Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
45.30 km 33.00 km teren
03:09 h 14.38 km/h:
Podjazdy:1653 m
Rozbójnicy:

Gorczańska dziidaaa

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 7

Nie ma to jak od czasu do czasu odwiedzić jakiś kompletnie nieznany górski rejon, wszystko wydaje się wtedy takie nowe, tajemnicze i amerykańskie. Kiedy to robić jak nie w lecie, gdy dni są najdłuższe. Tak rozumując postanowiliśmy się dziś wybrać w Gorce. Podróż autem była dość długa ale za to obfitowała w liczne atrakcje jak np przejazd obok najsławniejszej, cygańskiej faveli w Polsce. Ostatecznie około godziny 9 udało nam się dotrzeć do Ochotnicy Dolnej, skąd ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Lubania (1211 m.n.p.m). Niedaleko przed granią postanowiliśmy skrócić trochę drogę kierując się na drogę gruntową zmierzającą wprost do szczytu. Droga okazała się kamienistym, stromym strumieniem, wypych zdawał się nie mieć końca ale i tak było fajnie. Chłód strumienia pozwalał lepiej znosić panujący upał. 

Początkowo da się jechać
Początkowo da się jechać

Ale później już trzeba pchać
Ale później już trzeba pchać

I tak przez jakąś godzinę
I tak przez jakąś godzinę

No już prawie
No już prawie

Końcówka podejścia podejścia pod szczyt już konkretnie stroma i pełna luźnych, dużych kamieni. Na Lubaniu spotkaliśmy kilkoro turystów. Ze szczyty jest fenomenalny widok na Jezioro Czorsztyńskie, oraz mocno zamglone dziś Tatry.

Widoczki z Lubania #1
Widoczki z Lubania #1

Widoczki z Lubania #2
Widoczki z Lubania #2

Widoczki z Lubania #3
Widoczki z Lubania #3

Po odpoczynku ruszyliśmy z powrotem bo dziś naszym celem był najwyższy szczyt Gorców - Turbacz (1310 m.n.p.m). Zastanawiałem się czy zjazd po kamienistej stromiźnie, którą podchodziliśmy będzie trudny ale w praktycy było łatwo, przynajmniej na zaciśniętych hamplach ;). Dalsza jazda czerwonym szlakiem na zachód to czysta poezja. Wiele km interwału o tendencji spadkowej. Szlaki to szerokie korzenno-kamienne autostrady. Doznania z jazdy zupełnie inne niż 2 tygodnie temu, podczas przecierania Łopiennika. Na zjazdach można puszczać się bez hamulców krzycząc "dziidaaaa". Krzyk po to by uprzedzić nadciągających z naprzeciwka rowerzystów. Wychowani na Bieszczadach i Niskim, przeżyliśmy dziś lekki szok kulturowy, bo spotkaliśmy na tym szlaku jakieś 8 osób na rowerach. Na konkretnych maszynach i konkretnie wyposażonych. Wyglądaliśmy przy nich jak ubodzy kuzyni ze wschodu, dzikusy z Podkarpacia odziani w wilcze skóry.
Dzidowanie było naprawdę przyjemnie ale uczciwie trzeba przyznać, że zdarzały się także techniczne odcinki, dziś jednak pokonywaliśmy je głównie pod górę. Z jedną taką sekcją postanowiłem się zmierzyć.

Na górze próbowałem coś kombinować ale i tak najskuteczniejsza była by tu dzida
Na górze próbowałem coś kombinować ale i tak najskuteczniejsza była by tu dzida

Poza dobrą jazdą towarzyszyły nam przyjemne widoki za równo na północ jak i na południe. Niestety tatry całkiem zniknęły w chmurach. Po jakimś czasie w chmurach zniknęły także Pieniny, a z oddali dochodził coraz wyraźniejszy odgłos grzmotów. Zlaliśmy to kompletnie łudząc się, że nas nie dosięgnie. Oczywiście dopadło nas na przełęczy o wdzięcznej nazwie Knurowska. Spędziliśmy tam trochę czasu, czekając aż się przejaśni. No i w końcu przeszło, więc ruszyliśmy dalej. Na burzę wciąż się zanosiło ale kolejny raz olaliśmy to i ze zdroworozsądkowego punktu widzenia była to zła decyzja. Często złe decyzje powodują lawinę ciekawych wydarzeń i tak też było dzisiaj.

Selfi burzowe
Selfi burzowe

Najpierw standardowa akcja - skończyła mi się woda w bukłaku i czułem nadchodzący dramat. Do schroniska na Turbaczu było jeszcze daleko, a z mapy wynikało, że nic właściwie po drodze nie ma. W Bieszczadach czekało by mnie konanie z pragnienia. I wtedy wydarzyło się coś, dzięki czemu zaczynam doceniać uroki zurbanizowanych i cywilizowanych gór. W lesie przy szlaku wyrósł pensjonat, przy nim stodoła, a w ścianie stodoły ... automat z napojami :D. Początkowo myślałem, że mam omamy ale 1 litr chłodnej mineralki uświadomił mi, że to nie fatamorgana. Tanio może nie było ale i tak podziwiam pomysł i inicjatywę. Oszczędziło nam to sporo cierpienia. 

