Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2018
Dystans całkowity: | 250.08 km (w terenie 91.00 km; 36.39%) |
Czas w ruchu: | 18:40 |
Średnia prędkość: | 10.88 km/h |
Suma podjazdów: | 6485 m |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 35.73 km i 3h 06m |
Więcej statystyk |
To był wspaniały urlop. Wyspowy, Sądecki, Żywiecki. Ale czas wracać do smutnej, szosowej rzeczywistości.
Środa, 22 sierpnia 2018 · dodano: 23.08.2018 | Komentarze 0
Koszmary stają się rzeczywistością
Sobota, 18 sierpnia 2018 · dodano: 19.08.2018 | Komentarze 3
Koniec lata to ostatnie dni, kiedy można planować jakąś dłuższą wyrypę gdzieś dalej. No to z Łukaszem wybraliśmy się do Zawoi. Dalej w tym sezonie było tylko na Pilsko. Z trudem znaleźliśmy tu miejsce parkingowe i szlakami pieszo-rowerowymi zaatakowaliśmy Jałowiec. Ta część trasy jakoś nie zasługuje na szczególną uwagę. Wszystko szerokie i gruzu na bogato ale przynajmniej sporo dało się podjechać. Natomiast sam Jałowiec jest naprawdę fajną, widokową miejscówką.Szlak na Jałowiec
Widok z Jałowca (1111 mnpm)
Po krótkim popasie ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku granicy. W sumie nie działo się tu nic ciekawego. Może poza jednym incydentem. Kolega Łukasz popełnił niewybaczalny błąd i podczas postoju położył swój rower na boku. TAK SIĘ NIE ROBI!!!! :D Hamulec marki Avid nie wytrzymał takiego obciążenia, wziął i się zepsuł. ELYKSYR wykipiał. Gdybym dostawał złotówkę za każdym razem gdy w mojej obecności hamulec avida ulega awarii miał bym już na dobrą flaszkę. Użytkownikom hamulców tej marki polecam trzymać rower zawsze w pionie ;).
Zielony szlak dopiero od przełęczy Klekociny zaczyna robić się naprawdę ciekawy. Na tyle, że warto będzie kiedyś to zjechać.
Zielony do granicy #1
Zielony do granicy #2
Zielony do granicy #3
Po granicy lecimy w kierunku Babiej Góry gładziutkim takim trochę bieszczadzkim singlem. Chciałem tu poszukać ścieżki oznaczonej na mapie jako Tabakowy Chodnik - pradawny szlak przemytników tabaki. Wyczytałem gdzieś, że to najlepszy wariant zjazdowy w tej okolicy. Chodnik niby znalazłem ale widać, ze szalała tu zrywka i nikt tu nie chodzi. Trochę powalczyłem z krzakami ale dziś bez zajawki na zwiedzanie żywieckich młodników. Postanowiłem, że wracamy, bo mimo parcia przez zarośla nie widziałem nic, co zwiastuje fajny zjazd. Może ktoś mnie kiedyś przekona, że warto to zjechać, póki co będę nazywał tę ścieżkę Padakowym Chodnikiem.
Zjeżdżamy do Zawoi czarnym szlakiem. Zaczyna się obiecująco + ładny widok na Babią w gratisie.
Babia Góra #1
Niestety, poza początkiem to raczej tylko walka z pozrywkowym gruzem i przecinającymi szlak strumieniami. W Zawoi uzupełniamy zapasy i ruszamy czarnym szlakiem w nieznane. Mój kolejny wynalazek. Tym razem na blogu beskidtrail.pl wyczytałem o rewelacyjnym, nieznakowanym szlaku z góry Wełczoń (879 mnpm). Zdjęcia wyglądały naprawdę zachęcająco. Bez problemu docieramy na szczyt Wełczonia i atakujemy zjazd. Początek jest raczej nieciekawy i dość zarośnięty. Trochę się gubimy i błądzimy ale w końcu znajdujemy ten ukryty w lesie majątek i trzeba przyznać, że to prawdziwa petarda.
