Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:270.20 km (w terenie 111.00 km; 41.08%)
Czas w ruchu:22:38
Średnia prędkość:11.94 km/h
Suma podjazdów:5675 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:27.02 km i 2h 15m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.10 km 3.00 km teren
01:11 h 16.99 km/h:
Podjazdy:215 m

Mizeria

Środa, 31 maja 2017 · dodano: 31.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
37.70 km 25.00 km teren
04:30 h 8.38 km/h:
Podjazdy:1312 m
Rozbójnicy:

Kamieni kupa

Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 29.05.2017 | Komentarze 6

Moje tegoroczne wyrypowanie idealnie wpisuje mnie w najnowszą modę na bycie tzw życiowym przegrywem. W tym roku słabo u mnie z czasem, jeżdżę co 2 tygodnie, a te wyjazdy muszę planować z 4 tygodniowym wyprzedzeniem. I tak oto w weekendy gdy nie jeżdżę to jest piękna pogoda i susza. Gdy natomiast przychodzi mi jechać to pogoda stawia mnie przed wyborem mniejszego lub większego zła, a właściwie to mniejszego lub większego gnoju. Tak też było i dziś. Cały tydzień na południowym wschodzie popadywało, a w nocy z piątku na sobotę przechodziły konkretne ulewy. W wyniku wyrafinowanych kalkulacji obraliśmy kierunek na Beskid Makowski. Już od parkingu w Myślenicach było wiadomo, że po przejechaniu tej trasy będziemy wyglądali jak byśmy cały dzień grzebali w śmietniku. Po krótkiej zamotce w mieście ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku pasma Sularzowej Babicy. 

Myślenice z bliska
Myślenice z bliska

Ukelina (677 m.n.p.m)
Ukelina (677 m.n.p.m) 

10 km kręcenia po masakrycznie rozjeżdżonej, pokrytej świeżym szlamem drodze zrywkowej w temperaturze "raz ciepło raz zimno" trudno uznać za dobry początek. Trwało to wieczność ale w końcu dotarliśmy do miejsca gdzie zaczyna się zielony szlak i rozpoczęliśmy nim zjazd do miejscowości Stróża. Muszę przyznać, że szlak jest dobry. Nachylenie ok, a w kilku miejscach typowe dla Beskidu Makowskiego skupiska konkretnego gruzu. Dziś, ze względu na spływającą po nich wodę stanowiło to nawet wyzwanie. Chciałbym to kiedyś pojechać na sucho. Ze Stróży kontynuowaliśmy jazdę zielonym na pasmo Kotonia. Tu też są bardzo długie fragmenty obfitych gruzowisk. Z tym też bym się kiedyś chętnie zmierzył.

Gruz, gruz, gruz
Gruz, gruz, gruz

Po takim podłożu jeździliśmy przez większość dnia
Tak było w lasach


Wspinaczka była sroga, kosztowała nas sporo czasu i sił. Tym bardziej się wpieniłem, gdy na paśmie okazało się, że mogliśmy je zdobyć korzystając z pięknej, nowej, wygodnej stokówki! Muszę zaktualizować swoje mapy.
Chwilę tu pobiesiadowaliśmy, podjadłem sobie porządnie i stwierdziłem, że nic mi się nie chce. Od rana dziś słabo mi szło. Fizycznie było ok, miałem jakiś niezidentyfikowany problem mentalny. Miałem ciężki tydzień, zero roweru, na wyrypę pojechałem z marszu i jakoś nie mogłem dziś zostawić codzienności za sobą. Myślami byłem daleko. Najchętniej położył bym się w łóżeczku i przykrył kołderką. Tak bym sobie poleżał.
W końcu się zebrałem i mozolnie ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem. Gdzieś z okolicy Gronika (839 m.n.p.m) zaczęliśmy pięciokilometrowy, umiarkowanie zagruzowany, szeroki zjazd. Lenistwo kwitło. Sebek też dziś nie miał parcia na bicie rekordów. Postoje co 500m na pogaduszki, heheszki, foteczki, dywagacje na temat głębokości napotykanych kałuż. Oj, gdyby dziś jechał z nami wielce szanowny kolega Paweł to by na takie bezeceństwa nie pozwolił :D.
Myślenice z daleka
Myślenice z daleka

