Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 486.32 km (w terenie 262.00 km; 53.87%) |
Czas w ruchu: | 35:46 |
Średnia prędkość: | 13.60 km/h |
Suma podjazdów: | 6308 m |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 40.53 km i 2h 58m |
Więcej statystyk |
Jutube to zło
Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · dodano: 30.06.2014 | Komentarze 2
Niestety nie uda mi się sklecić filmiku z sobotnich Bieszczadów. Przez większość czasu w kamerze majtał mi się pasek od plecaka. Szkoda. Zrobiłem za to edit z Bieszczadów wtorkowych :). Miałem tego nie robić ale w sumie zawsze to jakaś pamiątka i będzie co oglądać do treningów w długie zimowe wieczory.Jak ktoś chce lepszej jakości to zapraszam na mój kanał na Vimeo - w HD o wiele mniej masakruje jakość niż śmierdzący youtube! Przerzucił bym się całkiem na Vimeo ale też ma swoje wady - limity oraz brak możliwości odtwarzania klipów w HD przy osadzeniu na stronie zewnętrznej (np na bikestats.pl).
Koniec świata czyli teoria vs praktyka
Sobota, 28 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 6
Gdy planuję wyrypy to zawsze przeprowadzam rozpoznanie. Zawsze staram się by moje trasy były jak najbardziej atrakcyjne pod względem mtb ale też turystycznym. Ostatniej zimy postanowiłem sobie, że przejadę fragment szlaku pasma granicznego od Balnicy do Przełęczy Łupkowskiej. W teorii szlak wyglądał na soczysty benger - spodziewałem się 20 km interwałowego singla doskonałej jakości. Ten fragment szlaku wiedzie przez 9 wierzchołków pasma granicznego, przez 80% długości na wysokości powyżej 700 m.n.p.m, na Google Earth znalazłem wiele zdjęć tamtejszych, fajnych ścieżek, profil wysokościowy wygląda tak:W teorii wszystko wyglądało na kawał soczystego MTB. Czy w przypadku tak solidnych danych coś może w praktyce pójść nie tak? Może ... jeśli jedziesz na Koniec Świata.
Po 9 rano wyruszyliśmy z Łukaszem z parkingu w miejscowości Maniwów. Początek trasy to leśna droga do Balnicy, gdzie mieliśmy wjechać na pasmo. W pewnym momencie przez drogę przebiega potężny czworonóg. Trochę zbyt duży jak na wilka. Z drugiej strony co robił by pies w tak odludnej okolicy? Nie wiem, nie znam się, cokolwiek to było ważne, że się nami nie zainteresowało :). Przemierzając bieszczadzkie knieje trzeba być gotowym na różne, ciekawe spotkania. Docieramy do Balnicy, gdzie w okolicy nieistniejącej wsi aktualnie znajduje się stacja wąskotorowej kolejki leśnej, która kursuje tylko w sezonie.
Stacja w Balnicy
Jazda taką kolejką to musi być fajna atrakcja ale my dziś jesteśmy tu po innego typu wrażenia. Wjeżdżamy na pasmo i ruszamy w kierunku zachodnim. Na przełęczy Słowacy ustawili tablice informacyjną, słowackiego nie kumam w ząb ale sądząc po rysunkach to ostrzegają przed niedźwiedziami, a także zakazują wjazdu na kolarkach - na szczęście my mamy mtb :D. Pierwsze kilkaset metrów od przełęczy to jazda mega płynnym singlem lekko w dół, bajka po prostu. To jeszcze zaostrzyło nasze apetyty - jak tak ma wyglądać następne 20km to chyba znaleźliśmy się w świątyni MTB! Niestety dalej jest dużo gorzej. Sam szlak był by pewnie fenomenem - niestety, burze, które w ostatnich latach nawiedziły Podkarpacie zwaliły na niego masę drzew.
Szlak graniczny zniszczony przez przyrodę
Wiadomo - pasmo jest szczególnie wystawione na działanie wiatru, więc najbardziej ucierpiał wijący się po nim singiel. Większość zwalonych, wyrwanych z korzeniami drzew wygląda świeżo. Na tym odcinku szlaku największym problemem jest właśnie przejezdność - mieliśmy ciężkie przyprawy chyba kilkadziesiąt razy.
