Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
78.00 km 50.00 km teren
05:50 h 13.37 km/h:
Podjazdy:1400 m

Łąki, pola, Herby, Chełmy :)

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 6

Siedem dni bez roweru .... to jak siedem dni bez tlenu, człowiek się dusi. Tak właśnie zgrzeszyłem i to w czerwcu, w środku sezonu. Mógłbym się tłumaczyć pogodą, brakiem czasu itp ... ale lepiej uderzyć się w pierś i powiedzieć: SPIEPRZYŁEM! Sobotni wyjazd na tereny Pogórze Strzyżowskiego miał być jak pokuta. W taki sposób pokutować mogę codziennie :).
Razem z Dakiem obraliśmy sobie za cel kilka ciekawych miejsc Pogórze Strzyżowskiego, z bazą wypadową w miejscowości Wielopole Skrzyńskie. na miejscu meldujemy się około godziny 9, ogarniamy darmowy parking. Ten wypad ma być nie tylko testem sprzętu, kondycji, siły, hartu ducha ale także nowej broni w nieustającym dżihadzie z paskudnymi kleszczami: maści o zawartości pestycydu DEET 30%. Będzie się działo!

Z Wielopola przez łąki i pola ruszamy czarnym szlakiem w kierunku góry Chełm. Piękna pogoda, szuterki, przyroda, widoki - tępo wycieczkowe, focimy na potęgę z użyciem sprzętów rozmiaru małego teleskopu:

Na robocie © tmxs


Docieramy do miejsca w którym wg mapy powinna znajdować się skala o wdzięcznej nazwie Dudniacz. Spodziewałem się czegoś wielkości kosza na śmieci a tymczasem Dudniacz to całkiem spory kawał kamienia:

Dudniacz © tmxs


Jedziemy dalej, ciągle w kierunku Chełma i pasma Klonowej Góry:

Droga na Chełm © tmxs


Wskakujemy na żółty szlak. Sam Chełm nie jest wysoką górą ale na szczyt rowery wprowadzamy - śliskie błoto, stromo, przesz środek ścieżki wiedzie głębokie koryto wyrzeźbione przez wodę. Zjeżdżamy z Chełma i wspinamy się pod Bardo, na szczycie którego krzyżują się szlaki żółty, zielony i niebieski. Musze przyznać ze są to bardzo ciekawe tereny - górki może niezbyt wysokie ale naprawdę przyjemne do jazdy. Każda ścieżka to kuszący singiel i ma się ochotę posiąść je wszystkie :). Wg planu jednak mamy zjechać żółtym do Huty Gogołowskiej i tego się trzymamy ale trzeba będzie tam kiedyś wrócić i wszystko szczegółowo objeździć bo miejscówka ma spory enduro-potencjał. Sam zjazd był piękny choć krótki i zdradliwy - wysoka trawa a w niej kamienie, gałęzie korzenie, doły itp - miód! W Hucie pitstop w sklepie, gdzie wielu miejscowych już tęgo świętuje wyjście Polaków z grupy, choć do meczu jeszcze 8 godzin :). Dalej przedzieramy się żółtym w stronę Gogołowa super terenem. Wspinamy się w górę licząc na jakiś fajny zjazd a tu okazuje się, że zjazd jest ale asfaltem :). Na nosa zjeżdżamy lasem i to okazuje się dobrą decyzją bo jest naprawdę fajnie. W Gogołowie krótki postój na fotki:

Gogołów © tmxs


i wspinaczka na Gogołowki Dział, pod wyciąg narciarski. Kiedyś podobno był tam szuter ale teraz jest asfalt, dłuugi i stromy. Podjeżdżam na młynku... po kilkuset metrach osiągam pewnie jakiś tam HRmax, czymkolwiek jest :), a to dopiero połowa. Od tej pory odcinam się od mojej mizernej fizyczności i w górę jadę już tylko siłą woli :). Cel tej wspinaczki jest warty wysiłku. Chyba niewiele jest w okolicy tak widokowych miejscówek. Z góry widać Chełm, bramę Frysztacką, pasmo Jazowej, stok w Strzyżowie, Suchą Górę, Cergową, Liwocz i jeszcze masę innych gór, których jeszcze nie ogarniam. Dodatkowo stadnina koni, wyciąg, drzewoludy gogołowskie :). Robimy tu długą przerwę na masę fotek i obserwacji.

