Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
42.60 km 32.00 km teren
04:50 h 8.81 km/h:
Podjazdy:1372 m
Rozbójnicy:

Cyklostopy

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 2

Czasem siadam na krawędzi swojej duszy. Spoglądam w nicość. Rozpatruję pokrętne losu koleje. Walczę o strzępki marzeń.  Chcę znowu naprawiać świat. I wtedy wiem. Wtedy właśnie wiem ... ŻE MUSZĘ JECHAĆ NA WYRYPE ŻEBYM SIĘ ODMULIŁ!!!!!!!!!!!!!
Pogoda w kwietniu zrobiła mi sieczkę z umysłu, nie chciało mi się nawet patrzeć na rower. Początek maja nie wygląda wcale lepiej ale mtb melanż wzywa. Czas wyjść spod pierzyny, uprasować w kant kalesony, zebrać chłopaków na pokład wieprzowozu i ruszyć w nieznane. Stacja docelowa: Piwniczna Zdrój. Ogarniamy się i ruszamy w kierunku polsko słowackiej-granicy. Na początek czekało na nas 8km podjazdu.

W drodze na Eliaszówkę
W drodze na Eliaszówkę

Dziś zaznamy szerokiego spektrum temperatur - od przenikliwego zimna po upały. Droga na Eliaszówkę jest również dość różnorodna. Początek to płyty betonowe, potem leśny dukt, kilka ciekawych momentów oraz ... schodów więcej niż u mnie na kwadracie.

Schody #1
Schody na szlaku #1 

Schody #2
Schody na szlaku #2 

W końcu docieramy na granicę, wspomniany szczyt i stojącą na nim wieżę widokową. Z racji długiego wekendu,  spotykamy dużo turystów. Sama wieża jest polskiej produkcji, a zatem w porównaniu do słowackich tworów jest to solidna konstrukcja, z której można korzystać nie obawiając się o zdrowie i życie. Widoki ciekawe, aczkolwiek w kierunku Tatr lekko zepsute przez wierzchołki drzew.

Eliaszówka (1024 m.n.p.m)
Eliaszówka (1024 m.n.p.m) 

Widoki z wieży #1
Widoki z wieży #1
Widoki z wieży #2
Widoki z wieży #2 
Widoki z wieży #3
Widoki z wieży #3 

Słowacy ewidentnie gardzą tego typu atrakcjami bo żółty szlak w ich kierunku jest dość słabo przechodzony. Jego początek jest pięknym singlem przez krzaki jagód. Dalej też jest fajnie. Dość ciekawy szlak, taki zabawowy, bez większych trudności technicznych.

Singiel przez jagody
Singiel przez jagody

Skomponuj własnego mema
Zdjęcie z cyklu: "skomponuj  mema"

W końcu docieramy nim do drogi leśnej, którą podążamy w kierunku południowym. Jadąc leśnym interwałem docieramy do chyba najbardziej widokowej polany jaką zwiedziłem w swojej rowerowej "karierze". Ośnieżone tatry na wyciągnięcie ręki, Beskid Niski Zachodni, Góry Lewockie ... jest grubo. Paradoksalnie lepiej niż na wyżej położonej wieży.

Tatry #1
Tatry #1

Tatry #2
Tatry #2

Jedziemy w takich klimatach ładnych parę km. Przekraczamy drogę krajową, wjeżdżamy w las i zmierzamy w kierunku wzniesienia Osly Vrch (866 m.n.p.m), na którym znajduje się główny cel naszej wycieczki - tytułowe Cyklostopy. Pod tą nazwą powstałą zapewne w umyśle sprośnego rowerzysty-fetyszysty kryje się kompleks leśnych single tracków w pobliżu miasta Stara Lubovna. "Kompleks" to za dużo powiedziane bo tak naprawdę to ścieżka jest jedna i posiada 3 odnogi na ostatnich kilkuset metrach (nazwane: wilcza, rysia i niedźwiedzia). Chcąc sobie skrócić drogę błądzimy lekko przez krzaki ale w końcu odnajdujemy bramę do tego przybytku rowerowej rozpusty.