Dla mnie to jeden z najlepszych zjazdów w tym sezonie. Taka Perć Sosnowskigo w wersji lajt. Jeśli ktoś zawita w te rejony to polecam to zrobić, naprawdę warto. Kawał sytego zjazdu. Jest dodany na TrailForks jak by ktoś chciał tam trafić.
Po takiej robocie trzeba chwilę odetchnąć ale czas nas goni więc ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Mosornego Gronia. Szlak początkowo jest dość nijaki, taki ani do podjazdu ani do zjazdu. Znajdują się się tu jednak ciekawe elementy.
Najciekawsza sekcja niebieskiego
Poza tą ścianką to jednak króluje nachylenie i gruz. W tym miejscu wiedziałem, jednak, że ze względu na późną porę i zmęczenie nie zrobimy zakładanego planu - czyli ataku na Halę Śmietanową. Wyrypę trzeba będzie lekko zmienić. Przez tą sekcję na zdjęciu zacząłem myśleć żeby tędy zjeżdżać wracając.
Wypych na grań Mosornego był mozolny. Nagrodą był najlepszy dziś widok na Babią Górę.
Babia Góra #2
Siedzieliśmy pod górną stacją wyciągu i kombinowaliśmy. Zawsze jak widzę wyciąg w górach to nachodzi mnie jakaś zboczona ochota, żeby nim zjechać z rowerem. Taka żenada była by zwieńczeniem mojej "kariery" i podkreśleniem groteskowości mojej osoby. Ten dzień kiedyś nastanie ale jeszcze nie dzisiaj ;).
Łukasz niestety nie podzielał mojego entuzjazmy żeby zjechać niebieskim, którym podchodziliśmy, trzeba więc wymyślić coś innego. Mosorny Groń jest ogólnie rowerowym miejscem, z ambicją bycia bajkparkiem. Aktualnie buduje się tu kompleks ścieżek BabiaGóraTrails. Mnie interesowały jednak stare ścieżki zbudowane tutaj - Mosorczyk i Zimna Dziura. No to odpalam trialforksa i jedziemy szukać. W miejscu gdzie miał być wjazd na Zimną Dziurę dostajemy coś takiego:
W tym miejscu nie widziałem jeszcze jakim szlakiem Zimna Dziura była kiedyś ale wygląda na to, że aktualnie przerobili przynajmniej jej część na śmierdzący, twistero-podobny produkt. Jedziemy więc dalej szerokim gruzem żółtego szlaku pieszego. Ten cholerny twister cały czas gdzieś straszy dookoła. Dojeżdżamy do miejsca gdzie zaczyna się Mosorczyk. Na trialforks piszą, że szlak zaniedbany, zawalony drzewami i tylko dla masochistów. Faktycznie początek nie zachęca ale profil szlaku na mapie wygląda ciekawie (stromo w spód). Z tego powodu ja jeszcze bym był w stanie zaryzykować krzaczing ale Łukasz nie bardzo, więc jedziemy dalej żółtym. Paździeżowatość tego szlaku zaczęła mnie frustrować więc wskakuję w pierwszy napotkany singiel. I zaczyna się pięknie. Chyba znaleźliśmy tę Dziurę. Chciałbym teraz napisać jak to było świetnie i ostro do samego dołu - niestety ten zjazd to historia bez happy endu. To smutna raczej historia rodem ze złego snu, koszmaru, horroru. Teraz Czytelniku wyobraź sobie taką sytuację, że zwozisz się pięknym, wąziutkim, krętym singlem, biegnącym po stromym zboczu porośniętym jodłowym lasem. Singiel ten spełnia warunek konieczny i wystarczający singlowatości profesora Daka, spełnia również wszystkie Zasady Zajebistości szlaku sformułowane przez tego samego naukowca. Szredujesz to, adrenalina i endorfiny walą po kablach. I nagle ta impreza drastycznie się kończy ponieważ ta piękna naturalna ścieżka jest brutalnie przecięta przez śmierdzący, szary jak stare fekalia, do tego zamknięty na czas budowy ALAJN! Bo niestety to dla mnie tak wygląda - że goście zniszczyli fajny, naturalny zjazdowy szlak żeby zbudować zafajdanego flołtraila. Taki szereg smutnych refleksji mi się z tego powodu nasunął. Jako, że sam jestem patologicznym typem, moja