Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:403.39 km (w terenie 131.00 km; 32.47%)
Czas w ruchu:26:07
Średnia prędkość:15.45 km/h
Suma podjazdów:3478 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:44.82 km i 2h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
55.00 km 1.00 km teren
02:22 h 23.24 km/h:
Podjazdy: m

Pedałuj albo marźnij

Niedziela, 30 listopada 2014 · dodano: 30.11.2014 | Komentarze 4

Oględziny wycieku oleju z amora w Force sprawiły, że postanowiłem kolejny raz już nie kusić losu i pojechać na jakąś szosę. Szkoda, bo lubię mtb po takiej zamarźlinie. Z wiatrem jechało się w miarę dobrze, natomiast powrót pod lodowaty wiatr to już była katorga. Mtb po lesie to pewnie bym się spocił, a tak to jedynie zmarzłem.

Tak po cichu, jakoś bez rozgłosu odbyła się impreza Red Bull Hardline. Szkoda, bo trasa na, której się ścigano była naprawdę ostra :). Fajne zawody, przypomniały mi się początki mojej mtb zajawki, gdy jarałem się zawodami Red Bull Psychosis. A oto i cały HARDLINE w wykonaniu jego twórcy, Dana Anthertona.



Dane wyjazdu:
45.89 km 8.00 km teren
02:35 h 17.76 km/h:
Podjazdy: m

700 lumenów na dyńce

Poniedziałek, 24 listopada 2014 · dodano: 24.11.2014 | Komentarze 4

Zakupiliśmy z Pawłem ostatnio po taniości chińskie lampki-czołówki o mocy 700 lumenów. Dziś wybraliśmy się na testy do Babicy na tor DH. Jedna linia nawet była pograbiona, to dobrze bo na śliskich, wpół-zmarźniętych liściach by był dramat. Lampa jest super, o wiele lepiej niż ta z kierownicy. Tak to można jeździć, choć ja już nie bardzo mam zajawkę na nocne po lesie. Zjechaliśmy 3 razy i ogień do Siesdlisk na pumptrack. Tu już było dużo fajniej. Czołówka pozwala jeździć po bandach wysoko jak w dzień. Pół godziny zabawy i pozostał mroźny powrót do Rzeszowa. 

Proposowałem na tym blogu dwie pierwsze części In To The Woods, jak więc mógłbym nie proposować trzeciej skoro jest najlepsza i do tego w jakości 4K na jutubie?







Dane wyjazdu:
39.82 km 6.00 km teren
02:10 h 18.38 km/h:
Podjazdy: m

Janusze dirtu

Środa, 19 listopada 2014 · dodano: 19.11.2014 | Komentarze 0

Od jutra śnieg, więc wybraliśmy się dziś z Pawłem pompować RAP na pumptracku w Siedliskach. Dzięki wpisowi Wilczka wiedziałem już jak tam trafić. Nie znam się na tym ale obiekt robi wrażenie. Na początku byłem tu zagubiony jak dziecko we mgle - nie wiedziałem gdzie jechać, w którą stronę itp. Po paru kółkach już było wiadomo co i jak to zaczęliśmy kaleczyć te linie jak opętani. Pewnie dużo fajniej jeździło by się tu w dzień, a tak to z latarką na kierze miałem problem ze składaniem się w bandy bo nie widziałem gdzie jadę. Było śmiesznie i januszowo, zmyliśmy się jak zaczęło padać. Taka jazda daje w kość. Gdybym miał coś takiego pod blokiem to może bym się w końcu nauczył trochę jeździć na rowerze. Miejscówa ma jedną wadę: strasznie tam śmierdzi - chyba jest oczyszczalnia ścieków albo kurza ferma gdzieś niedaleko.

W niedzielę obejrzałem ostatni odcinek hbo "Watahy" - tak jak się spodziewałem, finał sezonu był ... najgorszy. Fabularnie kompletna dolina. Jedno mi się w tym wszystkim podoba: sposób ukazania Bieszczadów. Gdy się dowiedziałem, że hbo będzie kręcić serial, którego akcja dzieje się w tych górach to spodziewałem się jakiegoś sielankowego badziewia w stylu Domu nad Rozlewiskiem. Tymczasem "watahowe" Biesy są miejscem ponurym, dzikim i mrocznym, ociekającym krwią i ciężkimi alkoholami. Znając trochę historię rejonu ja właśnie tak odbieram klimat tych gór  i to nawet siedząc w pogodny dzień na połoninie.