I tak kilkadziesiąt razy ... tak wygląda praktyka
Przypuszczam, że odbiór szlaku był by całkiem inny gdybyśmy go pokonywali rok lub 2 lata temu. Na tę chwilę nie warto tam się wybierać z rowerem i tak będzie pewnie przez kilka najbliższych lat. Zdarzają się fajne odcinki i nawet typowo bieszczadzkie, trudne i szybkie zjazdy - niestety są one dość krótkie właśnie przez te drzewa. Najlepszy odcinek to fragment wiodący na Wierch nad Łazem (857 m.n.p.m) i dalej na najwyższy punkt w okolicy - Wysoki Groń (905 m.n.p.m) - spore fragmenty, czystego, stromego singla, jedna ścianka. My dziś akurat pokonywaliśmy to pod górę :/. Przed Buniowem drogę przebiega nam potężny dzik :D. Na wysokim Groniu spotykamy grupkę młodych, chyba Czechów, w rozciągniętych swetrach, krótkie dobrý den i jedziemy dalej. W końcu trochę płynnej jazdy, zdarzają się nawet widokowe polanki.
Słowacka strona
Podkarpacie ... Beskid i Bieszczady ... wilki i niedźwiedzie ... bimber i kiełbasa
W okolicy Głębokiego Wierchu (890 m.n.p.m) niebieski szlak odbija na północ, my jedziemy dalej czerwonym. Fajny fragment z jazdą po skalistym cypelku nad konkretną ścianą. Niestety - nie ma lekko bo robi się coraz bardziej dziko. Szlak jest bardzo mało uczęszczany - co jest dla mnie zaskoczeniem, bo wszystkie dotychczasowe fragmenty szlaku granicznego jakie jechałem były mocno przechodzone. Brniemy przez krzaki i błota, tracimy wysokość, a więc temperatura rośnie, pojawiają się masy owadów. W pewnym momencie jedziemy po łące, gdzie praktycznie nie widać ścieżki, Łukasz zbiera na łydę 3 kleszcze - nie jest wesoło. Nie ma gdzie zjechać, żadnej leśnej drogi na północ czy południe - dzicz kompletna, prawdziwy koniec świata. Z mapy wynika, że najbliższą okazją do opuszczenia tego paździerza jest Przełęcz Łupkowska, gdzie znajduje się transgraniczny tunel kolejowy i jakaś droga wzdłuż torów. Gdy widzimy znak - "Tunel 20 minut" nadzieja w nas odżywa :). Docieramy a tam ... słupek z napisem tunel, brak jakiejkolwiek drogi, ledwo jakieś ścieżki w trawie po szyję :D. Muszę przyznać, że się konkretnie wpieniłem. Patrzę na mapę z której wynika, że jesteśmy ... nad tunelem, dokładnie na jego środku :D. ruszamy w kierunku północnym i w końcu widzimy tory. Łukasz słusznie proponuje, żeby nimi jechać zamiast brnięcia dalej przez krzaki.
Tunel kolejowy na Przełęczy Łupkowskiej
Tunel ma długość 416m i jest kręty, łączy Polskę ze Słowacją. Szału nie ma - w okolicy Rzeszowa, w Szklarach mamy przecież najdłuższy w Europie tunel kolejki wąskotorowej o długości 602m. Największym plusem jest to, że w końcu można normalnie jechać, bez kleszczofobii.
PKP singiel
Docieramy do opustoszałej stacji kolejowej w Łupkowie, duży, stary dworzec którego czasy świetności, czyli częstych połączeń kolejowych na Węgry, już dawno minęły - dziś kompletnie świeci pustkami. Nie ma tu żywej duszy. W tym przypadku klimat końca świata działa kojąco na nerwy.
Stacja PKP w Łupkowie
Tory w Łupkowie - w tle pasmo graniczne, z którym walczyliśmy
Pierwotnie chciałem jeszcze pojeździć niebieskim szlakiem na zachód od Łupkowa ale na paśmie straciliśmy masę czas walcząc z przyrodą więc wracamy na parking. Na sam koniec, Świata Koniec czyli studenckie schronisko:
Koniec Świata przy schronisku studenckim Chata w Łupkowie
Jak dla mnie to w tym miejscu jest już cywilizacja, urbanizacja, szutrowa autostrada, KejEfSi i MakDonald, koniec świata to był na paśmie hehe. Jadąc wygodną leśną drogą i patrząc na pasmo, mam jakąś tam satysfakcję, że daliśmy radę to pokonać ale prędko tam nie wrócę. Dzięki Łukasz za jazdę, stoczyliśmy konkretną walkę :).
