Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 640.01 km (w terenie 204.00 km; 31.87%) |
Czas w ruchu: | 38:07 |
Średnia prędkość: | 16.79 km/h |
Suma podjazdów: | 5643 m |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 58.18 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
Plan B
Piątek, 29 sierpnia 2014 · dodano: 29.08.2014 | Komentarze 9
Nie przepadam za jazdą dzień po dniu, musiałem więc wczoraj przyjąć końskie dawki koksu, żeby dziś mi się chciało kręcić :). Wyruszyłem do Dukli. Pogoda sprawiła, że musiałem przygotować sobie 2 plany: hardkor (A) i lajt (B). Oczywiście priorytetem był 'hardkor' ale o tym co dziś pojadę zadecydować miał pierwszy podjazd: żółty szlak dochodzący do Głównego Szlaku Beskidzkiego w okolicy Chyrowej (694 m.n.p.m). Podjazd wiedzie północnym zboczem wzgórza, jak tu będzie dało się jechać to od południowej strony będzie wypas. Niestety - warunki fatalne, gorsze niż tydzień temu na paśmie granicznym i to tej gorszej części tamtej trasy. W tamtym roku podjechałem tu wszystko, dziś musiałem kilka razy zsiadać z roweru bo nawet wypych sprawiał problemy. Dotarłem do GSB, popatrzyłem na siebie i na rower i stwierdziłem, że to nie ma sensu. Stromizny Cergowej, czy Piotrusia dziś mogły okazać się nie do zdobycia. Nawet jeśli dał bym radę to zwyczajnie szkoda takich tras na taki warun. Rozpocząłem więc realizację planu B, czyli lajt. Błotnisty zjazd do wsi Chyrowa utwierdził mnie tylko w tej decyzji. To, że ufajdałem się po szyję i pobrudziłem moje bielutkie lakierki to nic - gorzej, że napęd zapchał się, łańcuch zaciągał, a przerzutki nie wskakiwały! Poradziłem sobie z tym przy pomocy wody z pobliskiego brodu.A na Chyrowej, jak zawsze o tej porze pasą się owce
Ruszyłem szosą w dół. W Iwli przekraczając drogę Dukla-Żmigród opuściłem Beskid Niski i wjechałem w tzw. Góry Iwelskie. Do Frankowa (534 m.n.p.m), najwyższego szczytu tych "gór" przymierzałem się już kilkukrotnie, dziś w końcu nadarzyła się okazja. Szczyt łatwodostępny, na górę widzie suchutka asfalto-szutrurówka. Pagór z dołu wygląda bardzo niepozornie, a okazał się jednym z najlepszych punktów widokowych jaki odwiedziłem. Widać stąd: Cergową , Piotrusia, Chyrową, Polanę, punkt widokowy na Grzywackiej Górze, a nawet Ostrą i Skibce (najwyższy punkt Pasma Bukowicy). Na północ widać dobrze Liwocz, pasmo Brzanki, Królewską Górę, pasmo Jazowej, pasmo Klonowej Góry i oczywiście Suchą z Prządkami. Jedno wielkie podsumowanie sporej liczby miejscówek z ostatnich 3 lat mojego rowerowania. Tyle wspomnień, tyle melanży! :D
Panoramka z Frankowa
Polana (651 m.n.p.m)
Punkt widokowy na Grzywackiej Górze
Poza widokami znajduje się tu pomnik żołnierzy radzieckich poległych w czasie tzw operacji dukielsko-preszowskiej. To były mroczne czasy, a Franków nazywał się wtedy Wzgórze 534. Podczas operacji zginęło około 80 tyś Rosjan, 6.5 tysiąca Czechów i Słowaków i 70 tyś Niemców - w niewiele ponad miesiąc. Od tego czasu dolina w okolicy Chyrowej nosi nazwę Doliny Śmierci.
W oddali Liwocz
W oddali wiatraki - ferma w Łękach Dukielskich
Odpocząłem, porobiłem foty, naoliwiłem łańcuch, zażyłem koks i ruszyłem w stronę fermy wiatrowej. Przełęcz Dukielska nieopodal Barwinka, jest najniżej położoną przełęczą w głównym grzbiecie Karpat. Innymi słowy: wieje tu jak cholera. Nie bez powodu pobliska miejscowość nosi nazwę Wietrzno. Doskonałe warunki do produkcji 'zielonej' energii. Wiatraki to naprawdę potężne konstrukcje, obserwacja 'śmigieł' z bliska może przyprawić o chorobę morską :D.
