Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2016
Dystans całkowity: | 277.30 km (w terenie 92.00 km; 33.18%) |
Czas w ruchu: | 18:16 |
Średnia prędkość: | 15.18 km/h |
Suma podjazdów: | 3565 m |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 30.81 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
Insert
Czwartek, 31 marca 2016 · dodano: 31.03.2016 | Komentarze 3
Chciałem bardzo podziękować mechanikom z Cult Sport za ocalenie insertu gwintu tylnego hamulca, który w jakiś magiczny sposób wykręciłem razem ze śrubą. Miałem konkretnego pietra, a problem okazał się na 5 minut roboty. Zdrówko!Gumowe żniwa czyli klasyczne przemyskie
Piątek, 18 marca 2016 · dodano: 19.03.2016 | Komentarze 8
Wychylam głębokiego klina i zastanawiam się co przyjdzie wcześniej - sen czy wena? Padło na to drugie, muszę więc opisać ten zabawny dzień. Warunki w wyższych partiach gór jeszcze takie sobie, więc ruszyliśmy dziś z Pawłem na moje ulubione pogórze. Planowaliśmy zwiedzić kilka obiektów należących do tzw. Twierdzy Przemyśl. Jest to zespół austryjackich fortów pochodzących z okresu I wojny światowej. Fortów (a raczej pozostałości) jest kilkanaście i są rozmieszczone wokół miasta, my celowaliśmy w te na południu. Trafił się w końcu jakiś ciepły dzień, więc zapowiadał się dobry trip - taki w sam raz na początek sezonu. Ruszyliśmy ze słonecznego prawie, że centrum miasta. Paweł dziś jechał na moim starym fulu. Jego nową maszynę dopiero spawają na Tajwanie. Ja natomiast przygotowałem się do tej wyrypy jak jakiś cygan-janusz. Ci co mnie znają, to wiedzą, ze ja na wryrypy zabieram sporo sprzętu - części i narzędzi. Dziś miałem ze sobą jedynie pompkę i multitoola. Nie wziąłem ani jednej dętki. Nie wiem na co liczyłem. Przyśniło mi się, że mam tubelesy czy jakieś inne omamy? Zdałem sobie z tego sprawę już przy samochodzie, ale wychodząc z założenia, że czasem to i bez zapasowej gumy można pojeździć bez konsekwencji nie zaprzątałem sobie tym głowy. Do czasu. Ale o tym później.Pierwsze kilometry wycieczki były mocno płasko-asfaltowe, na szczęście jechaliśmy z wiatrem, który dziś wiał dość mocno. Szybko dojechaliśmy do rezerwatu Skarpa Jaksamicka.
Widok ze skarpy w rezerwacie Skarpa Jaksamicka
Stąd było już niedaleko do 1 z fortów - Salis Sogilo. O fortach dotychczas nie wiedziałem zbyt wiele. Zwiedzałem jedynie leżący na północy fort Werner, który jest przerobiony na muzeum. Muszę przyznać, że byłem dość zaskoczony rozmiarem ruin fortu pierwszego. Sporo tu tego i nawet dobrze zachowane. Jest nawet trochę podziemnych pomieszczeń, żałowałem, że nie miałem latarki.
Fort Salis Sogilo #1
Fort Salis Sogilo #2
Fort Salis Sogilo #3
Fort Salis Sogilo #4
Można by tu spędzić sporo czasu, ale my mieliśmy trasę do objechania. Ruszyliśmy na południe, wzdłuż granicy. Po drodze mijaliśmy ruiny, kolejnych fortów: Cyków i Jaksamice ale z nich akurat zbyt wiele nie zostało. Wspięliśmy się także na Złotą Górę (257 m.n.p.m), z której fajnie było widać pas graniczny PL-UA.
Złota Góra #1
Złota Góra #2
Po kolejnym odcinku asfaltowym dotarliśmy do Fortu Łuczyce, położonym na wzgórzu o wysokości 278 m.n.p.m. Na prowadzeniu wojen kompletnie się nie znam ale ze wszystkich kompleksów odwiedzonych dziś ten wydawał mi się najtrudniejszy do zdobycia. Pagórek na którym się znajduje jest jakby wyspą wśród równiny.
