Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
92.00 km 40.00 km teren
06:47 h 13.56 km/h:
Podjazdy: m

Pogórze Przemyskie tropem wściekłego wilka

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 3

W te sobotę wyprawiliśmy się zwiedzać Pogórze Przemyskie, tereny między Birczą a Przemyślem. Dużo dobrego słyszałem o tych terenach, dodatkowego smaczku dodawał fakt, że grasuje tam ostatnio jakiś dziwny wilk :). Swoją drogą to smutne, że ludzie potrzebują pozwolenia od jakiego ministra, żeby zaciukać takiego szkodnika-terrorstę, ja rozumiem, że ochrona wymierających gatunków itp ale w tym przypadku delikwent ewidentnie kwalifikuje się do odstrzału. No ale nie ważne ... na tę wyrypę ustawiłem się z Dakiem i Kundello a z nimi w terenie zawsze są jakieś fajne akcje, jak byśmy napotkali tego wilka to pewnie poszedł by na rożen :) i to bez zgody rządu.
Z Rzeszowa ruszyliśmy około 7 rano, w Przemyślu byliśmy na 9. Podoba mi się to miasto, zarówno z poziomu ulic jak i z perspektywy okolicznych pagórów. W okolicy wyciągu narciarskiego wbiliśmy na czerwony szlak i ruszyliśmy w kierunku lasu. Pierwsze kilometry leśną drogą szły sprawnie i szybko dotarliśmy do miejsca gdzie niebieski szlak odbija od czerwonego w kierunku na Kalwarię Pacławską. Tu zaczął się singiel na początku było trochę zwalonych drzew ale potem było parę km świetnej leśnej trasy - było trochę błota, zwalonych drzew, trochę mocnych podjazdów ale też kilka miłych zjazdów - jak dla mnie idealna kompozycja. Na koniec przejazd przez leśne drzwi:

Leśne wrota © Kundello


Prosto na szczyt Szybienicy (496m) z miłym dla oka widoczkiem:

Widok z Szybienicy © tmxs


Będąc na górze wydawało nam się, że na łące w dole pasą się krowy ale okazało się, że to jest jakaś ferma saren :).

Czyżby prace nad klonowaniem? © tmxs


Po krótkim postoju zjechaliśmy wiosenną, kwitnącą łąką do Koniuszy by potem wjechać a właściwie wspiąć się do Gruszowej. Drogę do Huwnik próbowaliśmy pokonać poza szlakiem, co skończyło się lekkim błądzeniem ale w pełni zrekompensował nam to zjazd - szybki, kręty i z wieloma przeszkodami. W Huwnikach ci co za kołnierz nie wylewają :) mogli uzupełnić braki płynów. Podjazd pod Kalwarię Pacławską rozpoczęliśmy od przeprawy przez bród na rzece Wiar i zaczęliśmy szturmować baaardzo długi szutrowy podjazd pod sanktuarium. Słońce grzało:

Co to by był za wpis bez mojej zmęczonej mordy? © Kundello


Po sesji zdjęciowej pod sanktuarium ruszyliśmy na chyba najbardziej malowniczą miejscówę tej wyprawy: Połoninki Kalwarayjskie.

Połoninki Kalwaryjskie © tmxs



Połoninki Kalwaryjskie, kierunek Ukraina © tmxs



Z tego miejsca w dół prowadził spokojny, łagodny zjazd po łące - pozwoliłem kołom po prostu się toczyć i napawałem się widokami. I to chyba był błąd bo nie patrzyłem po czym jadę, przypuszczalnie przejechałem coś brzydkiego i na dole musiałem zmieniać dętkę :). Taki urok jazdy po terenach prywatnych :). Po krótkiej przerwie jeszcze tylko parę fotek na starym cmentarzu - pozostałości po wysiedlonej wsi i potem długi podjazd zniszczonym asfaltem pod Suchy Obycz (618m) - najwyższe wzgórze okolicy. Na sam szczyt nie wjeżdżaliśmy bo nie mogliśmy znaleźć ścieżki, przejechaliśmy kilkadziesiąt metrów obok, chwilę później dotarliśmy w okolice ośrodka wypoczynkowego w Arłamowie, który ma ciekawą historię. Tu w zatoczce obok szosy zrobiliśmy pitstop na żarcie. Kolejny etap to zmiana szlaku z niebieskiego na zielony i jazda po pasmie Jamnej. Pasmo Jamnej na mapie wyglądało bardzo zachęcająco ale w kościach czułem, że tam będą przygody. No i faktycznie były choć początek szlaku tego nie zapowiadał.

