Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2015

Dystans całkowity:549.13 km (w terenie 152.00 km; 27.68%)
Czas w ruchu:33:22
Średnia prędkość:16.46 km/h
Suma podjazdów:6370 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:39.22 km i 2h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
5.50 km 0.00 km teren
00:20 h 16.50 km/h:
Podjazdy: m

Path finder

Wtorek, 31 marca 2015 · dodano: 31.03.2015 | Komentarze 9

Ostatnio coś mi znowu zaczęło strzelać w rowerze. Wyszedłem dziś się przejechać i sprawdzić czy moje przypuszczenia okazały się słuszne. Na szczęście to jeszcze nie zawieszenie tylko zacisk sztycy, wystarczyło odtłuścić :). Jeśli miałem ochotę na jakąś dalszą jazdę to minęła jak tylko zmieniłem kierunek jazdy na pod wiatr. Poza tym bez kasku itp czułem się jakiś taki nagi :).
Dziś przy dużym współudziale ziomeczka Pawła wzbogaciłem swój alkowóz o bagażnik dachowy i 3 uchwyty. Po 3 sezonach wożenia rowerów w kabinie ostatni, błotny Beskid przekonał mnie jednak, że tego potrzebuję. Teraz będziemy się wozić we 3 jak prawdziwy Gang Albanii, a nie cygański tabor :D.

Bagażnik na rowery


Wiadomo - dojazdówka to też część "sztuki wyrypy". Na dojazdach jest zamuła, wszyscy zaspani. Powrót to zupełnie co innego, goście na endorfinach często pod wpływem - zawsze jest wesoło. Czasem można by o tym zrobić osobny, blogowy wpis :). Ze względu na możliwość aktywnej regeneracji odpowiednimi napojami wolę być wożony niż wozić ale jeżdżę tyle, że roli kierowcy nie uniknę. Teraz powinno być mniej ogarniania, a zwłaszcza czyszczenia tapicerki :D.



Obejrzałem sobie na spokojnie PathFindera i uważam, że jest to film kompletnie zajebisty. Enduro Me było spoko ale ten jest lepszy. Fajnie jest obejrzeć film o czymś co się samemu robi (oczywiście z mniejszym rozmachem). Odbiera się go wtedy inaczej, bardziej wielowymiarowo niż przeciętny widz. To nie jest tylko film o jeździe rowerem. To film o planowaniu, logistyce, dopasowaniu ekipy, o jedzeniu, radzeniu sobie z problemami na trasie, walce z przyrodą. Dla mnie to samo życie. Przeciętny widz zapewne tego nie zauważy. DH-chłopiec, który całymi daniami sadzi w opór jedną linię tam i z powrotem też pewnie tego nie zakuma. Kilka luźnych myśli:
- za dużo slow-mo, zwłaszcza w Bieszczadach
- byłem/jeździłem we wszystkich miejscówkach pokazanych w segmencie bieszczadzkim, dostanę medal? :)
- zielone Bieszczady = ślinka cieknie
- "100-km singla” na szlaku granicznym, o których mówi Tomek - lekko marketingowa zagrywka :D, aż tak różowo to nie ma jak wynika z moich doświadczeń i ktoś kto w to uwierzy może się mocno zdziwić, tak czy siak graniczny na wiecznym propsie
- szlaki w okolicy trasy transfogarskiej - korzenie, głazy błoto! marzenie … do przejechania nim odejdę do krainy wiecznej wyrypy
- muza przyjemniejsza niż to całe rege z Enduro Me
- te ujęcia z nocnych jazd jak dla mnie zbędne
- tyle pokazywali Krossa Moona że aż mam ochotę potestować
- fajny patent z łataniem opony bezdętkowej z użyciem rękawiczki lateksowej - jak widać zawsze warto mieć przy sobie coś z lateksu hehe
- gdzieś tam spotkałem się z opinią że słowo „ENDURO” jest nadużywane do bólu - oglądałem film mając to w pamięci i wyszło mi, że słowo jest wypowiadane 4 razy + 1 dodatkowy raz w angielskich napisach (przetłumaczyli „bajkerzy” jako „enduro riders”). Chyba nie tak źle jak na ponad 40 minutowy film?

Mam nadzieję, że na kolejną produkcję Tomka i Brajana nie trzeba będzie znowu czekać prawie 4 lata.