Ojeździłem się po dziczach ostatnio, następna wyrypa to musi być jakiś konkret, benger, potwierdzone info.
Gdyby MTB było zbrodnią dożywocie bym siedział
Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 12
Nie wytrzymałem. Po 2 pod rząd weekendach ‚weselnych’ byłem strasznie zamulony, rozdygotany i roztrzęsiony. Przyłapałem się nawet na tym, że idąc ulicą w głowie brzmią mi weselne piosenki … umcyk umcyk, na na na na - WTF???? Dopadło mnie MTB-delirium, a na to jak wiadomo jest tylko jedno lekarstwo - MTB melanż w czystej formie i postaci, w końskiej dawce. By zażyć tego panaceum udałem się do ‚krainy Dolinian’ - Leska, na spotkanie z Dakiem, z którym już dawno nie jeździłem. Zeszłej zimy narysowałem sobie traskę ‚tour-de-Solina terenem, ale wiodła ona w na sporym dystansie niesławnym szlakiem niebieskim-karpackim. Opisy tamtejszych paryj, gęstwin oraz innych utrudnień znalezione na innych blogach, skutecznie zniechęcały mnie do podjęcia tego wyzwania. Paweł, który zna te tereny bardzo dobrze - zaplanował także trasę dookoła zalewu - ale lepszą, bardziej przejezdną, ciekawszą, ale też dłuższą i o wiele bardziej wymagającą. Może bez jakichś hardkorów ale zaprojektowana na konkretne sponiewieranie się - czyli coś w sam raz dla mnie na dzisiejszą odmułę.Ruszyliśmy z leśnego parkingu w paśmie Żukowa, gdzieś między Ustjanową a Łobodzewem. Na początek kilka kilometrów podjazdu leśną, szutrową drogą i docieramy na najwyższy wierzchołek pasma - Holicę (762 m.n.p.m), nieopodal którego znajduje się punkt widokowy na Bieszczady Wysokie, Jawor, Solinę.
Punkt widokowy na Żukowie
Po paru kilometrach jazdy pasmem zjeżdżamy leśną drogą do terenów nieistniejącej wsi Sokołowa Wola. W 1921 roku wieś liczyła 66 domostw i 388 mieszkańców. Pozostało po tym jedynie kilka nagrobków na zarośniętym cmentarzu.
Tu była kiedyś Sokołowa Wola
Cmentarz w Sokołowej Woli
Zjechaliśmy do Czarnej Dolnej coś zjeść. Klimaty końca świata - np old-skulowa, stara tablica z nazwą miejscowości koloru białego :D. Stąd ruszyliśmy zielonym szlakiem na Moklik (675 m.n.p.m). Znajduje się tu punkt widokowy na tereny kolejnej, nieistniejącej wsi - Rosolina (w 1921 roku: 27 domów/194 mieszkańców). Dziś nie ma tu kompletnie nic poza ładnymi widokami na pobliskie pasmo Otrytu.
Tu był kiedyś Rosolin
Zjazd z Moklika zielonym szlakiem mnie zaskoczył. Miało dziś nie być hardkorów, a tu stromy i kręty singielek. Miodzio, ale po błocie ciężko było by to zjechać. Zażywszy doskonałego zjazdu zwiedzamy dalej - położoną nieopodal jaskinię Jahybta. Jaskinia może nie jest zbyt duża ale za to położona w przełomie potoku Czarny, wśród olbrzymich wyłomów skalnych.
Przełom Czarnego, jaskinia Jahybta
Zjeżdżamy do miejscowości Polana gdzie zwiedzamy najstarszą cerkiew w Bieszczadach i zaczynamy podjazd na pasmo Otrytu w okolice Przełęczy pod Hulskiem (778 m.n.p.m). Szutrowy podjazd zdawał się nie mieć końca! Jakieś 6-7 km mozolnego kręcenia. Dalszy zjazd do Sękowca, też szutrem - długi ale jakość bez rewelacji. Po postoju przy sklepie w Zatwarnicy jedziemy dalej do kolejnej nieistniejącej wsi - Krywe (1921r. 73 domy/459 mieszkańców). Zdobywamy wzgórze Ryli (622 m.n.p.m), z rewelacyjnym widokiem na dolinę wsi oraz pobliski Smerek.