Fort III Łuczyce
Stary, dobry, skrzypiący Force
Mieliśmy dziś naprawdę dobre warunki terenowe. Było sucho i trochę błota jedynie po dołach.
Po Łuczycach dalej mordowaliśmy czarny, forteczny szlak pieszy, tym raz do fortu artyleryjskiego Optyń. To kolejne dość rozległe ruiny na wzniesieniu z dobrze zachowaną tzw suchą fosą.
Fort Optyń #1
Fort IV Optyń #2
Po krótkim postoju jedziemy dalej. Jak już pisałem wyżej - to chyba pierwszy wyjazd w historii, że nie miałem zapasowej dętki. No i cóż takiego mogło mi się w ten piękny dzień w rower przytrafić? Oczywiście SZMATA NA PRZEDZIE! To już czwarta guma złapana przeze mnie na Pogórzu Przemyskim. Kiedyś nawet ustrzeliłem tu jednocześnie dublet. Nie wiem, czy złapałem tyle podczas tysięcy kilometrów wykręconych wokół Rzeszowa. Gdy coś takiego notorycznie się dzieje to można zacząć wierzyć, że jest się przeklętym, urodzonym pod złą gwiazdą. Naprawdę nie wiem jak odpędzić te złe moce. Skropił bym się spirytusem gdybym go miał. Pozostało splunąć przez lewe ramię i próbować zmierzyć się z problemem. Zapasowej dętki oczywiście brak. Paweł, też dobry majster, miał łatki ale nie miał kleju, więc nadawały się jedynie na gumę do żucia. Lokalna mieszkanka poproszona o pożyczenie butaprenu przyniosła nam coś co kazało nam się zastanowić czy zjechaliśmy aby na pewno po właściwej stronie granicy.
Niestety mimo najszczerszych chęci substancja z tubki nie chciała chwycić. Nie stwierdziliśmy także aby posiadała jakiekolwiek właściwości odurzające więc, jako zupełnie nieprzydatną, grzecznie zwróciliśmy ją właścicielce. Pozostało wziąć zapasową dętkę Pawła na koło 26" i założyć ją na 27.5". Na szczęście spasowała nawet bez problemu, nic tylko pompować i jechać dalej.
Znienawidzona robota
Czekał nas szybki, szutrowy zjazd z widokiem na Przemyśl i wizyta w sklepie. Pogoda zaczęła się pogarszać, zachmurzyło się i wiało, a nas czekał długi podjazd na Wapielnicę (394 m.n.p.m) i kolejny fort - Helicha. Te ruiny były w zdecydowanie najgorszym stanie. Kiedyś strzelano tu z armat, dziś się tu chyba tylko wali po kablach.
Fort VI Heliha #1
Fort VI Heliha #2
Z Wapielnicy zjechaliśmy zakręconym jak świński ogon szutrem i mieliśmy atakować kolejne, forteczne wzgórze - Prałkowską Górę. Mieliśmy, niestety przytrafiła się nam kolejna SZMATA - tym razem przód u Pawła. Ooooo losie zły, litości! Chłop mi własną dętke podarował, a teraz taki klops. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia z powodu mojego nieogara. To wszystko przez zimę! I przez fatbajki! Jakieś szosy, wypożyczone rowery itp dewiacje sprawiają, że człowiek zapomina jak się uprawia szlachetne rzemiosło wyrypy. Szczęście w nieszczęściu tym razem dziurka okazała się na tyle mała, że dało radę jechać, co jakiś czas dobijając powietrza. Niestety Prałkowską Górę musieliśmy odpuścić. Zjechaliśmy do drogi krajowej i podjechaliśmy na Kruchel i Kopiec Tatarski, skąd rozpościera się fenomenalna panorama na miasto.
Panorama Przemyśla
Panorama ta bije na głowę widoki na Rzeszów z Łanów, czy Tarnów z Góry Św. Marcina. Zrobiło się konkretnie zimno, pozostało zjechać asfalto-brukiem do auta i wracać do domu.