Dane wyjazdu:
48.50 km 22.00 km teren
03:20 h 14.55 km/h:
Podjazdy:650 m

Kolekcjoner opon

Niedziela, 29 marca 2015 · dodano: 29.03.2015 | Komentarze 4

Udało się wygospodarować chwilę na rower i nawinąłem kilka pobliskich pagórów. Warun uległ pogorszeniu, wytłukłem się konkretnie po błocku. Nawet dobrze mi się jechało do czasu aż nie zgłodniałem. Rzeszowskie pagóry to jednak inna skala niż Beskid czy nawet Przemyskie. Wracając zastałem kolejki na wszystkich myjniach - widać rodacy uwielbiają czynny, niedzielny wypoczynek haha.


W sobotę rano padał deszcz, jazda rowerem nie miała sensu. Standardowo w takich chwilach kompletnie nie wiedziałem co począć ze swoim życiem :). Zszedłem do piwnicy i zacząłem sprzątać. Jakoś nigdy nie potrafiłem tak po prostu wyrzucić zużytej opony. Przez lata jeżdżenia nazbierało mi się tego trochę. Samych zwijanych jest spora kupka.



HighRollery2 prawie nówki, 2 sztuki Nobby Niców, reszta to Nevegale, które niestety nadają się tylko do wyrzucenia bo albo kompletnie dojechane albo poprzecinane. Małe porównanie wagowe zestawów:

Kenda Nevegal 2.1: 610g
Kenda Nevegal 2.35: - 770g

Maxxis High RollerII 2.4 - 880g
Maxxis High Roller RII 2.35 - 840g

Schwalbe Nobby Nic 2.25 - 530g
Schwalbe Nobby Nic 2.10 - 510g

Jak widać Maxxisy to są topory - a przecież to nawet nie jest 1-PLY. Nobby Nic to waga piórkowa ale za to są cienkie jak szmatka, raczej ich nie widzę na kamienistych trasach (zresztą kiedyś pisałem, że ta opona to paździerz). Ja zostaję przy Nevegalach. Krótki acz płomienny romans z Maxxisem pozwolił mi docenić Kendy. Najlepszy stosunek jakość/cena/przyczepność/waga. Nie potrzebuję żadnych innych opon. Amen.



Tymczasem mroczny DJ w końcu wytrzeźwiał po ciężkiej zimie i powrócił z kolejną wśtpliwej jakości produkcją - editem z wczesnowiosennego bujanka po Beskidzie Niskim:





Dane wyjazdu:
53.00 km 43.00 km teren
04:50 h 10.97 km/h:
Podjazdy:1567 m
Rozbójnicy:

Beskid zapodany

Środa, 25 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 7

Dzisiejszy dzień miał wyglądać inaczej. Korzystając z wolnego dnia i pogody, chciałem uderzyć na jakieś pogórza. Jednak Paweł się uparł i powiedział, że on chce Beskid. No dobra - pomyślałem - chcesz Beskid to zapodam taki Beskid, że po wszystkim będziemy leżeć i kwiczeć. Wypad był podwyższonego ryzyka bowiem mój wywiad pogodowy donosił, że od 700 m.n.p.m jest jeszcze sporo śniegu. Jechać w Beskid Niski i nie przekroczyć 700m to jak ... nie jestem nawet w stanie wymyśleć żadnego porównania bez tzw. skojarzeń. Po prostu nie wypada inaczej. Stwierdziłem, że pasmo Bukowicy powinno być do nawinięcia. Paweł trochę kręcił nosem ale ostatecznie zdał sie na mnie. W tym pasmie jeździłem już kilka razy, znam je dobrze, więc postanowiłem zmiksować tamtejsze, najlepsze zjazdy i posypać to szczyptą czegoś nowego nieopodal. Wszystko w nadziei, że ta mieszanka da mi mtb melanż który zaspokoi niezwykle wyrafinowane gusta Daka. W razie porażki musiał bym wysłuchiwać disów na mnie przez okrągły miesiąc, więc stawka była wysoka.
Ruszyliśmy z parkingu w Puławach górnych, rozpoczynając od odwiedzin miejscowego cmentarza i cerkwiowiska. Puławy do II wojny były wsią Łemkowską, kilkanaście lat po wysiedleniach osiedlili się tu Polacy ze Śląska wyznania zielonoswiątkowego.

Miejsce po cerkwi, stary cmentarz, w tle sok Kiczera w Puławach Górnych
Miejsce po cerkwi, stary cmentarz, w tle stok Kiczera w Puławach Górnych

Dalej szutrem w kierunku pasma. Dziś w ekipie było prawilnie - tylko pedały platformowe. Dzięki temu odgłosy górskiej natury nie były zakłócane przez KLYK-KLYK BUM tych śmiesznych drucików i butów do stepowania ;). Dodatkowo na dzisiejszą wyrypę zrzuciłem Maxxisy i założyłem Kenda Nevegale. Chciałem się przekonać czy te 400g, o które cięższy jest komplet HighRollerów, wart jest zachodu. Wnioski są dość zaskakujące ale może napiszę o tym innym razem. Nie będę przynudzał, bowiem w tym wpisie chodzi o Beskid Niski, a nie moje sprzętowe biadolenia.

