Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:367.86 km (w terenie 105.00 km; 28.54%)
Czas w ruchu:23:45
Średnia prędkość:15.49 km/h
Suma podjazdów:4654 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:36.79 km i 2h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
10.10 km 0.00 km teren
00:45 h 13.47 km/h:
Podjazdy: m

Szlakiem myjni

Czwartek, 30 października 2014 · dodano: 30.10.2014 | Komentarze 2

Obmyć rower z sądeckiego błota.

Opony z mieszanki 42a nadają się tylko w teren i tylko w dół :). Kolejny raz jazda na nich była ciekawym doświadczeniem ale jak najszybciej muszę zmienić na coś twardszego, bo odgłosy toczenia tego po asfalcie przyprawiają mnie o ból mózgu.


Jest GOING HOFF epizod 3 i poraz 3 jest miazga. Goście umieją się bawić.


Dane wyjazdu:
56.83 km 30.00 km teren
05:20 h 10.66 km/h:
Podjazdy:1984 m

Sądecko-Pieninski rekonensans

Wtorek, 28 października 2014 · dodano: 29.10.2014 | Komentarze 12

Koniec października? Sezonu wyrypowego nie skończę! Lepiej niech on wykończy mnie. Zobaczymy kto kogo pierwszy. Tak sobie myślałem biorąc kolejny w tym sezonie urlop na MTB. Jesień mamy łaskawą w tym roku, trzeba więc korzystać. Skład: 2 janushów z "Januszh mi" (hehe), 6 rano wyjazd z Rzeszowa - kierunek kompletnie nie znany - Beskid Sądecki. Po dość długiej jeździe zameldowaliśmy się na parkingu u podnóża Radziejowej (1266 m.n.p.m) mając jeden cel - rozkręcić syty mtb-melo na tej smutnej jak zima górze. Temperatura na parkingu w okolicy zera, rowery podczas transportu na dachu auta nam lekko zamarzły, ale ogarniamy się dość szybko. Na początek standard - nowości sprzętowe: Paweł nawrócił się na platformy! To już najwyższy możliwy poziom januszyzmu. Wiadomo - jeździsz na platformach to wzbudzasz u ‚prawdziwych’ kontrowersje jak byś szedł w klapkach na Giewont. Ludzi ci, nie zdają sobie sprawy co to znaczy jeździć prawdziwie wolnym, bez strachu o brak wypięcia czy zapięcia. Myślę, że nawet najtwardszy ESPEDE-owiec przeżywa takie lęki w głębi swojego jestestwa. Takie problemy nie istnieją w kolorowym świecie MTB Januszhów.

Sprzętowa, prawdziwa wolność
Tak wygląda sprzętowa, prawdziwa wolność

Bardzo byłem ciekaw jak to się skończy ale o tym napiszę na koniec.
Wyruszyliśmy ubrani stosownie do temperatury na długo szutrowy podjazd do Przełęczy Żłobki. 9km mozolnego kręcenia pod górę. Nie takie rzeczy się podjeżdżało ale tym razem dojechał mnie zjawisko inwersji. Temperatura rosła liniowo z każdym kilometrem. Na górze było przynajmniej z 10 stopni ciepła.


Jak w parniku
Jak w parniku

Musiałem się zatrzymać i zdjąć komin, zmienić czapkę na cieńszą. Nie pomogło. Kolejny postój i zdejmuję rękawiczki, kask - dalej za gorąco. Podjazd zdaje się nie mieć końca. Mogę jechać jak jest upał, mogę jechać jak jest zimno ale niestety słabo znoszę drastyczne zmiany temperatury. Na przełęczy dopadła mnie klasyczna bomba i już wiedziałem, że dziś będzie mi się jechać ciężko. Chwilowo siły dodał rewelacyjny widok na Tatry. 

