Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2016
Dystans całkowity: | 399.20 km (w terenie 187.00 km; 46.84%) |
Czas w ruchu: | 27:53 |
Średnia prędkość: | 14.32 km/h |
Suma podjazdów: | 8013 m |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 36.29 km i 2h 32m |
Więcej statystyk |
Świecka tradycja
Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 30.04.2016 | Komentarze 0
Standardowo przed długim weekendem coś mi się musiało zepsuć w rowerze. Padło na przedni hamulec. Na szczęście w Bikerszopie uratowali. Pojechałem go potestować w naprawę wymagający górski teren, czyli do Boru. Nie chciało mi się coś dziś mocno kręcić, wolałem cieszyć oko oznakami wiosny. Błoto w Borze jest takie przyjemne, bardziej przyjazne, coś jak w Gorcach albo wszędzie poza południowym Podkarpaciem. A wieczorem Sebuś, mistrz tuningu, wyciągnął ogranicznik skoku z mojego przedniego Foxa i laga amortyzatora urosła mi o 10mm. Pierwszy krok w kierunku konwersji mojego Trance'a do standardu "BANDIT" - wykonany.Oszukali mnie
Czwartek, 28 kwietnia 2016 · dodano: 28.04.2016 | Komentarze 2
Goście do mnie dzwonią, wyciągają mnie z ciepłej chałupy, obiecują lajtową przejażdżkę po szutrach i asfaltach, a zamiast tego spuszczają mi MTB-manto ;).Podwójna Przehyba wstrząśnięta, niemieszana
Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 0
Nadszedł czas żeby spożyć wreszcie coś mocniejszego. W sensie pojechać coś takiego, że po wszystkim człowiek słania się na nogach. Jednym z miejsc gdzie serwują takie specjały jest Beskid Sądecki. Aby skosztować rarytasów leżących na północnych stokach Przehyby udaliśmy się z Sebastianem do Rytra. Zaczęliśmy od typowego dla tych rejonów podjazdów - długa, wijąca się po jarach droga leśna.Typowy Sądecki
Ma to swój urok, ale muszę przyznać, że to chyba najbardziej wymagający podjazd na to pasmo, jakim jechałem. Zwłaszcza na odcinku niebiesko-pomarańczowej nartostrady. Mimo tego spinając mocno poślady powinno dać się podjechać aż do Hali Koniecznej.
Fajne, odludne miejsce z ciekawymi widokami.
Hala Konieczna
W oddali pasmo Jaworzyny Krynickiej
Radziejowa (1266 m.n.p.m)
Dalej trzeba wypchać konkretną stromiznę i dość szybko dociera się do miejsca gdzie krzyżują się szlaki żółty i niebieski. Po krótkim postoju czas przystąpić do degustacji. Sebuś, polej.
Podano do stołu
Pierwsze metry przekonały nas, że dziś spożywamy coś rzadkiego i unikalnego albowiem szlak na sporej długości jest trawersem i to takim wręcz wzorcowym. Choć na tym ubolewam - rzadko jeżdżę trawersy. W Podkarpackich górach jest ich niewiele. Smakowanie dobrego trawersu nie jest łatwą sztuką ale daje wiele satysfakcji. Najważniejsze to pilnowanie pozycji ramion korby i balansowanie w kierunku zbocza stoku. Szlak jest wąski, naszpikowany korzeniami, kamieniami - jest o co zahaczyć, a błąd może skończyć się lotem w miejsce gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie chce się znaleźć. Urozmaiceniem tej uczty, coś jak źdźbło trawy w żubrówce, są 2 agrafki, z czego jedna naprawdę ciasna i stroma. Mam nadzieje, że smakosze wybaczą mi to porównanie żółtego do żubrówki, która jest alkoholem wybitnie podłym. Szlak żółty bowiem jest w swej dziedzinie wybitnym rarytasem. Po przejechaniu tego odcinka musieliśmy się na chwilę zatrzymać, by z uznaniem pokiwać głowami i docenić to co się tu przed chwila dokonało.