Beskid zapodany
Beskid zapodany

Jadąc GSB i spoglądając na widoczne w oddali pasmo byłem pełen obaw - północny stok wyglądał na cały w śniegu. Wszystko miało się rozstrzygnąć gdy wjechaliśmy do lasu. Okazało się, że nie jest tak źle. Część szlaku na północnym stoku Bukowicy była prawie sucha za wyjątkiem 2 miejsc gdzie zalegał śnieg.

Było tak gorąco, że wręcz miałem ochotę na OTB w zaspę
Było tak gorąco, że wręcz miałem ochotę na OTB w zaspę

Wdrapaliśmy się na pasmo w okolicy jednego z dwóch jego najwyższych wierzchołków - Skibce (778 m.n.p.m). Okazało się, że jest tu susza. Dużo gorsze warunki były tu w maju rok temu. Ekipowym leniuszkom i śpioszkom w dobrej wierze powiadam: żałujcie, że was tu nie ma, tak jak żałujcie, że was nie było w Przemyskiem w sobotę! Jeśli ten rok będzie pogodową kopią zeszłego to wszystko wskazuje na to, że właśnie ominęły was jedne z najlepszych warunków do jazdy.

Sucho jak pieprz
Sucho jak pieprz

Istnie letni warun. Kurzyło się spod kół. Dotarliśmy to rozwidlenia szlaków i ruszyliśmy dalej, znanym mi z zeszłego roku, zielonym. Jest tu całkiem dobry, acz krótki zjazd.

Wchodzimy do akcji
Wchodzimy do akcji

Zaobserwować można już pierwsze oznaki wiosny. Zaczyna pokazywać się czosnek niedźwiedzi - roślina leśna o smaku i zapachu czosnku. Jest jadalna, pod ochroną jedynie w okresie kwitnięcia. Ciekawe jak by smakowała z soczystą dziczyzną albo jako składnik kiełbasy ;).

Wschodzący czosnek niedzwiedzi
Wschodzący czosnek niedźwiedzi

Po wyjechaniu z terenu rezerwatu Bukowica zaczął się lekki interwał drogami zrywkowymi. Tu miejscami trafiało się błoto w koleinach ale naprawdę - jestem tak spragniony wyryp, że przyjął bym dziś błoto w każdej ilości. Po dojechaniu do szutru, żremy na jakiejść opuszczonej (?) przyczepie do przewozu drewna, w malowniczej beskidzkiej dolince.

Czilaut na przyczepie
Czilaut na przyczepie

Nieopodal zwiedziliśmy cmentarz pozostały po wysiedlonej wsi Darów. Podróże z Pawłem są bardzo kształcące. Dziś np dowiedziałem się o istnieniu rośliny Śledziennica Skrętolistna - której nazwa wzięła się stąd, że ma liście w kształcie śledziony. Oczywiście na chłopski rozum można wywnioskować, że w dawnych czasach leczoną nią dolegliwości tego narządu.

Śledziennica Skrętolistna na cmentarzu wysiedlonej wsi Darów
Śledziennica Skrętolistna na cmentarzu wysiedlonej wsi Darów (to żółte)

Zwiedzanie zwiedzaniem ale trzeba wrócić z powrotem na pasmo. Ruszyliśmy w górę asfalto-szutrówką nadleśnictwa. Sporo sarenek się tu pląta, spotkać można także zapewne wilcze odchody, pełna futra skonsumowanych ofiar. O dziwo - więcej śniegu niż na paśmie w lesie było właśnie na tej dość nasłonecznionej drodze. Zaliczyliśmy kilka śnieżno-lodowych sekcji.

Janusze tańczą na lodzie
Janusze tańczą na lodzie 

Po podjeździe, który zdawał się nie mieć końca wbiliśmy na pasmo. Tu już nie było tak sucho jak na początku, aczkolwiek błoto nie przeszkadzało bo jazda była głównie w górę. Nie ma się co oszukiwać - jestem bez formy. Szosowe kmy nic mi nie dały. Jechało mi się dziś ciężej niż chociażby podczas listopadowej roboty na Przehybie. Szosowanie nie ma kompletnie żadnego przełożenia na jazdę mtb po górach. Lepiej bym zrobił przejeżdżając połowę dotychczasowych kilometrów an Forcu, w terenie. Efektem tych przemyśleń szosowy rower trafił głęboko do piwnicy, leży w kartonowej trumnie przebity osinowym kołkiem. Paszoł won maszkaro. Dobra, dygresje na bok - jesteśmy przecież w Beskidzie. Jazda po tym odcinku pasma nie powala ale za to można się powygłupiać.