Dane wyjazdu:
50.04 km 30.00 km teren
04:40 h 10.72 km/h:
Podjazdy:2143 m

Jest robota na Przehybie

Sobota, 15 listopada 2014 · dodano: 16.11.2014 | Komentarze 10

Na tym blogu od ponad miesiąca wieszczę koniec sezonu, który nie następuje. Warunki terenowe są lepsze niż w środku lata, trzeba więc jakoś wykorzystać ten czas. Parę tygodni temu byłem w Beskidzie Sądeckim w Paśmie Radziejowej, krajoznawczo była to bardzo udana wyrypa, niestety zabrakło dobrych zjazdów. Czytając o tych terenach w internetach okazało się, że zielony szlak jakim wtedy zjeżdżaliśmy do Piwnicznej jest najgorszym wyborem w całym paśmie :). Dziś razem z PawłemŁukaszem wybraliśmy się na dalszą eksplorację tych okolic z nastawianiem na tęgą rąbankę. Z parkingu w Gaboniu na Przechybę (1175 m.n.p.m) wiedzie długi, łagodny asfaltowy podjazd, zdecydowanie mniej bolesny niż szuter, którym podjeżdżaliśmy w październiku na Radziejową. po drodze minęliśmy tzw krzesło św Kingi - czyli skała w kształcie fotela, na którym wg legend odpoczywała św. Kinga uciekając przed Tatarami.

Krzesło św. Kingi
Krzesło św. Kingi 

Hmm.... nudy! Jedziemy dalej i jesteśmy na Przehybie. Ten asfalt sprawia, że to chyba najłatwiej zdobyty tysięcznik w "karierze" - bez ani jednego metra wypychu :). Na górze widoków na Tatry ZERO ale wiało bardzo mocno, więc zagrzaliśmy się w chwilę w schronisku. Poza nami i obsługą były tu jeszcze dwoje rowerzystów, z czego jeden na .... szosówce. Zaczynam tracić szacunek dla tej góry :). Po posiłku ruszamy na Wielką Przehybę (1191 m.n.p.m), by sprawdzić niebieski szlak, który niedawno rekomendował Idrive na swoim blogu.

Ogień na niebieski
Ogień na niebieski

O śnięty ESPEDZIE! Co tam się działo na tym szlaku :D. Nachylenie co prawda raczej mniejsze niż podczas zeszłotygodniowego zjazdu Różki-Cisna ale te kamule! Młócka, rąbanka, rzeźnia - dla mnie pewne miejsce w TOP 5 zjazdów tego sezonu. Trzeba się było orobić żeby to zjechać, aż łapy bolały. Wiało tak mocno, że Łukasza prawie porwało razem z rowerem :). Ja wykrzywiłem tylną przerzutkę - niby zwykłe koszty MTB melanżu, a jednak trochę żal, bo przecież od niedawna mam nówkę sztukę po tym jak rozwaliłem starą w Beskidzie. Miałeś chamie prosty wózek .... eh.
Gdy zmieniliśmy niebieski na zielony w kierunku Przysietnicy to bałem się, że coś tracimy ale dalej było ostro, liczba kamuli tylko nieznacznie spadła. Gdy dojechaliśmy do asfaltu trzeba było dać tarczom i amorom trochę odpocząć w całkiem przyjemnych okolicznościach przyrody.

To chyba Makowica (948 m.n.p.m)
To chyba Makowica (948 m.n.p.m)

Wzgórza nad Starym Sączem
Wzgórza nad Starym Sączem

Krótki pobyt w sklepie i z powrotem na Przehybę, tym razem bardzo długim szutrem, przechodzącym w drogę leśną. To był ciężki podjazd - tęskniłem za porannym asfaltem. Chyba z 10km, momentami stromo. Łydy puchły ale kręciliśmy.

Przekaźnik na Przehybie (1175 m.n.p.m)
Przekaźnik na Przehybie (1175 m.n.p.m)

Jakaś narada
Jakaś narada

Ostatecznie nie dotarliśmy na samą górę bo mieliśmy kolejną robotę do zrobienia - wbiliśmy w tym celu na szlak zielony. Niebieski był o wiele bardziej miodny ale ten sprawił mi jednak więcej trudności. Głownie ze względu na śliskie i strome single przez łąki oraz pełne liści i luźnych kamieni leśne rynny. Parę razy gleba była blisko. Było ciekawie ale szlak dość szybko przeszedł w zwykłą, leśną drogę. Dobrze, że wcześniej było jeszcze parę konkretnych, kamiennych faków:

Janush Lopes
Janush Lopes na robocie

Ciekawostka - jak widać, przy pozowaniu do tej foty popełniłem okrutny januszyzm i źle postawiłem lewą stopę na pedale. Po mimo tego podczas zjazdu tą sekcją kamienną (na zdjęciu jest tylko fragment) noga nie przesunęła mi się na pedziu ani o milimetr. Widocznie można uzyskać dobre trzymanie bez uciekania się do dziwnych PEDALING SYSTEMÓW z technologiami rodem z pułapek na myszy :). Tak, wiem .... w ESPEDE i na 29 calach skleił bym to dużo lepiej ... no dobra :). 
Po zjechaniu z zielonego pozostał nam już tylko powrót asfaltem do parkingu i fajrant. 2,143m w pionie, z czego 99% w siodle, bo wypychów prawie nie było - dało popalić. Mimo wszystko dobrze mi się dziś jechało, najwidoczniej kryzys, który mnie ostatnio męczył w końcu minął. To już druga z rzędu wyrypa, po której mam czyściutki rower - coś co nie zdarzyło mi się ani raz podczas letnich wojaży.
Za rok biorę urlop w listopadzie :). Prognozy pogody na najbliższe dni wskazują, że to już chyba koniec wyjazdów na ten rok. Będzie w końcu czas przeserwisować cieknący amor.

A tutaj POV Pawła, z niebieskiego, chłopak zapierdzielał na "szpicy" :)






Dane wyjazdu:
15.60 km 0.00 km teren
01:00 h 15.60 km/h:
Podjazdy: m

Dolina cd

Czwartek, 13 listopada 2014 · dodano: 13.11.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
95.79 km 40.00 km teren
05:40 h 16.90 km/h:
Podjazdy: m

Nowosielce - borek

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 9

W poniedziałek 4 godziny dłubałem w rowerze starając się wyeliminować trzaski. Wyczyściłem i nasmarowałem haki, rozkręciłem całą zawiechę i wsadziłem wszystkie części zamienne jakie miałem. Udało się - nie strzela. Co było źle - nie wiem. Wszystko było dokręcone i pod smarem. Przypuszczam, że osłony na łożyskach pivotów z czasem się wycierają i to powoduje te hałasy. Niestety wymieniłem już ostatni komplet jaki miałem. Nie wiem co będzie jak znowu to się wytrze - te części są coraz trudniej dostępne i trzeba płacić jak za prezydenta. Gdyby nie to zawieszenie, które wymaga troski jak niemowlę to mógłbym jeździć tym rowerem po wsze czasy. Nie podniecam się dużymi kołami :), nie potrzebuję amortyzacji z 1000 regulacji ale potrzebuję mniej obsługowej maszyny. W przyszłym roku trzeba będzie coś pomyśleć.

Miałem dziś jechać w góry, potem na Babicę - ostatecznie pojechałem obczaić miejscówkę Borek w Nowosielcach pod Przeworskiem. Po internetach krążyły ostatnio filmiki jak goście czeszą tam fajne bandy. Wzgórze jest niewielkie ale "konstruktorzy"wycisnęli z niego wszystko co się dało. Kilka naprawdę zadbanych tras z bandami i hopkami - nawet dziś tam grabili liście :). Linie bez kompromisów, gdzieniegdzie bez czikenlajnów - czasem trzeba polecieć. Trochę się pobawiłem i popatrzyłem co goście tam wyczyniają. Trochę nie moja zajawka ale chciałbym mieć takie coś pod domem. Szkoda, że to tak daleko od Rzeszowa.

Dzisiejsza jazda dowiodła, że z formą jestem w dołku. Taką dolinę ostatnio przeżywałem chyba w maju. Pewnie za wcześnie w tym roku zamieniłem izotonik na munszajna. W moje ręce wpadło ostatnio kilka naprawdę wysokiej klasy, okolicznych destylatów, prawdziwe, podkarpackie złoto no i zamiast bikestats zrobił się alkostats :). A przecież to jeszcze nie czas. Trzeba się w nadchodzącym tygodniu wziąć za siebie to może dane mi będzie jeszcze w tym roku pojechać jakiś dobry RAP.

Tymczasem w serialu hbo Wataha mafia wozi się osobówkami po zaporze w Solinie, a po okolicznych wsiach bojówki dresiarzy leją zakapiorów :D. Ostatni odcinek wkrótce - będzie mi brakowało tych cotygodniowych gwałtów na umyśle :).

