Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
114.00 km 70.00 km teren
10:56 h 10.43 km/h:
Podjazdy:2310 m

Lekcja mtb w Beskidzie Niskim

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 8

W końcu dorosłem do jakiejś naprawdę poważnej trasy. Razem z Dakiem postanowiliśmy zrobić 100km po Beskidzie Niskim. Chciałem, żeby w końcu pękła mi ta stówa ale nie po jakichś asfaltach, płaskościach czy coś - ale podczas konkretnej terenowej, górskiej trasy. W końcu jak tracić rowerową 'niewinność' to nie byle jak :). Trasę zaprojektował Paweł.

Ustawiliśmy się o nieludzkiej porze - 6:10 rano u mnie pod blokiem. Załadowaliśmy mój rower na samochód i jazda s19 na Duklę. Na miejscu zaparkowaliśmy w zatoczce dla tirów i obładowani ciężkimi plecakami jak juczne woły ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Cergową. Po przejechaniu 100m zorientowałem się, że z tak ciężkim plecakiem sag w moim damperze to jakieś 60% i musieliśmy się wrócić do samochodu po pompkę. Niebieski szlak na Cergową w jednym miejscu jest prawie pionową ścianą i trzeba było wnosić graty. Tu też pierwszy raz miałem okazję ujrzeć salamandrę plamistą - to nie był jedyny ciekawy okaz przyrodniczy jaki napotkaliśmy tego dnia ale o tym później. Po krótkim postoju na szczycie Cergowej (716m) ruszyliśmy w dół, żółtym szlakiem w kierunku Zawadki Rymanowskiej. Zjazd był dość ostry, po tym zacząłem rozumieć dlaczego do enduro ludzie zbroją rowery w tarcze 200mm czy opony 2.5 :), zrozumiałem też, że jeśli nie zakupie ochraniaczy to po paru latach jazdy na platformach z ostrymi pinami moje piszczele i łydki będą wyglądać jak twarz Freddiego Krugera.

Po rozsprawieniu się z Cergową nadeszła pora na Piotrusia (728m) - tu jednak nie chcieliśmy zdobyć szczytu a tylko objechać górę po stoku korzystając z wewnętrznej drogi nadleśnictwa. Przejazd tą drogą to było coś takiego jak Grochowiczna w wersji turbo - szeroka droga, tylko większe podjazdy, zjazdy i zamiast kamieni jakiś bardzo sypki drobny żwiro-miał.

Po dojechaniu do asfaltu ruszyliśmy na Jaśliska by później wskoczyć na niebieski szlak, który doprowadził nas do granicy ze Słowacją. Wzdłuż granicy poruszaliśmy się na wschód, przez Koprwiczną. Na szlaku wzdłuż granicy było trochę podjazdów dość ciężkich do podjechania przy tej wilgotności i lekkim błocie ale ogólnie jazda po tej naszpikowanej korzeniami i kamieniami trasie była pyszna a Paweł (najbardziej wybredny smakosz i koneser singli) werbalnie wystawiał swoje certyfikaty jakości kolejnym kilometrom singletracka :).

Singletrack ze cerytfikatem jakości Pawła :) © Dak


Po jakimś czasie zjechaliśmy przez pola do Jasiela - terenów dawnej, wysiedlonej podczas akcji "Wisła" wsi. Bardzo klimatyczne, położone w dolince miejsce - znajdują się tam pomniki kurierów beskidzkich AK oraz pomordowanych Wopistów a także ruiny gospodarstwa prowadzonego w latach 80 przez więźniów.

Jasiel © Dak


Na znajdującym się tam polu biwakowym, z użyciem kuchenki turystycznej Pawła przygotowaliśmy ciepły posiłek.

Szamka © Dak


Na miejscu było sporo ludzi - studenci z URz odbywali rajd śladami kurierów beskidzkich AK - była grupa konna, piesza a nawet rowerowa.

Po posiłku ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Kanasiówkę zwaną też Babą (823m) - jakieś 4km pedałowania prawie cały czas na młynku po obfitym żarciu dało trochę popalić. Siły dodawała nam jednak myśl o zielonym szlaku z Kanasiówki, który na mapie wyglądał jak 10km zjazdu. 10 km zjazdu - to brzmi jak definicja raju na ziemi, spodziewałem się jakiejś fajnej terenowej jazdy tak szybkiej, że Paweł nie nadąży z wystawianiem swoich certyfikatów :). Rzeczywistość okazała się jednak boleśnie inna od wyobrażeń. Ten szlak spokojnie można by nazwać szlakiem 100000 zwalonych drzew - drzewo na drzewie i drzewem pogania. Przez leżące na drodze potężnie pnie, krzaki oraz bajora szlak jest całe km nie przejezdny i zamiast zjazdu było pchanie albo przenoszenie. Ścieżka zebrała zatrważającą ilość jobów na metr bieżący :), prawie jak żółty z Dynowa na Wilcze. Okazji do zerwania haka przerzutki też było multum. Nie polecam tam jechać, nie polecam nawet tam iść. Jedynym plusem tego szlaku jest całkiem niezłe oznaczenie jak na taki paździerz. Jedynie ostatni terenowy odcinek - jakieś 500m technicznego, błotnego zjazdu do asfaltu wyglądało sensownie.