Tatry #1
Tatry #1

Szlak rowerowy zamieniliśmy na pieszy i zaczął się wypych. Bardzo fajny odcinek. Czytałem sporo relacji ludzi, którzy pokonywali go w dół i panuje opinia że to jest jakaś masakra i hardkor. Nie mam wątpliwości, że ten zjazd to będzie absolutny klasyk jak go kiedyś zrobię ale podchodząc to jakichś hardkorów tam nie widziałem. Zjeżdżaliśmy już z chłopakami dużo gorsze 'faki' w tym sezonie. Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić.

Wypych na Radziejową
Wypych na Radziejową

Szlak na Radziejową
Szlak na Radziejową

Dotarliśmy na Radziejową (1266 m.n.p.m) czyli najwyższy punkt dzisiaj. Szczyt jest kompletnie zalesiony ale za to stoi na nim wieża widokowa o wysokości 20 m. Widoki z niej są wprost fenomenalne. Niestety silny wiatr sprawił, że długo na górze nie wysiedziałem. Zeszedłem na dół by wspomóc się koksem w walce z ogarniającą mnie bombą, Paweł został by focić.

Tatry #2
Tatry #2

Tatry #3
Tatry #3

Ruiny zamku
Ruiny zamku

Pieniny
Pieniny

Ruszyliśmy w kierunku zachodnim. Krótki zjazd ze szczytu jest łagodny, szeroki, usiany kamieniami i korzeniami. Trudność techniczna żadna ale za to spora przyjemność. Parę km interwału przez Małą Radziejową (1207 m.n.p.m), Bukowniki (1209 m.n.p.m), Złomisty Wierch (1224 m.n.p.m) i Wielką Przehybę (1191 m.n.p.m). Warunki terenowe były lepsze niż podczas wszystkich ostatnich wypadów w Beskid Niski i Bieszczady - naprawdę mało błota. Za to miejscami było trochę ... śniegu :). Na Przehybie (1175 m.n.p.m) robimy sobie postój. Pierwotnie mieliśmy zjechać stąd niebieskim szlakiem do Rytra i potem wrócić na Radziejową by zjechać czerwonym przez Rogacz. Po dyskusji decydujemy się jednak zahaczyć o pobliskie Pieniny. Na kompletnym spontanie wybieramy zielony szlak na zjazd do Szczawnicy. Na mapie wyglądał dobrze - 680m w dół na niecałych 2.5 km. Tyle się oczytałem, ze Sądecki jest taki rowerowo-zajebisty, myślałem że można brać tu szlaki w ciemno i nie można wtopić - niestety myliłem się. Początek zielonego to zwykła leśna droga, a potem trawers - bardzo wąski, usiany kamieniami i korzeniami i przede-wszystkim mocno zakrzaczony. Chwilami ciężko iść. Jeden z gorszych odcinków jakie w życiu pokonałem. Byłem zły - taka wysokość, a zjazd takim paździerzem? Potem co prawda robi się już lepiej, a dalszy zjazd strumykiem po sporych kamiennych telewizorach to już czystej maści zabawa. Oponki z mieszanki 42a są stworzone do takich warunków - kleją te głazy jak macki ośmiornicy. Czułem, że rower jest dosłownie przyssany do tego, jak by nie było, trudnego podłoża. To był rewelacyjny fragment - gdy MTB Janusze zjeżdżają taki kąski to słychać mlaskanie, szelest wąsów i ortalionów. Niestety to zbyt mało by zatrzeć fatalne wrażenie z początku szlaku. Po zjeździe z tysięcznika spodziewałem się dużo, dużo więcej. Fundujemy sobie mały odpoczynek na polance z widokiem na Pieniny.

Nad Szczawnicą
Nad Szczawnicą

Zjazd do miasta, zakupy i jedziemy w stronę rezerwatu Biała Woda. Rewelacyjne trzymanie opon, które było atutem na zjeździe, na asfalcie jest jak zaciągnięty hamulec ręczny w samochodzie. Odgłos toczenia się miękkiej gumy ryje beret, ja zjadłem już cały koks a bomba nadal trzyma. Rezerwat jest fajny sporo skał -  typowo pieniński styl.