W zjazdowym zgiełku przystanąłem na chwilę, by kontemplować piękno tego miejsca i stwierdziłem, że od tego piękna to się może ludziom w dupach poprzewracać
Dalsza część żółtego jest już diametralnie inna. Kamienista leśna droga i dużo płynnej, szybkiej jazdy. Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że zamieniłem się z Banditem rowerami. W rowerze Sebka skrycie się podkochuję. Ta sama rama co moja, a jakże inne odczucia z jazdy. Fox RP 23 200x57 boost 160mm na tyle, mistrzowsko stuningowany przez właściciela pracuje iście poetycznie. Przy tym czymś mój damper robi jak klocek wyciosany z drewna przez Dżapetto. Nie chciałbym na tym rowerze podjeżdżać, ale w dół to najlepsza maszyna jaką ujeżdżałem. Chapeau bas Sebek za to coś uczynił z tym rowerem, a wiem co to była za robota. Masz łeb. Wyszło arcydzieło. Jak się w Giancie na Tajwanie to tym dowiedzą, to już wiem jak będzie wyglądał i nazywał się SX na 2017 - Giant Trance Bandit :D.
Rozkoszowanie się zjazdem na tym sprzęcie mogło mnie drogo kosztować. Przepływ endorfin w móżdżku wywołał mi efekt MUTE na zmyśle słuchu. Nachylenie wzrosło, a kamienisty szlak wbijał się właśnie w kręty wąwóz. Jak zobaczyłem to cudo oblizałem się obleśnie. Chciałem zwyczajnie rzucić się w odmęty tego słodkiego dołnhilu niczym wyposzczony kochanek w objęcia oblubienicy. W ostatniej chwili zauważyłem, że zza zakrętu wyłania się na dużej prędkości samochód terenowy. Gdybym wjechał w ten jar to raczej bym nie wyhamował ani nie miał gdzie uciec. Niewiele później Bandit szarżując w dół jak wściekły byk prawie nadział się na 2 podjeżdżające motocorsy. Nie pozdrawiam.
Po zjechaniu do asfaltu w Przysietnicy skierowaliśmy się na szlak rowerowy prowadzący do ruin zamku w Rytrze. Było trochę asfaltu i trochę fajnego singla wzdłuż brzegów Popradu. Same ruiny są rewelacyjnym punktem widokowym.
Zamczysko #1
Zamczysko #2
Zamczysko #3
Poprad #1
Poprad #2
Rytro
W trakcie spożycia
Spędziliśmy tu chwilę ale trzeba było się zabierać za druga kolejkę. Powrót na Przehybę tym samym szlakiem co rano. Zmęczenie doszło do głosu i nie było już tak łatwo. Niektóre odcinki wcześniej wymęczone tropiąc węża tym razem trzeba było prozaicznie wypychać. Trochę to trwało ale dotarliśmy najpierw na przełęcz, a potem do skrzyżowania szlaków.
Po spożyciu. Co tu dużo mówić - było ciężko
Mieliśmy jechać na schronisko licząc, że zobaczymy Tatry. Niestety spotkani turyści rozwiali nasze nadzieje - widoków zero, a od Szczawnicy nadciąga deszczowa pucówa. Trzeba więc było wychylić do dna niebieski szlak do Rytra. Znaczną część tego szlaku jechałem 2 lata temu, wiedziałem więc, że będziemy tu zaraz tańczyć grubo.
Ostatni widoczek na niebieskim, potem już tylko robota
Opisywanie tych astralno-metafizycznym doznań podczas zjazdów tego rodzaju szlakami przychodzi mi z najwyższą trudnością ale spróbuję. Floł na tym szlaku nie istnieje. Floł ogólnie jest przereklamowany. Przyjemność ze zjazdu tą ścieżką można trochę porównać do ulicznej szamotaniny z menelem, więc jest to wyrafinowana atrakcja tylko dla koneserów. Brutalna, fizyczna robota po nietrywialnych fakersonach w rytm dźwięku kamieni uderzających o ramę. Fanboje tego całego floł nie mają tu czego szukać, chyba że jakimś cudem wyzbierają te cudowne głazy. Potrzeba puszczenia za strachu pawia na kierownicę i euforyczne uczucie triumfu z pokonywania kolejnych przeszkód mieszają się podczas tego zjazdu jak driny w szejkerze. Chcesz fłoł to jedź do Bielska na Twistera. Tu albo boleśnie rozbijesz się na tych skałach albo zwyciężysz. Innej opcji nie ma ;).
