Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:296.78 km (w terenie 98.00 km; 33.02%)
Czas w ruchu:20:30
Średnia prędkość:13.31 km/h
Suma podjazdów:8696 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:32.98 km i 2h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
37.55 km 30.00 km teren
05:00 h 7.51 km/h:
Podjazdy:1695 m
Rozbójnicy:

Braniska masakra żyletką trawersową

Sobota, 29 września 2018 · dodano: 01.10.2018 | Komentarze 2

O tej porze roku każda wyrypa może być tą kończącą sezon. Pogoda ostatnio co weekend pokazuje mi takiego wała - w dni robocze świeci piękne słońce, a w sobotę w górach pucówa. U mnie tryb desperacja - tym razem jadę gdzieś, choć wiem że będę mókł i marzł. Paweł proponuje Branisko - słowackie pasmo górskie niedaleko Preszowa. Jest to ciekawy pomysł - okoliczna społeczność MTB działa prężnie i organizuje tam enduro zawody i różne pojeżdżawki. Jeździć tam można nie tylko po szlakach turystycznych ale też po ścieżkach przygotowanych pod wyścigi. Na miejsce docieramy koło 9, auto zostawiamy na przydrożnym parkingu przy barze - takie miejsca na Słowacji nazywają się motoresty. Ten niegdyś zapewne tętniący życiem motorest aktualnie wygląda na opustoszały i sprawia przygnębiające wrażenie. Niby zlokalizowany jest przy drodze krajowej ale znakomita większość ruchu samochodowego aktualnie odbywa się po autostradzie, a w tym konkretnym miejscu - tunelem pod pasmem. Ogarniamy się i szybko leśną drogą docieramy do miejsca gdzie startuje pierwszy zjazd, na Trailforksie nazwany Dúbrava. Tu trzęsącymi się rękami nowicjusza, przy akompaniamencie szyderstw Pawła zakładam na siebie sprzęt, który będę dziś testował - gogle rowerowe.

Komando specjalnej troski
Komando specjalnej troski

Nie chcę nikogo trzymać w niepewności więc od razu napiszę, że mordowałem się w tym dziadostwie cały dzień żeby stwierdzić to co wiedziałem już dawno - gogle są do dupy! No dobra, może trochę przesadzam. Czasem się przydają - np. na zjeździe przy padającym deszczu, przy silnym wietrze albo w przypadku nurkowania ryjem w gruz lub gałęzie. Ale ogólnie to jakiegoś efektu 'wow' dziś nie przeżyłem. Fakt, że może ten konkretny model nie przypasował za bardzo do mojej kanciastej mordy. Miałem czasem wrażenie, że są trochę za wysoko, ale jak dawałem je niżej to utrudniały mi oddychanie. Parę momentów, że w****wiony chciałem je cisnąć w krzaki było. Pewnie bym się denerwował bardziej gdybym kupił je drogo, a tak skoro wyrwałem po taniości to myślę, że na niektóre warunki pogodowe warto mieć je w swoim arsenale. Jazdy w tym przy 30-stopniowym upale sobie nie wyobrażam. Jednak nie ma to jak dobre oksy.

Janusz sadzi

Pierwszy zjazd był taki rozgrzewkowy. Singletrakowy, dość krótki i nawet mocno nachylony. Nowością była dla mnie nawierzchnia - dość sypka, z bardzo drobnego gruzu. Wydawała mi się dość zdradliwa. W polskich Beskidach po czymś takim nie jeździłem. Bardziej obyty w świecie Paweł powiedział, że taka nawierzchnia króluje w Niżnych Tatrach. Zjazd dość szybko sprowadził nas na pierwszą dziś widokową polanę. Ogólnie to cały dzień dzisiaj słowackie krajobrazy naprawdę dawały radę - co widać, na rewelacyjnych Pawłowych fotografiach. 

