Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:438.68 km (w terenie 205.00 km; 46.73%)
Czas w ruchu:33:02
Średnia prędkość:13.28 km/h
Suma podjazdów:7062 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:31.33 km i 2h 21m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
47.00 km 30.00 km teren
05:00 h 9.40 km/h:
Podjazdy:1644 m

Bania na Korbani

Wtorek, 30 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6

Sezon wyrypowy powoli się kończy. W tej sytuacji każdy dzień dobrej pogody jest na wagę złota, ponieważ może być już ostatnim. Idąc tym tokiem myślenia postanowiłem dziś razem z Pawłem (znanym z "Janush mi" hehe) uderzyć w Bieszczady. Naszym głównym celem była nowo-powstała wieża widokowa na wzgórzu Korbania (894 m.n.p.m). Wieża została wybudowana kilka tygodni temu, w ramach "uzdatniania" Bieszczadów dla niedzielnego turysty w klapkach, o czym kiedyś pisałem. Na nasz rzeźnicki trip wyruszyliśmy z Bukowca, na początek szutrem jak najwyżej się dało, a potem czerwonym szlakiem. Do tego szlaku ma mieszane odczucia - kilka fajnych odcinków, ale niestety w większości wiedzie on czynną drogą zrywkową, na której zalegają masy błota. Bieszczadzkie błoto jest najgorsze w kraju więc chwilami było ciężko. Korbania to zwodnicza góra, jej rozległe, północne zbocze miałem okazję obserwować będąc w lipcu na pobliskich Wierchach. Kilka razy wydawało nam się, że jesteśmy już na szczycie ale to była zwykła zmyłka. Trzeba było się mocno kontrolować, żeby się nie zgubić. Sam szczyt wynagradza trudy widokami.


Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)
Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)

Genialna miejscówka. Najlepsze widoki na Jezioro Solińskie, fajne na Bieszczadzki Park Narodowy, tylko Łopiennik trochę schowany za drzewami. Spędziliśmy tam zdecydowanie za dużo czasu ale jakoś nie chciało nam się ruszać :).

Zalew Soliński
Zalew Soliński

Bieszczadzki Park Narodowy
Bieszczadzki Park Narodowy

Solina na zoomie
Solina na zoomie

W końcu trzeba było zwijać manele, przecież to dopiero 1/4 trasy. Wskoczyliśmy na nowno-znakowany szlak w kierunku Łopienki. Fajny szlak, zwłaszcza początek - przyjemne nachylenie, nierówności. Dalej dość mocne interwały, sporo jarów ale wybudowano na nich drewniane mostki, a w jednym miejscu schody. Im niżej tym więcej błota.

Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE
Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE

Na przełęczy Hyrcze pod Korbanią zrobiliśmy sobie kolejny postój na foty. Przyjemne, ciche, odludne miejsce.

Przełęcz Hyrcze
Przełęcz Hyrcze

To ja naginam
To ja naginam

Dalej błotnisty zjazd do Łopienki. Jest to dolina w której kiedyś była wieś. Aktualnie znajdują się tu piece do wypału węgla oraz odremontowana cerkiew. Miejsce uchodzi za jedne z najładniejszych w Bieszczadach i przyciąga masy turystów. 

Dolina Łopienki
Dolina Łopienki

Faktycznie jest tu bardzo przyjemnie ale mi dużo bardziej przypadło gustu dzikie Krywe oraz Tworylne. W Łopience jak dla mnie za dużo ludzi (a Paweł, który często tu bywa, mówił, że i tak dziś jest spokój bo po sezonie). Dodatkowo ta cerkiew - w Krywem są prawdziwe, klimatyczne,  ruiny, a ta z Łopienki jest odrestaurowana, otynkowana i wygląda jak zwykły kościół. Jakoś to do mnie nie przemawia.

Cerkiew w Łopience
Cerkiew w Łopience

Dookoła cerkwi lekki bałagan, 300-letnia lipa oraz ... polowy konfesjonał :).

Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???
Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???

Pod samą cerkiew można zajechać samochodem, jakieś kramy ... jarmark jak w dolinie Kościeliskiej w Tatrach.  Dziś jakaś ekipa samochodów 4x4 urządzała sobie tu off-rołd życia. Zdecydowanie nie moje klimaty. Udało nam się za to zobaczyć piec do wypalania węgla w akcji.