tolerancja dla dewiacji jest dość spora także osobiście nie mam nic do tych, jak to się teraz mówi, mocno SZEJPOWANYCH ścieżek. Niech sobie będą, fani niech sobie tam jeżdżą, onanizując się tym całym floł. Niech sobie osiągają tam i 100km/h robiąc poczwórne backflipy z każdego table topa. Nie szanuję tego ale jak kogoś to bawi to spoko. Lecz jeśli odbywa się to kosztem naturalnych ścieżek to coś jest nie tak. Bo tak to wygląda - jeden szlak zniszczony, drugi zaniedbany, a goście szejpują alajna. Niby w całym kompleksie mają być, cytuję "trudne ścieżki (czarne), prawie naturalne, tzw. enduro dla ekspertów" (hihi) ale ile tego będzie w stosunku do szejpów? Wbrew propagandzie jaką sieją budowniczy tras oraz fajni blogerzy uważam, że to właśnie na budowie flołów robi się największy hajs. Trzeba intensywnie korzystać z koparki, nawieźć suchego betonu, czy innego ekskrementu którym oni tam to utwardzają. Nabudują alajnów za grube piniundze, potem zamkną szalki piesze dla ruchu rowerowego. Tzw wariant słowacki tylko faktycznie egzekwowany i tak skończymy w rezerwatach. A fajni blogerzy licząc gruby kwit powiedzą nam jak żyć. Tzn nie mi, bo ja pewnie w takim przypadku dam sobie siana z mtb. ADŻINST MODERN ĘDURO FOREVAH i tyle na ten temat ;). Tak wygląda przyszłość:
Wracając do wyrypy - tak się zwoziliśmy kawałkami genialnego singla i żółtego szlaku, omijając tłistera aż do szutru na dole. Co ciekawe - widzieliśmy tam ekipę budowniczych podczas szejpowania. Patrzyli na nas złowrogo, czy aby nie złamaliśmy zakazu niwecząc ich "wspaniałe dzieło". Sory Panowie - żal by mi było brudzić opony. Potem już tylko powrót asfaltem do samochodu. Ogólnie to była fajna wyrypa, gównie turystycznie. najfajniej jednak się jeździ po nieznanych terytoriach, wtedy nawet zrywkowy gruz smakuje zjadliwie.
Spalony
Środa, 15 sierpnia 2018 · dodano: 15.08.2018 | Komentarze 2
No i siadła kolejna solo-wyrypa. Nie chcąc zbyt wiele kombinować jadę w znane rejony aby odświeżyć stare klasyki i zbadać coś nowego. Wybieram Beskid Sądecki bo w tym roku jeszcze tam nie gościłem. Koło 9 rano naginam z Rytra na Halę Konieczną. Myślałem o zjeździe Percią Sosnowskiego ale stwierdzam, że atakowanie tego szlaku samemu to słaby pomysł. Jak bym się tu poskładał to by mnie znaleźli może jak bym spłynął wraz ze śniegiem do doliny podczas wiosennych roztopów. Krótki postój, rozmowa z napotkanym leśnikiem na temat stawiania wież widokowych na szczytach i po chwili uderzam na szlak czerwony wiodący grzbietem pasma Radziejowej. Ze Złomistego Wierchu (1224 mnpm) jeszcze 2 lata temu był tu krótki acz treściwy zjazd po kamieniach, dziś już jest szeroka, leśna droga. Widząc to obawiam się czy nie zrobili tego samego z Radziejową, na szczęście poza zamkniętą wieżą widokową nic się tutaj nie zmieniło. Zjazd na wschód nie zawodzi - jest nawet ostrzej niż ostatnio bo deszcze powymywały korzenie i powyrywały głazy. Niestety, jest też jedno zwalone drzewo.Radziejowa ze szlaku na WIelki Rogacz
W oddali zamglone Tatry
Stąd nastawiam się na turystykę. Wybieram szlak niebieski na południe, który jest taką sądecką rąbanką, to taka beskidzka rąbanka ale z mniejszymi kamieniami. Potem chwytam szlak czerwony do doliny Białej Wody. Wiedziałem, że nie ma się tu co spodziewać szału ale nie myślałem, że będę tyle błądził. Niestety - znakarzom PTTK ewidentnie brakło koloru czerwonego, przez co straciłem tu dziś kilkanaście minut. Mam nadzieję, że przynajmniej ktoś sobie chaupę ładnie omalował.