Widok na Dubrave
Widok na Dubrave 
Spisky hrad
Spisky hrad
Widok na południe
Widok na południe

Ciśniemy asfaltem przez Dubrave w górę, na kolejny odcinek zjazdowy - Černá hora. Okoliczne góry i wioski, wyglądają stąd na dziką, opuszczoną krainę. Bardzo przypomina to taki trochę wschodni, polski Beskid Niski. Černá hora zjazd startuje z leśnej drogi, na zboczu wzgórza Chochol.

Momentami było mrocznie
Ten zjazd jest zupełnie inny od poprzedniego. Leci sobie krętymi trawersami po śliskich korzeniach + kilka ślepych roller-costerów góra-dół. Ogólnie to na tej ścieżce powoli widać styl miejscowych budowniczych tras ale o tym może poźniej. Ten zjazd, który na pewno dużo zyskuje gdy się go dobrze zna - nawet mi się podobał. Nie za trudny ale jednak z paroma sekcjami gdzie się trzeba przyłożyć, a i korzenie, które przy poślizgu ściągają na drzewo też trzeba ogarnąć. Zadowoleni zjeżdżamy do Granc-Petrovców, skąd opustoszałą drogą krajową wracamy na przełęcz przesmyk Branisko. Stąd startuje kolejny odcinek specjalny - zwany na Trailfroks Żyletka. Ciekawa nazwa, po "zjechaniu" go chyba wiedziałem skąd się wzięła. Mimo, że na youtube zjazd wygląda tylko trochę trudniej niż przeciętna ścieżka na Słocinie to jazda on-sajt po nim jest tak frustrująca, że człowiek ma się ochotę poharatać czymś ostrym. Ta Żyletka tnie ego naprawdę głęboko. Ewidentnie szlak robiony pod zawody, żeby odsiać mistrzów od leszczy. Zakręty-ronda wokół drzew po 270 stopni będące częścią rollercosterów to naprawdę nie moja bajka. Skręcanie to ogólnie dla mnie bardzo trudna sztuka :D. Praktycznie każdy zakręt tu kończyłem albo na glebie albo w malinach. Żeby to płynnie przejechać to musiał bym się tu zwiesić nad wieloma sekcjami. Nic mnie tak w tym sezonie nie sponiewierało jak ten zjazd. Daj pan spokój panie Marianie.
Po Żyletce przyszła pora na atak na najwyższy punkt dzisiaj - Smerkovice (1200 m.n.p.m). Droga była długa - w końcu to prawie 700 metrów w pionie. Jechaliśmy, pchaliśmy, a nawet nosiliśmy ... czasem w deszczu i zawsze pod wiatr.
Wnosi Paweł
Wnosi Paweł 
Wnosi Janusz
Wnosi Janusz 

Okazuje się, że noszenie roweru - ta dla niektórych intuicyjna, bardzo prosta, podobna do zakładania bajka na dach samochodu czynność, innym sprawia trudności wymagające przeszkolenia przez mistrzów Polski w enduro. No ale cóż, nie ma ludzi doskonałych :D. Sporo potu trzeba było przelać by dostać się na Smerkovicę ale widoki oraz ciekawy klimat tego miejsca nagradzają trudy.

W drodze na Smerkovice #1
W drodze na Smerkovice #1
W drodze na Smerkowice #2
W drodze na Smerkowice #2
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m)
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m) #1
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m)
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m) #2
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m)
Na Smerkowicy (1200 m.n.p.m) #3