Wypał węgla drzewnego
Wypał węgla drzewnego

Po opuszczeniu doliny naginaliśmy parę kilometrów asfaltem w stronę Dołżycy. Przyjemna jazda wzdłuż Solinki nie zapowiadała masakry jaka czekała na dalej. W okolicy Cisnej jest sobie niepozorne pasemko Falowej, przez które wiedzie czarny szlak pieszy. Jest mało popularne - nie znalazłem nigdzie, żadnej bardziej szczegółowej relacji z tego szlaku. Nie dawało mi ono spokoju, postanowiłem więc je zdobyć i wciągnąłem w to Pawła :). Pierwsze 3 km to butowanie, non stop pod górę. Zdecydowanie najdłuższy, najcięższy i najbardziej ryjący beret wypych tego roku. Nie to, że szlak jest zły - wręcz przeciwnie, jest świetny, tylko, że my pokonywaliśmy go w złym kierunku :D. W sporych odcinkach jest to klasyczny, pełny kamienistych sekcji singiel. W niektórych miejscach trochę gałęzi ale ogólnie prawie cały przejezdny. Przy zjeździe w paru miejscach była by walka - spore kamule oraz wijąca się obok koleina zdolna pochłonąć nawet i cały rower, nie zostawiają miejsca na błędy. W końcu wyleźliśmy to i stanęliśmy na Falowej (968 m.n.p.m). Dalej pasmem jechało się mocno technicznie, podobała mi się zwłaszcza jedna stroma, kamienista ścianka. Gdy dotarliśmy do najwyższego wierzchołka pasma - Czerenieny (981 m.n.p.m) okazało się, że przecina go ... doskonale utrzymana leśna droga :). Po co męczyliśmy się tyle na stromiznie czarnego szlaku? Z mapy wynika, że pasmo jest łatwo osiągalne szutrem i tą drogą od szosy Cisna-Wetlina. No nic, co w nogach to nasze, a w przyszłości trzeba tu wrócić tym szutrem i zjechać czarnym do Dołżycy, to co dziś butowaliśmy. Liczyliśmy, że trudy wspinaczki wynagrodzi nam zjazd czarnym do Jaworzca, niestety pokrywa się on z drogą zrywkową i jedyne atrakcje poza błotem to ładne widoki na Smerek.

Smerek
Smerek

Smerek na zoomie
Smerek na zoomie

Na osobny opis zasługuje końcówka szlaku, przed samym Jaworzcem. Droga zrywkowa została za nami, a zaczął się kręty singiel przez gęsty młodnik. Jeżynowa alejka w wersji turbo-SADO-MASO-DH. Wszelkie możliwe kolczaste krzaki, jakieś młode świerki, pniaki, gałęzie. Nie miałem czasu się przyglądać, gdyż błoto i nachylenie sprawiały, że był problem się zatrzymać. Golenie pieką mnie do dziś. Jedna rzecz gorsza od jazdy tutaj, to wyłożyć się w te krzaczory prosto na ryj. Liczyłem, że jadący przede mną Paweł, wypłoszy wszystkie niedźwiedzie oraz inne dziki, które niewątpliwie rezydują w tej dziczy. Na asfalcie w Jaworzcu cieszyłem się, że to już koniec. ZERO propsów dla tego zjazdu :). Przez tereny nieistniejącej wsi Łuh, ruszyliśmy w stronę przełęczy Szczycisko.

Okolice nieistniejącej wsi Łuh
Okolice nieistniejącej wsi Łuh

Parę km jazdy asfaltem, potem szutrem było by spoko, gdyby nie fakt, że wcześniej nam obu skończyła się woda oraz jedzenie, a po drodze jak dotąd nie było żadnego sklepu. 1.5 litra wody na głowę w Bieszczady, to stanowczo za mało - błąd godzien wyrypowych świeżaków. Brak płynów sprawił, że przy wspinaczce z przełęczy Szczycisko na wzgórze Połoma (776 m.n.p.m) staliśmy się dwójką odwodnionych zombie. Podchodząca Gehenna, Sahara w gardle sprawiały, że łapczywie spoglądałem na mijane kałuże :). Zjazd w kierunku Terki zielonym szlakiem, zniszczony przez miłośników 4x4 okazał się błotną rzeźnią. Po wyjechaniu z lasu były nawet fajne widoki na miejscową dolinę ale nie było sił zatrzymać się na focenie. Terka to malownicza miejscowość z klimatem końca świata. W miejscowym sklepie, który na szczęście był jeszcze czynny, z trudem wtłoczyłem w ściśnięty żołądek zasłużoną colkę.

