Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
47.00 km 30.00 km teren
05:00 h 9.40 km/h:
Podjazdy:1644 m

Bania na Korbani

Wtorek, 30 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6

Sezon wyrypowy powoli się kończy. W tej sytuacji każdy dzień dobrej pogody jest na wagę złota, ponieważ może być już ostatnim. Idąc tym tokiem myślenia postanowiłem dziś razem z Pawłem (znanym z "Janush mi" hehe) uderzyć w Bieszczady. Naszym głównym celem była nowo-powstała wieża widokowa na wzgórzu Korbania (894 m.n.p.m). Wieża została wybudowana kilka tygodni temu, w ramach "uzdatniania" Bieszczadów dla niedzielnego turysty w klapkach, o czym kiedyś pisałem. Na nasz rzeźnicki trip wyruszyliśmy z Bukowca, na początek szutrem jak najwyżej się dało, a potem czerwonym szlakiem. Do tego szlaku ma mieszane odczucia - kilka fajnych odcinków, ale niestety w większości wiedzie on czynną drogą zrywkową, na której zalegają masy błota. Bieszczadzkie błoto jest najgorsze w kraju więc chwilami było ciężko. Korbania to zwodnicza góra, jej rozległe, północne zbocze miałem okazję obserwować będąc w lipcu na pobliskich Wierchach. Kilka razy wydawało nam się, że jesteśmy już na szczycie ale to była zwykła zmyłka. Trzeba było się mocno kontrolować, żeby się nie zgubić. Sam szczyt wynagradza trudy widokami.


Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)
Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)

Genialna miejscówka. Najlepsze widoki na Jezioro Solińskie, fajne na Bieszczadzki Park Narodowy, tylko Łopiennik trochę schowany za drzewami. Spędziliśmy tam zdecydowanie za dużo czasu ale jakoś nie chciało nam się ruszać :).

Zalew Soliński
Zalew Soliński

Bieszczadzki Park Narodowy
Bieszczadzki Park Narodowy

Solina na zoomie
Solina na zoomie

W końcu trzeba było zwijać manele, przecież to dopiero 1/4 trasy. Wskoczyliśmy na nowno-znakowany szlak w kierunku Łopienki. Fajny szlak, zwłaszcza początek - przyjemne nachylenie, nierówności. Dalej dość mocne interwały, sporo jarów ale wybudowano na nich drewniane mostki, a w jednym miejscu schody. Im niżej tym więcej błota.

Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE
Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE

Na przełęczy Hyrcze pod Korbanią zrobiliśmy sobie kolejny postój na foty. Przyjemne, ciche, odludne miejsce.

Przełęcz Hyrcze
Przełęcz Hyrcze

To ja naginam
To ja naginam

Dalej błotnisty zjazd do Łopienki. Jest to dolina w której kiedyś była wieś. Aktualnie znajdują się tu piece do wypału węgla oraz odremontowana cerkiew. Miejsce uchodzi za jedne z najładniejszych w Bieszczadach i przyciąga masy turystów. 

Dolina Łopienki
Dolina Łopienki

Faktycznie jest tu bardzo przyjemnie ale mi dużo bardziej przypadło gustu dzikie Krywe oraz Tworylne. W Łopience jak dla mnie za dużo ludzi (a Paweł, który często tu bywa, mówił, że i tak dziś jest spokój bo po sezonie). Dodatkowo ta cerkiew - w Krywem są prawdziwe, klimatyczne,  ruiny, a ta z Łopienki jest odrestaurowana, otynkowana i wygląda jak zwykły kościół. Jakoś to do mnie nie przemawia.

Cerkiew w Łopience
Cerkiew w Łopience

Dookoła cerkwi lekki bałagan, 300-letnia lipa oraz ... polowy konfesjonał :).

Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???
Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???

Pod samą cerkiew można zajechać samochodem, jakieś kramy ... jarmark jak w dolinie Kościeliskiej w Tatrach.  Dziś jakaś ekipa samochodów 4x4 urządzała sobie tu off-rołd życia. Zdecydowanie nie moje klimaty. Udało nam się za to zobaczyć piec do wypalania węgla w akcji.

Wypał węgla drzewnego
Wypał węgla drzewnego

Po opuszczeniu doliny naginaliśmy parę kilometrów asfaltem w stronę Dołżycy. Przyjemna jazda wzdłuż Solinki nie zapowiadała masakry jaka czekała na dalej. W okolicy Cisnej jest sobie niepozorne pasemko Falowej, przez które wiedzie czarny szlak pieszy. Jest mało popularne - nie znalazłem nigdzie, żadnej bardziej szczegółowej relacji z tego szlaku. Nie dawało mi ono spokoju, postanowiłem więc je zdobyć i wciągnąłem w to Pawła :). Pierwsze 3 km to butowanie, non stop pod górę. Zdecydowanie najdłuższy, najcięższy i najbardziej ryjący beret wypych tego roku. Nie to, że szlak jest zły - wręcz przeciwnie, jest świetny, tylko, że my pokonywaliśmy go w złym kierunku :D. W sporych odcinkach jest to klasyczny, pełny kamienistych sekcji singiel. W niektórych miejscach trochę gałęzi ale ogólnie prawie cały przejezdny. Przy zjeździe w paru miejscach była by walka - spore kamule oraz wijąca się obok koleina zdolna pochłonąć nawet i cały rower, nie zostawiają miejsca na błędy. W końcu wyleźliśmy to i stanęliśmy na Falowej (968 m.n.p.m). Dalej pasmem jechało się mocno technicznie, podobała mi się zwłaszcza jedna stroma, kamienista ścianka. Gdy dotarliśmy do najwyższego wierzchołka pasma - Czerenieny (981 m.n.p.m) okazało się, że przecina go ... doskonale utrzymana leśna droga :). Po co męczyliśmy się tyle na stromiznie czarnego szlaku? Z mapy wynika, że pasmo jest łatwo osiągalne szutrem i tą drogą od szosy Cisna-Wetlina. No nic, co w nogach to nasze, a w przyszłości trzeba tu wrócić tym szutrem i zjechać czarnym do Dołżycy, to co dziś butowaliśmy. Liczyliśmy, że trudy wspinaczki wynagrodzi nam zjazd czarnym do Jaworzca, niestety pokrywa się on z drogą zrywkową i jedyne atrakcje poza błotem to ładne widoki na Smerek.