Tu dla odmiany zjeżdżaliśmy żółtym szlakiem pieszym na wschód, który także robi za OS na zawodach. Na trailforksie segment nazywa się tu Carbon Killer - ponieważ, jak mówią miejscowi - poległo tu już kilka karbonowych ram. Po ten zjazd tu przyjechaliśmy. W odróżnieniu do Żiletki nie trzeba tu robić piruetów wokół drzew. Są za to kamienie, gdzieniegdzie wielkie głazy i korzenie miejscami na dużym nachyleniu. To rozumiem dużo bardziej. Choć trzeba przyznać że w górnej części szlak potrafi spuścić baty - jest płasko po dużych kamieniach i żeby to ogarniać trzeba ścieżkę dobrze znać i mieć skila w trialu. Dla mnie to był najlepszy zjazd dziś i chętnie wrócę na niego na kolejną potyczkę.
Walczy Paweł
Walczy Stylu
Końcówka Carbon Killera
Końcówka Carbon Killera
Janusz walczy
Janusz też walczy
Janusz chyba jest chłop z karbonu bo po zjeździe z kilera padł jakby dostał gonga od gromu
Janusz ty chybaś jest chłop z karbonu bo po zjeździe z kilera padłeś jakbyś dostał gonga z gromu

Dobre to było, takie dla koneserów.
Do końca naszej słowackiej przygody pozostały nam 2 godne odnotowania zjazdy. Pierwszym z nich była Letisko, która trawersuje południowe zbocze Smerkovicy. Jest to szlak miliona zakrętów chyba bardziej kręta nawet od twistera. Słowacy ogólnie kochają trawersy i zakręty. Dość lajtowy ale podobał mi się. Na kolejny zjazd trzeba było podjechać w okolice szczytu Rudnik (1025 m.n.p.m) ale miał on nas zaprowadzić prosto na parking i nawet na Trialforksie nazywa się motorest. Zjazd generalnie jest (cóż za odmiana i zaskoczenie!) bardzo krętym trawersem.
W drodze na motorest
W drodze na motorest

Co zasługuje na uwagę to jego klimat. Po pierwsze: jest on mega wąski - taki dosłownie na oponę 2.5. Po drugie: jest on puszczony po tak stromej ścianie, że czułem się jak bym jechał po gzymsie na 30 piętrze drapacza chmur na Manhatanie. Jest tak stromo, że serio byłem ciekaw jak to się skończy. I w sumie szlak trawersuje to prawie do samego dołu, dopiero na końcu jest kawałek dzidą prosto w dół. Naprawdę mi się ten zjazd podobał - nawet pomimo tego, że kończy się śmierdzącym, poczwórnym, utwardzonym szarym gównolitem, ślepym roller-kołsterem. Walka była ciężka ale na dole, na parkingu czekała na nas "nagroda" - kilkadziesiąt 20-paro letnich Słowaczek, które organizowały sobie tu jakąś imprezę. Takie atrakcje tylko na Słowacji! hehe.
Ale jakie z tego płyną wnioski? To była jazda jakby w innym świecie bo i Słowacja to jest inny kraj niż Polska i to widać na każdym kroku. Branisko to pasmo przekozackie i do tego puste. Sobota, pogoda w miarę, szczyty mega widokowe, a spotkaliśmy tu jedynie 2 turystów. Chyba najbardziej odludna wyrypa w tym roku. U nas o to trudno nawet i w Niskim-wschodnim, a co dopiero na tysięcznikach. Zjazdy były dość ciężkie, Słowacy naprawdę umieją jeździć na rowerach. Każdy z tych zjazdów chętnie bym powtórzył. No może poza Żyletką, którą mam nadzieje, piekło i zrywka wkrótce pochłonie :D. Po Żyletce nie było mi może za wesoło ale ogólnie z perspektywy to się jaram tym wyrypem. Warto było marznąć i spędzić pół dnia w przemoczonych butach. A jest tam jeszcze trochę też do eksploracji.