Rezerwat Biała Woda
Rezerwat Biała Woda

Jedziemy sobie szutrem, pokonujemy brody, jest fajnie ale robi się zimno. Potem nastąpił ostry wypych w kierunku Przełęczy Rozdziela i szlaku granicznego. Od połowy da się jechać, tzn Paweł jedzie, a ja 'nabombiony' głownie butuję.

I znowu wypych - bomba nie wybiera
I znowu wypych - bomba nie wybiera

Widok z Przełęczy Rozdziela (802 m.n.p.m)
Widok z Przełęczy Rozdziela (802 m.n.p.m)

Na przełęczy krótki odpoczynek - bardzo przyjemne miejsce, ładne widoki. Ruszyliśmy na wschód, szlakiem rowerowym wzdłóż granicy. Dobrze widać stąd pasmo Radziejowej i Jaworzyny Krynickiej.

Przehyba (1175 m.n.p.m)
Przehyba (1175 m.n.p.m) 

Po paru km dotarliśmy do Przełęczy Gromadzkiej (938 m.n.p.m), na 15 minut przed zachodem słońca. Pierwotnie mieliśmy stąd jechać na Wielki Rogacz (1182 m.n.p.m) i zjechać do Rytra czerwonym. Niestety musieliśmy zmienić te plany bo nie dali byśmy rady przez zmrokiem, a ja nie miałem lampek do nocnej jazdy w terenie. Trzeba podjąć trudne decyzje. Wiadomo - jak się jest na takiej wysokości to należy, po męsku zjechać terenem, najlepiej po jakichś ścianach. My jesteśmy zmuszeni obrać drogę wstydu - czyli asfalt. 9km asfaltowo-betonowego zjazdu do Piwnicznej - cóż za marnotrawstwo! Tyle przegrać ... Ostatni raz tak się złajdaczyliśmy uciekając z pasma Jamnej przez Arłamów. Na pocieszenie zostają ładne widoki na pogrążającą się w mroku dolinę. Było bardzo zimno. Na dole zakładamy lampki i wracamy krajówką do Rytra. Podjazd do parkingu pokonuję już tylko siłą woli. Na granicy padł mi telefon, do tego czasu Strava obliczyła pokonanie 1,764m przewyższenia. Asfaltowy powrót dodał jeszcze 220 (wyliczone z mapy). Nieźle jak na jazdę na takiej bombie od samego początku. Fajna wyrypa, niestety mało adrenaliny i zjazdowo niedosyt. Koniecznie trzeba tu wrócić na januszowanie pod tym kątem. Najciekawsze jest to, że Paweł jara się jazdą na platformach! Jest życie poza ESPEDE kajdanami! :D.

Wszystkie zdjęcia ukradłem Pawłowi.





Dane wyjazdu:
5.00 km 0.00 km teren
00:20 h 15.00 km/h:
Podjazdy: m

Wataha

Poniedziałek, 27 października 2014 · dodano: 27.10.2014 | Komentarze 0

Ten wspaniały sezon dojechał mi opony. To, że bieżnik tylnego KENDA NEVEGALa 2.1 poległ to standard, natomiast przedni NEVEGAL 2.35 ze starości już mocno popękał. Dostałem tę wspaniałą oponę z nowym rowerem i z krótką przerwą na eksperymenty z Nobby Nicem służyła mi przez 4 lata. Ponieważ nie mam pomysłu co sobie teraz kupić, a chciałem spróbować czegoś nowego - zszedłem do piwnicy i wygrzebałem drutowane MAXXIS HIGHROLLER 2.35 na mieszance 42a. NEVEGAL to (o ile się nie mylę) mieszanka 70a na środku i 60a po bokach, a te HIGHROLLERY to 42a - czyli bardzo miękka gumka. Testowałem tą oponę chwilę w tamtym roku ale na okolice Rzeszowa był zbyt lepki, masywny, ciężki i toporny. Zastanawiam się jak będzie sklejał ten komplet w prawdziwych górach. Dodam jeszcze że HR 2.35 jest tak szeroki jak NEVEGAL 2.1 :).