Tu kiedyś było Krywe
Smerek
W samej dolinie na wzniesieniu znajdują się całkiem dobrze zachowane ruiny cerkwii oraz dzwonnicy, a także ruiny dworu. Bardzo klimatyczne miejsce.
Krywe - ruiny cerkwii
Z Krywego udajemy się w kierunku zachodnim, jadąc wzdłuż Sanu. Odcinek trasy dość ciężki - koleiny, błoto, kamienie skutecznie utrudniają jazdę. Prawdziwa dzicz. Docieramy do kolejnej wsi - Tworylne (1921r: 119 gospodarstw z 721 mieszkańcami). To miejsce uchodzi za jedno z najdzikszych w Bieszczadach i muszę przyznać, że zasługuje na swoją reputację :D. Musimy ostro przedzierać się przez pokrzywy, osty i wszelkiej maści paryje. Krzaczory miejscami sięgają prawie 2 metrów. Przedzieramy się. Przydały by się maczety albo jakiś ciężki sprzęt.
Atrakcje jednego z najdzikszych miejsc w Bieszczadach
Tu było kiedyś Tworylne
Tworylne - ruiny stajni dworskiej
Na terenie wsi znajduje się trochę ruin: dzwonnica, krypta, dwór, stajnia, gospodarstwo, cmentarz, strażnica - ale większości są to fundamenty lub piwnice.
Tworylne - ruiny dzwonnicy
Trochę tu pobłądziliśmy ale znaleźliśmy drogę i jedziemy dalej wzdłuż Sanu. Od tej strony wieś jest łatwiej dostępna, droga o wiele lepsza niż od strony Krywego, miejscami nawet fajny singiel.
Wzdłuż Sanu
Docieramy w okolice Rajskiego, gdzie musimy skrócić planowaną trasę bo zaczęło się robić późno. Objeżdżamy Tołstę (749 m.n.p.m) po południowym stoku fajnym szutrem i z Bukowca jedziemy już asfaltem w stronę Soliny przez Wołkowyję i Polańczyk. Przez większość trasy towarzyszą na widoki na zalew Soliński. "Krupówki" przy zaporze prawie puste, tak samo jak deptak.
Zapora Solińska - południe
Zapora Solińska - północ
Po kilku kilometrach mozolnej asfaltowej jazdy docieramy w końcu do samochodu. 2400 metrów przewyższenia konkretnie mnie sponiewierało. Na parkingu miałem ochotę puścić pawia ale trzymałem fason do końca :D. Cały dzień na zjazdach miałem lipę bo zawieruszyły mi się gdzieś okulary na rower i jechałem w przeciwsłonecznych, dla mnie zdecydowanie za ciemnych zwłaszcza w lesie. Do domu wróciłem skonany po 23. Mimo wszystko rewelacyjna wyrypa - po 2 tygodniach mtb lipy - tego właśnie potrzebowałem. Większość fotek (te lepsze) do tego wpisu bezczelnie ukradłem Pawłowi.
Video:
Strzelające fule
Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 19.06.2014 | Komentarze 0
Słocina i las w Cierpiszu z Łukaszem.Tor moto w Rudnej
Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · dodano: 16.06.2014 | Komentarze 2
Nie wiem czy w tym tygodniu uda mi się pojechać coś dalej. Mam wysyp różnego rodzaju imprez i muszę chwilowo przestawić się na inny rodzaj melanżu. W jakiej formie będę po tym wszystkim - trudno powiedzieć :D. Zacząłem sklejać edit z czwartkowego Beskidu ale stwierdziłem, że edit jak jadę bez ekipy to mega nuda. Mimo wszystko skończyłem, jak kogoś interesują klimaty z Cergowej to zapraszam:W niedzielę odbył się kolejny Puchar Świata w DH w Leogang. Wyniki wynikami ale mnie rozwaliła jedna sytuacja. Walczący o zwycięstwo Gwin złapał snejka w tył na samym początku swojego przejazdu ale mimo wszystko przejechał całą trasę w większości jadąc na golutenkiej obręczy :D.
Polecam obejrzeć filmik z przejazdu.
Ciekawe co to za obręcz? Założę się, że NIE Mavic :D.