Ruiny dzwonnicy w Terce
Ruiny dzwonnicy w Terce

Asfaltowy powrót ubłoconymi rowerami do Bukowca był już tylko formalnością. Nawet fajna wyrypa ale dała w kość. Jestem już trochę zmęczony sezonem, to już nie ta sama zajawka co na wiosnę/lato. Chłodno, krótki dzień, błoto, zimna woda w rzekach. Chyba ostatni raz byłem w Bieszczadach z rowerem w tym roku, no chyba, że nastanie jakaś ekstremalna susza. Jak na razie jedyne co czeka te góry w najbliższych tygodniach to jeszcze więcej błota. Przyszły sezon tu będzie ciekawy. Ciekawe czy po premierze Path Findera, filmu gości od Enduro Me, Bieszczady zrobią się rowerowo popularne?

Miałem przy sobie GoPro ale nie kręciłem w ogóle jazdy. Zrobiłem sobie dziś wolne od wożenia tego na klacie, włączania, wyłączania oraz zastanawiania się czy dobrze widać ziomka, który skleja zjazd przede mną. Wrzucam kilka nieedytowanych ujęć z ciekawych miejsc, może ktoś się wkręci w bieszczadzkie klimaty. Standardowo - najfajniejsze zdjęcia do tego wpisu bezczelnie ukradłem Pawłowi.


Mapa:




Dane wyjazdu:
85.12 km 40.00 km teren
04:35 h 18.57 km/h:
Podjazdy: m

Kolba nad Nilem

Sobota, 27 września 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 2

Pojechałem dziś do Kolbuszowej, leżącej nad rzeka Nil. Ostatnio jeździłem krótkie dystanse, więc dziś chciałem konkretnie pokręcić korbą i nabić trochę łatwych kilometrów po płaskim. Cel osiągnąłem. Padało, było sporo błota i zimno, miałem nawet jakieś przygody: zgubiłem zielony szlak i wjechałem w środek jakiegoś sporego rozlewiska. Zmarzłem tak, że, po powrocie nie miałem nawet ochoty wypić zwyczajowego, regeneracyjnego bro. Ale kogo to obchodzi skoro dzieje się REMPEJDŻ ????

Raczej na 100% zobaczymy Szymona Godzka w niedzielnych finałach. Backflip na Cannyon Gapem zrobił swoje. Jak na razie rewelacyjny występ, zwłaszcza  jak na reprezentanta kraju, w którym nie ma warunków do uprawiania Big Mountains Freeride. Jestem pod wielkim wrażeniem.


Dane wyjazdu:
10.23 km 0.00 km teren
00:40 h 15.35 km/h:
Podjazdy: m

Rempejdż tajm!!!!

Piątek, 26 września 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 7

Znowu się nie najeździłem, ale kogo to obchodzi skoro zaczyna się REMPEJDŻ????? Można oglądać sobie Tour de Pologne,  UCI XC czy nawet DH ale dla mnie wszystkie te imprezy bledną przy REMPEJDŻU. Tegoroczna, nowa miejscówka jest fenomenalna - stara się jednak trochę już 'opatrzyła', ta wygląda obco i groźnie. Jak widzę co goście kopią, to boję się o ich życie i zdrowie. Np. taki McGarry, znowu coś kombinuje przy największym gapie (czyżby backflip jak rok temu?), jak na razie z nieciekawym skutkiem:


Jak widać, trochę przestrzelił. Wygląda to nieciekawie ale nic mu nie jest. Gorzej z rowerem :D. Rempejdżowa Agencja Prasowa podała, że katastrofa spowodowana była brakiem ESPEDEEEE ;).
Rempejdż jest po to by pokonywać granice w tym sporcie. Polecam też obejrzeć jak goście skaczą ponad 20m dropa :).
W tym roku impreza ma dla nas dodatkowy smaczek - pierwszy raz w historii pojawi się na niej Szymon Godziek (znany jako Szaman). Trzymam kciuki za naszego reprezentanta ale osobiście uważam, że w tym roku może wygrać "wiecznie czwarty" Lacondeguy, bo jest w gazie i jest kompletnym wariatem.
Darmowy strim z finału na stronie RedBulla startuje w niedziele o 21 - wiecie co z tym zrobić :).


Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
00:45 h 20.00 km/h:
Podjazdy: m

Zmarzłem

Czwartek, 25 września 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 8

Dziś temperatura podchodziła pod warunki ENDURO, także wiadomo - zbyt długo nie wytrzymałem ;). Muszę się przestawić na jesienne temperatury i wyciągnąć z szafy odpowiednie ubrania.
Nowy Big Col, także koleś się orobił:

Oczywiście trudno to nazwać prawdziwym ENDURO, bo świeci słońce, nie pada, nie ma błota i jest sucho ale trzeba mu oddać, że się starał :D.  Dodatkowo gość zjechał to na pedałach platformowych! W jakim stylu zrobił by to będąc przytwierdzonym do roweru najwspanialszym wytworem techniki rowerowej czyli systemem ESPEDE???? W głowie się nie mieści ....

Ok, kończę na chwilę temat enduro bo zaczynam się jarać nadchodzącym rempejdżem :).

Dane wyjazdu:
8.00 km 0.00 km teren
00:30 h 16.00 km/h:
Podjazdy: m

Janush me!

Wtorek, 23 września 2014 · dodano: 23.09.2014 | Komentarze 9

Ale dziś przejechałem. Nie chce mi się jeździć rowerem w taką pogodę. Nie jestem ENDURO! Jestem Janushem :).
Dak sklecił edit z włóczęgi po Cergowej, czyli górce znanej z Enduro Me. Jakość nagrania i umiejętności reżysersko-realizatorskie Pawła to naprawdę pierwsza klasa. Wiem co mówię, bo w życiu obejrzałem już z milion takich filmików. Ten jak na testowy edit wyszło obiecująco. Na nagraniu jednak wszystko wygląda dużo bardziej płasko i wolniej niż się wydaje na żywo. Następnym razem trzeba jednak dołożyć więcej prędkości (czyli pewnie zwiększyć liczbę powtórek danego odcinka) i będzie dobrze. Oto i nasze Janush Me:



Dodatkowo Paweł użył tych ujęć (w lekkim sloł mo) w swoim drugim filmiku o Beskidzie Niskim, też świetnie zrobione i polecam obejrzeć. Tak w ogóle to chciałbym mieć Cergową pod domem :).


Dane wyjazdu:
36.67 km 30.00 km teren
02:40 h 13.75 km/h:
Podjazdy:838 m

Bieszczady na mokro

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 20.09.2014 | Komentarze 12

Jak zobaczyłem prognozę pogody na sobotę to miałem nigdzie nie jechać, na szczęście zmobilizował mnie Seba i pojechaliśmy do Lutowisk. Z parkingu położonego ponad 700 m.n.p.m ruszyliśmy na pasmo Otrytu. Pogoda początkowo była po naszej stronie. Warunki też dobre - poza nielicznymi miejscami w lesie, sucho. Szybko dotarliśmy do punktu widokowego na Lutowiska i pasmo.


Panorama Lutowisk
Panorama Lutowisk

Pasmo Otrytu
Pasmo Otrytu

Butowanie zielonym na pasmo było krótkie acz intensywne. Po dotarciu na pasmo, skręciliśmy odnogą szlaku, żeby zdobyć najwyższy wierzchołek Trohaniec, zwany też Wysokim Wierchem (939 m.n.p.m).

Seba w roli słupka znakowego :)
Seba w roli słupka znakowego :)

Zjazd z Trohańca z powrotem do głównego szlaku, oraz droga do schroniska - Chaty Socjologa - bardzo przyjemne. Przy schronisku sporo ludzi się krząta, chyba uzupełniali zapasy wody.


Chata Socjologa na Otrycie
Chata Socjologa na Otrycie

Schronisko zamieszkują także dwa spore psy, bardzo przyaznie nastawione do turystów. Chociaż na niedożywione nie wyglądają to trochę dokarmiliśmy je resztkami kanapki i herbatnikami. 