Tymczasem serial HBO Wataha coraz bardziej się rozkręca. W ostatnim odcinku kapitan Rebrow walił bimber z butelki i miał haluny jak po narkotykach :). Scena łapania uchodźców przy granicy była kręcona na ... kamieniu Leskim :D. Jest grubo. Takie bieszczadzkie since-fiction.






Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
04:40 h 19.50 km/h:
Podjazdy:1161 m

Lokalny folklor

Sobota, 25 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 10

Z lenistwa, starości, zimno-fobii, uczulenia na błoto oraz pijaństwa wyszło, że z Łukaszem pojechaliśmy szosą do Dynowa. To ewidentny znak, że najlepsze w tym sezonie już za nami ale to nie znaczy, że nie można się dobrze bawić. Szybko przeskoczyliśmy przez Matysówkę i zaczęliśmy podjazd do Kielnarowej, a tam ... stado lam?


Stado lam
Stado lam?

Patrz mi w oczy!
Patrz mi w oczy! 

Dalej ogień przez Dalnicę, Borki i Błażowe. Dawno nie byłem w tych stronach. Temperatura niby 4 stopnie ale odczuwalna pewnie około zera. 

Lens?
Jakiś koleś podobny do Lensa?

W Piątkowej pod remizą zamelinowaliśmy się w dyskotekowej kańciapie. Przyjechali panowie strażacy, lekko wczorajsi, po cywilu i wyciągnęli z auta prawdziwe arcydzieło - niewielką beczułkę na bimber stylizowaną na 19-wieczny wóz strażacki. Tak się bawi OSP Piątkowa! Gdybym tu mieszkał to też bym należał do straży - ugasił bym tym sprzętem wiele "pożarów" hehe. Wołali nas nawet "na jednego", chętnie bym nawet skosztował ale trzeba było jechać dalej - do Harty. Miejscowość ta bardzo dobrze mi się kojarzy. Wiadomo, że Podkarpacie bimbrem słynie, ale to właśnie tu podejmowano próby prawdziwej komercjalizacji tego smakołyku i uczynienia zeń produktu regionalnego pod marką HARTINI, tudzież HARCIANKA. W na studiach znałem kilka osób z tych rejonów i często się u nich zaopatrywałem - "czy żeś strojny, czy obdarty, pij najlepszą wódkę z Harty" hehe, to były czasy. Przejazd przez wieś przypomniał mi charakterystyczny smak tej ambrozji. Podobno ostatnio jakość się pogorszyła, chciałem to sprawdzić i w miejscowym sklepie zapytać o coś spod lady ale Łukasz narzucił za duże tempo. Kilka machnięć korbą i byliśmy w Dynowie. Tutaj kebab w barze i ciepła herbatka. Zasiedzieliśmy się w cieple, trudno było wrócić na siodło. Na szczęście, standardowo - fasfood tłuszcz rozpalił ogień mojego metabolizmu dzikim płomieniem i nie było mi już zimno do samego Rzeszowa.

Podjazd do Łubna
Podjazd do Łubna, w dole Dynów

Tak sobie lecieliśmy przez Łubno, Wyręby, Ujazdy, Kąkolówkę. Super tereny na szosę, ruch mały, bo Unia porobiła nowe assfalty, w wojewódzwie o najmniejszej gęstości zaludnienia. Dalej Lecka, Białka, Zimny Dział, Straszydle.

Straszydle
Straszydle

Szybkie hop przez Przylasek, standardowa budziwojska doyeeebka i można było się cieszyć urokami pięknego miasta Rzeszowa. Pierwszy raz zrobiłem ponad 1000m przewyższenia jadąc szosą i była to najłatwiejsza 'ołwer-tysiączka' w życiu. To nie to samo co teren - w ogóle się nie ujechałem. Przez najbliższe 5-6 miesięcy czeka mnie pewnie trochę tego typu wycieczek.