Na osobny akapit zasługuje ostatni odcinek tego szlaku, przed szutrówką. 2 lata temu odbiliśmy zamiast tego na zielony szlak i to był błąd. Choć kamienie ustępują tu miejsca korzeniom to nie znaczy, że jest łatwiej. Singiel wije się kręto i stromo, a amory nie nadążają wybierać. To jest rodzaj roboty jaki najbardziej lubię, nawet pomimo tego, że jestem zmęczony i wybieram już jakieś niemądre linie. Na dole łapy telepią mi się jak po tygodniu abstynencji. Na koniec pozostał już tylko triumfalny zjazd szutrówką na parking. Jak na razie najkonkretniejsze zjazdy w tym roku. Było pięknie.
A jeśli ktoś się na szybko chce przekonać czy aby nie przesadzam to zapraszam na youtube mojego, szanownego kolegi Pawła, który wizytował te szlaki kilka dni wcześniej i uwiecznił to na kamerze:
- ŻÓŁTY
- NIEBIESKI
Już wkrótce wszystkie wasze KOMy na Stravie będą należeć do mnie
Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 2
I to nie przez nową generację EPO, a przez to, że mam nowy rower (?). I kto mi teraz podskoczy?Panie to je jeszcze rowyr czy już motur na prund?
Ajfon wbudowany
Żartowałem. Dzięki uprzejmości mojego szanownego kolegi Łukasza miałem dziś okazję przejechać się na ebajku - Treku Powerfly-u FS. Ciekawe doświadczenie. Napęd elektryczny w tym ... yyy ... pojeździe ... wspomaga pedałowanie. Jest kilka trybów od eco po turbo. Jak się rusza z turbo to ma zrywa jak motorynka :D. Wspomaganie działa do 25 km/h. 2 machnięcia korbą i mam 30 na budziku, całkiem nieźle jak na tak ciężki ... wehikuł. Jeździłem tylko po płaskim ale na podjazdach to musi żreć porządnie. Za to jak prądu braknie to musi być katastrofa. Co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas tych kilku minut podczas których obcowałem z tym ... pojazdem ... to na bank pieruńska waga (ponoć 21 kg), takie sobie geo ramy i brak tapirowanej główki.
Za mało jeździłem, żeby sobie wyrobić jakieś zdanie ale daleki jestem od jednoznacznej krytyki tego ... pojazdu. Przyczyna jest prosta. Mówią, że wiek jest tak naprawdę kwestią wyboru, a ja wybrałem być wiecznie młodym, niestety biologii się nie oszuka. Jedyna cecha fizjologiczna, która mi się z wiekiem polepszyła to metabolizm alkoholu. Może więc nadejść w życiu taki czas, że będę zbyt słaby na mtb melanż. Wtedy taki ... środek transportu ... jest jakimś tam rozwiązaniem. No i nie oszukujmy się - kto by nie chciał zrobić wyrypy 200km i 5000m w pionie po Beskidzie? Dzięki tym .... jednośladom ... to będzie możliwe, nie tylko dla największych cyborgów.
Tak to sobie rozkminiłem, a potem poszedłem pojeździć na moim przedpotopowym Trensie.
Dzisiejsza szosa
Wtorek, 19 kwietnia 2016 · dodano: 19.04.2016 | Komentarze 0
Szosa jest dobra. Pozwala docenić mtb i to co z niego czerpię. Bo w sumie to gdzie bym teraz był jak bym się w to nie wkręcił wiele lat temu? Został bym długoterminowym rezydentem zakładu penitencjarnego Rzeszów-Załęże jak kilku moich starych znajomych? A może podczas częstej żeglugi po alkoholowym oceanie zaczął bym wypływać za daleko? Te pytania na tę chwilę na szczęście pozostają bez odpowiedzi :D.Dawno nie wrzucałem żadnych filmów ale to jest tak dzikie, że upamiętniam na blogu:
Lokal
Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 0
Ruszyłem rano z Sebkiem, całkiem bez planu w kierunku Przylasku. Tu się trochę pokręciliśmy, ja pojechałem dalej w kierunku lasów w okolicy Straszydla, a Bandit w długą drogę do domu. Chciałem poszukać tamtejszych segmentów Stravy. najpierw jednak pojechałem na Banię. Miałem szczęście chwile popatrzeć jak goście pałują te ścianki na motocrosach. Ciekawe przedstawienie. Ogólnie to ta miejscówka jest już tak rozjeżdżona, że gleba się osunęła i już nie jest tak stromo. W suchych warunkach większość linii do zjechania bez problemu. Dziś jednak było mokro, a rozjeżdżona przez motory glina jest bardzo śliska, więc bez spuszczenia powietrza na tle poniżej 2 bar było ciężko. Zjechałem sobie jeszcze segment "Korzenie", na którym jest coraz więcej korzeni i ruszyłem na poszukiwania segmentu LOAM. Niestety Strava oszalała i myślała, że latam samolotem. Straciłem pół traka.Strava, prove it.