Strzebel i Luboń Wielki
Strzebel i Luboń Wielki 

Zjazd do Pcima
Zjazd do Pcima

Tośmy sobie pojeździli, czas więc na kolejną biesiadę, tym razem pod sklepem. W planie było schronisko na Kudłaczach i dalej sprawdzenie OSów z zawodów enduro na Kamienniku i Uklejnej. Ale żeby pokonać ten dystans i te zjazdy to trzeba wykazać choć odrobinę ambicji, koncentracji, zacięcia, inicjatywy. Trzeba podjąć walkę. Ja dziś się do walki zupełnie nie nadawałem, raczej do przędzenia kądzieli. Białą flagę wywiesiłem już rano na parkingu.
W takich okolicznościach podjęliśmy decyzję, że skracamy. DDRem wzdłuż rzeki Raba zaczęliśmy kierować się w stronę Myślenić i w pewnym momencie odbiliśmy w prawo w stronę góry Chełm (648 m.n.p.m). Niestety pomyliłem drogi, co skazało nas na krótki spacer przez krzaki. Jak nie idzie to nie idzie. Fakap za fakapem. Nie ogarniałem dziś nawet mapy. W końcu wbiliśmy na zielony szlak i zarządziliśmy kolejny postój na mega widokowej miejscówce przy wyciągu narciarskim.

Man and his bike
Man and his bike

Wyciąg, o dziwo, dziś funkcjonował. Patrząc na niego osiągnąłem dno - w mojej głowie pojawiła się myśl by nim zjechać i zakończyć tę degrengoladę wyrypy :D. Za takie świętokradztwo powinno się karać konfiskatą roweru :D. Na szczęście się odmuliłem i zaczęliśmy zjazd w kierunku miasta dalej zielonym. Początkowo wiezie on szutrem ale tu udało się kawałek objechać po gruzach trasy DH. Z każdym kilometrem szlak nabiera rumieńców. Końcówka przed asfaltem jest już rewelacyjna - kręto, stromo, trochę kamieni i przepiękne sekcje korzenne. Oczywiście w gnoju po kolana ale i tak sztosik. 
No i tak to się skończyło. Czas sobie zrobić porządek w głowie. Jak teraz o tym myślę, to ta wyrypa była naprawdę dobra. Tylko ja się nie mogłem wkręcić w jej klimat, tak jak eldoka nie trafia w bit. Tak kończą abstynenci.

Dane wyjazdu:
25.20 km 10.00 km teren
01:25 h 17.79 km/h:
Podjazdy:304 m

W końcu kurz

Sobota, 20 maja 2017 · dodano: 20.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
24.10 km 6.00 km teren
01:35 h 15.22 km/h:
Podjazdy:212 m

Aniewiem

Czwartek, 18 maja 2017 · dodano: 18.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
25.40 km 0.00 km teren
01:08 h 22.41 km/h:
Podjazdy: 87 m

DDRy przestały być spokojnym miejscem

Poniedziałek, 15 maja 2017 · dodano: 15.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
44.70 km 35.00 km teren
05:29 h 8.15 km/h:
Podjazdy:1918 m
Rozbójnicy:

Styl jazdy w g'noju (i po rąbance)

Sobota, 13 maja 2017 · dodano: 15.05.2017 | Komentarze 3

Stoję na szczycie góry. Termometr wskazuje +25 stopni celcjusza. Nad głową mam tylko bezchmurne niebo, wzrokiem ogarniam piękne widoki. Ciepły wiosenny wiatr mierzwi moje bujne wąsy. Wdycham oszałamiający zapach pierwiosnków. A może to fiołki? Mam przed sobą 10km naszpikowanego korzenio-kamieniem, suchutkiego zjazdu. Będzie się kurzyło! Jest pięknie. YHY ... KIEDYŚ MOŻE TAK BĘDZIE .... ALE NAPEWNO NIE DZISIAJ.