Pies KAZAN
Pies KAZAN

... i jego BIJACZ!!!!
... i jego BIJACZ!!!! ;)

KAZAN robił takie smutne oczy, tak żebrał o herbatniki, że myślałem, że z niego jest miękka faja. Wtedy nadeszła grupa turystów prowadząc na smyczy sporego psa rasy Husky. KAZAN pokazał inne oblicze, zaczął szaleć w obronie swojego terytorium. Oba psy zaczęły sobie udowadniać, który ma większego wzbudzając lekki popłoch wśród ludzi, dzieci płakały, kobiety lamentowały. Zabawnie to wyglądało :D. Pojęcia nie mam jaki był finał tej akcji bo ruszyliśmy dalej pasmem. 
Trochę się bałem jak tu będzie ale jest naprawdę fajnie. Początek od schroniska to szeroka, leśna droga, w dalszej części niestety zdezelowana przez wycinkę. Ostatnie 2 km przed przełęczą pod Hulskiem to całkiem przyjemny singiel i parę fajnych momentów. nie ma tu takich atrakcji jak w pasmie Wysokiego Działu ale mogę polecić ten szlak na rower oczywiście w suchych warunkach.
Z przełęczy chciałem zjechać inaczej niż ostatnio, dlatego ruszyliśmy szutrem na zachód. Niestety, koński szlak, który miał nas zaprowadzić nad San w praktyce nie istnieje, musieliśmy zjechać szutrem aż do samego dołu co nas kosztowało jakąś godzinę. W tym czasie pogoda zaczęła się psuć.

Bieszczady w deszczu
Bieszczady w deszczu

Szuter wzdłuż sany do Sękowca jest bardzo przyjemny - rzeka tworzy szerokie zakola, a z dna wystają spore skały. Natrafiliśmy na ruiny starego mostu, który dawno temu prowadził do nieistniejących wsi: Krywego i Tworylnego. Byłem w tych miejscach w czerwcu i wywarły na mnie spore wrażenie. 

Ruiny mostu do Krywego
Ruiny mostu do Krywego

Gdy kampilismy nad Sanem zadzwonił Łukasz z informacją, że w Rzeszowie od dwóch godzin leje jak z cebra. U nas czasem lekko mżyło ale liczyłem, że uda się dokończyć wyrypę. Dotarliśmy do Zatwarnicy, gdzie uzupełniliśmy płyny i wtedy rozpadało się na dobre. Mieliśmy jechać na Dwernik-Kamień, na którym byłem w tamtym roku. Widoki na połoniny oraz zjazd na wschód miały być wisienką na torcie tej wycieczki. Niestety intensywny opad zmusił nas do rezygnacji z tych planów.

Leje więc koniec imprezy
Leje więc koniec imprezy

Utknęliśmy w Zatwarnicy, która jest prawdziwym końcem świata. Ogólnie sytuacja nie za ciekawa - siedzimy w przysklepowej kanciapie, leje i jest zimno, a ja nie miałem żadnej kurtki przeciwdeszczowej. Już myślałem, że będę wracał w kolekcji Jana Niezbędnego jak taki jeden w Beskidzie (hehe ;)), zakupiłem już sobie nawet "jana" na plecak i "jana" na grzbiet. Na szczęście Seba sprytnie zakręcił się po okolicy i załatwił sobie transport do Lutowisk, do auta. Ustaliliśmy, że ja zostaję z rowerami, a on podjedzie samochodem. Zostałem więc sam w kanciapie, przysiadł się do mnie sympatyczny jegomość z Torunia i tak sobie siedzieliśmy sącząc piwo. Po pewnym czasie pojawiała się miejscowa "zakapiorka", ekipa w składzie Waldek, Marian i Andrzej. Bardzo sympatyczni, otwarci ludzie, żywo zainteresowani naszymi rowerami. Pogadaliśmy trochę, wspominali czasy młodości gdy sami byli 'bajkerami' i jeździli na swoich 'ukrainach'. Wg nich koła w tych 'ukrainach' praktycznie nigdy się nie centrowały (może trzeba wysłać jakiś egzemplarz firmie MAVIC???). Wesoło było hehehehe.
Oczywiście gdy Seba wrócił to przestało padać, ale już nie było sensu robić cokolwiek innego poza powrotem do domu. Ruszyliśmy do Rzeszowa, po drodze zatrzymując się przy cerkwi w Smolniku, na tankowanie i żarcie.