Segmentu nie znalazłem bo w okolicy jest ścieżek od groma. Ale było fajnie. Ciekawy las. Jadę sobie, a tu taka sytuacja:
Lubię to
Parę hopek i dwie bandy, coś kiedyś słyszałem, że tu coś jest ale nie spodziewałem się, że na to trafię. Trochę sponiewierane po zimie ale i tak w dużo lepszym stanie niż niesławna "Trasa Downhill" w Ustrzykach Dolnych za unijną monetę hehehihihi. Trochę się tu posnułem, coś tam skoczyłem ale największa atrakcja jednak wymagała lepszego specjalisty.
Korzenie ... kamienie ... stromizna ... przyzywam kapitana Bandita
Jak już wypłoszyłem wszystkie dziki w okolicy i umorusałem się w błocie jak świnia ruszyłem przez Borek w kierunku Rzeszowa. Wybierałem zapomniane drogi szutrowe, które przemierzałem ostatnio przed 10 laty jeszcze na GT Tequescie i Moongoose. Było przyjemnie, wiosennie.
Brytyjski downhill
Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 10.04.2016 | Komentarze 4
Budzę się rano napruty jak świnia w nieswoim mieszkaniu ... STOP! To nie ta historia. Ale poranek był podobnie ciężki. Pobudka o 6, za oknem mgła taka, że nie widać sąsiedniego bloku, wszędzie kałuże, zimno, muł, dno i wodorosty. Sprawdzam telefon - żaden z szanownych milordów, z którymi miałem dziś jechać wyjazdu nie odwołuje. No to i ja muszę trzymać fason, w końcu dziś przypadła mi rola kierownika. Przyjechali po mnie o dziwo w dobrych nastrojach. Nie podzielam ich entuzjazmu, zamulam. Pakujemy się i obieramy kierunek na Ustrzyki Dolne. Gościłem tu w zeszłym roku, było ciekawie ale wiedziałem, że wtedy piliśmy jedynie naparstkiem z morza potencjału, który posiadają te tereny. Dziś mieliśmy zanurzyć się w tym po uszy. Ale jak to zrobić przy takiej pogodzie? Nastrój miałem wybitnie parszywy. Sebek to chyba zauważył, bo przed Ustrzykami zapodał mi jakieś piguły. Niby suplementy diety na poprawę wydolności oddechowej ale przepite jakimiś węglowodanami przyniosły niespodziewane efekty. Parkujemy w Ustrzykach przy parku, a tam festyn - jakieś zawody biegowe. Sporo ludzi, gra muzyka, stadion oszalał, meksykańska fala. A mi w głowie hulają kolorofony! Nic tylko tańczyć i pisać wiersze. Jednocześnie. Przebieram się szybko, chwytam rower i walę 2 kółeczka po pobliskim pumptracku, żeby spożytkować nagły przypływ energii. Próbuję namówić na to samo gości ale oni nie chcą, bo "oszczędzają siły". Nie rozumiem takiej postawy. Na znak protestu wrzucam zdjęcie pustego toru.Pumptrack, Ustrzyki Dolne
W końcu ruszamy. Pogoda taka sobie, ale jest ciepło. Okoliczne wzgórza pogrążone w londyńskiej mgle. Jedziemy asfaltem do Równi, gdzie wbijamy na niebieski szlak, który ma nas zaprowadzić na pasmo o tej samej nazwie. Dzięki magicznym pastylkom czuję się jak bym miał 3 dziurkę w nosie i zasysał całe powietrze w promieniu 100m. Jedzie mi się bardzo dobrze, choć jeszcze tak na 100% nie zregenerowałem się po czwartkowej, bandyckiej jeździe w Beskidzie Wyspowym. Skoro wjechaliśmy na szlak niebieski karpacki tzn, że będą problemy i prędzej czy później go zgubimy. Tak też się dzieje, na szczęście droga którą jechaliśmy zaprowadziła nas prawie na pasmo, z krótką tylko krechą przez pola.