Dzisiaj brutalna rzeczywistość była diametralnie inna od tych fantazji. Gdy zajechaliśmy na parking w Rytrze termometr pokazywał 11 stopni. Nie było widać kompletnie nic bo wszystko spowijała mgła. Z zapachów to czułem jedynie słodkawą woń przetrawionego etanolu. Zdjąłem mokry rower z dachu samochodu i ubrałem kurtkę oraz kalesony. W połowie maja! Wszystkie prognozy zapowiadały dziś w tych rejonach burze oraz opad wszelkiej maści. W którym momencie życia utraciłem resztki instynktu samozachowawczego, które mogły mnie ocalić przed wyjściem w taki dzień na rower? Nie wiem. I dobrze.

Taki klimat cały dzień
Taki klimat cały dzień

Podjazd na Halę konieczną, pokonywany przeze mnie już wiele raz dziś był obficie polany błotem. Kręciło się dość ciężko, bardziej strome odcinki pewnie trzeba by wypychać, ale wpadliśmy na genialny pomysł. Zamiast szutrem postanowiliśmy naginać Percią Sosnowskiego - ledwo zaznaczoną na mapie ścieżynką na południowy wschód od drogi. Szlaki ze słowem "perć" w nazwie są z reguły raczej ciężkie na rower no ale trzeba było to sprawdzić pod kątem ewentualnego zjazdu. Co tu dużo pisać, jest naprawdę GRUBO.

Perć Sosnowskiego #1
Perć Sosnowskiego #1 

Perć Sosnowskiego #2
Perć Sosnowskiego #2

Perć Sosnowskiego #3
Perć Sosnowskiego #3 

Salamandra
Salamandra

Piękna dzika, miejscami ledwo widoczna ścieżka. Sporo momentów trudnych i kilka wg mnie dość mocno ryzykownych. Co ciekawe - ktoś to jeździ, bo znaleźliśmy ewidentne ślady "ułatwień" dla rowerzystów, przy powalonych drzewach. Kiedyś tu zatańczymy. Będzie ciężko. Wolał bym jednak poczekać na trochę bardziej suche warunki, bo dziś porośnięte mchem kamienie były śliskie że masakra.
W tym wariancie dotarcie na Halę Konieczną zajęło nam więcej czasu niż zwykle, ale w końcu udało się. Stąd już tylko rzut beretem pod schronisko na Przehybie (1175 m.n.p.m), gdzie ubraliśmy ochraniacze oraz inne akcesoria dla kosmonautów i ruszyliśmy czerwonym szlakiem na zachód. Oczywiście wszystkie dzisiejsze zjazdy były pod znakiem gnoju i kamiennej rąbanki. Tutaj jeszcze dochodzi miejscami dość znaczne nachylenie. Jechałem to w lepszych warunkach w zeszłym roku, ale dziś zdecydowanie lepiej mi poszło, pewnie dlatego, że miałem dobre gumy, a nie produkty oponopodobne. W dobrym tempie dotarliśmy do Dzwonkówki, gdzie czerwony szlak krzyżuje się z żółtym.

Dzwonkówka (983 m.n.p.m)
Dzwonkówka (983 m.n.p.m)

Testowana w zeszłym roku opcja jazdy stąd w kierunku Koziarza, z uzupełnieniem zapasów Śliwowicy w Łącku kusiła bardzo. Niestety, wbrew temu co wielu o mnie myśli to dla mnie MTB jest ważniejsze niż WÓDKA, więc zwyciężyła perspektywa eksploracji żółtego w kierunku Szczawnicy. Wbrew zasłyszanym opiniom, szlak mnie pozytywnie zaskoczył. W suchych warunkach pewnie bym nim gardził. bo tzw momenty na tym szlaku należały dziś do najłatwiejszych. No ale w takim pogodowym anturażu wszystko smakuje inaczej. Rzekł bym, że dla tego szlaku błotny gnój jest jak dobry keczup - uzdatnia mdłą "potrawę" do spożycia i dodaje pikanterii. Było błotniście, kamieniście, trochę interwałowo ale bardzo przyjemnie. Tak znaleźliśmy się w Szczawnicy.