Dane wyjazdu:
24.33 km 0.00 km teren
01:10 h 20.85 km/h:
Podjazdy: m

Zero motywacji

Wtorek, 21 października 2014 · dodano: 21.10.2014 | Komentarze 7

Prognoza pogody na nadchodzące dni sprawia, że kompletnie nie chce mi się jeździć nocnych po assfalcie. Zastanawiam się, czy nie odpuścić sobie tego do nowego roku, gdy pojawi się głód roweru. Z drugiej strony naiwnie łudzę się, że jeszcze w tym roku jakaś wyrypa się trafi, więc trzeba być w formie i gotowości 'bojowej'. Gdybym całkiem odstawił jazdę na tygodniu to bardzo szybko bym się fizycznie stoczył bardzo nisko :). Bo tak naprawdę to liczą się tylko wyrypy - wszystko inne jest tylko przygotowaniem.

Z innej beczki - fabuła serialu HBO "Wataha", którego akcja dzieje się w Bieszczadach to niezła kopalnia beki :). Nie powiem - trochę klimatu Bieszczad jest - bimber leje się często, gęsto z kadzi, baryłek, szklanek, metalowych kubków i słoików po majonezie. Strasznie ktoś ładuje hajs w promocje tych gór. Turystów przybywa. Oby nie podzieliły losu Beskidu Śląskiego. Zwiedzałem Śląski niedawno z buta i piękne góry ale dzikości to tu nie ma. Na większości szczytów schronisko, stok narciarski, wyciąg albo przynajmniej przekaźnik gsm. Obym nie doczekał chwili, gdy jadąc w Bieszczady będę musiał stać w korku od Sanoka.

Dane wyjazdu:
22.00 km 0.00 km teren
01:05 h 20.31 km/h:
Podjazdy: m

Szosowe pitupitu

Poniedziałek, 13 października 2014 · dodano: 14.10.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
49.60 km 40.00 km teren
04:35 h 10.82 km/h:
Podjazdy:1509 m

Zatraceni w MTB melanżu

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 13.10.2014 | Komentarze 20

Miałem kilka tras na ten sezon, które trzymałem na moment gdy nastaną dobre warunki, czyli na suszę. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że "dobre warunki" w tym roku już nie nastąpią, czas więc pojechać coś naprawdę konkretnego. Tym bardziej, że pogoda jak na październik naprawdę sprzyja. Razem z ŁukaszemPawłem Sebą wybraliśmy się dziś w małopolską część Beskidu Niskiego by zmierzyć się z kilkoma wymagającymi szlakami. Dzisiejsza trasa miała dostarczyć nam mocno stężoną dawkę MTB-melanżu, czystej górskiej jazdy bez kompromisów. Dwóch uczestników dzisiejszej wycieczki miało nowe rowery. O ile rower Pawła znam dość dobrze :) to rower Łukasza to kompletna nowość.

Hmmm....ten rower jest naprawdę ładny
Hmmm....ten rower jest naprawdę ładny, zdjęcie przedstawia stan przed sponiewieraniem przez beskidzkie błoto :)

Jak widać jest to 29er, o tych rowerach widziałem dotąd prawie nic, poza tym, że jak powszechnie wiadomo ... are gay :) (sorry, nie mogłem się powstrzymać). Dziś dodatkowo okazało się, że ten rower jest tak wielki, że musieliśmy go wieźć w częściach na dwa samochody hehe ... a tak poważnie, maszyna idzie jak złoto. Jeśli kiedyś będę kupował nowy rower to będę miał poważny dylemat co do rozmiaru kół. 
Całą drogę do Gorlic towarzyszyła nam słoneczna pogoda ale od Małastowa jechaliśmy już w gęstej mgle. Na parkingu przełęczy Małastowskiej warun był kiepski - 14 stopni, wilgotno i gęsta mgła. Początek trasy, niebieski szlak z przełęczy na wschód, nie napawał optymizmem - błotnista leśna droga.  Liczyłem na lepsze warunki ale jak widać pogoda w górach rządzi się własnymi prawami. Z okolic Krzywej rozpoczęliśmy wspinaczkę szutrem na Popowe Wierchy (684 m.n.p.m). Widoków zero bo gęsta mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów, za to jaki klimat. Dotarliśmy do Głównego szlaku Beskidzkiego. Trasa jak dotąd nic specjalnego - towarzysze zaczęli mnie nawet disować, że ich w jakieś paździerze prowadzę. Wtedy nastąpił ZJAZD i wszyscy znaleźliśmy się w innym świecie. W świecie najdłuższej sekcji korzennej jaką w życiu jechałem, dodatkowo bardzo stromej. Gdy w pewnym momencie spojrzałem w dół i zobaczyłem ile jeszcze metrów tego mnie czeka to wątpiłem czy podołam. Dałem radę ale co tam się działo? Czysty hardkor,  nie opisuję - to trzeba przeżyć. Na dole gęby nam się śmiały, a ja zacząłem odbierać pierwsze 'rispekty' za trasę.
Chwila odpoczynku dla rak, nóg i nerwów i zaczęliśmy podjazd na Rotundę, na której niedawno gościłem.