Dane wyjazdu:
37.54 km 30.00 km teren
04:00 h 9.38 km/h:
Podjazdy:1335 m

(Bez)senność w Bieszczadach

Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 08.11.2014 | Komentarze 3

Plan tej wyrypy powstawał już od środy. Razem z Pawłem toczyliśmy na ten temat zażartą dyskusję na fejsie, rozważaliśmy różne kierunki i chyba jakieś kilkanaście wariantów. Ostatecznie i tak okazało się, że karty w ten weekend standardowo rozda pogoda - prognoza była raczej nie najlepsza. Stał się cud i wyjątkowo - jedynym miejscem nie tkniętym deszczem w sobotę miały być ... Bieszczady. Pisałem na tym blogu, że w tym roku już w Bieszczadach raczej nie będę ale cieszę się, że się myliłem. W piątek wieczorem zamiast zapodać sobie standardowego, bimbrowego klina, po którym śpię jak dziecko - ja postanowiłem byc "fit and healthy" - położyłem się spać o suchym pysku i wcześnie. Efekt: zasnąłem o 2 w nocy, a pobudkę miałem o 4:40 i już wiedziałem, że dziś będzie mi się jechać ciężko. Koło 6 przyjechał po mnie Paweł, zabraliśmy Łukasza i jazda. W Rzeszowie padało ale od Sanoka świeciło słońce, w lasach kompletna susza. Z parkingu w Cisnej ruszyliśmy asfaltem do Żubraczego i szutrówką dookoła Chyrlatej. Tzn szutrówka to to była jak tu jechałem 2 lata temu - teraz wylali tu trochę asfaltu. Niech HBO nakręci jeszcze 5 sezonów paździeżowej "Watahy", a wyborcza wyda z 8 dodatków o Biesach to niedługo będzie tu nowocześnie i miejsko! Krótka przebita przez krzaki i znaleźliśmy się na paśmie granicznym w okolicy Balnicy.

Na paśmie granicznym
Na paśmie granicznym

Warun był idealny, Bieszczady o tej porze roku wyglądają tak sobie ale mają swój klimat. Bałem się, że pasmo graniczne będzie wyglądać jak zachodni odcinek Blanica-Łupków, którym jechaliśmy w czerwcu ale zwalone drzewa zostały ... uprzątnięte. Generalnie od Balnicy do Przełęczy nad Roztokami mieliśmy do czynienia z wieloma kilometrami klasycznego, bieszczadzkiego singla, gdzieniegdzie poprzecinanego okopami z I wojny światowej.

Bieszczadzki singiel #1
Bieszczadzki singiel #1

Jesienne Bieszczady
Jesienne Bieszczady

Typowy, pasmowy interwał jechało się przyjemnie, choć ja jeszcze się nie obudziłem. Minęliśmy Czerenin (928 m.n.p.m) - miejsce dawnego trójstyku granic - dość szybko osiągnęliśmy najbardziej wysunięty na zachód tysięcznik pasma granicznego czyli Stryb (1011 m.n.p.m). To była pierwsza, widokowa polanka dzisiaj.

Na Strybie (1011 m.n.p.m)
Na Strybie (1011 m.n.p.m)

Dalsza droga to widoki na słowacką część Bieszczadów, niestety po tej stronie granicy było sporo mgły. Z Rypiego Wierchu (1003 m.n.p.m) zaczęliśmy pierwszy, dłuższy zjazd -200m w pionie na dystansie około 1.5km. Przyjemnie się jechało zwłaszcza "połoninowe" odcinki, zjazd raczej szybki niż techniczny - niewiele pamiętam bo drzemałem. Dotarliśmy na Przełęcz nad Roztokami.

Na przełęczy nad Roztokami
Na przełęczy nad Roztokami 

Dalszy etap to wypych na Okrąglik  z kilkoma wypychami i zjazdami. Zjeżdżałem ten szlak 2 lata temu ale teraz śmiać mi się chce jak czytam własny opis. Byłem wtedy bardzo początkujący i górna część zjazdu sprawiła mi spore problemy. Sek w tym, że od tego czasu skleiłem dużo konkretniejszych faków. Chętnie zjadę to kiedyś jeszcze raz bo warto ale wtedy nie przewiduje większych problemów :). Wypychy były ostre. Paweł szalał, podjeżdżał jakieś kosmosy. Wyrasta ponad janush-level i jak tak dalej pójdzie to będzie musiał jeździć chyba tylko z Lensem ;).