Wiatraki #1
Wiatraki #2
Krosno, w tle Sucha Góra
Kolejna ferma wiatrowa w okolicy Rymanowa
Postanowiłem dodatkowo odwiedzić miejscówkę pokazaną w Enduro Me - wzgórze Grodzisko (426 m.n.p.m). Znajdują się tam wały pradawnych grodzisk obronnych między którymi wije się fajny singiel. Ogólnie na całym wzgórzu czuć .. gazem :D. W tym rejonie, w 1854 roku wybudowano pierwszy szyb naftowy na świecie. Sporo tu nadal różnych instalacji i stref zagrożenia wybuchem :D. Aktualnie jest tu Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza. Zwiedzanie odpuściłem bo byłem głodny, a nie lubię zwiedzać z pustym żołądkiem :). Nie wziąłem nic do jedzenia bowiem pierwotny plan zakładał, że szybko znajdę się w centrum Dukli gdzie dokonam zakupu sporej ilości aromatycznej kiełbasy. Plan B tego nie uwzględnił :).
Tak niepozornie wygląda Grodzisko
No ale wróćmy do jazdy - znalazłem filmowy singiel. Jest super ale trochę krótki - chyba, że nie znalazłem wszystkiego. Znajduje się na południowym zboczu więc był nawet suchy. Jazda po nim wymaga trochę wprawy - dokonałem 3 przejazdów, całkiem przyjemna dawka mtb. Ogólnie sporo tu ścieżek, pojeździł bym ale byłem już mega głodny i na resztce wody. Pozostał powrót do Dukli przez Wietrzno oraz Zboiska (zawsze mi się chce śmiać z tej nazwy).
Sarny hodowlane Zboiska :)
Po niepowodzeniu planu A byłem trochę zdołowany ale nawet spoko wyrypa mi wyszła. Aż sam się zdziwiłem. Dodatkowo 1000 w pionie więc ok. No i tak oto kończy się sierpień.
Video:
Przeworsk
Czwartek, 28 sierpnia 2014 · dodano: 28.08.2014 | Komentarze 2
Przez ostatnie dni, gdy non stop lało miałem przedsmak tego co się ze mną dzieje w zimie jak nie jeżdżę: lenistwo, melancholia, pociąg do ciężkich alkoholi :). Dziś wybraliśmy się z Łukaszem szosowo do Przeworska. Miasto całkiem przyjemne ale jakoś bez większych atrakcji, mieliśmy nawet kłopot ze znalezieniem fasfoodu :). Powrót pod wiatr nas zniszczył.Najgorzej
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 · dodano: 25.08.2014 | Komentarze 2
Mając w pamięci błotną traumę z piątku wybrałem się dziś na szosową przejażdżkę. Okazało się, że warunki w terenie są dobre, także po południu wybrałem się jeszcze na parę kółek mtb w pobliskim lasku. Ogólnie schrzaniłem - powinienem zwlec się z wyra rano i jechać prosto na Babicę albo gdzieś dalej. W okolicach Rzeszowa bardzo nie padało, w Sanoku na maratonie w sobotę też mieli dobry warun sądząc po zdjęciach. Jak zwykle to w górach padało najbardziej. Planowałem na urlop 5-6 dobrych wyryp, a tu przez pogodę jak się skończy na 3 to będę się cieszył ;). Bywa.Skleciłem krótki filmik upamiętniający piątkową jazdę. Jazda pasmem choć sama w sobie rewelacyjna to jest mało'medialna' - ot goście jadą singlem przez las. Dodatkowo GoPro w warunkach oświetleniowych nasłonecznionego, liściastego lasu radzi sobie średnio. Chyba wszystkie kamerki w takich warunkach wypadają słabo.