Szlak koloru drzewowego
Sam szlak to w 80% szeroka leśna droga. Jedynie ostatnie kilkaset metrów przed asfaltem się do czegoś nadaje. Tą lipę napewno rekompensują pienińskie krajobrazy. Widokowo daję mu spokojnie 5/5 pełniutkich flaszeczek w mojej alko klasyfikacji, niestety zjazdowo: PAUA JASIU.
W Białej Wodzie turystów bez liku. Robię postój przy sklepie i próbuję szturmować Przehybę szlakiem narciarsko-rowerowym. Szlak jest na mapie, spotykam nawet znak - niestety zamiast przejazdu natrafiam na zakaz wjazdu i ogrodzenie z siatki. Obejść nie ma jak bo wąwóz, strumień i krzaki. Wybieram z mapy alternatywną trasę która przecinała się z tym szlakiem dużo wyżej. Pedałuję sobie w upale drogą leśną, kilka km non stop lekko pod górę w okrutnej dziczy bezludnej okolicy. I wtedy z zakrętu wyłonił się ON. Ogorzała, bandycka twarz, kolorowy jak papuga kakadu, pedałował sobie w przeciwnym kierunku w rytm pikającego pulsometru. Myślałem, że to zbieg z zakładu penitencjarnego. Niestety gorzej, to był endurowiec. NA MUNDREJKERZE DJUNE! NAJGORZEJ! Gdybym mógł gdzieś uciec to bym to zrobił. Zatrzymał się, pogadaliśmy chwilę. Pytam go o drogę, on że jest tu pierwszy dzień, nic nie wie i się dopiero rozgląda. Poza tym standardowa gadka o rowerach, szlakach, kto jaki gang reprezentuje i kto zna Lerego. W sumie miły gość, na pożegnanie uścisnął mi dłoń. Nic do niego niemam, no ale to jednak endurowiec, także za najbliższym zakrętem musiałem umyć ręce w przydrożnym strumieniu ;).
Okazało się, że mój plan B zadziałał, kombinacja niepewnych dróg leśnych zaprowadziła mnie do celu, a szlak rowerowo-narciarski Szlachtowa->Przehyba naprawdę istnieje. Dawno mnie żaden znak szlakowy nie ucieszył jak ten.
Chwila ochłody
O ile całą drogę od Szlachtowej przebyłem w siodle, to podróż szlakiem rowerowym zacząłem od tęgiego wypychu. To taki paradoks górskich ddr-ów. Na szczęście po chwili dało się całkiem sporo jechać. Dopiero ostatni kilometr przed pasmem dał mi się we znaki. Wypych gruzem w pełnym słońcu. Momentalnie opuściły mnie wszystkie siły, zjarało mnie konkretnie. Trafiony-zatopiony, utarty, lapa na pysk - spalony.
Początek ścieżki zdrowia
Schron na Przehybie
Rozpalony jak brykiet na grillu docieram do Przehybowego węzła szlakowego. Miałem stąd robić różne rzeczy - zjechać sobie kawałek żółtym do pierwszej szutrówki, eksplorować nowo wyznaczony szlak buczyny karpackiej. Niestety obie opcje wiązały by się albo z wypychem albo z powrotem asfaltem w tym palącym słońcu. Jakiś czas nie byłem w stanie podjąć żadnej inicjatywy. Leżałem rozwalony w cieniu jodły, wyglądając jak potencjalny pensjonariusz izby wytrzeźwień. Ewidentnie dzisiejsza pogoda mi nie służy.