Goście pokonali to na manualu, ale poprosiłem by wrócili i przypozowali
Wspinaczka na Równię
Jedziemy w kierunku Gromadzynia, do wyciągu. Błoto naprawdę fest. Biorąc pod uwagę, że na tych pagórkach poziomice wręcz zabijają się o siebie to zjazdy dziś będą wyglądały niczym klasyczny, brytyjski downhill. Nie wiem czy to mądre jechać taką trasę w takich warunkach ale na pewno będzie zabawnie. Na Gromadzyniu spożywamy english breakfast popijając earl grayem.
Gromadzyń (655 m.n.p.m)
Mieliśmy stąd 2 opcje zjazdu - niebieskim do centrum Ustrzyk lub żółtym na osiedle Jasień. Kierując się moim instynktem kierownika wybieramy żółty. Spodziewałem się zrywki, a mamy genialny singiel. Spory odcinek jest mega stromy. Było okrutnie ślisko, przez zalegające liście. Jechałem na końcu, goście wyślizgali mi linie i w pewnym momencie wyprzedza mnie tylne koło. Delikatnie położyło mnie na prawym boku w najbardziej stromym miejscu. Stąd ani w górę ani w dół, nie mówiąc już o powrocie na rower. Zsuwam się powoli na butach. Musiałem wyglądać szczególnie żałośnie, gdy w jednym momencie trzymałem się obiema rękami jakiegoś drzewa walcząc o to żeby się nie sturlać. Mimo wszystko gigantycznie propsuję ten szlak i wrócę na rewanż w bardziej korzystnych warunkach.
W Jasieniu, po pokonaniu waterstepa, wbiliśmy na niebieski szlak spacerowy Orlik-Kiń. Początkowo przyjemny podjazd po łące wśród jodłowego lasu, zmienił się w srogi wypych. To jednak nic, w porównaniu do tego co czekało nas na paśmie. Gęsta mgła i świeża droga zrywkowa. Najgorszy, oblepiający koła syf. Z tej gliny można by ulepić bałwana. Koła ciągle się zalepiały. 1km szliśmy 40 minut. Dropsy od Bandita przestały działać i nie było zbyt wesoło. Jeśli tak będzie wyglądał szlak do samego dołu to zjedziemy go chyba na tyłkach. I kiedy już wydawało się, że utkniemy tu na wieki, droga zrywkowa odbiła na południe, a szlak przeszedł w klasyczny singiel. Goście od razu pomknęli w dół, a ja, pomny doświadczeń ze zjazdu z równi, poświęciłem chwilę by upuścić powietrza z opon. To była dobra decyzja - problemy z trakcją zniknęły ale ryzyko snejka wzrosło. Na mapie ten zjazd wyglądał na mega stromy i faktycznie taki jest, na szczęście jednak trochę to zbocze trawersuje. Wypadam z lasu na ostatni odcinek przez pola, patrzę w dół, a tam jeden ziomek leży na glebie w pozycji embrionalnej, a drugi próbuje go podnosić. Przestrzelony zakręt. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a kolejny godny polecenia, dość hardkorowy w tych warunkach zjazd - zaliczony. Wracamy do centrum miasta by trochę ogarnąć uwalone rowery.
Rzeźbienie w błocie
Dalej podjeżdżamy niebieskim szlakiem na Kamienną Lawrotę (759 m.n.p.m). Szlak to nic ciekawego - szeroka droga leśna, zryta przez kłady i krosy. W suchych warunkach pewnie do podjechania, dziś jednak sporymi fragmentami trzeba pchać. Na górze przywitały nas rozległe widoki i zimny wiatr.
Tylko te ciuchy i te rowery, ludzie jacyś niewyraźni ... typowa pozerka i lans, ich pasją nie jest mtb tylko grupowe ubieranie się pod kolor pomarańczowy
Laworta - wyciąg
Tym razem postanowiłem nie powtarzać błędu z tamtego roku i sprawdzić miejscową trasę downhilową. Cóż, takiego syfu dawno nie widziałem. Wszystko zawalone liśćmi, drzewami, gałęziami. Bandy w stanie rozkładu. Na elementy drewniane strach wjeżdżać. Mimo wszystko zjazd jest dość płynny, a trasa choć krótka to naprawdę przemyślana. Szkoda, że ewidentnie coś poszło nie tak i nie ma się kto opiekować takim dobrem. Za to Sebek znajduje parę miejsc by się oddać swojej pasji ;).