Bieszczady parujące
Bieszczady parujące

Cerkiew w Smolniku
Cerkiew w Smolniku

Tymczasem w Sanoku na stacji BP
Tymczasem w Sanoku na stacji BP ...

Znowu się dziś nie najeździłem. Gdyby udało się dziś zdobyć Dwernik to była by to jedna z najlepszych wyryp w tym roku. Mimo wszystko cieszę się, że pokonałem Otryt, bo już 2 lata się tam wybierałem. Coś czuję, że pogoda przedwcześnie zakończy nam tegoroczny sezon wyrypowy.



Dane wyjazdu:
16.36 km 9.00 km teren
01:50 h 8.92 km/h:
Podjazdy:597 m

Korzenie, kamienie, stromizna

Czwartek, 18 września 2014 · dodano: 18.09.2014 | Komentarze 8

Przebywający w Zyndranowej Paweł, przekonał mnie bym ten wolny, słoneczny dzień spędził inaczej. Zamiast klasycznej wyrypy, postanowiliśmy, że pojeździmy trochę po fajnych miejscówkach, kręcąc to na kamerze. Takiej poważnej kamerze, nie jakieś tam trzęsące GoPro. Na miejsce nagrywek wybraliśmy Cergową, bo choć niewysoka to prawdziwa franca. Tu się jeździ raczej ostro. Cergowa góruje nad Duklą niczym prawdziwa świątynia MTB.
Spotkaliśmy się w Zawadce Rymanowskiej i ruszyliśmy żółtym na szczyt. Końcówka przed krzyżem dość mocno ... podchodząca.

Silnik na plecach, +20 km/h do uphilu
Silnik na plecach, +20 km/h do uphilu

Dobrze, że dziś warunki były dość dobre, im wyżej tym bardziej sucho. Na samym szczycie oczywiście dość mocno pizga zimny wiatr no ale to już prawie jesień. Po krótkim odpoczynku zjechaliśmy czerwonym w kierunku Lubatowej aż do momentu gdy przechodzi on w drogę zwózkową. Teraz czekało nas butowanie w górę i nagrywanie co fajniejszych odcinków.

Kino akcji czy raczej kino drogi?
Kino akcji czy raczej kino drogi?

Dobrych miejsc jest sporo - zakręty, ścianka, niewielkie dorpy. Co lepsze zjeżdżaliśmy kilka razy. Paweł, występujący dziś w potrójnej roli: reżysera, aktora oraz operatora nie dawał się nabierać na żadną lipę.

Fragment zjazdu w kierunku Lubatowej
Fragment zjazdu w kierunku Lubatowej

Cergowski singiel
Cergowski singiel

Tak się bawiąc wróciliśmy z powrotem na szczyt. Teraz w planie był zjazd czerwonym do Nowej Wsi. Był to jedyny, nieznany mi szlak na Cergowej. Na emtb.pl pisali, że jest najlepszy, więc ja mówię: sprawdzam! Zaczynamy jechać, na początek nudy, za wierzchołkiem Szczołb było za to trochę widokowych polanych - niestety pełnych kolczastej tarniny. Myślę sobie: co za paździerze ludzie w tych internetach polecają. Na szczęście od połowy zrobiło się już dobrze. Nachylenie wzrosło, a szlak zrobił się bardzo kręty, nawet agrafka była i drop też. Podobało mi się. Potem znowu butowanie, żeby pokręcić na co lepszych odcinkach.

Fragment zjazdu do Nowej Wsi
Fragment zjazdu do Nowej Wsi

W błotnych warunkach ciężko by to było ogarnąć. Po wyjechaniu z lasu, chwila czilu na widokowej polance - niestety obsiadły nas kleszcze. Myślałem, że te mendy-ściwerowjady o tej porze już nie atakują. Chyba ta sytuacja miała wpływ na naszą decyzję, że kończymy na dziś. 