W takiej scenerii to można leżeć ...
Czas się zebrać. Postanawiam jechać prosto do samochodu. Czyli znany i lubiany szlak niebieski. Ten szlak .... Ten szlak! Już zapomniałem jakie to dobro. Kilkanaście minut różnorodnej roboty. Choć odcinki gdzie trzeba pedałować wlokę niemiłosiernie dławiąc własnymi płucami - jest pięknie. Droga do auta zlatuje błyskawicznie. Coś takiego może wynagrodzić cały dzień kitrania się po paździerzach. W zeszłym sezonie Pasmo Radziejowej mi trochę obrzydło ale kurde są tu kozackie szlaki jak się wie gdzie jechać. Niebieski, żółty do Przysietnicy + sekretne końcówka, Perć Sosnowskiego - tak trzeba żyć.
Ja, bez moich kolegów
Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 1
Na samotnej wyrypie to nie byłem chyba ze 3 lata. Tak się złożyło że mam urlop, a koledzy nie, więc trzeba było jechać samemu. Czułem, że bez towarzystwa ludzi co uciekli z psychiatryka będzie mi smutno ale co zrobić UAHAHAHAHAHA. Uderzyłem w Wyspowy, bo jakoś w tym sezonie mam fazę na ten Beskid. Zaatakowałem Mogielicę (1170 mnpm) zielonym szlakiem z Przełęczy Rydza Śmigłego. Gruzy tu leżą grube. Mimo, że nie jest to najbardziej stromy i zagruzowany szlak na tę górę, to wybierając się kolejny raz w te rejony będę o nim pamiętał.Gruzzz #1
Gruzzz #2
Jestem na szczycie, godzina 10, pora na drugie śniadanie, na które cygańskim zwyczajem postanawiam spożyć oczywiście jak by inaczej GRUZ. Tym razem z żółtego szlaku do przełęczy Przysłopek. Podchodziłem go 2 razy i zawsze chciałem się z nim spróbować. Co tu dużo mówić, to nie jest szlak na którym można radośnie wielbić floł śpiewając kumbaja. Ściankę na górze zjeżdżam asekuracyjnie, bo było mega ślisko i mijałem się z turystami. Sekcja gruzowa po przejechaniu hali 100morgowej, jakoś lepiej przeschnięta. Trzeba puścić lejce bo to taki typ gruzu że albo przejeżdżasz go szybko albo leżysz bo ustawi cię w poprzek. Fizol okrutny. Zmęczył mnie ten zjazd konkretnie, trochę inaczej go sobie wyobrażałem. Koledzy się śmiali ze mnie, że chcę to zjeżdżać - mieli w sumie trochę racji :). Co zrobić - zawsze marzyłem o pracy w kamieniołomie.
Po chwili odpoczynku cisnę dalej na Krzystonów (1012 mnpm). Po wypychu, pasmem jedzie się bardzo przyjemnie, mimo sporych ilości błota. Docieram do skrzyżowania z zielonym szlakiem. Ostatnio zjeżdżaliśmy tu na południe i było przyjemnie, czas sprawdzić wariant północny. Zjazd ten to w większości szukanie przyczepności na krawędzi ponad półmetrowej koleiny. Gdzieniegdzie są objazdówki gdzie się walczy z mokrymi korzeniami, ale wszystko jest lepsze od tej głównej linii. Końcówka to już strumień i porośnięte mchem kamienie, także - taniec na lodzie. Puszczam ten zjazd jak najszybciej w niepamięć i atakuję Ćwilin (1071 mnpm). Na tym podjeździe błota jest naprawdę sporo ale podjeżdżam więcej niż ostatnio za sprawą bardzo przyjemnej temperatury około 18 stopni.