Smerek
Smerek

Smerek na zoomie
Smerek na zoomie

Na osobny opis zasługuje końcówka szlaku, przed samym Jaworzcem. Droga zrywkowa została za nami, a zaczął się kręty singiel przez gęsty młodnik. Jeżynowa alejka w wersji turbo-SADO-MASO-DH. Wszelkie możliwe kolczaste krzaki, jakieś młode świerki, pniaki, gałęzie. Nie miałem czasu się przyglądać, gdyż błoto i nachylenie sprawiały, że był problem się zatrzymać. Golenie pieką mnie do dziś. Jedna rzecz gorsza od jazdy tutaj, to wyłożyć się w te krzaczory prosto na ryj. Liczyłem, że jadący przede mną Paweł, wypłoszy wszystkie niedźwiedzie oraz inne dziki, które niewątpliwie rezydują w tej dziczy. Na asfalcie w Jaworzcu cieszyłem się, że to już koniec. ZERO propsów dla tego zjazdu :). Przez tereny nieistniejącej wsi Łuh, ruszyliśmy w stronę przełęczy Szczycisko.

Okolice nieistniejącej wsi Łuh
Okolice nieistniejącej wsi Łuh

Parę km jazdy asfaltem, potem szutrem było by spoko, gdyby nie fakt, że wcześniej nam obu skończyła się woda oraz jedzenie, a po drodze jak dotąd nie było żadnego sklepu. 1.5 litra wody na głowę w Bieszczady, to stanowczo za mało - błąd godzien wyrypowych świeżaków. Brak płynów sprawił, że przy wspinaczce z przełęczy Szczycisko na wzgórze Połoma (776 m.n.p.m) staliśmy się dwójką odwodnionych zombie. Podchodząca Gehenna, Sahara w gardle sprawiały, że łapczywie spoglądałem na mijane kałuże :). Zjazd w kierunku Terki zielonym szlakiem, zniszczony przez miłośników 4x4 okazał się błotną rzeźnią. Po wyjechaniu z lasu były nawet fajne widoki na miejscową dolinę ale nie było sił zatrzymać się na focenie. Terka to malownicza miejscowość z klimatem końca świata. W miejscowym sklepie, który na szczęście był jeszcze czynny, z trudem wtłoczyłem w ściśnięty żołądek zasłużoną colkę.

Ruiny dzwonnicy w Terce
Ruiny dzwonnicy w Terce

Asfaltowy powrót ubłoconymi rowerami do Bukowca był już tylko formalnością. Nawet fajna wyrypa ale dała w kość. Jestem już trochę zmęczony sezonem, to już nie ta sama zajawka co na wiosnę/lato. Chłodno, krótki dzień, błoto, zimna woda w rzekach. Chyba ostatni raz byłem w Bieszczadach z rowerem w tym roku, no chyba, że nastanie jakaś ekstremalna susza. Jak na razie jedyne co czeka te góry w najbliższych tygodniach to jeszcze więcej błota. Przyszły sezon tu będzie ciekawy. Ciekawe czy po premierze Path Findera, filmu gości od Enduro Me, Bieszczady zrobią się rowerowo popularne?

Miałem przy sobie GoPro ale nie kręciłem w ogóle jazdy. Zrobiłem sobie dziś wolne od wożenia tego na klacie, włączania, wyłączania oraz zastanawiania się czy dobrze widać ziomka, który skleja zjazd przede mną. Wrzucam kilka nieedytowanych ujęć z ciekawych miejsc, może ktoś się wkręci w bieszczadzkie klimaty. Standardowo - najfajniejsze zdjęcia do tego wpisu bezczelnie ukradłem Pawłowi.


Mapa:





Komentarze
yazoor
| 15:13 poniedziałek, 6 października 2014 | linkuj Jednym słowem - super;-)a i opisy coraz lepsze aż można poczuć klimat Bieszczad ;-)
sebol
| 19:31 piątek, 3 października 2014 | linkuj ale warunki pogodowe...widoki niczego sobie, szkoda tylko że nie mogłem uczestniczyć w tej wyprawie
tmxs
| 08:21 czwartek, 2 października 2014 | linkuj Cóż mam powiedzieć Panowie - warto przeżyć banię na Korbani :). @Lenek1971, masz trochę daleko ale od czego są urlopy :).
kundello21
| 08:10 czwartek, 2 października 2014 | linkuj Po tym wpisie należy się spodziewać wielu bajkerów juz w przyszłym roku :)
Ja tez tam muszę zawitać.
lenek1971
| 20:53 środa, 1 października 2014 | linkuj Super wyprawa, a zdjęcia bajkowe!!! Fajne tereny... oj zazdrościmy troszkę tych górek :)
Tobol23
| 14:26 środa, 1 października 2014 | linkuj Komentarz zbędny, chciałoby się to z wami pojechać.
PS.W tym konfesjonale zapomniałeś wyciągnąć rękę po datek Ojcze Tadeuszu :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!