Dalej zjazd do Frysztaka, długi i przyjemny i cały czas te widoki - nie wiadomo w którą stronę patrzeć (pewnie najlepiej pod koła :)). We Frysztaku przerwa na jedzenie, niestety tylko jakieś tam kanapeczki, bo kebaby i steki serwują tu dopiero od 17 :). Z Frysztaka zielonym szlakiem przebijamy się do Stępiny, gdzie niejaki Adolf H. cierpiący na manię wielkości wybudował sobie monumentalny bunkier aby ukryć swój pociąg:

Bunkier kolejowy © tmxs


Dobijamy do niebieskiego szlaku i zaczynamy zjazd w kierunku Wiśnowej. Na dole swój żywot kończy mój uchwyt rowerowy na telefon - podstawka pod futerał łamie się na szutrowym zjeździe i to bez gleby. Rekwizyt który ma w nazwie "extreme style" wytrzymał zaledwie 2 jazdy po naszych trasach, niespełna 200km. Pozdrawiam pana producenta - zamierzam napisać do niego mejla, trochę rad i opinii na temat jego produktu oraz kilka ciepłych słów :). Szkoda, bo w połączeniu z telefonem Pawła oraz TrekBuddy stanowił naprawdę konkretny zestaw do nawigacji.
W Wiśniowej przeprawiamy się kładką przez Wisłok i niebieskim szlakiem ruszamy na pasmo Jazowej i rezerwat Herby. Na początek podejście po kostki w błocie, krzaki - jestem tu pierwszy raz, zaczynam się zastanawiać, dlaczego to miejsce często jest określane mianem kultowego w kontekście mtb. Kilkadziesiąt metrów dalej już zaczynam rozumieć. Ten szlak jest naprawdę epicki - stromizny, single, skały, korzenie, przepaści, parę km niezłej zabawy.

Urwisko © tmxs


Trzeba będzie tam kiedyś wrócić i ogarnąć całą Jazową ale w przeciwnym kierunku - będzie więcej zjazdu. Robi się późno, więc mkniemy szutrem do Kozłówka i asfaltem do Markuszowej, w sklepie tankujemy bukłaki. Powrót terenem do Wielopola przez łąki, pola, lasy, wszystko kwitnie, wszystko żyje, klimat wczesnego lata. Trasa może niezbyt długa ale upał daje się we znaki, zmęczenie rośnie. W dole już widać Wielopole, pędzimy więc w dół na kreskę po łące, parking coraz bliżej a tu ... morze! Morze pokrzyw! Tak to może się zdarzyć tylko nam. 70 km w miarę miłej jazdy bez atrakcji rodem z ubiegłotygodniowej Natury 2000 a na zakończenie, jakieś 300m od samochodu KRZACZORY! Matka natura nas kocha i o nas nie zapomina. Próbowaliśmy się przez to przedzierać ale odpuściliśmy i trzeba było wracać pod górę. Do samochodu docieramy zmęczeni, spaleni ale zadowoleni - wypad się udał, kleszczy na ciele brak a grzech zaniedbania mtb zostaje odpuszczony :).

Filmik i mapka:






Komentarze
dak
| 10:12 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Kurde, stałem na tym i nic nie zadudniło... skała się wystrzelała:)
tmxs
| 10:07 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Znalezione w necie:

Na północnym krańcu wsi Szufnarowa, w małym lesie znajduje się skała. Jeśli wejdzie się na tę skałę zaczyna głucho dudnić jakby była pusta w środku.


Nie zwróciłem uwagi :) ale w sumie zastanawialiśmy się skąd ta nazwa.
dak
| 09:44 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Ale że faktycznie coś dudni?:) Bo w necie nic o tym nie znalazłem.
Przelicznik dobry... w życiu bym nie wyrobił:D
tmxs
| 07:38 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Co do skaknia po dudaniaczu to niestety przed wyjazdem nie "odrobiłem lekcji" i o dudnieniu oraz pochodzeniu nazwy dowiedziałem się dopiero po powrocie :).
Mój pokutowy przelicznik jest dość łagodny, trzeba przejechać conajmniej liczba_dni_bez_roweru * 10 kilometrów i conajmniej 60% z tego musi być terenem także przy 19 dniach to będzie 190km z czego jakieś 114 w terenie :).
Petroslavrz
| 22:46 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Dzięki filmikowi mogłem nieco wczuć się w okolice Strzyżowa. Herby "prawie" jak na żywo - prawie robi dużą różnicę...
Petroslavrz
| 22:39 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Skakaliście po Dudniaczu?
7 dni... nie tak dużo... w takim razie ja się zastanawiam jaka jest pokuta, za 19 dni? choć tu mi wciąż rośnie liczba i pewnie skończy się na 30+ dniach. Muszę zacząć jakąś karną trasę wyznaczać.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!