Uwielbiam Pogórze Przemyskie i Przemyśl jako miasto, ale chyba nie mógł bym tu mieszkać - koszta łatania dętek puściły by mnie z torbami. Trochę byłem sceptyczny co do trasy ale podobało mi się. Jak na początek sezonu było dobrze. Wyrypa w rzadko spotykanym stylu "wszystko w siodle", bez wypychów i dużych wartości przewyższeń ale nawet sponiewierała. Standardowo na przemyskim nie mogę polecić ani jednego zjazdu, ale przemyskie polecam na rower ogólno-turystycznie. Oczywiście tylko z tęgim zapasem dętek.
CD
Czwartek, 10 marca 2016 · dodano: 10.03.2016 | Komentarze 0
Ciąg dalszy przygotowywania Tranca do sezonu. Zmienione siodło na stare WTB i kiera na starą 750mm Dartmoora i od razu inny rower. Dawać mi ten sezon! Zastanawia mnie tylko potrzeba trzymania tego głupiego napinacza. Przed zimą jeździłem na zdjętym i było ok, teraz znowu założyłem i nie dość, że hałasuje i zbiera bród to jeszcze upośledza pracę tylnej przerzutki.Reverb skończył się na kill them all
Wtorek, 8 marca 2016 · dodano: 08.03.2016 | Komentarze 1
Wybrałem się dziś przewietrzyć trochę Trancea. Nie jeździłem na nim 2 miesiące. Powinienem unikać takich przerw bo po takim czasie jeżdżenia na sztywniakach mulistość fula jest wręcz przytłaczająca. Jak ktoś mi jeszcze raz powie, że zawieszenie maestro nie pompuje przy pedałowaniu to śmiechem zabiję! Do sztywnych szosowych podjazdów bez włączenia platformy w damperze nie podchodź. Dziś krótka przejażdżka mająca na celu regulację ciśnień w kołach i amorach. Czuję, że mogę w końcu wrócić do kiery o małym wzniosie.Była to też pierwsza jazda na nowej sztycy. Zamieniłem Giant Contact Switch 2015 na ... Giant Contact Switch 2016. Beka? Przecież RockShox Reverb jest królem a cała reszta obsysa. Tak myślałem przez parę lat to teraz już nie koniecznie. Zebrałem o tym garść przemyśleń, którymi teraz chciał bym się podzielić.
Gianta Connecta 2015 wyżebrałem za darmo gdy kupowałem nowy rower. Ta sztyca na 1 rzut oka reprezentuje biedę i wygląda paździeżowo - miałem ją więc w głębokiej pogardzie. No ale skoro dostałem za darmo to wziąłem. Docelowo miałem wymienić ją na Reverba Staeltha, jak tylko finansowo się trochę odkuję. Tymczasem już pierwsze jazdy przekonały mnie, że ta sztyca śmiga lepiej niż mój stary Reverb! Udało mi się znaleźć 2 zasadnicze wady:
- kiepskie jarzmo na 1 śrubę - siodło potrafiło zmieniać kąt podczas jazdy, w najmniej odpowiednich momentach. Sprawę załatwiło skręcenie jarzma z użyciem pasty zwiększającej tarcie
- tylko 100mm skoku - niby tylko 2.5 cm mniej niż reverb ale przy ramie Lce robi to sporą różnicę. Ustawienie wysokości siodła to w tym przypadku kompromis - albo za nisko przy podjeżdżaniu albo za wysoko na zjeździe
Gdy dowiedziałem się, że Connect 2016 ma być pozbawiony tych wad to wiedziałem że kupię. No i faktycznie - sztyca ma solidne jarzmo na 2 śruby jak Reverb i jest dostępna w 3 wersjach: 100, 125 i 150mm. Sebek mi ją założył i jestem bardzo zadowolony. Zobaczymy jak będzie dalej ale na razie jaram się jak oznaczeniem zielonego szlaku na Połomę! ;)
Ok ale jak to się ma do Reverba? Oto 6 przyczyn dla których Connect jest lepszy od Reverba:
1. Cena - RockShox to bandyci w białych kołnierzykach, łupią tych biednych mtbowców nie od dziś. Nowy (taki z pudełkiem, nie zdemontowany z nowego roweru) Reverb Stealth z dolnym prowadzeniem przewodu o średnicy 30.9 kosztuje jakieś 1300-1400 zł. Nowego Connecta można dorwać za 50-60% tej ceny. Pomyślcie tylko ile zostaje na testowanie etanoli.