Zaczynamy zjazd
Tu zaczynamy zjazd

Idea ścieżki w założeniach miała się wpisywać w popularny ostatnio nurt tzw "singli zrównoważonych", a zatem czegoś w stylu bielskiego Twistera. I faktycznie jest tu banda na bandzie, sekcje rytmiczne, dropy i hopki. W porównaniu do Twistera to jest on jednak z lekka bardziej dziki i dużo bardziej zaniedbany. Widać, że ktoś to z rzadka jeździ, ale żadne prace konserwacyjne w tym roku nie były tu wykonywane. Mamy tu patyki, liście i krawędzi band w stanie rozkładu. W skrócie można napisać że trasa wygląda jak atrakcyjna modelka po 4 dniowym melanżu w najgorszych spelunach z typami spod ciemnej gwiazdy, z finałem w rynsztoku. Jest dość mocno zapuszczona i z lekka niedomyta, trudno powiedzieć co zażywała, jej cnotliwość jest podana pod wątpliwość ale spod warstwy złuszczającej się tapety mrugają przebłyski potencjału. Trudno oceniać takie ścieżki po ledwo jednym, kontrolnym przejeździe ale spróbuję. Początek jest naprawdę przyjemny ale dalej jest trochę gorzej. W pewnym momencie zaczyna trochę brakować nachylenia, trzeba dawać z korby i widać, że tu trochę "rzeźbiarzowi" zabrakło "materiału" i jest kombinowanie na siłę. Na rozwidleniu wybieramy wariant "wilczy" i wtedy znowu robi się przez chwilę fajniej, choć kocówka lekko zniszczona przez zrywkę. Przez te rozkładające się bandy jeden ziomek nawet zapragnął sprawdzić czy jego gogle nadają się do nurkowania w kałuży, na szczęście nie trafił. Ogólnie źle nie było ale oczekiwaliśmy więcej. Trzy i pół flaszeczki w alko skali  - więcej za to nie zapłacę.
Ścieżki mają wylot u stóp Hrad v Starej Ľubovni, czyli czternastowiecznego zamku.

Hrad v Starej Ľubovni
Hrad v Starej Ľubovni

Jego zwiedzanie kosztuje 5 jurków za łebka, więc trochę za dużo jak na 15 minut jakie chcieliśmy na to poświęcić. Oglądamy zamczysko z zewnątrz i zjeżdżamy do pobliskich zabudowań gdzie za te pieniądze kupujemy morze napojów. Pijemy Kofolę, jest pięknie.

Smak wolności
Smak wolności

Czas wracać. Atakując Osly Vrh czerwonym szlakiem, którego początek jest oficjalnym podjazdem na start Cyklostopów, poznajemy tajemnicę małej popularności tych ścieżek. Ten podjazd obsysa. Jest błotnisty, zryty koleinami i w ogóle do bani. Jeśli przed nim w naszych głowach tliła się jeszcze idea żeby zjechać to jeszcze raz, to ten odcinek skutecznie nas z tego wyleczył. Jedziemy do domu. W pewnym momencie czerwony żegna się z Cyklostopami i stromo pnie się w las, kilkusetmetrowym pięknym singlem - próżno szukać takich ścieżek w polskich górach. Szkoda, że robimy to pod górę. W końcu docieramy na szczyt Oślego Wierchu, który jest nawet widokowy. Znajduje się tu też ławeczka, na której można sobie zrobić głupie zdjęcie.

Ja i moi koledzy
Ja i moi koledzy. Nie jestem pewien, czy to jeszcze endurofcy? Czy to jeszcze bandyci? Z każdym rokiem wspólnego jeżdżenia ich dusze stopniowo ogarnia mrok, który sprawia, że w pogoni za komami na stravie wyglądają coraz bardziej jak kosmonauci. Jeśli spotkasz ich kiedyś na szlaku to nie tylko nie oczekuj z ich strony niczego dobrego ale zwyczajnie uciekaj!

Stąd rozpoczęliśmy powrót do Polski, zielonym szlakiem, interwałem z tendencją spadkową. Ze względu na plastelinową glebę i podmokłe łąki jechało się to dość ciężko. Poza walorami widokowymi było raczej słabo i bardzo męcząco.

Daleko jeszcze?
Daleko jeszcze?

Na uwagę zasługuje jedynie końcówka zjazdu przed granicą, która okazała się być kilometrem naprawdę tęgiej rąbanki po kamieniach. Goście jak to zobaczyli to dostali piany i rzucili się na to jak wygłodniałe ogary na sztukę mięsa. W wirze walki aż zahaczyli się goglami ale trzeba przyznać, że ogień na tym odcinku poszedł naprawdę dobry. Ostatnie metry do parkingu pokonaliśmy asfaltem wzdłuż brzegu Popradu. Jeden ziomek chyba coś przedawkował, bo chciał wracać do Rzeszowa z korby, na szczęście został powstrzymany :D. Muszę przyznać, że Słowacja daje dobrze pojeździć, choć narazie i tak trzymamy się z dala od najpopularniejszych miejscówek. Czas ruszyć coś bardziej kultowego. Oby tylko w końcu nastały cieplejsze i bardziej suchy czasy.





Komentarze
tmxs
| 07:21 czwartek, 4 maja 2017 | linkuj Na żywo było jeszcze lepiej :)
wilczek127
| 12:21 środa, 3 maja 2017 | linkuj Widok z polany przepiękny :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!