Kara ... za dobrą jazdę
Piątek, 22 sierpnia 2014 · dodano: 22.08.2014 | Komentarze 9
Celem dzisiejszej wycieczki była eksploracja nieznanego mi dotąd odcinku pasma granicznego: od Kanasiówki do Nowego Łupkowa. Geograficznie to rejon gdzie Beskid Niski spotyka się z Bieszczadami Zachodnimi. Staram się jak mogę nie narzekać już na pogodę ale w tym roku Polskę południowo-wschodnią spadło naprawdę dużo deszczu i nie ma lekko. Dziś po ostatnich opadach spodziewałem się błotnej rzeźni z olbrzymimi ilościami błotnistej posoki tryskającej spod kół prosto na twarz. Niestety - sprawdziło się. Na trasę wyruszyliśmy z Komańczy. Łukasz zaprosił dziś do wspólnej jazdy dwóch swoich kolegów z Lublina: Jacka oraz Pawła. Bardzo pozytywni goście, w takiej ekipie było naprawdę wesoło, jak w dowcipach z 'brodą' hehe.Wesoły patrol straży granicznej :)
Jako, że jestem nieuleczalną, sprzętową ladacznicą, to zacznę od łajdaczenia czyli opisu rowerów chłopaków. Przybyli na naprawę ciekawych konstrukcjach.
Kross Level F7
Kross Level F7 - Paweł twierdzi, że to prawdziwy unikat :). Interesujący lekki full. Nie jestem w stanie dociec o co chodzi z tą płytką pod damperem, to pewnie jakaś kosmiczna technologia od Krossa :).
Felt Virtue Nine 2
Felt Virtue Nine 2 - tu byłem szczególnie ciekawy jak ten sprzęt poradzi sobie na dzisiejszej wyrypie, ponieważ:
A - to 'tłentinajner'
B - to 'tłentinajner' o .... 140 mm skoku!
Muszę powiedzieć, że to naprawdę jedzie i w górę i w dół i po płaskim też. Dobrze radzi sobie z błotem. Przejechałem się po parkingu - miałem wrażenie, że jadę czymś naprawdę pancernym. Ten rower mógł by mi podejść. Byłem anty-29" ale obserwacja tego sprzętu w akcji dała mi sporo do myślenia. Najszybsza maszyna dzisiejszego dnia. Inna sprawa to fakt, że Jackowi noga naprawdę podaje :).
Wróćmy do wycieczki. Po paru km asfaltu rozpoczęliśmy podjazd żółtym szlakiem na Kanasiówkę (823 m.n.p.m). W normalnych warunkach cały szlak jest do podjechania ale dziś było trochę pchania ze względu na błoto. Od Kanasiówki ruszyliśmy pasmem na wschód. Mijaliśmy kolejno szczyty:
* Wysoki Bukowiec (848 m.n.p.m) - starą wieżę widokową odmalowali jakimś Hamerajtem na rdzę :)
* Danowa (841 m.n.p.m) - najlepszy dziś, dość stromy zjazd
* Garb Średni (822 m.n.p.m) - szczerze to nawet nie wiem kiedy go minęliśmy ale na mapie jest więc wspominam :)
Ogólnie to kilkanaście km jazdy na wysokości powyżej 600 m.n.p.m z metą na Przełęczy Beskid nad Radoszycami. To była naprawdę dobra jazda i jeden z lepszych odcinków pasma granicznego jaki jechałem. Polecam na rower (Tmx). I piszę to pomimo panujących dziś błotnych warunków, których szczerze nienawidzę. Jedyne błoto po jakim mi się dobrze jeździ to błoto świętokrzyskie. Błoto beskidzko-bieszczadzkie jest gęste i śliskie, podjazdy dziś były ciężkie, a zjazdy hardkorowe. Co ciekawe - trasa Cycklokarpat z Komańczy także wiodła tym odcinkiem ale w przeciwnym kierunku co ostatecznie dowodzi, że w maratonach chodzi jednak bardziej o podjazdy :).
Na przełęczy zrobiliśmy krótki postój na żarcie i foty.