Szczawnica
Szczawnica 

Wodospad
Wodospad 

Jest to spory kurort, więc można tutaj, nawet o tej porze roku zabawić się naprawdę na bogato. My wybieramy frytki + zapiekanki i lecimy dalej. Podjazdem długim niczym lista moich, niezdrowych uzależnień wracamy na Przehybę. Im bliżej szczytu tym mgła robi się coraz bardziej gęsta. Widać ledwo kilkanaście metrów w przód, pada coś w rodzaju mżawki i jest zimno. Na Przehybie jestem już mocno ucirany. Ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Rytra. Pisałem kiedyś, że ten zjazd to słaba opcja dla chłopców szukających floł rodem ze zrównoważonych ścieżek. No to teraz dopiszę, że taki warun jak dziś zmienia ten szlak w mroczne miejsce, gdzie tacy duzi chłopcy płaczą, a mamusia ich nie słyszy. Jechałem to czwarty raz. Wcześniej zawsze po suchym. Zwłaszcza za trzecim razem skikałem sobie po tych kamulach już na luzaku. Dziś natomiast leciałem to momentami zupełnie poza kontrolą i tylko słuchałem jak skały wołały, że chcą się przytulić. Pal licho, że woda i błoto lały się strumieniami. Zachlapane okulary, gęsty świerkowy las i równie gęsta mgła sprawiały, że miejscami widoczność była bardzo zła i nie widziałem kompletnie po czym jadę ani dokąd zmierzam. Dziś ten szlak mnie połknął, strawił i wydalił. Kompletnie ujechanego. Szanuję to doświadczenie. 
Już w okolicy Rytra zdecydowaliśmy się na małą modyfikację. Zmieniliśmy szlak na zielony, a chwilę dalej na żółty-gminny. Kolejne kilometry błotnistej rąbany. Nie byłem nigdy fanem takich warunków ale dziś z każdym kilometrem tych atrakcji coś się we mnie pękało i czerpałem z tego dziką przyjemność. Końcówka to już jazda jakimś rynsztokiem z gałęziami i błotem po kolana ale i tak było uroczo. Choć trzeba przyznać, że wariant ze zjazdem niebieskim do samego Rytra chyba jest jednak bardziej wymagający.

Po powrocie do samochodu stwierdziłem, że mimo błotnej posoki, to rower mam czystszy niż po 2 ostatnich wyrypach. Fajne to błoto. Da się z nim dogadać i go polubić - rower umyłem za złotówkę. Warto było to pojechać. Zrobiłem się ostatnio warunko-odporny. Mam tylko jedno marzenie - pojechać w końcu jakąś wyrypę w koszulce z krótkim rękawem.


Dane wyjazdu:
16.00 km 0.00 km teren
00:55 h 17.45 km/h:
Podjazdy: m

Z czapy

Piątek, 12 maja 2017 · dodano: 12.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
21.30 km 0.00 km teren
00:55 h 23.24 km/h:
Podjazdy:125 m

Pyntla przegranych

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 07.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
13.10 km 0.00 km teren
00:40 h 19.65 km/h:
Podjazdy:130 m

Anic

Piątek, 5 maja 2017 · dodano: 05.05.2017 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
42.60 km 32.00 km teren
04:50 h 8.81 km/h:
Podjazdy:1372 m
Rozbójnicy:

Cyklostopy

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 2

Czasem siadam na krawędzi swojej duszy. Spoglądam w nicość. Rozpatruję pokrętne losu koleje. Walczę o strzępki marzeń.  Chcę znowu naprawiać świat. I wtedy wiem. Wtedy właśnie wiem ... ŻE MUSZĘ JECHAĆ NA WYRYPE ŻEBYM SIĘ ODMULIŁ!!!!!!!!!!!!!
Pogoda w kwietniu zrobiła mi sieczkę z umysłu, nie chciało mi się nawet patrzeć na rower. Początek maja nie wygląda wcale lepiej ale mtb melanż wzywa. Czas wyjść spod pierzyny, uprasować w kant kalesony, zebrać chłopaków na pokład wieprzowozu i ruszyć w nieznane. Stacja docelowa: Piwniczna Zdrój. Ogarniamy się i ruszamy w kierunku polsko słowackiej-granicy. Na początek czekało na nas 8km podjazdu.

