Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.00 km 23.00 km teren
04:12 h 10.24 km/h:
Podjazdy:1723 m
Rozbójnicy:

Zachodni Sądecki

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 21.08.2016 | Komentarze 3

Tak mało brakło a robilibyśmy dziś wyrypę po Krakowie. Na szczęścia jakoś udało nam się trafić w Beskid Sądecki. To że jestem tu już 4 raz w tym roku to ani chybi znaczy, że zrobiłem się wygodny. No bo gdzie tak łatwo zdobywa się wysokość? Parę km asfaltem z Gabonia i znaleźliśmy się w okolicy Przehyby, czyli ponad 1000 m.n.p.m. Stąd ruszyliśmy Głównym Szlakiem Beskidzkim na zachód. Pokonywaliśmy interwał z przewagą odcinków "w dół". Było całkiem nieźle, bo dukt, choć szeroki to miejscami dość stromy i gęsto usiany kamieniami. Największą trudność sprawiał jednak wilgotny teren, niepewna przyczepność oraz plączący się pod kołami piesi turyści.

Przekaźnik na Przehybie
Przekaźnik na Przehybie 

Turyści
Turyści

Po dotarciu do przełęczy Przysłup czekał nas dość mozolny wypych na Dzwonkówkę (983 m.n.p.m). Stąd mieliśmy zjechać żółtym szlakiem na południe do schroniska pod Bereśnikiem. Realnie szacując nasze siły postanowiliśmy jednak ten pomysł odpuścić i ruszyliśmy żółtym na północ w kierunku Łącka. Tu znowu czekały na nas typowe, sądeckie drogi, przyjemnie ukamieniowane i ukorzenione. Trafił się także fragment singla i naprawdę fajna, stroma ścianka z wielkimi głazami. Po tym świetnym odcinku, który wzniósł nam poziom zajawki na wyżyny, nastąpiło twarde lądowanie gdy ujrzeliśmy ile szutru w pełnym słońcu musimy podjechać by zdobyć Koziarz (934 m.n.p.m).

W oddali Koziarz
W oddali Koziarz

Krajobrazy
Krajobrazy

Żmudna to była robota ale się udało. Stanęliśmy u stóp wieży i to nie byle jakiej. Wysokość 4 piętrowego budynku, solidna robota. Tego typu wieże zostały w zeszłym roku wybudowane na szczytach leżących na terenie gminy Ochotnica Dolna. Podobne są na Lubaniu, czy Gorcu. Niby fajnie, szkoda tylko, że przy okazji zamieniono wiele km fajnych szlaków w śmierdzące szutrówki. Starałem się jednak o tym za wiele nie myśleć i cieszyć oko naprawdę imponującą panoramą rozciągającą się z tarasu widokowego tej budowli.

Lubań (1211 m.n.p.m)
Lubań (1211 m.n.p.m)

Gorc (1228 m.n.p.m)
Gorc (1228 m.n.p.m)

Nowy Sącz w oddali
Nowy Sącz w oddali

Przy dobrej pogodzie tu powinno być widać Tatry
Przy dobrej pogodzie tu powinno być widać Tatry

Pasmo Radziejowej
Pasmo Radziejowej

Po przerwie kontynuowaliśmy jazdę w kierunku Łącka. Zjazd z Koziarza zasługuje na najwyższe uznanie - dość znaczne nachylenie, wąsko i piękne sekcje korzenne. W okolicy wieży kręci się sporo turystów, nam się na szczęście udało i było prawie czysto. Dalej szlak jest różnorodny. Trochę singli przez łąki, dróg leśnych, szutrów, a nawet trochę asfaltu.

Zjazd z Koziarza
Zjazd z Koziarza

Tak właśnie dzidujemy
Tak właśnie dzidujemy

Najlepszy jest jednak odcinek przed samym Łąckiem. I tutaj polecam uważać i zachować czujność, bowiem bardzo łatwo jest przegapić miejsce gdzie szlak opuszcza szeroką leśną drogę i zjechać nią aż do brzegu Dunajca. My tak prawie zrobiliśmy. Na szczęście czujność kierownika oraz wskazówki jakie usłyszałem dzień wcześniej od wielce szanownego kolegi Pawła uratowały nasze smutne tyłki przed tym karygodnym błędem. Przegapilibyśmy naprawdę grubą imprezę na ukorzenionych, dość gęsto usianych kamieniem stromiznach. I jeszcze jakieś chore schody na koniec. Ależ to było wyborne! I choć Sebek urwał wentyla w przednim tubelesie to chyba nawet nie żałował.