Dane wyjazdu:
25.81 km 0.00 km teren
01:15 h 20.65 km/h:
Podjazdy:347 m

Jak zahipnotyzowany

Środa, 26 września 2018 · dodano: 26.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
42.99 km 22.00 km teren
04:10 h 10.32 km/h:
Podjazdy:1616 m

Ostatni dzień lata

Piątek, 21 września 2018 · dodano: 21.09.2018 | Komentarze 2

Pech chciał, że już drugi weekend z rzędu pogoda psuje się w na sobotę. A ja czaiłem się na wyrypę. Dodatkowo kończy się lato i nadchodzi załamanie pogody. Plan był na góry ale czas miałem dziś ograniczony. Mogłem jechać tylko blisko. Padło na Czarnorzeki bo nie byłem tam od lat. Jeździłem zarówno po okolicznych, znakowanych szlakach turystycznych jak i tzw. super-sikret-trailach, znanych tylko kumatym. Wnioski i zażalenia:
1. Szkoda czasu na oba szlaki piesze na Królewskiej górze. Po niebieskim jeździli wałem, po zielonym traktorem. Jak wjechałem w błoto na zielonym to prawie mnie zatrzymało w miejscu. Serio - o dzisiejszej jeździe po nich chcę zapomnieć, wole żyć wspomnieniami jak te szlaki wyglądały 5 lat temu. Traciłem tu dziś czas, który można w tej okolicy wykorzystać o wiele lepiej.
2. Dałem dziś 3 szansę czarnemu z Suchej Góry do Węglówki i 3 raz niczym mnie nie porwał. Kolejnej szansy nie planuje. Czarny z Suchej do Czarnorzek nadaje się co najwyżej na rozgrzewkę przed jazdą po szlakach w okolicy rezerwatu.
3. Tak - najlepsze zjazdy tu to sikrety - Blackriver z odnogami, Wąwóz DH i ścieżki w okolicy parkingu przy Prządkach.
4. A najbardziej podobał mi się dziś czarny szlak pieszy z parkingu w kierunku zamku. Szlak w moim stylu - jestem fanem korzennych uskoków na konkretnym nachyleniu. Takie życie, taki rap.
W sumie to mogłem ten czas spędzić lepiej (na prawdziwej wyrypie) ale też gorzej (w robocie). Ojeździłem się nawet spoko. W takich warunkach już raczej w tym roku już nie pośmigam. Temperatura, spadające liście i deszcze zrobią swoje. Dziękuję nowo-poznanemu koledze Grześkowi za towarzystwo, dzięki któremu wykrzesałem jeszcze siłę na 2 zjazdy więcej niż wstępnie planowałem.
Parę fotek:
Ścieżka granią
Skałki
Singielek
Ścianeczka
Skałeczki
Kamyczki
Sucha Góra z Węglówki
Zamek Odrzykoń




Dane wyjazdu:
25.93 km 4.00 km teren
01:25 h 18.30 km/h:
Podjazdy:408 m

Puchar serwisówek #1

Poniedziałek, 17 września 2018 · dodano: 17.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
24.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Podjazdy: m

Z młodym w foteliku, zbiorcze #2

Poniedziałek, 17 września 2018 · dodano: 17.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
23.89 km 1.00 km teren
01:05 h 22.05 km/h:
Podjazdy:305 m

Serwisówki

Czwartek, 13 września 2018 · dodano: 13.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
21.75 km 1.00 km teren
01:00 h 21.75 km/h:
Podjazdy:228 m

Przemocą jest szosa nocą

Niedziela, 9 września 2018 · dodano: 09.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
27.86 km 0.00 km teren
01:20 h 20.89 km/h:
Podjazdy:258 m

Szosa nocą jest przemocą

Poniedziałek, 3 września 2018 · dodano: 04.09.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
67.00 km 40.00 km teren
05:15 h 12.76 km/h:
Podjazdy:3839 m
Rozbójnicy:

Jeden dzień w bielskiej agenturze

Sobota, 1 września 2018 · dodano: 03.09.2018 | Komentarze 4

Enduro Trials Bielsko. Agencja towarzyska MTB. Miałem w planach wizytę w tym przybytku w tym roku ale jakoś ciężko było mi się zebrać. Uznawałem, że jechanie tam w ostatnią sobotę wakacji to kiepski pomysł, agorafobia nęka mnie już od dawna. Ostatecznie jednak dałem się namówić Pawłowi.  Wyjazd wiązał się to z pobudką o 4 rano. Ciemno zimno, widać, że sezon się kończy. Droga była bardzo długa i żmudna ale w końcu docieramy do Bielska. Nie jest to mój pierwszy raz tutaj, gościłem tu w 2015 roku, od tego czasu kompleks jednak bardzo się rozbudował, trzeba było więc obczaić co tu wymyślili. Tym bardziej, że teraz nie trzeba już kręcić z korby na Kozią Górę, a można sobie wyjechać koleją linową na Szyndzielnię. W samym mieście trudno jest zgubić drogę, wystarczy usiąść komuś na ogonie:
Kolorowych rowerów ....
Kolorowych rowerów .... 

Około godziny 9 rano jak przystało na podkarpackich cebulaków udaje nam się złapać jedno z ostatnich, darmowych miejsc pod halą sportową. Od samego początku kolorowi endurowcy migają mi na każdym winklu, pojawiają się więc obawy o nasze mienie i zdrowie.  Ogarniamy się na oriencie i zaczynamy łagodny asfaltowy podjazd do dolnej stacji kolei liniowej Szyndzielnia.
Typowy endurowiec. W kaloszach i z nerką na plecach jedzie fulem po bułki do sklepu z koszykiem na kierownicy.
Typowy endurowiec. W kaloszach i z nerką na plecach jedzie fulem po bułki do sklepu z koszykiem na kierownicy. 

Trochę ludzi się szwęda ale jeszcze nie ma dramatu. Paweł gościł tu już wcześniej, więc robi za przewodnika. Kupujemy bilet na 6 wyjazdów na górę z rowerem. Koszt to 80 zł !!!!!!!! FAAAAK! Taka moneta + koszty dojazdu z Rzeszowa to już spora inwestycja więc mam nadzieję, że za ten pieniądz ojeżdżę się tu wspód, a w leśnych strumieniach będzie płynął Dżony Łoker. 

Kasa biletowa i dolna stacja
Kasa biletowa i dolna stacja 

Po zakupie biletów idziemy na peron. Tłumów jeszcze nie ma, więc Pan z obsługi ma czas pokazać nam co robić, żeby zdążyć we 2 jechać tym samym wagonikiem. Gondole są co prawda 6 osobowe ale każda gondola ma tylko 1 wieszak na rower. Jeden z rowerów trzeba wsadzić na gondolę, jeszcze w strefie wysiadania. Rower wisi na haku za koło, trzeba się skupić, żeby wcelować między szprychy. Dolne koło jest unieruchomione w metalowej szynie. Ładujemy się i jedziemy do góry. Górna stacja kolejki znajduje się na wysokości lekko ponad 900 mnpm.

Lecimy w górę
Lecimy w górę
Wisi sobie rejnna haku
Wisi sobie rejn na haku

Widok na Bielsko ładny, jazda przyjemna ale dość nieswojo się czuję wiedząc, że mój rower podróżuje osobno, gdzieś dalej, chwilami poza zasięgiem wzroku. Jazda trwa od 6 do 10 minut, zależnie od operatorów. Wysiadamy na górze, tu już zaczyna się robić festyn. Jarmarki, kiełba się piecze, można sobie kupić pompowany helem balonik i zaczepić do kierownicy. Spod stacji kolejki startują tylko 2 szlaki, my n wybieramy Rock'N'Rollę żeby się rozgrzać. Jest to też dojazdówka do reszty szlaków. Wspólne stanowisko, że olewamy Twistera jednogłośnie ustaliliśmy już wcześniej. Rock'N'Rolla to w sumie też taki twister, na którym gdzieniegdzie poukładano kamienie. Jadę tym, jest to nawet długie, zupełnie bez szału i podniety ale na rozgrzewkę to nawet spoko. Z końca tego szlaku do schroniska na Koziej Górze, gdzie mniej więcej zaczyna się reszta szlaków, jest około 2km łagodną leśną drogą. W schronisku na Koziej zaczynają się powoli mnożyć endurowcy. My nie mamy czasu na biesiadę, atakujemy Stary Zielony. Jechałem go 3 lata temu, od tego czasu dodali jakieś 100 metrów na starcie. Szlak jest naprawdę spoko, w stylu naturalnym, jest robota od początku do końca. Aktualnie to chyba jednak jeden z łatwiejszych zjazdów w okolicy. Szlak kończy się pod centrum ET, stąd wracamy jakieś 4km drogami leśnymi i bocznymi asfaltami pod kolejkę. Tu zaczyna się robić tłoczno i musimy czekać w kolejce na peron.
Kolejka na peron
Kolejka na peron