Próbowałem przeciąć drzewo z użyciem korby. Drzewo vs Janusz: 1:0
Próbowałem przeciąć drzewo z użyciem korby. Drzewo vs Janusz: 1:0 

W końcu wyjechaliśmy z lasu i zaczęliśmy podjazd przez łąkę w kierunku Tokarni (778 m.n.p.m). Pasmo Bukowicy to jedyne znane mi pasmo, które ma dwa, równe najwyższe wierzchołki. Jechałem tu ostatnio w 2013 roku ale wtedy wszystko przesłaniała gęsta mgła. Ominęły mnie przez to widoki na pasmo graniczne, Kamień nad Jaśliskami oraz panoramy beskidzkich dolin.

Podjazd na Tokarnię #1
Podjazd na Tokarnię #1

Podjazd na Tokarnię #2
Podjazd na Tokarnię #2 

Co do samej Tokarni to widok z niej jest jednym z najlepszych w Beskidzie Niskim. Będąc w takim miejscu, przy takiej pogodzie nie chce się jechać dalej. Widać też stąd dobrze nasz kolejny cel - dzisiejszą nowość. Leżące na północy wzgórze Kuty (664 m.n.p.m). Nie wiedzie na nie żaden szlak turystyczny ale często bywając w tej okolicy lub przejeżdżając obok uznałem, że musi to byś świetny punkt widokowy. Teraz jest dobry moment aby tam jechać, bowiem tamtejsze rejony słyną z dużych połaci barszczu Sosnowskiego. O tej porze roku barszczu jeszcze nie ma.

Widok z Tokarni vs widok z okna mojego biura: 1000000:0
Widok z Tokarni vs widok z okna mojego biura: 1000000:0

Trudno się było zebrać ale ostatecznie trzeba było zjechać z Tokarni czerwonym na wschód. Gdy jechałem to 2 lata temu to mi się wydawało, że sekcja leśna tego zjazdu jest bardziej stroma, a korzenie na niej jakieś takie większe i straszniejsze. Dziś było łatwo i przyjemnie. Kolejny dowód na to, że 'stromizna' oraz 'trudność techniczna szlaku' to ulotne stany umysłu. Oczywiście zjazd jest jak najbardziej godny polecenia. Ekspozycja pobliskiego, Szerokiego Łanu powala. Można się zagapić. Zdjęcie niestety tego nie oddaje.

Widok na Szeroki Łan podczas zjazdu z Tokarni
Widok na Szeroki Łan podczas zjazdu z Tokarni vs widok z okna samochodu podczas stania w korku na zjeździe z rzeszowskiej obwodnicy 1000000:0

Z Karlikowa ruszyliśmy asfaltem do Polan. Uwielbiam zniszczone asfalty Beskidu Niskiego i te popegereowskie wsie, w których czas jakby się zatrzymał 40 lat temu. Klimat końca świata to jest to. W Polanach znajduje się tam cerkiew w ruinie. Sama wieś ma dość ciekawą historię. Kiedyś była duża, dziś jest tu zaledwie kilka zabudowań. 


Cerkiewna dzwonnica w Płonnej
Cerkiewna dzwonnica w Płonnej



Cerkiew w Płonnej kiedyś i dziś
Cerkiew w Płonnej kiedyś i dziś

Ruszyliśmy na wspomniane Kuty, które są od tej strony naprawdę łatwo dostępne. O ile "łatwo dostępnym" można nazwać 4km podjazd o nachyleniu sporymi fragmentami 15% (wg znaku). Kręciło się to mozolnie, na szczęście towarzyszyły nam widoki na Bieszczadzkie góry. Łopiennik, Suliła, Chryszczata - pieszczoszki wy moje! Wkrótce nadchodzę! Potańczymy!
Na Kutach stoi nadajnik GSM, zjechaliśmy więc trochę niżej, na wierzchołek pasma zwany Dziady.