W drodze na Eliaszówkę
W drodze na Eliaszówkę

Dziś zaznamy szerokiego spektrum temperatur - od przenikliwego zimna po upały. Droga na Eliaszówkę jest również dość różnorodna. Początek to płyty betonowe, potem leśny dukt, kilka ciekawych momentów oraz ... schodów więcej niż u mnie na kwadracie.

Schody #1
Schody na szlaku #1 

Schody #2
Schody na szlaku #2 

W końcu docieramy na granicę, wspomniany szczyt i stojącą na nim wieżę widokową. Z racji długiego wekendu,  spotykamy dużo turystów. Sama wieża jest polskiej produkcji, a zatem w porównaniu do słowackich tworów jest to solidna konstrukcja, z której można korzystać nie obawiając się o zdrowie i życie. Widoki ciekawe, aczkolwiek w kierunku Tatr lekko zepsute przez wierzchołki drzew.

Eliaszówka (1024 m.n.p.m)
Eliaszówka (1024 m.n.p.m) 

Widoki z wieży #1
Widoki z wieży #1
Widoki z wieży #2
Widoki z wieży #2 
Widoki z wieży #3
Widoki z wieży #3 

Słowacy ewidentnie gardzą tego typu atrakcjami bo żółty szlak w ich kierunku jest dość słabo przechodzony. Jego początek jest pięknym singlem przez krzaki jagód. Dalej też jest fajnie. Dość ciekawy szlak, taki zabawowy, bez większych trudności technicznych.

Singiel przez jagody
Singiel przez jagody

Skomponuj własnego mema
Zdjęcie z cyklu: "skomponuj  mema"

W końcu docieramy nim do drogi leśnej, którą podążamy w kierunku południowym. Jadąc leśnym interwałem docieramy do chyba najbardziej widokowej polany jaką zwiedziłem w swojej rowerowej "karierze". Ośnieżone tatry na wyciągnięcie ręki, Beskid Niski Zachodni, Góry Lewockie ... jest grubo. Paradoksalnie lepiej niż na wyżej położonej wieży.

Tatry #1
Tatry #1

Tatry #2
Tatry #2

Jedziemy w takich klimatach ładnych parę km. Przekraczamy drogę krajową, wjeżdżamy w las i zmierzamy w kierunku wzniesienia Osly Vrch (866 m.n.p.m), na którym znajduje się główny cel naszej wycieczki - tytułowe Cyklostopy. Pod tą nazwą powstałą zapewne w umyśle sprośnego rowerzysty-fetyszysty kryje się kompleks leśnych single tracków w pobliżu miasta Stara Lubovna. "Kompleks" to za dużo powiedziane bo tak naprawdę to ścieżka jest jedna i posiada 3 odnogi na ostatnich kilkuset metrach (nazwane: wilcza, rysia i niedźwiedzia). Chcąc sobie skrócić drogę błądzimy lekko przez krzaki ale w końcu odnajdujemy bramę do tego przybytku rowerowej rozpusty.