2. Kupując Reverba musisz zadecydować, czy chcesz sztycę z dolnym prowadzeniem przewodu, czy kabel przy jarzmie. Oczywiście wersja Stealth jest droższa. Connect nie ma tego problemu, jest dwa-w-jednym a konwersja polega na przełożeniu linki i odwróceniu wewnętrznego kardridża - zajmuje około 15 minut i może ją zrobić każdy i to nawet na trzeźwo.
3. Kupując Reverba musisz się zdecydować na manetkę prawą lub lewą. Manetka Connecta jest uniwersalna.
4. Manetkę Reverba bardzo łatwo uszkodzić zahaczając o coś albo nierozważnie stawiając rower do góry kołami. Oczywiście manetka do Reverba kosztuje majątek. Manetka Connecta jest praktycznie niezniszczalna.
5. W Connect sztyca z manetką jest połączona zwykłą linką i pancerzem jak do przerzutek. Reverb ma specjalny, hydrauliczny przewód, który oczywiście jest KOSZMARNIE drogi (150 ziko to badziewie bangla, rokszoks powaliłooooo?). Do tego płyny, zestawy odpowietrzające itp, itd. Nokaut.
6. Budowa wewnętrzna Reverba jest dość skomplikowana. Dużo tam uszczelek, ślizgów. Oczywiście to wszystko w oryginale jest KOSZMARNIE drogie (zaskoczeni?). Niektórzy, jak np serwis Wicha we Wrocławiu, dorabiają te elementy we własnym zakresie ale mimo wszystko serwis jest skomplikowany. Connect w swoim wnętrzu ma nierozbieralny kardridż. Jak się coś zepsuje trzeba ten kardridż wymienić, co można zrobić samemu w 10 minut. Trudno powiedzieć co wychodzi taniej ale wg mnie to plus dla Connecta za banalny serwis.
Właściwie jedyną przewagi Reverba nad Connectem to: waga (Connect jest jakieś 100 gram cięższy) oraz to, że Reverba kują w wielu średnicach a Connect to tylko 30.9. Także przy montażu w większej dziurce trzeba kombinować z adapterami.
Reverb to nadal świetna sztyca. Niestety polityka cenowa firmy RockShox zmusza do szukania tańszych alternatyw. Oczywiście o prawdziwej wartości Connecta pogadmy za 2 konkretnie przejeżdżone sezony ale na razie wygląda to bardzo obiecująco. Tak to sobie rozkminiłem przy szklaneczce Dżoniego Habela -DYNÓW FINEST, SINGLE MELT & BARREL.
Ciąg dalszy fantazji o rubensowskich kształtach
Niedziela, 6 marca 2016 · dodano: 06.03.2016 | Komentarze 3
Po ostatniej wyrypie fatbajkowej, naprawdę dużo myślałem o tych rowerach. Czytałem, przeglądałem strony producentów, rozkminiałem technologię. Fantazjowałem na temat tych rozkosznych, okrągłych pulpecików i rowerowych kształtów jakby żywcem wyjętych z obrazów Petera Paula Rubensa, a nie powstałych na deskach kreślarskich i w autocadach współczesnych inżynierów. Fatbajk jawił mi się jak ta kobieta, która na co dzień wydaje ci się zupełnie nieatrakcyjna, ale jak przypadkiem, będąc pod wpływem, przelotnie poznasz ją bliżej to jakiś czas nie możesz o niej zapomnieć ;). Różne myśli chodziły mi po głowie. Sprzedam Trance i kupie fata? Czy to urok? Dałem się uwieść? Zwariowałem? A może zwyczajnie chłop dawno nie jeździł w terenie, nachlał się i świruje? Bardzo chciałem rozgryźć ten temat. Z pomocą przyszedł mi Paweł, który też chciał pojeździć na fatach i zaproponował ciekawą trasę. Do timu dołączył Sebek Dobry Bandyta w pożyczonej kabinie i wspólnie udaliśmy się do Zagórza po faty i dalej do Rajskiego, skąd startowaliśmy na dzisiejszą wyprawę.Bandit, krejzi drajwer
Trasa wiodła w dużej części doliną Sanu, szlakiem wysiedlonych wsi - byłą więc troszkę wtórna z jednym, wyrafinowanym mtb melanżem z 2014 roku. Mając w pamięci tamten wyjazd, wiedziałem, ze dziś teren będzie ciut cięższy niż w Słonnych, mimo wszystko droga do Tworylnego była nawet przejezdna. Tworylne zimą ma zupełnie inny klimat niż latem, tym razem nie było krzaków sięgających powyżej głowy, udało się więc odnaleźć pozostałości cmentarza, które przegapiliśmy ostatnio.