Przełęcz Beskid nad Radoszycami
Widok z przełęczy Beskid na Słowacką stroną
Paweł musiał wracać do Komańczy, a my w 3 udaliśmy się dalej na wschód wzdłuż granicy, w nadziei na dalsze km dobre jazdy. Niestety dobra jazda się skończyła, a zaczęła się błotna gehenna. Fatalny, rozjeżdżony ciężkich sprzętem odcinek. Sporo pchania albo i przenoszenia. Gdy opuściliśmy granicę podążając za niebieskim szlakiem sytuacja jeszcze się pogorszyła. Droga zwózkowa na przemian z ledwo widocznym singlem przez gęste krzaki. Dramat.
Walka z błotem
W pewnym momencie ostatecznie straciliśmy nadzieje, że paździeż niebieskiego szlaku zmieni się w singiel jak w Whistler Bajkpark i ruszyliśmy przez pola do Nowego Łupkowa. Od zdobywania Nowego Łupkowa od zachodu gorsze jest chyba tylko zdobywanie Nowego Łupkowa od wschodu :). Nie jest to okolica najlepsza do MTB. Może kiedyś zamieszkam w tej słodkiej dziczy to będę kopał tu single - puki co jest nie za ciekawie. Swoją drogą dziś spotkaliśmy tu nawet kilku turystów :). Mam nadzieję, że widoki ze wzgórza nad wsią oraz 'połoninowy zjazd' wynagrodził chłopakom choć trochę to, że rzuciłem ich dziś w naprawdę trudny teren.
W dole Nowy Łupków
Budynek stacji w Łupkowie (oraz pasmo, z którym walczyliśmy w czerwcu)
Bieszczady Zachodnie
Felt team :)
Rzeszów team
Pozostał nam już tylko powrót asfaltem do Komańczy. Pomijając odcinek od przełęczy do Łupkowa to była to naprawdę dobra wycieczka jak na obecnie panujące warunki. Panowie, dzięki za wspólną jazdę, wytrwałość i brak narzekania :).
Myśl globalnie, jeździj lokalnie
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · dodano: 18.08.2014 | Komentarze 2
Zacząłem urlop, trochę ładnej pogody - Beskidy albo Bieszczady weszły by dziś na stówę. Niestety, ten tydzień nie mam dostępu do auta. Nie pozostało mi nic innego jak odwiedzić lokalne miejscówki w promieniu 15km od miasta. Zaniedbuje okolicę ostatnio, w weekendy wolę jechać gdzieś dalej, a na tygodniu, po pracy jeżdżę blisko. Dziś przeskoczyłem Grochowiczną (kolejny fajny singiel tam zniszczony przez ciężki sprzęt) i pojechałem do Babicy na trasę DH. Jak dotąd znałem tam jedynie ten "główny" zjazd, pokrywający się z czarnym szlakiem pieszym ale 'legendy miejskie' mówiły o całej sieci singli. Faktycznie sporo tego. Spędziłem tam 1.5 godziny na zjazdach i podjazdo-wypychach i chyba wszystkiego nie ogarnąłem. Zajebista jazda - dobrych zjazdów tyle co na konkretnej wyrypie. Brak ścian ale nachylenie bardzo przyjemne. Sporo korzeni, hopki, bandy. Jak dla mnie miejscówka nr #1 w bliskiej okolicy miasta. Trochę się zmachałem, postanowiłem dla odmiany pokręcić pedałami i pojechałem na miejscówkę nr #2 w moim osobistym rankingu - czyli Przylasek. Siły starczyło na kilka kółek. Szkoda, że tam się tyle ludzi kręci - nie przepadam za publicznością gdy istnieje ryzyko wykorbienia na ryj :). Na koniec chciałem jeszcze powalczyć na zjazdowym segmencie Stravy koło leśniczówki ale noga już nie podawała, zaczął łapać mnie skurcz w łydkę. Powrót do miasta tempem furmanki z węglem ale za to z bananem na twarzy bo nasyciłem głód MTB tanim kosztem. Nastukałem ponad 1100 w pionie - połowę pewnie na "wyciągu" w Babicy :D. Szkoda, że znowu jeździłem z GoPro wycelowanym w korbę, jedynie Przylasek i Grochowiczna się dobrze nagrały. Cieszę się, że skorzystałem z dobrej pogodny bo prognozy na najbliższe dni znowu mówią o jakimś froncie atmosferycznym i dziesiątkach litrów wody mających spaść na Polskę południowo-wschodnią - co za syf.Goście jeżdżą grube rzeczy:
Dane wyjazdu:
105.05 km
6.00 km teren
04:20 h
24.24 km/h:
Podjazdy: m
Rower:
Blizna
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 6
Budzik zadzwonił o 6:30 w nocy, z trudem podniosłem ciężkie od trudów poprzedniego wieczoru, powieki. Na 8 rano byłem umówiony z Łukaszem na wyjazd do Sanoka ale jak wychyliłem łeb za okno, to stwierdziłem, że nie ma bata - dziś nie jedziemy. Sytuacja terenowa jest dość dramatyczna więc postanowiliśmy pojeździć dziś po asfalcie. Około 11 ruszyliśmy na północ, w kierunku Blizny, obejrzeć znajdujący się tam po-hitlerowski, szkoleniowo-doświadczalny poligon rakietowy. Droga do Blizny, pomimo wiatru w twarz, zleciała nam dość szybko - wiadomo, płaski asfalt, można włączyć autopilota, rozwiązywać krzyżówki, szydełkować, przemyśleć całe swoje życie. Rower sam jedzie. Sama Blizna to niewielka wieś, w samym środku lasu. Niezłe odludzie sobie hitlerowcy wybrali, klimaty końca świata można poczuć nie tylko na południe od Rzeszowa.W okolicy wsi znajduje się trochę ruin-pozostałości po hitlerowskich instalacjach fabryki rakiet oraz wyrzutni. Wycofujące się w popłochu wojska niemieckie prawie wszystko zniszczyły. Sam Park Historyczny Blizna jest może niewielki ale mają tu sporo fajnych zabawek. Najbardziej spektakularne są makiety rakiet.
Makieta rakiety V-2
Makieta rakiety V-1 a.k.a. latająca bomba
V-1 potrafiła razić cele na dystansie do 300 km, latając na wysokości 3km. V-2 miała zasięg 320 km (pod koniec wojny 380 km), a jej pułap wynosił ...uwaga, uwaga... aż 90 km!!!! Przed końcem wojny szkopy wystrzeliły z Bliznej około 200 rakiet, głownie w celach szkoleniowo-doświadczalnych. Na tablicach informacyjnych koło ruin wyrzutni podają, że 40% wystrzelonych rakiet nie osiągnęło celu. Celność, może nie była imponująca ale przypominam, że były to lata 40 XX w. i absolutne początki wojsk rakietowych. Dla porównania - na stan mojej wiedzy, aktualnie, po wycofaniu ruskich Toczek-M, Wojsko Polskie nie dysponuje rakietami o takim zasięgu (a szkoda).
Poza rakietami w parku znajduje się trochę innego sprzętu, a także niewielka ekspozycja w wojskowym baraku.
Na pokładzie samolotu Antek, Łukasz szykuje się do ataku na pozycje wroga
Kokpit Antka
Działo niemieckiej Pantery
Ekspozycja w baraku
Chcieliśmy skrócić sobie drogę do Rzeszowa i wpakowaliśmy się w teren. To był średni pomysł, bo cienkie oponki naszych rowerów trekingowych średnio sobie radziły z paiszczystymi kuwetami. Przekonałem się, że aby pchać rower wcale nie trzeba jechać w Bieszczady :D. Droga powrotna do miasta zleciała dość szybko.
Tak oto strzeliłem pierwszą setkę w tym sezonie. W tym roku jakiś mnie takie dystanse nie jarają, wolę bić rekordy w pionie. To była najlżejsza setka w moim życiu. I jeszcze to uczucie, gdy po powrocie do Łukasza na chatę, przesiadłem się na Forca i pokonałem parę km przez miasto. Szeroka kiera i opony, pewny chwyt i 150mm skoku. Po 100km na cienko-oponkowym trekingu gdzie każda nierówność asfaltu bolała, czułem się jak bym unosił się w powietrzu kręcąc nogami :D. Polecam fula na miasto, hehe.