Widok z Dziadów (647 m.n.p.m)
Widok z Dziadów (647 m.n.p.m)

Zjazd do Bukowska polną drogą był całkiem ciekawy, szkoda, że na górze nim wzgardziłem i nie odpaliłem GoPro. Po zakupach w miejscowym sklepie czekał nas kolejny już dziś powrót na pasmo Bukowicy - żółtym szlakiem przez Wolę Piotrową. Trudy wyrypy zaczęły się dawać we znaki, a tu jeszcze trzeba przejechać całe pasmo by wrócić do Puław. Tym razem było dużo w dół, więc krótkie, błotniste fragmenty były ostre - rower tańczył w koleinach, błoto siepało po mordzie. Cieszyłem się jak dziecko. Końcówkę, zjazd ze Skibców pokonywaliśmy już w pół-mroku ale udało się zrobić wszystko, łącznie ze ścianką. Na parking wjechaliśmy i zapadła ciemność. Łączna suma długości błotnistych odcinków na trasie nie przekroczyła 4km ale to wystarczyło, żebyśmy wyglądali jak byśmy cały dzień młócili to błoto cepami. Mimo wszystko dziś nawet błotna niagara nie zagasiła by płonącej, wyrpowej zajawki. Moja tolerancja na błoto ostatnio dość mocno wzrosła - nie uniknie się tego w naszych warunkach klimatycznych. Zwykłe koszta mtb melanżu. Pozostało się ogarnąć i wracać do Rzeszowa. Warto było to pojechać tę sytą wyrypę. Biorąc pod uwagę nadchodzące załamanie pogody, na następną trzeba będzie trochę poczekać.

Większość zdjęć jest autorstwa Pawła.


VIDEO:




Dane wyjazdu:
61.00 km 45.00 km teren
05:40 h 10.76 km/h:
Podjazdy:1386 m
Rozbójnicy:

Za jedną taką wyrypę oddał bym wszystkie szosy świata i dołożył fatbajka

Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 22.03.2015 | Komentarze 7

Jakie jest twoje ulubione pogórze? Jest to jedno z pytań, na które ciężko mi odpowiedzieć. Równie dobrze mógłbym zapytać czy wolę Beskid Niski czy Bieszczady? Albo co wolę - bimber czy kiełbasę? Ostatnio się nad tym zastanawiałem i wyszło mi, że najbardziej lubię Pogórze Przemyskie. To ciekawe, bo wszystkie moje wycieczki w te rejony charakteryzują się:
* tym, że nie jestem w stanie polecić tu z czystym sumieniem ANI JEDNEGO zjazdu
* tym, że wyrypy kończą się tęgimi batami od natury - nigdy nie udało mi się przejechać całej zakładanej trasy
* tym, że zawsze ktoś przebija dętkę (a czasem nawet i cztery)
Co więc jest takiego wyjątkowego w tym pogórzu? To, że jest piękne i dzikie. To chyba wystarczy, żeby wybrać to pogórze na cel pierwszej wyrypy w 2015 roku. Wyrypy na którą czekałem 125 dni. Poza tym właśnie teraz, gdy na wysokościach powyżej 700 m.n.p.m leży śnieg, a wybudzone, bieszczadzkie niedźwiedzie szukają zaczepki, pogórza są dobrym miejscem do jazdy. Na taką wycieczkę zgadałem się z Sebastianem, trasa była jego pomysłu, ja ją nieznacznie zmodyfikowałem by zminimalizować liczbę rzecznych brodów do przejechania. Jazda w mokrych butach cały dzień w temperaturze 10 stopni, nie ma wiele wspólnego z frajdą - wiem to byłem tam.
Ruszyliśmy z miejscowości Rokszyce i pierwszym naszym celem dziś była Kalwaria Pacławska, podobnie jak podczas pamiętnego MTB-melanżu w 2012 roku. Oczywiście na początek 2 fakapy z mojej strony: zepsułem przednią manetkę (z 3 biegów zrobiło się 2) i musiałem wracać 300m do auta po okulary ;). Dalej spokojna jazda szutrem, dość szybko zrobiło się widokowo.

Dzień Dobry Pogórze Przemyskie
Dzień Dobry Pogórze Przemyskie

Kopystańka (541 m.n.p.m)
Kopystańka (541 m.n.p.m) 

Dość szybko dotarliśmy do Kalwarii. Liczyłem, że uda nam się dostać na miejscową wieżę widokową, niestety jest czynna dopiero od maja. Zabezpieczający płot był z pewnością do pokonania na nielegalu i nawet rozważaliśmy tę opcję. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego zamiaru, żeby nie dawać złego przykładu błąkającym się w okolicy dzieciakom i w obawie przed mnichami uzbrojonymi w bojowe kropidła :D.

Seba hakuje zabezpieczenia wieży
Seba hakuje zabezpieczenia wieży

Widok spod wieży
Widok spod wieży

Jazdę kontynuowaliśmy niebieskim karpackim na Połoninki Kalwaryjskie. Ostatnio byłem tu późną wiosną, ale we wczesnowiosennej odsłonie to miejsce też robi wrażenie. Jako, że byliśmy już bardzo blisko granicy z Ukrainą, z pobliskiego wzgórza obserwował nas patrol Straży Granicznej.