Paweł chyba ma lekkie wyrzuty że mnie wyciągnął na takie salony z mojej borsuczej nory. Skrupulatnie mierzy czas czekania, żeby mi udowodnić, że nie jest tak źle. 10 minut faktycznie do przeżycia. Endurowców jest bardzo wielu. Przy obcowaniu z endurowcami należy zachować szczególną ostrożność i zasady higieny, no to po tak długiej ekspozycji na enduro już wiem, że wieczorem będę musiał się wykąpać w formalinie ;). W tym całym zamieszaniu nie udaje nam się wsiąść do tego samego wagonika. Mimo obecności wielu turystów pieszych nikt nie odważył się dzielić ze mną gondoli, widocznie poznali, że mają do czynienia z podkarpackim psychopatą :D. Mam więc 8 minut dla siebie. Można ogarnąć media społecznościowe, pomedytować. Na wyrypie takich rzeczy nie robię. Na górze nie idziemy już na żadne śmierdzące kompromisy i od razu trasa czarna - słynny DZIABAR.
Dziabar - bramka startowa
Dziabar - bramka startowa

Muszę przyznać, że zjazd zasługuje na swoją renomę. Od wjazdu do lasu ostro trawersuje strome zbocze. Jest trochę kamieni i mnóstwo korzeni, większość pod najgorszym możliwym kątem najazdu. Pod koniec jest sławna ścianka i tu naprawdę trzeba się spiąć i dobrze zatańczyć, żeby to czysto zjechać. Ogólnie to było dziś sucho, a tu błoto jak by to ktoś świeżo polał ze szlaucha. Wjechałem w to trochę za szybko, musiałem mocnej przyhamować, przednie koło wpadło w poślizg i resztę ścianki pokonałem już na krawędzi przelotu przez kierownicę stylem hulajnogi. Nie za dobrze to wyszło :D. Szanuję to doświadczenie. Po skończeniu Dziabara, dojeżdżamy kawałek szlakiem pieszym do kolejnego - Dębowca. Ten jest dość różnorodny, sporo kamieni, dużo korzeni, jeden ciekawy zakręt. Kawał roboty. Ogólnie to kombo Dziabar + Dębowiec polecam, chyba najlepsze co jeździliśmy dzisiaj.
Wracamy i w budzie pod stację jemy po zapiekance. Wyjątkowo paskudna, wstydził bym się to dać ludziom za darmo, a co dopiero za 8 zł. Kolejki już mniejsze ale znowu nie jedziemy tym samym wagonem. Tym razem jednak jadę w towarzystwie turystów pieszych. Znowu musimy przejechać zafajdaną Rock"N"Rolle żeby dojechać do kolejnego celu: szlaku Cygan. Świetny szlak. Kamienno korzenna robota od góry do dołu. Na końcu coś się gubię z Pawłem i do szutru zjeżdżam jakąś odnogą. Telefonicznie ustawiamy się po stacją kolejki, Paweł mów żebym uważał na endurowców i nie dał poznać, że jestem z Podkarpacia. Całą drogę udaję więc, że jestem z Krakowa. Po drodze wyprzedzają mnie 2 ebajki. Widziałem dziś bardzo wiele ebajków. Pełno tu tego i nic już tego nie zmieni. Sam się widzę na ebajku - kiedyś.
Tymczasem okazało się, że kolejki do kolejki już coraz krótsze ale tym razem byliśmy świadkami pewnej innowacji. Zajeżdża wagonik serwisowy, mieszczący 4 rowery. 
Enduro wagon
Enduro wagon 
Tym razem jedziemy jednym wagonem w towarzystwie endurowca ze śląska, który nawija gawarą przez telefon. Na górze atakujemy Dziabara po raz drugi i po nim kolejny nowy szlak - Gondolę. W sumie spoko ale chyba najłatwiejszy po R'nR zjazd dziś. Zaskoczyła mnie jedna ścianka, którą trzeba ... podjechać :D. Myślałem, że wjechałem coś pod prąd. Największą zaletą tego szlaku jest to, że wyrzuca przy samej stacji kolejki i nie trzeba nic dojeżdżać.
W agenturalnym zgiełku nadszedł czas na relaksującego loda-przygoda
W agenturalnym zgiełku nadszedł czas na relaksującego loda-przygoda