Dane wyjazdu:
50.10 km
0.00 km teren
02:05 h
24.05 km/h:
Podjazdy: m
Rower:
Czarna i Siwa
Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 3
Wczoraj zadzwonił do mnie Łukasz, że ma w domu dwie zwinne sarenki - Czarną i Siwą i czy bym na nich nie pobrykał. Tego typu uciech nigdy nie odmawiam, więc dziś wpadłem na kwadrat do Łukasz by obejrzeć 2 Treki - 7.5 i 7.2. No więc poznajmy się! Najpierw wziąłem w obroty Czarną. Lekka jak piórko, smagła linia, lubi duże prędkości i jazdę na krawędzi. Żywy ogień.Czarna
Nie obszedłem się z nią łagodnie. Później dla porównania dosiadłem Siwą. Trochę starsza od swojej koleżanki, czas odcisnął na niej swoje piętno. Kilka dodatkowych kilogramów tu i ówdzie. Brak młodzieńczego ognia nadrabia szerszymi gumami, a więc większą stabilnością. Dzięki wygodniejszemu siodełku łagodniej obchodzi się z czterema literami.
Czarna i Siwa
Ostatecznie wróciłem do Czarnej. Chyba pierwszy raz w życiu zrobiłem tyle kilometrów na tak cienkiej oponce. Po asfaltach toczy się to bez żadnych oporów. Minimalnym wysiłkiem byłem w stanie utrzymać dość duże tempo. Gdybym próbował jechać tak na Forcu to po 10 minutach udławił bym się własnymi wymiocinami. Szkoda, że nie miałem licznika, na prostej Czarna połyka asfaltowe kilometry naprawdę szybko. Z minusów to wjeżdżając na wyboje dzwoniły mi wszystkie plomby. Dodatkowo jak chciałem się złożyć w zakręt jak na grubej oponie to mało się nie zabiłem.
W tym rowerze zmienił bym:
* kierę na szerszą - kompletnie nie kumam o co chodzi z wąskimi kierami? przecież przy czymś takim nawet gorzej się oddycha
* gripy
* pedały
* siodło !!!!
Nie ma się co oszukiwać. W gorące letnie dni, to nawet bym jej nie ruszył - Force nadal pozostaje flagowym krążownikiem mojej floty. Pragnę jednak posiąść Czarną - umiliła by mi nadchodzące, długie, jesienno-zimowe wieczory.
Ciężkowicke góra-dół
Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 3
W ostatni czwartek mimo pogody i wolnego czasu nie poszedłem na rower. Odpuściłem z własnej woli. Co się stało? Nic. Świat się nie skończył, nie rozpadłem się. Odetchnąłem trochę ale też nie mogłem się doczekać soboty. Warunki pogodowe nadal dalekie od idealnych. Jestem naiwny i wierzę, że Pani Susza siedzi sobie gdzieś w innym zakątku Polski, pali fajkę i czeka na mój urlop, żeby uderzyć w Podkarpackie "na pełnej". Tymczasem nie miałem jakichś planów na weekend. Cały tydzień szalały burze i lało. Byłem lekko w kropce, na szczęście Seba zaproponował wycieczkę na Pogórze Ciężkowickie. Z tych terenów znałem dotychczas głównie Liwocz oraz pasmo Brzanki i były to dobre wyrypy. Dziś pojechaliśmy trochę dalej na zachód, do Tuchowa.Ratusz w Tuchowie
Przyjemne miasteczko. Ruszyliśmy stąd czarnym szlakiem na zachód. Tu chyba warto wspomnieć, że znowu przekonałem się, iż szlaki piesze w Małopolsce są bardzo dobrze oznaczone. Nie wiem, może miałem akurat szczęście podczas wycieczek ale tu nie żałuje się ani farby ani tabliczek. PTTK Rzeszów - uczyć się :).
Od początku jazdy fajne widoki na pasmo Brzanki oraz na Tuchów w dolinie. Brzanka od tej strony przypomina mi bardzo Jazową widzianą od północy.
Zdjęcie z wyrypy - buduje klimat wyrypy
Pasmo Brzanki
Podczas I wojny światowej na tych terenach odbyła się bitwa Gorlicka. Walki trwały tu wiele miesięcy i pozostawiły po sobie mnóstwo cmentarzy wojennych Legionistów Polskich i żołnierzy wielu narodowości. Napotkaliśmy dziś sporo takich miejsc, np koło Łowczówka na wzgórzu Kopaliny (394 m.n.p.m).