Straż Graniczna
Straż Graniczna

Konie u wodopoju
Konie u wodopoju

Po zjeździe z połoninek czekała nas lekka błotna kąpiel, oraz zwiedzanie cmentarza pozostałego po wysiedlonej po wojnie wsi Paportno. Jest to największy, opuszczony cmentarz na jaki natrafiłem podczas swoich wojaży. Poszukałem trochę informacji o wsi w internecie i okazało się, że wieś przed wojną liczyła ponad 1000 mieszkańców.

Cmentarz w Parpotnie
Cmentarz Paportno


Nagrobek
Nagrobek

Po cmentarnym spacerze czekał na nas kilkukilometrowy podjazd w rejon Suchego Obycza. Stąd skierowaliśmy się na pobliskie Połoninki Arłamowskie. To nowe miejsce dla mnie. Warto było tam jechać. Kilkaset metrów podjazdu po płytach ale widoki miażdżące. 

Seba na połoninie
Seba na połoninie

Panorama - Połonina Arłamowska
Panorama - Połonina Arłamowska

Stojąc na tej połoninie i spoglądając na Bieszczady w oddali zdałem sobie sprawę jaką pogardą darzę te wszystkie moje szosowe kilometry wykręcone tej zimy. Pieprzony żart. Wiadomo gusta i upodobania są różne, "co kto lubi" i w ogóle, ale dla mnie szosa w nadmiarze ryje beret. Lubię oglądać wyścigi w TV, podziwiam szosowych wycinaków, ale na dłuższą metę to nie jest jazda dla mnie. Czyni mnie leniwym, wygodnym i miękkim. Zaczynam analizować te wszystkie cyferki jak średnia itp głupoty. Planować trasy tak, żeby się nie pobrudzić. Gdybym jeździł na szosie cały rok to pewnie wyrosły by mi piersi i zaczął bym się wzruszać oglądając Klan. Koniec z tym badziewiem. Chce teren, góry, chcę Beskid, chcę Bieszczady, chcę krzaki błoto, wilki i niedźwiedzie!
Z połoniny wróciliśmy w rejon Suchego Obycza. W 2012 roku nie udało mi się znaleźć szlaku prowadzącego na jego szczyt ale wyczytałem, że niedawno odnowiono oznaczenia. I faktycznie tym razem trafiamy bez problemu - szczyt leży ledwie kilkaset metrów od szutru.
Szczyt Suchego Obycza (618 m.n.p.m) jest kompletnie nie widokowy i porośnięty lasem. Wg niektórych jest najwyższym wzniesieniem Pogórza Przemyskiego, wg innych należy już do Gór Sanocko-Turczańskich. Nieistotny detal. Przecież chodzi o to by się konkretnie upodlić na zjeździe. Dawać mi tu błotną rzeźnię. Jedziemy żółtym szlakiem na zachód. Jest to lekko zniszczona droga leśna. Szału nie ma ale spodziewałem się tu niesienia roweru przez krzaki. Warun terenowy bardzo dobry. Założę się, że w sierpniu 2014 nie dało by się tu jechać. Końcówka zjazdu do szutru w Dolinie Niemieckiej jest już nawet techniczna, stroma, pełna gałęzi, krzaków i lejów po jakichś bombach ;). Parę razy mata była blisko. W pełni sezonu pewnie pluł bym na taki paździeżowy zjazd ale dziś to dla mnie dobra podjara. Na dole morda mi się śmiała. To jest to!
Przy pobliskiej drodze asfaltowej napotykamy na najbardziej wypasiony parking leśny jaki w życiu widziałem. Grubą monetę w to wpakowali. Jest nowoczesna forma, tonowane barwy, przepływ energii Taj Czi, minimalizm. Dodatkowo jesteśmy chyba jednymi z pierwszych użytkowników tego przybytku, bo nawet w koszach nie ma śmieci, poza jednym, pełnym pustych butelek po wódzie. Widać, że nadleśnictwo Bircza, już zdołało oblać nową inwestycję.

Leśny parking na wypasie
Leśny parking na wypasie


Tak się bawią Lasy Państwowe
Tak się bawią Lasy Państwowe

Mniam mniam, ślinka cieknie. Niestety trzeba jechać dalej. Przed nami szlak na Kanasin (555 m.n.p.m). Co można powiedzieć o Kanasinie? Gdyby wiodący przez niego szlak był singlem to mielibyśmy do czynienia z prawdziwym hitem bo patrząc na mapę to jest tu przysłowiowa "poziomica na poziomicy". Niestety szlak jest drogą zwózkową, więc mamy tu pierwszy w tym roku, bardzo stromy i ciężki wypych. Za wypychami nie przepadam ale dziś działa to dla mnie oczyszczająco. Tylko piekący ból łyd jest w stanie zmazać winę szosowej dewiacji.