Końcówka przed Łąckiem
Końcówka przed Łąckiem

Ilu mechaników trzeba by naprawić zepsutego tubelesa
Ilu mechaników trzeba by naprawić zepsutego tubelesa 

Wiedziałem, że to będzie dobre ale nie spodziewałem się, że aż tak. Lecąc na takim haju dotarliśmy do brzegów Dunajca. Mostu tu nie ma ale jest prom. Dowodzący nim pan na nasz widok radośnie wskoczył w gumiaki i zaprosił nas na pokład. W planie miałem powrót leśną drogą wzdłuż południowego brzegu rzeki, do tego nie trzeba było nam jej przekraczać ale szybko daliśmy się namówić na przejażdżkę,a  raczej chyba rejs? 

Prom na Dunajcu
Prom na Dunajcu

Tak jeszcze nie podrózowaliśmy
Tak jeszcze nie podróżowaliśmy

A i moi koledzy. Piękni, 30-stoletni. W tym wieku i z tym potencjałem powinni budować imperia, stac na czele korporacji, holdingów, konglomeratów, przewodzić masom, szturmem zdobywać szczyty indeksów giełdowych z misją czynienia tego świata lep
Ja i moi koledzy. Piękni, 30-stoletni. W tym wieku i z tym potencjałem powinni budować imperia, stać na czele korporacji, holdingów, konglomeratów, przewodzić masom, szturmem zdobywać szczyty indeksów giełdowych z misją czynienia tego świata lepszym miejscem. Tymczasem oni wybrali życie rowerowych kloszardów.

Wydawało by się, że to ostatnia atrakcja tego dnia, pozostał nam bowiem już tylko powrót asfaltem na parking. Tymczasem w Łącku spotkało mnie coś co jeszcze bardziej podniosło poziom elo-zajebistości tego wyjazdu. Od wielu lat przemierzam Podkarpacie i Polskę Południową wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu idealnego alkoholu (i kiełbasy też ale to inna historia). Jestem jak pieprzony Indiana Dżons w poszukiwaniu wysokoprocentowych skarbów. Próbuję wszystkiego - od dostępnych w oficjalnej dystrybucji produkcji lokalnych gorzelni, po nielegalne wyroby z najgorszych melin w zapadłych dziurach gdzie diabeł mówi dobranoc. Często wiąże się to z narażeniem zdrowia ale zawsze miłość do etanolu przezwycięża strach przed metanolem. I ten upór, konsekwencja, wytrwałość, ta organiczna, mrówcza praca u podstaw sprawia, że czasem natrafiam na prawdziwe klejnoty. Dziś na drodze małej konspiracji udało mi się dorwać prawdziwy rarytas - Śliwowice Łącką. Wiele o niej słyszałem ale nigdy nie dane mi było jej kosztować. Produkt nielegalny i poza tym rejonem trudno dostępny. Jakieś tam piwka zostawiam dziewczynom i kolarzom szosowym, sam preferuję właśnie takie wysokie wskazania na etykietowym voltomierzu. 70% stężania doceni i poczuje nawet najbardziej doświadczona gardziel. Chociaż jak każdy prawdziwy pijaczyna - w sierpniu, miesiącu trzeźwości próbuję się powstrzymywać, to jednak ta zacna substancyja ogrzeje mnie wkrótce w jakiś chłodny wieczór. Dogłębnie, wewnętrznie poruszony, trzymając w trzęsących się rękach ten bezcenny artefakt, mając wrażenie, że obcuję z niemalże alkoholowym absolutem, ze wszystkich sił starałem się ukryć przed kolegami łzy autentycznego wzruszenia. Nie widzieli, albo udawali, że nie widzą.

Vol 70%
Vol 70% - tak właśnie tańczę

Eh, dniu dużego dziecka - trwaj! Dalej już był przejazd obok najsłynniejszej, cygańskiej faveli w Polsce (ktoś nazwał tu segment stravy: "przez Maszkowice- uwaga Moresy!", hehe), oraz ciężki asfaltowy powrót, który zupełnie zrył nam banie. Ale to już nie ma znaczenia bo WARTO BYŁO!






Komentarze
krzychuprorok
| 20:01 czwartek, 25 sierpnia 2016 | linkuj Ha Ha! zakończenie dobre :-)
tmxs
| 10:14 poniedziałek, 22 sierpnia 2016 | linkuj Hehe, to jest inny Dart - szerszy (780mm).
yazoor
| 07:17 poniedziałek, 22 sierpnia 2016 | linkuj Świetny wypad :)) Śliwka jest dobra na jesienne i zimowe chłody teraz to szkoda trunku...:D Czyżby kiera Darta zawitała do Tranca?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!