Żołnierski cmentarz z 1 wojny, kwatery Legionów Polskich
Za Łowczówkiem zamieniliśmy szlak czarny na niebieski nadal podążając na zachód. Dotarliśmy do Wału Rychwaldzkiego, wzgórza, ze sporym przekaźnikiem i widokiem na Tarnów oraz Beskid.
Przekaźnik na Wale Rychwałdzkim
Słaba widoczność na Beskid
Z Wału ruszyliśmy zielonym na północ. Dzisiejsza jazda była trochę mniej terenowa niż zwykle ale też w lasach warun był ciężki. Sporo wody i błota. Kręciliśmy sobie na luzie, zaliczając wzgórza Lubinka (412 m.n.p.m) oraz Słona Góra (403 m.n.p.m). Dość sprawnie nam to szło. Nie było kilometrowych wypychów, praktycznie cały czas w siodle poza odcinkami gdzie błoto uniemożliwiało podjazd. Potrzebowałem takiej lajtowej wyrypy. Dodatkowo tereny są dość mocno zurbanizowane, więc nie było problemów z dostępem do płynów, jak tydzień temu w Beskidzie ;). W końcu dotarliśmy do ruin zamku Tarnowskich. Ruiny są dość rozległe i są to prawdziwe ruiny. Dodatkowo jest to świetne miejsce widokowe na Tarnów.
Dolna część ruin
Panorama Tarnowa
Seba się zamyślił ....
Stąd już rzut beretem do Góry Św. Marcina, gdzie znajduje się zabytkowy kościół, potężny przekaźnik oraz kolejne świetne widoki na miasto. Potem dość szybko wróciliśmy terenem do Tuchowa.
Ciekawe to pogórze. Nie znam się na tym ale chyba są tu większe różnice wysokości pomiędzy dolinami, a szczytami wzniesień. Górki są mniej rozległe, bardziej 'strzeliste', przez co podjazdy i zjazdy są długie i strome. Po lasach musi się tu kryć wiele smakowitych MTB kąsków dla lokalnych dzikusów. Kiedyś dyskutowałem z jednym kolesiem, podmiejskie tereny, którego miasta są bardziej atrakcyjne dla MTB: Rzeszowa czy Tarnowa. Po dzisiejszej wyrypie chyba musiał bym mu przyznać rację, ze względu właśnie na te różnice w wysokościach. Dziś nie było praktycznie płaskich odcinków - cały czas jechaliśmy albo w górę albo w dół. Wyprawa dostarczyła mi sporo informacji, przydatnych przy planowaniu kolejnych wypadów w te okolice.
TdP nie poczekało
Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 6
Czytam rano, że peleton TdP jest spodziewany w Rzeszowie o 18:20 i że będą kręcić kółka po mieście do 18:50. Myślę sobie - czill, zdążę. Przyszedłem z roboty, zjadłem obiad, 18:15 było po ptakach. Obejrzałem w TV. Potem nie chciało mi się pakować maneli, więc wybrałem się na przejażdżkę bez plecaka, kasku, Stravy i GoPro. Snułem się powoli, przysypiając i pozdrawiając Stefana, wszyscy mnie wyprzedzali. Po 5 km żałowałem, że jednak nie MTB. Może pora na jakiś odpoczynek od roweru?W ostatnią sobotę zrobiłem eksperyment i nagrywałem Gopro w 1080p z WYŁĄCZONYM Superview. Dopiero teraz doceniam ten tryb. Bez niego kamera ma kąty takie ... Cum-Łonowe. Dodatkowo Gopro zawiodło - 3 pliki filmowe były uszkodzone. Musiałem je poprawiać rekonstruując nagłówek MP4 skryptem w Pythonie. Trochę żal. Nie wiem czy to przez upał, czy przez to, że nie wziąłem zaślepki do złącza karty i wpadała ona w jakieś mikrowstrząsy. W każdym razie - mroczny, audio-wizualny didżej Marian zarzucił tym razem naprawdę grube piguły i wyprodukował kolejny, wątpliwej jakości psycho-edit (standardowo - najlepiej oglądać w HD).