Podjazd na Rotundę (771 m.n.p.m)
Podjazd na Rotundę (771 m.n.p.m)

Tym razem jednak pokonywaliśmy ją we właściwym kierunku. Od wschodu góra praktycznie jest do podjechania, poza miejscami pochłoniętymi przez błoto. W pewnym momencie łańcuch zaczął mi zaciągać tak, że musiałem spędzić 10 minut na doprowadzaniu napędu do porządku. Gdy dojechałem na szczyt, goście już zdążyli tam się zadomowić, a nawet zawrzeć znajomość z ekipą, która zajmuje się remontem miejscowego cmentarza.

Jest klimat na Rotundzie
Jest klimat na Rotundzie

Po krótkim odpoczynku nastąpił zjazd  - gdy tu pchałem we wrześniu to wiedziałem, że wrócę. Zjazd jest szalony. Na początek płynny singiel, potem ściana i stromizna po kamieniach. Ładnie to sklejaliśmy, na dole znowu euforia :). Za zjazd przyszło zapłacić naprawdę ostrym wypychem na Kozie Żebro (847 m.n.p.m). Zastanawiam się, jak można znakować tak szlaki piesze? Przecież po deszczu to pewnie jest nie do pokonania pieszo w górę ani w dół. Szlak trafia na listę 'do zjechania' ale z adnotacją, że będzie baaaardzo ciężko. Dobrze, że mgła w końcu ustąpiła.

Na Kozim Żebrze (847 m.n.p.m)
Sponiewierani :)  na Kozim Żebrze (847 m.n.p.m)

Zjazd zielonym szlakiem był inny od dwóch poprzednich. Do wierzchołka Skałka (820 m.n.p.m) był interwałem, a dalej przyjemnie w dól bez jakichś stromizn, za to z gigantycznym "floł". Jedyny problem stanowiły odcinki gdzie ilość błota znacznie ograniczała przyczepność. Kolejny raz chłopaki byli zadowoleni hehe. Po takiej dawce emocji nadszedł czas na wyciszenie - trochę asfaltów i szutrów. Obejrzeliśmy dwie stare cerkwie -  w Skrwitnem oraz Kwiatoniu.

Cerkiew w Skwirtnem
Cerkiew w Skwirtnem

Cerkiew w Kwiatoniu
Cerkiew w Kwiatoniu

Ikonostas
Ikonostas

Atak na sklep w Kwiatoniu - niestety - ZAMKNIĘTE!
Atak na sklep w Kwiatoniu - niestety - ZAMKNIĘTE! 

Niestety w okolicy Odernego popsułem tylną przerzutkę - przestała naciągać łańcuch. Po 4 latach ciężkiej służby ten błotny sezon ją wykończył. Łukasz pocerował trochę zipami i dało się jechać ale łańcuch wisiał jak szmata. Pozwolę sobie snuć domysły, że awaria ma związek z tym, że ostatnio zabrakło mi Rohloffa i smarowałem jakiś czas zielonym FinshLinem. Pokryty tą mazią napęd radził sobie z błotem fatalnie, często zaciągał. Ten smar, to żenujące, rzadkie g****, które nadaje się jedynie na szosę. Na Beskidzkie czy Bieszczadzkie błoto to tylko Rohloff.