Pierwsze chwile na facie
Doliną Sanu
Tworylne #1 - cmentarz
Tworylne #2
Największego błotnego syfu spodziewaliśmy się na drodze do Krywego i te przewidywania się sprawdziły. Jestem prawie pewien, że na zwykłym rowerze bym tu poległ. Dostał bym piany, cisnął go do Sanu i wrócił do auta na piechotę. A na fatach o dziwo - prawie wszystko w siodle. No może poza jednym pamiętnym brodem, hehe :D. Dość sprawnie dotarliśmy do ruin cerkwi.
Chłopcy walczą w gnoju
Panie, fatbajk to nie amfibia
Najtrudniejszy technicznie moment dzisiaj
Krywe #1 - ruiny cerkwi
Krywe #2
Podjazd pod Ryli (622 m.n.p.m) to była gehenna. Tęga kiepa. Brakowało nogi i zębów w kasecie. Tylko cyborg Daku podołał i nie dał się wysadzić z siodła nachyleniu. Potem czekał nas odcinek jazdy w klasycznej, bieszczadzkiej brei najgorszego rodzaju. Chałupy kiedyś z tego lepili.
Bieszczadzkie błoto w pełnej krasie
Po dojechaniu do szutrowej drogi okazało się, że opony owinęły się jak donuty brązowym lukrem. Jak się oczyszcza ponad 4 calowa opona na zjeździe? Hmm... to trzeba przeżyć. Tylko gdy wielkie błotne grudy walą o daszek kasku doświadczasz Bieszczadów prawdziwie. Niby do przełęczy Szczycisko wiodła utwardzona, leśna droga ale błota było w bród ze względu na zrywki. Przestało mi zależeć na tym, żeby się za bardzo nie pobrudzić. Tarzałem się w tym błocie razem z rowerem kwicząc przy tym z radości niczym młode prosię.
Opuszczona retorta
Tak jak widać - dużą zaletą wypożyczania rowerów jest to, że nie trzeba ich później myć.
Na przełęczy Szczycisko wskoczyliśmy na zielony szlak przez Połomę (776 m.n.p.m) do Terki. Tu czuję moralny obowiązek zaznaczyć, że bezsprzecznie jest to najlepiej oznaczony szlak w całych Bieszczadach, Beskidach, Karpatach, a nawet półkuli północnej. Oznaczenie spełnia normy EU, CISCO, ISO, ONZ, UNICEF oraz NATO, a znaki niczym mur chiński widać nawet z KOSMOSU! Znać tu rękę profesjonalisty .... tfu ... co ja gadam! Znać tu rękę mistrza! Pieprzonego Pablo Picasso wśród znakarzy! Jeśli dożyję późnej starości to kiedyś, przy kominku, opowiem moim wnukom i prawnukom z prawego i nieprawego łoża, że jechałem właśnie tym szlakiem. Jestem przekonany, że to dzieło rąk anonimowego znakarza zostanie niegdyś wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i będzie wymieniane jednym tchem wśród największych arcydzieł, spuścizny ludzkości dla potomności, jak chociażby sufit w Kaplicy Sysktyńskiej! Serio - to jedyny szlak w Bieszczadach Zachodnich gdzie na pewno nie zbłądzicie, hehe. Chwała temu szlakowi!