Chyrowa (694 m.n.p.m) oraz kamieniołom na zboczu Kilanowskiej
Chyrowa (694 m.n.p.m) oraz kamieniołom na zboczu Kilanowskiej

Pozostał powrót asfaltem do Zawadki. Po spakowaniu się, postanowiłem jeszcze odwiedzić Pawła w Zyndranowej - pełni tam dyżur w chatce studenckiej PTTK w ramach kursu na przewodnika beskidzkiego. Klimatyczne miejsce. Mógłbym tam mieszkać, nawet pomimo tego, że nie ma internetu, bieżącej wody, a w nocy budzą jelenie na rykowisku.

Wesoła chatka w Zyndranowej hehehe :)
Wesoła chatka w Zyndranowej hehehe :)

Dziś niestety musiałem szybko opuścić to miejsce bowiem  strzegą go 2 białe tygrysy (jeden widoczny na focie), składa się tam ofiary ze zwierząt rogatych oraz co gorsza, o zgrozo! - spożywa się tam alkohol! Powyższe zdjęcie jest celowo nie ostre by nie ujawniać wszystkich ciemnych rytuałów się tam dziejących. Gdy będziecie w pobliżu to uważajcie na to siedlisko rozpusty! (Oczywiście żartuję - polecam tą miejscówę szukającym taniego noclegu oraz świętego spokoju).

Co do nagrywek - przejrzałem pobieżnie materiał i drugiego ENDURO ME, to my nie zrobimy. Pro-rajder ze mnie żaden, raczej zwykły, biurowy janusz co ma zajawkę na mtb. Cała nadzieja w Pawele, że coś z tego ukręci.
Przejechaliśmy dziś tyle co nic ale było to mtb takie jak lubie. Nie jakieś drogi zwózkowe i szutry, a  Korzeń, Kamień i Stromizna. Jako, że kleiliśmy co ciekawsze fragmenty po kilka razy to ilość adrenaliny była na poziomie porządnej, klasycznej wyrypy. Rano byłem zamulony, bez ochoty do jazdy bo po urlopie powietrze ze mnie trochę zeszło. Teraz za to mam ochotę mocno się 'upodlić' w ten weekend.

FILM:




Dane wyjazdu:
26.93 km 6.00 km teren
01:30 h 17.95 km/h:
Podjazdy: m

Tak sobie

Sobota, 13 września 2014 · dodano: 13.09.2014 | Komentarze 4

Nie miałem dziś kompletnie czasu na jazdę. Pojechałem na Słocinę, zobaczyć zniszczenia po burzy - masakra, jedna z lepszych rzeszowskich miejscówek ucierpiała bardzo mocno. Potem pojechałem na Łany, miałem jechać na Białą ale zadzwonił telefon, skończył mi się czas i wróciłem do domu.

Odbębniłem ostatni zaległy edit - z wycieczki po zachodnim Beskidzie Niskim. Wczoraj przez godzinę czyściłem napęd z tego błota i smarowałem wszystko, myśląc, że nie doceniłem tego niezwykle wyrafinowanego melanżu. Było błoto, było go dużo ale te przejezdne odcinki zjazdów to naprawdę kleiliśmy jak w transie. Pisałem wtedy, że mam dość ale teraz przyznaję, że pojechał bym to jeszcze raz.




Dane wyjazdu:
19.90 km 0.00 km teren
01:05 h 18.37 km/h:
Podjazdy: m

Tak jakoś zwyczajnie

Czwartek, 11 września 2014 · dodano: 11.09.2014 | Komentarze 4

Jak zwykle dopadł mnie pourlopowy kryzys i nie chce mi się jeździć w nocy. Ta przerwa trwała jednak zbyt długo więc dziś wyskoczyłem trochę rozprostować nogi.

Stworzyłem w bólach kolejny edit, tym razem z jazdy po Górach Iwielskich. Specjalnie dla miłośników fabuły w tym odcinku w roli głównej wystąpiły wiatraki, a w rolach drugoplanowych: Mietek na Ursusie i Waldek na Simsonku ;).




Dane wyjazdu:
19.59 km 0.00 km teren
00:48 h 24.49 km/h:
Podjazdy: m

Mroczny DJ powraca

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 4

Czas nadrabiać zaległości z żenua-editami. Zaczynam od Bieszczadów i Pasma Wysokiego działu. Pojechał bym to jeszcze raz!