Piąty wjazd już prawie bez kolejki. Niestety trzeba trzeci raz przejechać przez R'n'R żeby dojechać do czarnego DH+. Traktowałem to trochę jak dojazd do pracy, ale to był już trzeci raz więc kojarzyłem już trochę trasę. Dzięki temu w paru miejscach zaznałem trochę lubieżnej, patologicznej bajkparkowej przyjemności. Co można o tym szlaku powiedzieć: napewno uczy patrzeć daleko i nawyku pompowania gdzie się da. Pewnie bardziej bym się nim jarał gdybym jeździł po bandach częściej niż raz do roku i bardziej kumał jak działają. Muszę sobie znaleźć w okolicy jakąś bandę do molestowania. Ogólnie nie jest jakoś źle ale w tym zjeździe się nie zakocham. Co mnie cieszy - że nikt mnie tu dziś w trakcie jazdy nie wyprzedził, poza Pawłem oczywiście. Paweł dziś kończył wszystko najszybciej.
Jedziemy pod czarny DH+. Na miejscu kilkudziesięciu endurowców ... wszyscy czekają na zjazd Twisterem, który zaczyna się tuż obok. Kolorowo tak, że pierwszy raz w życiu żałuję, że nie jestem daltonistą. Twisterowi wali z rury, więc ładujemy się od razu na DH+, czyli też jeden ze szlaków jakie jechałem tu 3 lata temu. Jak dla mnie to jest on już dość mocno zniszczony, w najtrudniejszych miejscach są już wyjeżdżone czikeny ale to nadal kawał pięknej, górskiej roboty. Od takiego Dębowca czy Cygana różni się głownie większym nachyleniem. Mi przypomina skondensowane, najbardziej soczyste fragmenty niebieskiego szlaku z Przehyby. Niestety zmęczenie zaczyna dawać już o sobie znać. Jak ktoś myśli że nie można się zmęczyć tylko zjeżdżając to polecam mu wyjeździć bilet 6x w Bielsku po trasach czarnych i niebieskich. Bolą łapy i uda. Jeżdżę w tym roku sporo bez rękawiczek i na wyrypach to się sprawdza. Tu niestety - zmęczenie, chwyt słabnie i ręce zaczynają niebezpiecznie ślizgać się po gripach. Jeździliśmy dziś w sumie wszystko praktycznie na raz, bez przestojów, tu w kocówce toczę już pianę z pyska ale walczę do końca. Zaczynamy się śpieszyć - bo psuje się pogoda i nadchodzi burza. Wracamy szybko pod kolejkę i wyjeżdżamy do góry. Mieliśmy tu wprowadzić element wyrypy i odszukać niezalegalizowany borsuczy singiel z Szyndzielni, niestety dookoła walą pioruny, decydujemy się więc na powtórkę najlepszego wariantu z dziś czyli DZIABAR + DĘBOWIEC. Byłem już tak utarty, że żeby zachować koncentrację musiałem się dyskretnie spoliczkować. Na niewiele się to zdało. 3 zjazd po Dziabarze w moim wykonaniu był najgorszy. Festiwal błędów i złych decyzji. Natomiast Dębowiec to było w tym stanie już czyste SADO-MASO. Każdy korzeń i kamień bolał. To co mnie motywowało to odgłosy piorunów. Na dole ledwo dałem radę oderwać łapy od kierownicy. Gonimy do auta, przebieramy się i w momencie jak wyjeżdżamy z parkingu zaczyna się tęga ulewa z gradem. Mieliśmy dziś dużo szczęścia.
Ogólnie wyszło dziś 3xR'n'R, 3xDziabar, 2xDębowiec, 1x Cygan/Stary Zielony/Gondola/DH+. Sporo. Zjazdów jak na 3 dorbych wyrypach.