Nieźle nabuzowani dotarliśmy do Moszczańca czyli miejscowości, w której nie ma sklepu - a w bukłakach tęga susza. To + przeżycia ze 'zjazdu' zielonym prawie sprawiło, że mieliśmy wrócić asfaltem do Dukli, ale Paweł nie jest z tych co się łatwo poddają więc pojechaliśmy dalej zgodnie z planem - do miejscowości Wisłok Wielki - gdzie udało nam się uzupełnić zapasy. Kolejny etap to podjazd żółtym szlakiem do Głównego Szlaku Beskidzkiego, oznaczonego kolorem czerwonym, wiodącego przez wzgórze Tokarnia. Droga jest potwornie zmasakrowana przez ciężki sprzęt. Po dotarciu do szlaku czerwonego zrezygnowaliśmy z wycieczki na oddaloną o rzut beretem Tokarnię, ze względu na zmęczenie i brak czasu.

Widok z pasma Bukowicy © tmxs


Rozpoczęliśmy podróż czerwonym do Puław - szlak mocno uczęszczany i przejezdny, w tym miejscu prowadzi po szczytach należących do pasma Bukowicy, jechaliśmy przez Smokowisk a, Skibce, Wilcze Budy - wszystko na wysokości ponad 700m po bardzo przyjemnym błotku. Tu natknęliśmy się na prawdziwego łosia, a właściwie to łosia-akrobatę :). Zwierzę uciekając na nasz widok wykonało ekwilibrystyczny skok w krzaki - szkoda, że nie udało się tego nagrać na kamerze - była szansa na hit internetu :). Leśny odcinek zjazdu do Puław to niezłe wyzwanie - śliskio mokro, kręto, stromo i jeszcze zapadający zmrok - chcieliśmy się jak najszybciej już wydostać z tego lasu. W końcu się udało, założyliśmy lampki i kurtki i eleganckim, długim szuterkiem ostatecznie zjechaliśmy do asfaltu w Puławach. Tutaj zaczął się najcięższy dla mnie odcinek - nocna, szutrowo-asfaltowa dojazdówka do Dukli. Sama trasa była niczego sobie ale noc połączona ze zmęczeniem i zimnem robiła swoje. Momentami odcinało mi już zasilanie. Mimo wszystko 2 terenowe zjazdy, zwłaszcza ten ostatni z widokiem na rozświetloną Duklę - będę długo pamiętał. Dokładnie o godzinie 23:59, po prawie 16 godzinach trasy, wyczerpani wróciliśmy do miejsca gdzie zostawiliśmy samochód.

23:59 :) © tmxs


Paweł musiał jeszcze prowadzić auto ponad godzinę do Rzeszowa a ja zająłem się drzemką na miejscu pasażera :).

Patrząc na to teraz, po upływie kilkunastu godzin nie myślę już o potężnym zmęczeniu ani o kłodach którymi zawalony był odcinek trasy - pamiętam głownie naprawdę epicką górską wycieczkę. Pojechaliśmy mocno, zarówno jeśli chodzi o dystans jak i przewyższenia, zdobyłem masę doświadczenia i zaliczyłem długie, przyjemnie błotne szlaki - prawdziwe pełnokrwiste enduro. Na własnej skórze przekonałem się jak powoli zdobywa się kilometry w górach. Pożyczając sobie hasło reklamowe Cyklokarpat mogę napisać, że poznałem czym jest prawdziwe kolarstwo górskie :). Teraz pora zabrać się za pranie ciuchów i mycie roweru.

Wpis u Pawła

Film zmontowany przez Pawła:


Mapa sporządzona przez Pawła:




Komentarze
wlochaty
| 19:41 środa, 23 maja 2012 | linkuj taka trasa bez piwa to jakiś hardkor :D
kundello21
| 07:18 środa, 23 maja 2012 | linkuj Piwo i takie zmęczenie, to musiałoby być ciekawe... ;)
Petroslavrz
| 22:07 wtorek, 22 maja 2012 | linkuj Prawdziwie zajebista górska trasa.
Sam się przymierzam od pewnego czasu do podobnej. Z noclegiem w chatce w Zyndranowej.
tmxs
| 21:51 wtorek, 22 maja 2012 | linkuj PIWO miało być w samochodzie ale zamiast piwa był sam ZGON :).
CheEvara
| 10:44 wtorek, 22 maja 2012 | linkuj Pacze i pacze i się mnię to podoba, tylko mam jedno maluśkie zastrzeżonko...
GDZIE JEST PIWO??;)
tompi
| 21:46 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj To się nazywa prawdziwa górska wyprawa.
Mi salamandrę udało się zobaczyć znacznie bliżej, w okolicy rezerwatu Wilcze.
kundello21
| 19:53 niedziela, 20 maja 2012 | linkuj Jak to czytam, to jeszcze bardziej żałuję, że nie mogłem z wami jechać...
pr0zak
| 18:37 niedziela, 20 maja 2012 | linkuj Fajnie się czyta ten opis :) trasa "gruba" i takie wyjazdy się zapamiętuje.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!