Fota z okazji pierwszego wypychy A.D. 2015
Fota z okazji pierwszego wypychu A.D. 2015

Kanasin jest zalesiony ale jako, że liści na drzewach nie ma to mamy spoko widoki na północ. Zjazd jest nawet ostry - oczywiście droga zrywkowa ale za to miejscami błoto po osie. Młode pędy leszczyny chlastają mnie po twarzy - łajdaczyłeś się szosowo chamie to masz za karę mtb-chłostę ;). Niżej szarpie nas tarnina - za tą francą akurat nie tęskniłem. Cała góra jest niestety zaorana przez zwózkę.

Kanasin zaorany
Kanasin zaorany

Zjechaliśmy do Rybotycz na postój w sklepie, posiłek i trochę tęgich rozkmin z miejscowimi, tęgo już naprutymi chłopakami. Było zabawnie. Podczas dalszej jazdy dokładamy do dzisiejszej puli kolejne wzniesienie - Kopystańkę (541 m.n.p.m). Podjeżdżałem na nią w zeszłym roku, od zachodu bez problemu. Od wschodu, nie dość, że bardziej stromo, to jeszcze po miękkim także podjazd wypruwa flaki. Na górze widoki fajne ale wiatr lodowaty więc trzeba się zmywać.

Kalwaria Pacławska z Kopystańki
Kalwaria Pacławska z Kopystańki

Pozostało nam wodne mtb na czerwonym szlaku do Brylińców. Walka z żywiołem, błotna posoka tryskająca spod kół, ostatecznie zmywa te 1200 szosowych grzecho-kilometrów popełnionych przeze mnie tej zimy ;).

Rzeczny singiel
Rzeczny singiel

Po takiej jeździe człowiek czuje że żyje. Pogórze odczarowane - wszystkie dętki całe. W końcu jakaś prawilna prędkość średnia. Sezon odpalony! Nadchodzą dobre czasy. Jak przebudziłem się w nocy to bolały mnie chyba wszystkie mięśnie nóg. O jak dobrze! Chcę więcej!

RELACJA SEBY






Dane wyjazdu:
22.00 km 6.00 km teren
01:25 h 15.53 km/h:
Podjazdy:238 m

Er fors łan

Czwartek, 19 marca 2015 · dodano: 19.03.2015 | Komentarze 2

Rety, jaki ten rower to jest KLOC! Podjazdy wydają się być 2 razy dłuższe, a ja się czuję jak bym dopiero zaczynał jeździć po 3 miesięcznej przerwie. Przez ostatnie lata kupując osprzęt podświadomie uczyniłem z tego roweru ciężarną frirajdówkę. Za dużo amerykańskich filmów :).
Za to w dół jest zajawka, szkoda, że w najbliższej okolicy nie mam kawałka terenu gdzie ten sprzęt mógłby się wykazać.

Dane wyjazdu:
6.00 km 0.00 km teren
00:20 h 18.00 km/h:
Podjazdy: m

BIOTOP trójka!

Środa, 18 marca 2015 · dodano: 18.03.2015 | Komentarze 5

Ostateczny tuning forca - regulacja kokpitu, siedzenia, otłuszczenie tarcz i klocków. Krótka jazda testowa - jestem gotowy na nowy sezon.

W sumie to ja nie o tym chciałem. W koncu ukazał się INSIDE the BIOTOP 3 !!!!!!!! Czekałem na ten film i muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem. Kawał dobrej jazdy, kawał dobrej roboty filmowej. To wszystko okraszone typowymi biotopowymia akcjami i specyficznym, lekko surrealistycznym poczuciem humoru - kto oglądał części 1 i 2 ten wie o co chodzi. Zero nudy. Naprawdę wysoki poziom. Żeby nie było, że tylko chwalę, to kilka wad:

1. Sekcja z quadem - po trailerze byłem bardzo "na nie". W samym filmie muszę przyznać, że ciekawie to wypadło. Także czepiam się tak bardziej dla zasady hehe. No i jeszcze użyli tu muzy z trailera do "9 knights MTB 2011". Swoją drogą to świetny numer więc jestem wdzięczny za przypomnienie :D.

2. Kawałek Heaven’s Basement pod wdzięcznym tytułem "Heartbreaking Son of a Bitch". Ten numer został użyty już w czeskim edicie Guleviha i w SE2ON 2, dodatkowo mam go na głównej playliście na Spotifaju więc słyszałem go już z 100000 razy. To jedyny moment gdy oglądając film użyłem opcji MUTE. No ale to pewnie boli tylko mnie, poza tym incydentem BIOTOP3 muzycznie jest naprawdę dobry.