Bieszczadzki singiel #2
Bieszczadzki singiel #2

Janush Hill
Ja, Janush Hill

Wypych na Okrąglik (1101 m.n.p.m)
Wypych na Okrąglik (1101 m.n.p.m)

Z Okrąglika ruszyliśmy czerwonym na Jasło (1153 m.n.p.m) i dalej w kierunku Cisnej. Było parę połoninowych zjazdów ale też sporo turystów, dzieci, a nawet psów także trzeba było uważać. Na Małym Jaśle siedziała jakaś grupka młodych ludzi dla których staliśmy się atrakcją - machali, zagadywali, robili nam zdjęcia - tak jak to by był jakiś wielki wyczyn wytachać tu rower. Już wiem jak się czuje miś na Krupówkach.

Małe Jasło (1097 m.n.p.m), na horyzoncie Różki (855 m.n.p.m)
Widok z Małego Jasła na północny-wschód

Widok z Małego Jasła na wschód
Małe Jasło (1097 m.n.p.m), na horyzoncie Rożki (855 m.n.p.m)

Apogeum irytacji zostało osiągnięte jak zjeżdżaliśmy pierwszą stromiznę za Różkami - jakiś gość wyjął telefon i zaczął nas nagrywać. Zdążyłem tylko krzyknąć czy jest z polsatu czy tvnu. Dlatego właśnie nie lubię zatłoczonych turystycznie szlaków. 
Ogólnie to zjazd z Rożek był gwoździem dzisiejszego wyjazdu. W paru miejscach było stromo i dużo korzenio-kamienia przykrytego liśćmi. Świetny odcinek. Na tym zjeździe był prawdziwy RAP - musiałem się w końcu obudzić żeby to zjechać. Klimat dość podobny do zjazdów w paśmie Wysokiego Działu ale tam jednak było bardziej hardkorowo. W każdym razie kolejny klasyk zaliczony. Z Cisnej mieliśmy plan podjechać jeszcze Falową i zjechać to co tam kiedyś podchodziliśmy ale było już późno i byliśmy dojechani - więc spakowaliśmy się i wróciliśmy do Rzeszowa.
Długi ten sezon. To już drugi wyjazd co zamulam. Może pora na koniec? Dodatkowo mam rower do remontu - zawiecha strzela niemiłosiernie, amor cieknie. Zobaczymy .... 

Zdjęcia ukradzione Pawłowi.



Dane wyjazdu:
32.52 km 4.00 km teren
01:50 h 17.74 km/h:
Podjazdy: m

Spóźniona susza

Czwartek, 6 listopada 2014 · dodano: 06.11.2014 | Komentarze 0

Susza spóźniła się w tym roku o jakieś 3-4 miesiące. Przejechałem się dziś rowerem, znowu w nocy. Jedyna rzecz warta odnotowania - szuter z Kraczkowej na Magdalenkę prawie cały zalany assfaltem.

Skoro nie ma o czym pisać to HBO Wataha znowu zaskakuje. W ostatnim odcinku zakapiorski kumepl kapitana Rebrowa przyniósł mu 0.7 bimbru i powiedział, że kupił to za 25 zł u kogoś tam. Rebrow mu powiedział żeby stamtąd nie brał, bo jakiś koleś to pił i oślepł. To ma być promocja Bieszczad, czy promocja patologi? :D Nie dość, że przepłacają to jeszcze za metyl ...

Dane wyjazdu:
31.19 km 12.00 km teren
01:50 h 17.01 km/h:
Podjazdy: m

Wybór dokonany

Wtorek, 4 listopada 2014 · dodano: 04.11.2014 | Komentarze 12

Wybrałem w końcu nowe opony. Łyse Nevegale i zbyt Klejące HR 40a zostały zastąpione przez Maxxis High Rollery II tył: 2.3, przód:2.4 - mieszanka 60a. Pewnie gdybym mieszkał w jakiejś Cisnej to były by 2.5 i miększa guma ale mieszkam gdzie mieszkam i czasem muszę ponaginać po asfalcie. Dziś wybrałem się na mały test. Jak je zakładałem i patrzyłem na bieżnik to myślałem, że będą zamulać ale na początek szok - opory toczenia na asfalcie dużo mniejsze od Kendy. Opony są też dużo cichsze od Nevegali. Zrobiłem parę kółek po lasku - hamowanie ok, w zakrętach ok ale odniosłem wrażenie, że się trochę ślizgają na korzeniach - pewnie za duże ciśnienie. Nie chcę ich chwalić zawczasu, wypowiem się po paru wyrypach w góry i zjechaniu konkretnych faków. Na razie jestem pod wrażeniem.

Jacyś kolarze szosowi zapragnęli dowieść naukowo o ile bardziej efektywne jest ESPEDE w porównaniu do zwykłych platform. Dziesięć procent? Dwadzieścia procent? A MOŻE 30 PROCENT??????? Wyniki okazały się zaskakujące!!!! :).