Tak wygląda polski downhill
Bandit w swoim żywiole #1
Bandit w swoim żywiole #2
Po zjechaniu do szutrowej drogi okazuje się, że jesteśmy z czasem dość mocno w plecy, zatem będziemy musieli skracać. Szkoda bo bardzo chciałem zdobyć dziś Górę Dil, to bardzo ciekawe wzniesienie, o którym często rozmyślam po nocach.
Stromy wypych niebieskim szlakiem, trochę fajnej jazdy pasmem i jesteśmy z powrotem na Lawrocie, skąd znanym i lubianym zielonym szlakiem zjeżdżamy do Ustrzyk na five'o clock tea przy samochodzie. Na miejscowej myjce wydajemy 9 zł na mycie 2 rowerów i to i tak za mało by się pozbyć tego dziadowskiego błota. Kilometraż zrobiliśmy dziś wybitnie mizerny ale to błoto sponiewierało jak byśmy walnęli 2 razy więcej. Kompletnie szalony wyjazd. Może kiedyś założę biuro podróży - najbardziej stuknięte wyrypy w galaktyce. W przypadku takich interesów najważniejsza jest nazwa. Niestety, tę wymarzoną już mi ktoś zajumał.
Zdjęcie podesłał stały czytelnik mojego bloga - Pan Łukasz. Panu Łukaszowi dziękuję, a tymczasem czekam na powrót suszy.
Wyspowy
Czwartek, 7 kwietnia 2016 · dodano: 08.04.2016 | Komentarze 6
Nadszedł taki czas, że można się wychylić z podkarpackiej jaskini i zobaczyć co tam słychać na zachodzie. Wypadło na Beskid Wyspowy, pasmo Łososińskie - nie za wysoko, tak żeby się nie napatoczyć na resztki śniegu. Jeździło się trochę szosą do Nowego Sącza i jakoś nigdy nie zwróciłem na to pasmo uwagi, na szczęście Paweł jest bardziej czujny. Wystartowaliśmy z miejscowości Chomranice. Początek dość nie typowy, bo na parkingu pomagaliśmy w wydobyciu mercedesa, który wjechał do rowu. Po zebraniu się zaczęliśmy długi i męczący podjazd do miejscowości Skrzętla-Rojówka.W drogę
Skrzętla
Podjazd zdawał się nie mieć końca
Paweł postanowił sobie, że w ramach przygotowania do nowego roweru i nowego napędu o twardszych przełożeniach będzie się starał ... nie wrzucać dziś na młynek. Skutkiem tego dziwnego postanowienia było to, że czasem znikał mi gdzieś za horyzontem. Jeśli ktoś się łudzi, że na nowym napędzie Dak będzie do dojechania ... to faktycznie tylko się łudzi. W sumie to dobrze jeździć za takim gościem, bo, choć to męczące fizycznie i psychicznie, to jest to najlepszy sposób by wykrzesać z siebie te 110%. W dobrym tempie dotarliśmy do 1 wierzchołka pasma - Babiej Góry (728 m.n.p.m) Tu asfalt zmienił się w drogę leśną, którą podążaliśmy w kierunku najwyższego wierzchołka pasma Jaworza (917 m.n.p.m). Przed Jaworzem znajduje się wieża widokowa. Normalnie widać stąd Tatry ale dziś widoczność była dość parszywa.
Wieża widokowa koło Jaworza #1
Wieża widokowa koło Jaworza #2
Na wieży
Końcówka podjazdu na Jaworz
Stamtąd przybyliśmy
Panorama pogórz
Czil pod wierzą dobiegł końca i nastał czas tęgiej kiepy na szczyt Jaworza. Miejscami było pchanie, sporo kamieni i nachylenie skutecznie wysadzały z siodła. Mimo wszystko spacer po lesie przy słoneczku, wysokiej temperaturze i odgłosach pracy z pobliskiego kamieniołomu był bardzo przyjemny.