Zaczynamy zjazd
Tu zaczynamy zjazd

Idea ścieżki w założeniach miała się wpisywać w popularny ostatnio nurt tzw "singli zrównoważonych", a zatem czegoś w stylu bielskiego Twistera. I faktycznie jest tu banda na bandzie, sekcje rytmiczne, dropy i hopki. W porównaniu do Twistera to jest on jednak z lekka bardziej dziki i dużo bardziej zaniedbany. Widać, że ktoś to z rzadka jeździ, ale żadne prace konserwacyjne w tym roku nie były tu wykonywane. Mamy tu patyki, liście i krawędzi band w stanie rozkładu. W skrócie można napisać że trasa wygląda jak atrakcyjna modelka po 4 dniowym melanżu w najgorszych spelunach z typami spod ciemnej gwiazdy, z finałem w rynsztoku. Jest dość mocno zapuszczona i z lekka niedomyta, trudno powiedzieć co zażywała, jej cnotliwość jest podana pod wątpliwość ale spod warstwy złuszczającej się tapety mrugają przebłyski potencjału. Trudno oceniać takie ścieżki po ledwo jednym, kontrolnym przejeździe ale spróbuję. Początek jest naprawdę przyjemny ale dalej jest trochę gorzej. W pewnym momencie zaczyna trochę brakować nachylenia, trzeba dawać z korby i widać, że tu trochę "rzeźbiarzowi" zabrakło "materiału" i jest kombinowanie na siłę. Na rozwidleniu wybieramy wariant "wilczy" i wtedy znowu robi się przez chwilę fajniej, choć kocówka lekko zniszczona przez zrywkę. Przez te rozkładające się bandy jeden ziomek nawet zapragnął sprawdzić czy jego gogle nadają się do nurkowania w kałuży, na szczęście nie trafił. Ogólnie źle nie było ale oczekiwaliśmy więcej. Trzy i pół flaszeczki w alko skali  - więcej za to nie zapłacę.
Ścieżki mają wylot u stóp Hrad v Starej Ľubovni, czyli czternastowiecznego zamku.

Hrad v Starej Ľubovni
Hrad v Starej Ľubovni

Jego zwiedzanie kosztuje 5 jurków za łebka, więc trochę za dużo jak na 15 minut jakie chcieliśmy na to poświęcić. Oglądamy zamczysko z zewnątrz i zjeżdżamy do pobliskich zabudowań gdzie za te pieniądze kupujemy morze napojów. Pijemy Kofolę, jest pięknie.

Smak wolności
Smak wolności

Czas wracać. Atakując Osly Vrh czerwonym szlakiem, którego początek jest oficjalnym podjazdem na start Cyklostopów, poznajemy tajemnicę małej popularności tych ścieżek. Ten podjazd obsysa. Jest błotnisty, zryty koleinami i w ogóle do bani. Jeśli przed nim w naszych głowach tliła się jeszcze idea żeby zjechać to jeszcze raz, to ten odcinek skutecznie nas z tego wyleczył. Jedziemy do domu. W pewnym momencie czerwony żegna się z Cyklostopami i stromo pnie się w las, kilkusetmetrowym pięknym singlem - próżno szukać takich ścieżek w polskich górach. Szkoda, że robimy to pod górę. W końcu docieramy na szczyt Oślego Wierchu, który jest nawet widokowy. Znajduje się tu też ławeczka, na której można sobie zrobić głupie zdjęcie.

Ja i moi koledzy
Ja i moi koledzy. Nie jestem pewien, czy to jeszcze endurofcy? Czy to jeszcze bandyci? Z każdym rokiem wspólnego jeżdżenia ich dusze stopniowo ogarnia mrok, który sprawia, że w pogoni za komami na stravie wyglądają coraz bardziej jak kosmonauci. Jeśli spotkasz ich kiedyś na szlaku to nie tylko nie oczekuj z ich strony niczego dobrego ale zwyczajnie uciekaj!

Stąd rozpoczęliśmy powrót do Polski, zielonym szlakiem, interwałem z tendencją spadkową. Ze względu na plastelinową glebę i podmokłe łąki jechało się to dość ciężko. Poza walorami widokowymi było raczej słabo i bardzo męcząco.

Daleko jeszcze?
Daleko jeszcze?

Na uwagę zasługuje jedynie końcówka zjazdu przed granicą, która okazała się być kilometrem naprawdę tęgiej rąbanki po kamieniach. Goście jak to zobaczyli to dostali piany i rzucili się na to jak wygłodniałe ogary na sztukę mięsa. W wirze walki aż zahaczyli się goglami ale trzeba przyznać, że ogień na tym odcinku poszedł naprawdę dobry. Ostatnie metry do parkingu pokonaliśmy asfaltem wzdłuż brzegu Popradu. Jeden ziomek chyba coś przedawkował, bo chciał wracać do Rzeszowa z korby, na szczęście został powstrzymany :D. Muszę przyznać, że Słowacja daje dobrze pojeździć, choć narazie i tak trzymamy się z dala od najpopularniejszych miejscówek. Czas ruszyć coś bardziej kultowego. Oby tylko w końcu nastały cieplejsze i bardziej suchy czasy.