Ave Cergowa
Czwartek, 12 czerwca 2014 · dodano: 12.06.2014 | Komentarze 7
Plany na ten wolny dzień miałem wielkie - miały być Bieszczady i zjazdy z tysięczników. Niestety - zagrożenie burzowe do tego kumpel, który miał ze mną jechać zrezygnował, więc postanowiłem jechać coś bliżej. Pojechałem do Dukli. Tam dzień targowy, handel kwitnie, a ja ruszyłem żółtym szlakiem na Cergową (706 m.n.p.m). Ostatnio byłem tu 2 lata temu. Jej wspaniała, wyniosła sylwetka góruje nad miastem i nie sposób jej nie zauważyć.Atak na Cergową
Od studni św. Jana wnoszę rower idąc po ścianie. Kolejny raz zastanawiam się - czy to dało by się zjechać? Dzięki Enduro Me Cergowa to popularna rowerowo góra, pełno tu śladów grubych opon ale na tej ścianie nie ma nic. Może ją trzeba zrobić bez użycia hampli :D? Jeśli ktoś kiedyś to zjechał - proszę o zostawienie komentarza pod wpisem ;).
Po pokonaniu ściany da się jechać docieram w końcu na szczyt, który o tej porze roku jest zupełnie niewidokowy. Ostatnio zjeżdżałem stąd żółtym do Zawadki Rymanowskiej, dziś wybieram czerwony. Jest bardzo przyjemnie, kawałek się jedzie super singlem nad stromym urwiskiem.
Północne okno na Cergowej
Południowe okno na Cergowej
Generalnie nie jest to jakiś mega trudny szlak - jedna, krótka ścianka, jedna dłuższa stromizna, trochę kamieni i korzeni.Mimo wszystko można poszaleć, hample dostają po dupie. W dalszej części szlak niestety wiedzie zdezelowaną drogą zwózkową.
Cergowa po raz kolejny
Zjazd mnie trochę zmęczył, jadę dalej asfaltem do Lubatowej. Późno-wiosenny klimat Beskidu Niskiego rozkłada mnie na łopatki. Jaka to frajda być tutaj zamiast kiszenia się w biurze hehe.
Beskid, Beskid
Z Lubatowej trzymam się dalej czerwonego jeszcze kilka kilometrów, żeby potem zjechać na leśną drogę i zacząć długi, mozolny podjazd do szlaku zielonego. Widoczki w okolicy wzgórza Kopa (640 m.n.p.m) na południe:
W oddali to chyba Kamień nad Jaśliskami
Dojeżdżam do zielonego i jadę na wschód, bo oprócz Cergowej chciałem dziś zaliczyć dwie miejscowości uzdrowiskowe: Rymanów Zdrój i Iwonicz Zdrój. Zielony prowadzi do Rymanowa. Szlak jest widokowy i atrakcyjny zjazdowo. Widać z niego wzgórza Sucha Góra i Mogiła, przez które prowadzi szlak z Rymanowa do Iwonicza. Nie wiem jak wam Panowie ale mi ten widok kojarzy się tylko z jednym hehehe:
Sucha Góra (611 m.n.p.m) i Mogiła (606 m.n.p.m)
Podziwiając te 'krągłości' nie wiedziałem jeszcze ile wysiłku będzie mnie kosztować pokonanie ich :D. Zjazd do Rymanowa to bajka, najpierw przez łąki, potem fajny odcinek w lesie. Głowna ulica Zdroju z góry wygląda jak jakieś Las Palmas :D.
W dole Rymanów Zdrój
W Rymanowie kompletnie pustki. Widać, że miejscowość dopiero przygotowuje się dopiero do rozpoczęcia sezonu turystycznego. W tych okolicach raczej nie ma niedźwiedzi, więc mogłem dziś bez strachu wypchać plecak po brzegi aromatyczną kiełbasą, mimo wszystko postanawiam zaryzykować lokalnego fastfooda. Dobra decyzja - widać, że to 'kurort', a nie jakieś bieszczadzkie paździerze :D. W Bistro Pod Dębem dostaję dobrze usmażone frytki oraz zapiekanką na świeżej bułeczce i z pieca, a nie z jakiejś tam mikrofali.
Kulinarne podróże tmxa
Propsy dla lokalu! Po posiłku ruszam do sklepu po płyny i loda. Naładowany grubymi kaloriami ruszam do Iwonicza. Szlak czerwony z Rymanowa na początku to długi podjazd po kamieniach, im wyżej tym bardziej zniszczony przez ciężki sprzęt. W pewnym momencie zjeżdżam wąską, kamienistą rynną. Rower tańczy na kamulach, a ja nic nie widzę bo gałęzie walą mnie po pysku :D. Nie zjechałem tego do końca, bo nie odważyłem się skoczyć 1m dropa przy końcówce. Ostateczny zjazd do Iwonicza jest długi ale to lekko zdezelowana, szeroka leśna droga - także szału nie ma. Pewnie lepiej pokonać ten szlak w przeciwnym kierunku do mojego - łatwiejsze podjazdy i lepsze zjazdy.
