcze bardzo słaba, ale zajawka wróciła i przypomniały się stare czasy. To było to. Po zjeździe czekał na nas zdezelowany asfalt, którym szybko dotarliśmy do Krępnej.

Zalew w Krępnej
Zalew w Krempnej
 
Z Krępnej czekała nas potężna dawka wspinaczki asfaltowymi serpentynami. Zjazd asfaltem do Kątów był za to bardzo długi i w końcówce zwieńczony wspaniałą panoramą na Grzywacką Górę, która z tej perspektywy wygląda jak tysięcznik. Dalszy, asfaltowo-terenowy powrót do samochodu to już dla mnie była walka z własnymi słabościami i jazda na oparach. Dystans i ponad 1200m przewyższenia zrobiły swoje. Do domu wróciłem skonany ale zadowolony. Przez ostatnie 3 miesiące (które były dla mnie prawie jak 100 lat) przekonałem się, że całkiem dobrze mi się żyje bez mtb (i bez bajkstatsa), ale z tym wszystkim jest jednak ciekawiej.
Dzięki Paweł za foty i za werbalnego "liścia" na odmułę, bo bez tego bym nie pojechał :D.



Dane wyjazdu:
12.00 km 0.00 km teren
00:43 h 16.74 km/h:
Podjazdy: m

Test sztywnej osi

Wtorek, 3 listopada 2015 · dodano: 03.11.2015 | Komentarze 4

Trochę przysprzęciłem ostatnio, dziś w końcu miałem okazję potestować. Pojeździł bym więcej ale zmarzłem.