Na Ćwilinie
Miałem tu zrobić krótki popas ale nażarłem się jak świnia i jakiś czas nie mogłem się ruszyć. Chciałem zmierzyć się z niebieskim szlakiem do baru pod cyckiem. Ostatnio ten szlak zwyczajnie zlał mnie jak ojczym pasierba. Pragnąłem rewanżu. Liczyłem, że poćwiczę tu elementy, których nie mogę u siebie pod domem, bez zbiórki gruzu i wykonania tytanicznej pracy łopatą. Niestety przede mną szlakiem zaczęło schodzić jakieś kilkadziesiąt osób z obozu harcerskiego. Dodatkowo zaczęło się robić burzowo, więc trzeba było uciekać z grani. Spontanicznie wybrałem więc robiony już wcześniej 2 razy - szlak żółty. Bardzo go lubię bo ani myśli udawać twistera, wjeżdżam na niego i od razu wiem, że zaraz będziemy się walić po pyskach. Ostatnio puścili tędy maraton, ktoś chciał oznaczyć zielonym szprejem wszystkie niebezpieczne korzenie i kamienie ale chyba mu go brakło po 50 metrach :D. Nie jechałem tego szlaku jeszcze w tak mokrych warunkach ale bawiłem się tu dziś świetnie i to był dziś najlepszy zjazd. Niestety potem musiałem improwizować dalszą drogę, coś poplątałem, straciłem sporo wysokości i zaliczyłem krzaczing ale w końcu docieram do zielonego szlaku na Śnieżnicę (1007 mnpm). Podjeżdżam nim z kilometr i widzę wielkie logo zmarszczonego pingwina, niechybny znak, że trafiłem do bajkparku Kasina.
Bajkpark Kasina
Tu startuje część tras
Widok ze stoku Śnieżnicy
Po całodziennej walce z gruzem przez chwilę nawet miałem ochotę oyebać jakiegoś alajna. Niestety - jestem tak bardzo ADŻINST MODERN ĘDURO, bardziej prehistoryczny niż dinozaur, że szybko pomyakm na pobliski szczyt by zaliczyć zjazd zielonym szlakiem do Jurkowa. Już go jechałem i dziś nawet mimo mokrych warunków też nie zawodzi. Fajny, długi lajcik na odmułę po ciężkim dniu.
W bukłaku susza, więc po krótki postoj w sklepie i maginam dalej na Łopień (961 mnpm), szlakiem który niedawno zjeżdżałem. Woda tak go wymyła i naniosła tyle gałęzi że gdybym zjeżdżał go dzisiaj to by był płacz i łamanie przerzutki. Ogólnie widać, że ulewy doświadczyły mocno ten rejon. Jak nie wymyte szlaki to podmyte drogi.
Zielony na Łopień
Mogielica #2
Na górę docieram już trochę utarty, w końcu to piąte szczytowanie dzisiaj. Chciałem tu obczaić szlak oznaczony JP2, którego nie ma mapach, a biegnie obok zielonego. Zaczyna się miło, jest stromo wąsko i kamienisto. Niestety po pewnym czasie przechodzi w klasyczną, zrywkową rąbankę. Na pewno jest lepszy niż zjazd zielonym ale dla samego tego zjazdu wspinać się na Łopień wg mnie nie warto. Gruz, gruz, gruz. No ale tego spodziewałem się jadąc tutaj. Do monopolowego nie chodzi się po napar z melisy, i tyle na ten temat.
Podsumowując ten wyjazd trzeba napisać, że cieszę się, że ogarnąłem wszystkie zaplanowane górki. Bałem się, że jadąc samemu zabraknie mi motywacji, po 2 górach sięgnę po browar i skrócę trasę o połowę. A ja stylem jucznego muła parłem do przodu.
Kolejna konkluzja, że z kolegami to jednak weselej znosić ten wyrypowy trud. Choć czasem się z nich tu podśmiechuję to goście są naprawdę SUPER NAJS :D. I tego się trzymajmy, do następnego!