Zielony szlak na Połomie, a w tle perfekcyjny ZNAK
Zjazd do Terki już kiedyś robiłem, ale na fulu nie zapadł mi szczególnie w pamięci. Na facie to trochę inna bajka i w paru miejscach były emocje, tam gdzie stromiej i więcej kamieni. W Terece oczywiście nie mogliśmy nie odwiedzić miejscowego sklepu. Chciałem kupić jogurt, okazało się, że jest tylko jeden i do tego przeterminowany. Pani ekspedientka chciała nawet dać nam go za darmo. Nasze rowery wzbudziły natomiast ciekawość miejscowych gringos w gumiakach. Mieliśmy stąd atakować Korbanię, ale było już dość późno, ruszyliśmy więc na Studenne. Kolejna, błotna kiepa, która całkiem mnie zniszczyła.
Pochód wstydu, pokonani przez napęd 30Tx40T i demencje kondycyjną
Niektórym jednak 30Tx40T i nachylenie nie przeszkadza ...
Studenne to kolejna dziś, wysiedlona wieś na naszym szlaku. Zbyt wiele tu nie ma - cerkwisko i cmentarz, ale byłem pierwszy raz i bardzo mi się podobało. Chyba najbardziej klimatyczna z miejscowych dolinek. Chciałbym kiedyś tu zawitać wiosną.
Studenne #1
Studenne #2 - cmentarz
Studenne #3
Niedźwiedzi trop
Takie tam, z jazdy
Stąd mieliśmy już rzut beretem do parkingu ale stwierdziliśmy, że żal tak szybko rozstawać się z fatami, dokręcimy jeszcze trochę km i udamy się na pobliski Horbek. Taki malowniczy cypelek z kapliczką, z dobrym widokiem na północną część zalewu solińskiego. Widziałem to miejsce na wielu fotkach w necie ale nigdy wcześniej tam nie byłem.
Kapliczka na Horbku
Panorama z Horbka
Te ryje ... czerwone nosy ... 5 złotych bym tym bandytom nie powierzył ...
No i tak nasza przygoda się skończyła. Pozostało spakować i odwieźć rowery i ruszyć w chyba najzabawniejszy powrót do Rzeszowa w mojej wyrypowej historii. Ale tego Wam nie opowiem. Musiał bym mieć bloga zabezpieczonego dla +18 lat. No i więcej alkoholu :D. Nie pytajcie :D.
Podsumowując w kwestii fatbajków. Dzisiejsza wyrypa była w dużo cięższym terenie niż pierwszy test. No i ten wyjazd obnażył jednak braki tego sprzętu. Brakowało mi sztycy regulowanej, 2 ząbków w największej zębatce kasety i troszkę amora. Gdy najeżdżasz z dużą prędkością na kamień to gruba kicha to żaden amortyzator, a brak sztycy regulowanej znacznie utrudnia wybieranie nierówności w łokciach i kolanach. Za tylnym zawiasem też trochę tęskniłem - ale tylko dla komfortu 4 liter. Fatbajk błoto ogarnia ale w suchym, technicznym, kamienistym terenie o wiele przyjemniej jeździ się na zwykłym fulu. Także na razie za Trensa nie wymienię. Fat jest ciekawym sprzętem, całkiem dobrze pasującym do mojego stylu życia rowerowego menela. Kiedyś, przy nadmiarze gotówki to nawet się widzę jako takiego cygana-hypstera - zwiedzającego wschodnie przemyskie oraz bezszlakowe pasma Sanocko-Turczańskich na facie, zaglądającego niedźwiedziom do gwar i barłogów - ale do tego czasu zostaję przy cienkich kichach. Pływaliśmy ostatnio z ziomkami grubo, po szyje w FATO-PATO-LOGII ale czas kończyć te bezeceństwa i wracać do klasycznie zboczonego endura czy jak tam się to teraz w tym sezonie nazywa.