Pijalnia wód w Iwoniczu Zdroju
Amfiteatr, a w lesie ruina skoczni narciarskiej
Miałem z Iwonicza wracać terenem, przez okoliczne górki ale pogoda zrobiła się burzowa - chmury pociemniały, zaczęło silnie wiać, dlatego wróciłem do Dukli asfaltem przez Lubatową. Na miejscu zajrzałem jeszcze do wojskowego skansenu przy miejscowym muzeum, mają tam trochę fajnych zabawek :).
Katiusza
Armata przeciwlotnicza wz 1939
Czołg T34
Armata polowa 100mm wz 1944
Niby tylko 40 km ale ponad 1200 metrów przewyższenia poczułem w nogach. Nasyciłem swój głód mtb przed weekendem, podczas którego niestety nawet nie dotknę roweru.
Video:
Bie-Skid czyli kraina wiecznego mtb-melanżu
Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 6
Takie krainy istnieją. Na Podkarpaciu są to głownie Bieszczady oraz Beskid Niski. W nieprzebranych, dzikich kniejach tych terenów kryją się prawdziwe skarby - doskonałej jakości single idealne do mtb. Dziś razem z Łukaszem oraz Sebą wybraliśmy się na poszukiwanie tych rarytasów. Wystartowaliśmy z parkingu pod cerkwią w Szczawnem. Większość drogi z Rzeszowa jechaliśmy we mgle, obawiałem się trochę o widoczność, na szczęście gdy dotarliśmy na miejsce zupełnie się rozpogodziło.Wyrypa w przygotowaniu
Niestety - na początek mały zgrzyt - Łukasz dołączył do szerokiego grona 'szczęśliwych inaczej' użytkowników hamulców marki Avid - przedni Elixir zapowietrzył się i Łukasz musiał jechać tylko na tylnim. W sumie i tak prawie hampli nie używa więc luz :). Rozpoczęliśmy dziś od Beskidu Niskiego, konkretnie od podjazdu żółto-czarnym szlakiem na Rzepedkę (708 m.n.p.m).
Droga na Rzepedkę (708 m.n.p.m)
Początek podjazdu po betonowych płytach, potem na sam szczyt świeżutkim szuterkiem. Klimaty połoninowe i super widoki. Miejsce godne polecenia - łatwo dostępne, a okolica bardzo malownicza.
Widok na Bieszczady Zachodnie
Będąc na szczycie Rzepedki, przejechaliśmy kilkaset metrów na zachód, na wierzchołek Szeroki Łan (688 m.n.p.m) - żeby zobaczyć panoramę Tokarni, wzgórza na którym miałem przyjemność jeździć w zeszłym roku. Trochę buszowania w okolicy zarośniętego stoku Karlików i ruszyliśmy w kierunku Wahalowskiego Wierchu.
Seba na Szerokim Łanie (688 m.n.p.m)
Tokarnia (778 m.n.p.m)
Niestety w okolicy Kamienia szlak jest fatalnie oznaczony. Straciliśmy tu masę czasu błądząc po paryjach. Ostatecznie udaje się dojechać do Głównego Szlaku Beskidzkiego, który niestety jest w tym miejscu zniszczony o wiele bardziej, niż gdy jechałem tu rok temu. Docieramy na Wahalowski, skąd rozciąga się wspaniała panorama pasma granicznego, po krótkim postoju ruszamy do Komańczy. Zjazd do Komańczy był bardzo przyjemny - zwłaszcza końcówka po korzeniach. Na dole, w barze, którego nazwy nie wspomnę zostajemy obsłużeni po bieszczadzku - czyli fatalnie. No bo co to za lokal, w którym potrafią sknocić tak proste danie jak frytki? :) Za karę Łukasz wyjada im cały zapas keczupu, który pewnie miał starczyć na cały rok i jedziemy dalej. Przekraczając rzekę Osławę opuszczamy Beskid Niski i wjeżdżamy w na teren Bieszczadów Zachodnich.