Jamna - miłe SYFU początki © Dak


Ten szuter przeobraził się po kilkuset metrach w leśną drogę, która z każdym metrem robiła się coraz bardziej podmokła, zaczęły też się pojawiać głębokie bajora a w nich tryliardy kijanek.

Jamna - tu poznasz co oznacza prawdziwe błoto górskie © tmxs


Mimo wszystko brnęliśmy dalej, w końcu to pasmo, gdzieś tu w końcu musi być sucho, gdzieś tu w końcu musi być przyczepność! Im dalej w las tym błoto coraz głębsze, na domiar złego zaczęło tęgo lać. Sytuacja była średnio ciekawa - wokół błoto i krzaki, leje, do zmroku coraz bliżej a my siedzimy po środku jak leszcze pod (nomen-omen) krzakiem leszczyny. W tych wspaniałych okolicznościach przyrody podjęliśmy decyzję o powrocie. Próbowaliśmy jeszcze forsować las na przełaj ale to mogło nas wpędzić w jeszcze gorsze tarapaty więc wracaliśmy przez to bagno po własnych śladach. To była kapitulacja, porażka, zebraliśmy tęgie cięgi w nagą rzyć od matki natury. Drugi raz w ciągu 7 dni szlak koloru zielonego daje nam popalić - czyżby jakaś klątwa?

Jamna - czasem słowo "błoto" to za mało © Kundello


Natężenie bluzgów osiągało w tym syfie potężne rozmiary. Jak już dotarliśmy do stałego lądu, padła jedynie słuszna decyzja by wracać już do Przemyśla asfaltem - nie chcieliśmy się zarzynać jak tydzień temu w Beskidzie. Zielony szlak na Jamną został pozdrowiony środkowym palcem i ruszyliśmy z powrotem do Armałowa. Następnie prawie 11km w dół asfaltem do Makowej - fanem ass-faltu to ja nie jestem ale po mrocznej kampanii w paśmie Jamnej taka jazda była na swój sposób ukojeniem dla nerwów :). Później już powrót asfaltem przez Fredropol do samego Przemyśla, deszcz zlał nas kilka razy ale nawet miło się śmigało. Pokręciliśmy jeszcze trochę po samym mieście w poszukiwaniu myjni by ostatecznie czystymi już rowerami wrócić około godziny 21 do samochodu. Miło kończyć fajną wycieczkę nie będąc konającym i kompletnie dojechanym. Wycieczka się udała, humory dopisywały, kiedyś tam trzeba będzie wrócić ale tym razem pewnie bardziej w stronę Birczy i Krasiczyna.

Wpis u Kundello


Wpis u Daka



Tak z grubsza wyglądała nasza trasa:



Komentarze
Petroslavrz
| 10:18 poniedziałek, 4 czerwca 2012 | linkuj Jamna była zdecydowanie łatwiejsza gdy leżał tam śnieg... z tego co tu widzę to jakaś masakra.
tmxs
| 21:07 poniedziałek, 28 maja 2012 | linkuj Dzięki za radę - właśnie tak coś następnym razem zaplanuję :). Czytałem nawet Twojego bloga przed wyprawą szukając opisów okolic Trójcy :).
mrozin
| 12:25 poniedziałek, 28 maja 2012 | linkuj Znane mi tereny, na następny raz proponuję Kopystańkę z Rybotycz i zjazd do Brylińc - dużo terena;) pozdr.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!