Pomysł na biznes
Pomysł na biznes

Czerwony szlak na Turbacz oznaczony jest jako rowerowy. Przyzwyczaiłem się, że szlaki rowerowe w górach są tak znaczone, żeby sakwiarz to ogarnął ale tu jest inaczej. Początkowo szlak jest spokojny ale dalej jest kilka konkretnych stromizn po korzeniach i kamieniach. Dziś dodatkowo było sporo gorczańskiego błota, które choć nie oblepia opon to jest bardzo śliskie. Było trochę wspinaczki. Szlak odznaczyłem jako 'do zjechania', nie wiedząc wtedy, że przyjdzie mi zjechać to jeszcze dziś. Tak jak pisałem powyżej - naszym celem był Turbacz i powrót zielonym szlakiem.

Na 5 minut przed ulewą
Na 5 minut przed ulewą

Niestety, gdy byliśmy jakieś 2km od szczytu, w okolicy Kiczery (1282 m.n.p.m) Matka Natura zaczęła ciskać z nieba ogniste dzidy. I to tak konkretnie, dodatkowo tęgo lunęło. Jedyna rozsądna decyzja - powrót najkrótszą drogą, czyli w tył zwrot. Najpierw dzida przez pola, żeby jak najszybciej zniknąć z otwartej przestrzeni, a potem sekcja leśna. Oj, co tam się działo na tej sekcji, to była naprawdę gruba impreza. Napisał bym, że było ślisko ale musiał bym skłamać - było ULTRAŚLISKO. Okazało się, że ten szlak też można jechać na dzidę, i że na dzidę można lecieć nawet na maxa hamując i na zablokowanych kołach. Najciekawiej było oczywiście w najbardziej stromym miejscu. Daku ciął na piecu przez środek, skacząc z kamienia na kamień, Łukasz sklejał po prawej, ja po lewej. Paweł standardowo pokonał sekcję najszybciej, tymczasem okazało się, że linia moja i Łukasza łączą się w jedną i że nie ma tam miejsca dla nas dwóch :D. Dodam jeszcze, że warunki do hamowania były zwyczajnie najgorsze. Jak udało nam się uniknąć zderzenia i wjechać w to kolejno - nie wiem. Nasze dzidy niemalże się skrzyżowały ;). Dalej też było grubo. Rynny pełne kamieni, koleiny, fontanny błota, szalejąca nad głową burza. W normalnych warunkach był by to dobry zjazd - jeden z wielu. Dziś był to jeden z lepszych zjazdów w moim życiu. Głownie dzięki nowemu rowerowi który, choć to brzmi jak reklama podpasek - sprawiał, że czułem się pewnie i komfortowo, nawet w tych mocno niesprzyjających warunkach ;). W końcu znaleźliśmy wiatę, pod którą chwilę posiedzieliśmy. 

Selfi nędzy i rozpaczy
Selfi nędzy i rozpaczy

Deszcz nadal padał ale pioruny przestały walić, więc ruszyliśmy dalej. Pozostał 10km zjazd asfaltem. Zjazd mokrą szosą podczas ulewy na grubych oponach to tak jak by ktoś mi przystawił kerchera do twarzy. Miejscami nic nie widziałem i jechałem na radar. Oczywiście przestało padać jak byliśmy przy samochodzie. Na koniec, po raz pierwszy w tym sezonie, starym zwyczajem podkarpackich barbarzyńców - wykąpaliśmy się w miejscowej rzece razem z rowerami. Gdy odjeżdżaliśmy z parkingu świeciło już piękne słońce. Wyjazd choć niedokończony to był jednym z lepszych w tym sezonie. Gorce to wspaniałe góry, czuję, że nasza ekipa jeszcze nie raz tu zawita.



Komentarze
lemur89
| 16:35 środa, 29 lipca 2015 | linkuj Trasa bardzo atrakcyjna widokowo, te kamienie robią wrażenie, jazda po tych szlakach to też zapewne niezła przygoda i dawka adrenaliny, do tego jak zawsze dobrze opis, aż chce się czytać i chciało by się jeszcze aby było wiecej napisane.
tmxs
| 21:03 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj Nas też :)
azbest87
| 20:11 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj Motyw z automatem mnie rozwalił;)
tmxs
| 16:08 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj Tam te szlaki z Turbacza na północ przez park to się podobno nie opłaca jeździć bo barierki i schody porobili. Na Turbacz muszę się wybrać, być może wtedy coś właśnie bardziej od Rabki strony.
yazoor
| 15:56 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj Grubo, jak zwykle;) W Gorcach lubią strażnicy łapać jak się jeździ poza rowerowym, ten czerwony do Rabki też jest fajny, szczególnie do zjechania :D.
tmxs
| 09:46 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj Seba z tego co pamiętam to jechałeś na Turbacz czerwonym od zachodu, a my jechalismy od wschodu.
sebol
| 09:42 niedziela, 19 lipca 2015 | linkuj mega..grubo, jak widać Gorce rządzą ..podjeżdżałem czerwonym na Turbacz długi męczący podjazd :) ..widział że mogło padać w Waszych okolicach.. zresztą my sami jakimś cudem ominęliśmy 3 burze :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!