Most kolejkina Osławie
Od Duszatyna czuć, że jesteśmy w Bieszczadach - poziom trudności szlaków rośnie, turystów przybywa. Początek singla nad Jeziorka Duszatyńskie jest mocno techniczny po korzeniach i kamieniach. Można go objechać szutrem obok ale my walczymy bo ambitne z nas chłopaki, poza tym w cieniu chłodniej :). Resztę drogi do jeziorek już spokojnie podjeżdżamy. Jeziorka powstałe w wyniku osunięcia się ziemi z masywu Chryszczatej charakteryzują się specyficznym kolorem wody, działają jak magnes na turystów.
Jedno z Jeziorek Duszatyńskich
Od jeziorek zaczyna się stromy wypych na pierwszy wierzchołek pasma Wysokiego Działu - no ale co to za wycieczka w Bieszczady bez wypychu? Było ciężko ale im wyżej tym coraz więcej dało się jechać w siodle. Mimo wszystko trochę nam zeszło zanim wytarabaniliśmy się na Chryszczatą (997 m.n.p.m). Na szczycie znajduje się stara wieża geodezyjna, miejsce do odpoczynku oraz kompletny brak widoków :). Historia całego pasma jest dość ciekawa, w tym rejonie toczyły się ciężkie walki podczas obu wojen, a po drugiej wojnie kryły się tu sotnie UPA.
Na szczycie Chryszczatej (997 m.n.p.m)
Na zjazd wybraliśmy niebieski szlak w kierunku przełęczy pod Suliłą. Nie mogłem znaleźć żadnych informacji o tym odcinku tego szlaku, wiedziałem z blogu Petrosłava, że fragment Suliła-Sanok jest fatalny, więc trochę się obawiałem. Z drugiej strony zjazd z bieszczadzkich tysięczników to ZAWSZE jest gruba impreza, a Chryszczata to prawie tysięcznik (zwłaszcza jeśli doliczyć wieżę ;)) więc postanowiliśmy zaryzykować. Opłaciło się! Początek stromy .... jak Łukasz zjechał to na jednym hamplu - nie mam pojęcia :D, jak bym nie jechał za nim to bym nie uwierzył :D. Dalej trochę interwału, zwalonych drzew itp ale większość trasy do przełęczy to KILOMETRY genialnego krętego singla i cecha charakterystyczna wielu szlaków bieszczadzkich - długie, długie zjazdy. Do przełęczy dotarliśmy bardzo zadowoleni i rozpoczęliśmy zdobywanie Suliły (759 m.n.p.m), które okazało się w znaczącej części stromym wypychem. Najwyżej standardowo zajechał Seba.
Suliła (759 m.n.p.m)
Podczas mozolnego pięcia się w górę, gdy zaatakowały nas wszystkie muchy z Bieszczad i Beskidów, zastanawiałem się, po cholerę się tak męczymy, zamiast zjechać z przełęczy szutrem do Rzepedzi. Po 15 minutach odpowiedź na to pytanie przyszła sama - ZJAZD. Poza szlakiem, polną drogą przez Szeroki Wierch do położonego w dole asfaltu. Sceneria bardziej malownicza niż sławna 'tapeta z windowsa XP', wręcz bajkowa. Żadne słowa/zdjęcia/filmy tego nie oddadzą - to trzeba przeżyć samemu, w słoneczny letni dzień. Widoki miażdżyły.
Przerwa w zjeździe na foty
Żurawinka-Kuty
Po zjechaniu do Rzepedzi, pozostało nam kilka kilometrów asfaltem do parkingu. Wyszła z tego jak na razie najbardziej widokowa wyrypa roku. Konkretnie się dojechaliśmy, 1507 metrów przewyższenia i upał zrobiły swoje ale warto było.
Cerkiew w Szczawnem
Teraz parę słów o moich towarzyszach - Łukasz jechał bez jednego hampla (choć raczej mu to nie robiło różnicy, miał tylko więcej adrenaliny ;)), Seba od podjazdu na Chryszczatą jechał z obolałą nogą - mimo tego nie było żadnego narzekania i udało się zrealizować całą zaplanowaną trasę - dzięki za jazdę panowie!
WPIS U SEBY
Szybki edit pana Mariana:
Na zjeździe z Chryszczatej miałem brudny albo zaparowany obiektyw i niestety jutube bardzo pogorszył jakość. Teraz czekają mnie dwa weekendy pod rząd bez MTB, mam nadzieje, że uda się coś fajnego pojechać na tygodniu.