Szybki fix w terenie
Szybki fix w terenie

W  okolicy wzniesienia Wierchy, w końcu trafiło się trochę widoków na Beskid. Dalsza trasa końskim szlakiem na Magurę Małastowską była płaska i błotnista.

Beskid Niski zachodni
Beskid Niski zachodni

Szlak na Magurę Małastowską
Szlak na Magurę Małastowską

Zjazd z Magury niebieskim szlakiem to kolejna dawka adrenaliny. Początek stromy, po bardzo luźnych kamieniach, a dalej to już czysta zabawa, aż do Przełęczy Owczarskiej. Przyjemny był nawet płaski odcinek singla, z widokiem na Magurę, nad którą zachodziło słońce. Na koniec trochę turbo-szutru i znaleźliśmy się w Małastowie. W miejscowym sklepie serwowali pierogi z mikrofalki, niedrogie i dobre, także skorzystaliśmy - POLECAM. To prawdziwa rzadkość - zwiedziłem już dziesiątki sklepów po różnych wsiach ale pierwszy raz zetknąłem się z taką ofertą.

Pierożani
Pierożanie, melanżownicy

Pozostał nam 3km podjazd serpentynami na parking przy przełęczy. Pierogi dodały mi takiej mocy, że zerwałem założone przez Łukasza zipy na tylnej przerzutce. Dalsza naprawa nie miała sensu, szkoda bo bardzo chciałem się upodlić i kompletnie dojechać na tym podjeździe. Seba i Paweł pojechali po auta, a ja z Łukaszem czekaliśmy pod sklepem.

Mechanik i jego dzieło :)
Mechanik i jego dzieło :)

Powrót do Rzeszowa jak to zawsze z chłopakami - był wesoły :). Co tu dużo pisać - fenomenalny wyjazd, każdy zjazd dziś był inny i każdy to absolutny klasyk. Sklajaliśmy to zatraceni w MTB-melanżu. Trasa do zapamiętania i powtórzenia. Tak to można kończyć sezon :).

RELACJA U SEBY.
MAPA:




Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:40 h 15.00 km/h:
Podjazdy: m

Czilując

Czwartek, 9 października 2014 · dodano: 09.10.2014 | Komentarze 1

Łukasz podesłał mi edit gości z Rzeszowa, gdzie jeżdżą w okolicy czarnego szlaku w Czarnorzekach. Ta ściana pod koniec - w kwietniu przejeżdżałem obok niej, jeszcze przed "przeróbkami" - tam jest prawie pion :).
W tym tygodniu podobał mi się także TEN EDIT - jest stromo, drapieżny styl no i TEN ROWER! Zawsze miałem słabość do ram NORCO. Norki są najpiękniejsze i nawet duże kichy tego nie zmienią ;).

Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:30 h 21.33 km/h:
Podjazdy: m

Coś tam pojechałem

Wtorek, 7 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 0

Przejechałem się rowerem ale bez zajawki na nocne jazdy. Trochę asfaltu i powrót do domu. Wolę już czyścić buty z bieszczadzkiego błota i zajmować się porcjowaniem antałka bieszczadzkiego bimbru, który dziś otrzymałem. Jest to produkt najwyższej jakości. Wódki nie cierpię ale to prawdziwy rarytas. Każdy łyk tej ambrozji przenosi mnie bliżej Bieszczad. W tej chwili jestem gdzieś w okolicy Leska, hehe.

Dane wyjazdu:
67.00 km 35.00 km teren
03:40 h 18.27 km/h:
Podjazdy: m

Z chłopakami

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 6

Sezon powoli się kończy. Mentalnie nastawiam się już na przetrwanie zimy. Chciałbym sobie znaleźć jakieś kreatywne hobby, które zastąpi mi MTB melanż w tym trudnym okresie. Chciałbym też aby było to coś ambitnego i wzniosłego w stylu pisania Haiku, tudzież fascynację japońskim teatrem Kabuki, ale ponieważ jestem dzikusem to pewnie skończy się na uszczuplaniu zapasów bieszczadzkiego bimbru oraz ślęczeniem nad mapami i przewodnikami po Beskidzie. Tak to już jest - mogę wyjechać z Podkarpacia ale Podkarpacie ze mnie nie wyjedzie nigdy :).  