Jakie wnioski? CIESZĘ SIĘ, ŻE W KOŃCU OPUŚCIŁEM TEN ZAŚCIANKOWY, SZTYWNY JAK TRUP, PODKARPACKI ŚWIAT ENDURO MTB! BYŁO SUPER NAAAJS KOLOROWO I TYLKO Z GÓRKI. NA ŻYCIE PATRZĘ TERAZ PRZEZ RÓŻOWE OKULARKI, OD TERAZ WSZYSTKIE WYRYPY ROBIĘ Z WCIĄGU. ZAMÓWIŁEM JUŻ SOBIE NAWET TAKIE AMERYKAŃSKIE SKARPETY

STOP. Żartowałem. A teraz brutalna prawda. Odurzony od agenturalnych szaleństw miałem wizję przyszłości enduro. Fajni blogerzy już to napisali: przysłość należy do robionych tras. Ale to tylko pół prawdy. Po tym co widziałem uważam, że przyszłość należy do ebajków i alajnów. I piszę to bez złośliwości. Tak to widzę. Gdyby stanąć na bramkach i policzyć ile ludzi po czym jeździ to tak by wyszło. Psychopatów chcących poświęcić jeden z nielicznych wolnych dni w tygodniu na narażanie życia i zdrowia trzy razy na Dziabarze jest niewielu. Typowy użytkownik tych trialsów je kiełbase, leży na trawie, pije browar i jeździ po Twisterze i Rockandroli żeby się bezstresowo zrelaksować. Tacy ludzie nakręcają tu koniunkturę. Na tych dwóch szlakach były dziś tłumy i pod nimi ustawiały się kolejki. A poza tym? Minąłem 2 młodych na Cyganie ale wyglądali jakby zmylili drogę. Parę osób czekało pod starym zielonym jak go jechaliśmy. Oprócz tego na naturalach pustki, a w stronę Dziabara to nawet nikt nie patrzył. W tej chwili na ET, nie licząc tras dla dzieci są dwa floł traile i 7 "naturali". Wg mnie w przyszłości te proporcje będą się odwracać. "Naturale" będą nieliczne, a królować będą szejpy. I być może pierwszym przykładem tego będą komentowane przeze mnie ostatnio BabiaGóraTrials. Tam dużo się mówi o trasach floł i 2 kierunkowych do użytku pieszo-rowerowego, a trasy "naturale" wydają się być tak trochę na dokładkę. Może się mylę, ale chyba nie bardzo.
Ogólnie było przyjemnie, ojeździłem się wspód ale to wszystko było mechaniczne, bez historii. Czasem mogę wyskoczyć z kolegami zabawić się w tego rodzaju przybytku rozpusty ale żeby jeździć tak cały sezon? Dajcie żyć.