Mroczny, ponury typ na tle pięknego, wczesno wiosennego lasu
Jaworz (917 m.n.p.m)
No to skoro jesteśmy w najwyższym punkcie to chyba pora na zjazd. Pampersy na kolana i jedziemy. Niestety - na początek trochę zawód bo zjazd wygląda tak jak dotychczas większość drogi po paśmie - szeroki, leśny, łagodny dukt. Nudy. Jak tak będzie wyglądał cały odcinek do Limanowej to proszę państwa mamy lipę. Dopiero kawałek za Sałaszem (905 m.n.p.m) się zaczęło. Odbyliśmy z leśnej drogi na piękny singiel, nachylenie wzrosło, pojawiły się korzenie i kamienie, a ścieżka kręto wiła się pomiędzy drzewami. Odcinek szlaku niebieskiego do Przełęczy pod Sałaszem jest rewelacyjny.
Miejska Góra nad Limanową
Z przełęczy zmieniliśmy szlak na zielony i znowu trzeba było trochę podjechać na Groń (743 m.n.p.m). Paweł zerwał linkę tylnej przerzutki, także czekał na krótki postój na przyjemnej polance. Dalszy zjazd do Limanowej, również jest wart polecenia. Dość szeroko, szybko, dużo kamieni i korzeni. Nachylenie może nie takie by walczyć o życie ale wystarczające by nie przysypać. Świetny odcinek. Ogólnie szlaki niebieski a potem zielony, wiodące pasmem - REKOMENDUJĘ. Oczywiście jedynym słusznym kierunkiem pokonywania ich jest ten w którym my jechaliśmy (wschód->zachód). Jazda w przeciwnym to patologia i ostrzegam wszystkich przed takim błędem.
W przerwie na wymianę linki
Ogólnie Beskid Wyspowy jest wysoce zurbanizowany jak wszystkie zachodnie Beskidy. Gdzie nie zjechać cywilizacja. Restauracje, markety. Odwodnienie tu nie grozi, jak w Bieszczadach, Niskim czy Sanocko-Turczańskich. Limanowa to całkiem spore miasto. Po zjeździe mieliśmy sporo różnych planów na dalszą część wyrypy, jednak ze względu na burzowe chmury na horyzoncie zdecydowaliśmy się trzymać w pobliżu pasma, by w razie problemów szybko wrócić do auta. Jeden z planowanych zjazdów zamieniliśmy na krótkie zwiedzanie miasta.
Limanowa, rynek #1
Limanowa, rynek #2
Podjęliśmy decyzję o powrocie na pasmo w rejonie Babiej Góry, by zjechać do auta żółtym szlakiem. Po paru kilometrach interwałowego asfaltu zaczęliśmy kierować się mocno do góry. Po drodze minęliśmy czynny kamieniołom.
Kamieniołom #1
Kamieniołom #2
Asfaltowy podjazd za kamieniołomem na pasmo to naprawdę tęga kiepa. Miałem tu kryzys i pierwszy raz w tym sezonie otarłem się o klasyczny, kondycyjny zgon. Na szczęście szybko mi przeszło. W końcu doturlaliśmy się na górę i zaczęliśmy zjazd żółtym. Co można powiedzieć o tym szlaku? Cóż ... choć na początku się na to nie zanosi to na pewno nie jest to szlak dla chłopców poszukujących jakiegoś tam, mitycznego floł. To taki szlak co chwyta mocno za bety i chce natłuc ci po mordzie! Stromo, rynna z luźnymi kamieniami, bruzdami, gałęziami. Szlak poniewiera okrutnie. Tu liczy się brutalna siła i konkretna robota. Dawno mi tak nie wyrywało kiery z łap. Szlaku nie mogę rekomendować, ale szanuję. Po dojeździe do szutru trzeba chwile odpocząć przy akompaniamencie strzelających, nagrzanych tarcz hamulcowych.
Po zjeździe z żółtego
Tory Galicyjskiej Kolei Transwersalnej
Ruszyliśmy dalej obok terenów słynnego osuwiska w Kłodnem z 2010 roku. Mieliśmy plan zaliczyć dziś jeszcze jedną górkę ale nadciągająca z obu stron, burzowa pucówa zakończyła naszą wycieczkę. Deszcz dopadł nas 500m od samochodu, także mieliśmy dziś dużo szczęścia bo mogło skończyć się Gorcami. Byłem sceptyczny co do proponowanej trasy ale było świetnie, więc standardowo w takich sytuacjach - chwała kierownikowi :).
Na koniec jeszcze filmik z GoPro Pawła. Oj, GT Force ma ciężką starość pod takim dżokejem :D.