Ekipa
Ekipa

Seba na kładce w Terliczce
Seba na kładce w Terliczce 

Jako, że wypad lokalny to i wpis krótki, więc pozwolę sobie dodać spóźnione podsumowanie tegorocznego Red Bull Rampage - czyli najbardziej hardkorowych zawodów rowerowych na świecie. Miało być we wtorek ale była bania na Korbani. Niedzielne finały przez ulewne opady został przeniesiony na poniedziałek. To ciekawe, że deszcz potrafi pokrzyżować plany zawodów rozgrywanych na ... pustyni :). Jak widać, nie tylko Podkarpacie ma problemy z pogodą. Co do wyników - w przewidywaniu przyszłości jestem bardziej skuteczny niż sam wróż Maciej: napisałem, że wygra Lacondeguy ... i faktycznie wygrał :). Mógłbym dużo gadać o tym konkursie ale ograniczę się tylko do kilku spostrzeżeń w formie nieuporządkowanego, mocno stronniczego leksykonu:

ZWYCIĘZCA -  jak już pisałem, wytypowałem go przed zawodami. Widziałem Andre na wielu filmikach w tym roku i widać było, że jest w gazie. Podoba mi się jego styl. Gdy wiedział, że nikt mu już nie zagrozi - odpuścił 2 przejazd. To jest bardzo wymowne - pokazuje, jak trudne są to zawody i z jakim stresem wiąże się każdy zjazd, nawet dla największych twardzieli.

KYLE STRAIT - mi osobiście jego przejazd podobał się najbardziej. Gość jest jak latająca lokomotywa - czysta, brutalna siła. Ponadto zrobił "SUPERMANA", czyli trik, który w wykonaniu tak potężnego gościa wygląda szczególnie efektownie. Gdy Kyle wygrywał REMPEJDŻA rok temu to najbardziej podobał mi się przejazd Lacondeguya, w tym roku było odwrotnie.

NAJLEPSZY TRIK - czyli 360 Cama Zinka z 25-metrowego, naturalnego dropa. Przy pierwszym przejeździe jakoś mi nie zaimponował ale gdy powtórzył to idealnie w drugiej próbie to już byłem pod wrażeniem. Co tam zaszło zdałem sobie sprawę dopiero, gdy obejrzałem POV-a. MASAKRAA! Szacunkiem płacę.

POLAK - Szymon "Szaman" Goździek mocnym akcentem . Był jednym z 2 zawodników, którym udało się wykonać backflipa nad canyon gapem. Prób było więcej ale kończyły się mniej lu bardziej spektakularnymi dzwonami :). Jak na debiut to było bardzo dobrze.

NIEDOCENIONY - wychodzi na to, że nie doceniłem przejazdów Brendana Fairclougha. Uwagę na te linie zwróciłem dopiero oglądając powtórki z GoPro. Polecam zobaczyc tego POV-a. Ta linia była KOMPLETNIE SZALONA!

NAJWIĘKSZY WARIAT - bez wątpienia Tom Van Steenbergen. Gdy w  filmikach ROAD TO RAMPAGE, przed konkursem, mówił, że zrobi frontflipa na canyon gapie to myślałem, że robi sobie jaja. Gdy przyszło do konkursu naprawdę spróbował!!! Czy to wogóle miało szanse się powieść? Nie wiem, nie jestem ekspertem, ale z perspektywy 'janusza w klapkach' wydaje mi się, że na 100 prób udała by się jedna, 80 by się zakończyło dzwonem, a przynajmniej 19 poważnymi obrażeniami. Gdyby to wykonał to pewnie by wygrał, teraz pozostaje się cieszyć, że jest w jednym kawałku :).

Wspaniałe zawody. 

Highlightsy z finałów:
http://www.pinkbike.com/news/red-bull-rampage-2014-finals-highlights.html