3. Jest za krótki :) - jeszcze ze 2 sekcje by się przydały.

Oczywiście krytykowanie używania muzyki z innych editów w moim przypadku to CZYSTEJ MAŚCI HIPOKRYZJA albowiem ja do swoich filmików kradnę muzę od innych pełnymi garściami :D. Różnica poleca na tym, że moich editów i tak nikt nie ogląda :D.

Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
00:50 h 18.00 km/h:
Podjazdy: m

Psia kość

Wtorek, 17 marca 2015 · dodano: 17.03.2015 | Komentarze 0

Zawieszenie w fulu męczyło mnie luzami. Oględziny wykazały, że na dużych łożyskach jest wszystko ok, natomiast zużyte są malutkie tuleje ślizgowe przy elemencie zawiechy zwanym "dogbone". Oryginały są praktycznie nie do kupienia, pozostają zamienniki - łożyska ślizgowe firmy Igus, typ JFM-0608-06 - wymiary te same ale chyba jakiś inny polimer. Jedna sztuka kosztuje około 15 zł, potrzeba ich 4. Wysyłka z Niemiec. Ostatni raz wymieniałem je ponad rok temu i jak widać starczyło to na 16 miesięcy intensywnego katingu. 

Niezbędnik użytkownika Gt Force
Niezbędnik użytkownika GT Force

Wybrałem się dziś sprawdzić efekty na miasto co przerodziło się w lekki katowanie na stricie - zjeżdżałem ze schodów, skakałem z murków. Ta krótka acz intensywna jazda dała mi więcej satysfakcji niż bym w tym czasie nawinął ze 100 smutnych, nocnych, szosowych kilometrów. Zawieszenia jest mega-sztywne i nie skrzypi - gdyby tak zechciało utrzymać ten stan przez cały sezon ... ech...  jak wspaniale jest pomarzyć :).
Jeszcze wiadomość z życia rowerowej patologi: wróciłem do mojej starej ... kiery.  Aczkolwiek do porażki mojej koncepcji posiadania szerokiej i płaskiej kiery  przyznaję się tylko częściowo. O ile uważam, że kierownica o szerokości 760mm jest dla mnie optymalna to prawie zerowy wznios już niekoniecznie. Nie mogłem dobrze ustawić roweru - albo miałem siodło za nisko albo kiere za daleko. Jednak 3cm wzniosu robi dużą różnice. Płaska kiera miała by większy sens przy trochę innej geometrii ramy. Jeśli uda mi się upolować 760mm ze wzniosem w odpowiedniej cenie to wrócę do tematu. 




Dane wyjazdu:
54.30 km 0.00 km teren
02:30 h 21.72 km/h:
Podjazdy:386 m

Odbyłem jazdę rowerem

Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 15.03.2015 | Komentarze 2

Szosowa jazda i pisanie o tym zaczyna mnie już nudzić z tej okazji przyłączę się do ogólnoświatowego hejtu na fatbajki. 3...2...1... START: dla mnie fatbajk to KARYKATURA roweru. Takie filmy jak ten tylko mnie w tym utwierdzają. Propsy za kiełbasę w edicie ale nawet to w połączeniu w browarem i nagimi, damskimi pośladkami z końcówki nie przekonają mnie, że FATy są fajne. Co ciekawe filmik jest na kanale samego Big-Cola, czyli gościa dotychczas znanego z zajebistych editów z jazdy po pionowych, skalnych ścianach na prawdziwym rowerze.

Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:35 h 17.14 km/h:
Podjazdy: m

Pogoda się sfajdała

Czwartek, 12 marca 2015 · dodano: 12.03.2015 | Komentarze 2

Niby nic, a jednak odwleka w czasie pierwszą wyrypę w tym roku.

Tymczasem HBO oficjalnie zapowiedziało, że nie będzie 2 sezonu tego wspaniałego inaczej serialu "Wataha". Historia ma pozostać niedopowiedziana. Należy zatem przyjąć, że kapitan Rebrow, miłośnik domowej produkcji wyrobów alkoholowych, został zjedzony przez Bieszczadzkie wilki. Całkiem dobra śmieć i zakończenie. Lepsze to niż w 10 sezonie miał by zejść na marskość wątroby.

Dane wyjazdu:
46.60 km 0.00 km teren
02:05 h 22.37 km/h:
Podjazdy:429 m

Szosa powszednia

Wtorek, 10 marca 2015 · dodano: 10.03.2015 | Komentarze 0