Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
67.00 km 40.00 km teren
05:15 h 12.76 km/h:
Podjazdy:3839 m
Rozbójnicy:

Jeden dzień w bielskiej agenturze

Sobota, 1 września 2018 · dodano: 03.09.2018 | Komentarze 4

Enduro Trials Bielsko. Agencja towarzyska MTB. Miałem w planach wizytę w tym przybytku w tym roku ale jakoś ciężko było mi się zebrać. Uznawałem, że jechanie tam w ostatnią sobotę wakacji to kiepski pomysł, agorafobia nęka mnie już od dawna. Ostatecznie jednak dałem się namówić Pawłowi.  Wyjazd wiązał się to z pobudką o 4 rano. Ciemno zimno, widać, że sezon się kończy. Droga była bardzo długa i żmudna ale w końcu docieramy do Bielska. Nie jest to mój pierwszy raz tutaj, gościłem tu w 2015 roku, od tego czasu kompleks jednak bardzo się rozbudował, trzeba było więc obczaić co tu wymyślili. Tym bardziej, że teraz nie trzeba już kręcić z korby na Kozią Górę, a można sobie wyjechać koleją linową na Szyndzielnię. W samym mieście trudno jest zgubić drogę, wystarczy usiąść komuś na ogonie:
Kolorowych rowerów ....
Kolorowych rowerów .... 

Około godziny 9 rano jak przystało na podkarpackich cebulaków udaje nam się złapać jedno z ostatnich, darmowych miejsc pod halą sportową. Od samego początku kolorowi endurowcy migają mi na każdym winklu, pojawiają się więc obawy o nasze mienie i zdrowie.  Ogarniamy się na oriencie i zaczynamy łagodny asfaltowy podjazd do dolnej stacji kolei liniowej Szyndzielnia.
Typowy endurowiec. W kaloszach i z nerką na plecach jedzie fulem po bułki do sklepu z koszykiem na kierownicy.
Typowy endurowiec. W kaloszach i z nerką na plecach jedzie fulem po bułki do sklepu z koszykiem na kierownicy. 

Trochę ludzi się szwęda ale jeszcze nie ma dramatu. Paweł gościł tu już wcześniej, więc robi za przewodnika. Kupujemy bilet na 6 wyjazdów na górę z rowerem. Koszt to 80 zł !!!!!!!! FAAAAK! Taka moneta + koszty dojazdu z Rzeszowa to już spora inwestycja więc mam nadzieję, że za ten pieniądz ojeżdżę się tu wspód, a w leśnych strumieniach będzie płynął Dżony Łoker. 

Kasa biletowa i dolna stacja
Kasa biletowa i dolna stacja 

Po zakupie biletów idziemy na peron. Tłumów jeszcze nie ma, więc Pan z obsługi ma czas pokazać nam co robić, żeby zdążyć we 2 jechać tym samym wagonikiem. Gondole są co prawda 6 osobowe ale każda gondola ma tylko 1 wieszak na rower. Jeden z rowerów trzeba wsadzić na gondolę, jeszcze w strefie wysiadania. Rower wisi na haku za koło, trzeba się skupić, żeby wcelować między szprychy. Dolne koło jest unieruchomione w metalowej szynie. Ładujemy się i jedziemy do góry. Górna stacja kolejki znajduje się na wysokości lekko ponad 900 mnpm.

Lecimy w górę
Lecimy w górę
Wisi sobie rejnna haku
Wisi sobie rejn na haku

Widok na Bielsko ładny, jazda przyjemna ale dość nieswojo się czuję wiedząc, że mój rower podróżuje osobno, gdzieś dalej, chwilami poza zasięgiem wzroku. Jazda trwa od 6 do 10 minut, zależnie od operatorów. Wysiadamy na górze, tu już zaczyna się robić festyn. Jarmarki, kiełba się piecze, można sobie kupić pompowany helem balonik i zaczepić do kierownicy. Spod stacji kolejki startują tylko 2 szlaki, my n wybieramy Rock'N'Rollę żeby się rozgrzać. Jest to też dojazdówka do reszty szlaków. Wspólne stanowisko, że olewamy Twistera jednogłośnie ustaliliśmy już wcześniej. Rock'N'Rolla to w sumie też taki twister, na którym gdzieniegdzie poukładano kamienie. Jadę tym, jest to nawet długie, zupełnie bez szału i podniety ale na rozgrzewkę to nawet spoko. Z końca tego szlaku do schroniska na Koziej Górze, gdzie mniej więcej zaczyna się reszta szlaków, jest około 2km łagodną leśną drogą. W schronisku na Koziej zaczynają się powoli mnożyć endurowcy. My nie mamy czasu na biesiadę, atakujemy Stary Zielony. Jechałem go 3 lata temu, od tego czasu dodali jakieś 100 metrów na starcie. Szlak jest naprawdę spoko, w stylu naturalnym, jest robota od początku do końca. Aktualnie to chyba jednak jeden z łatwiejszych zjazdów w okolicy. Szlak kończy się pod centrum ET, stąd wracamy jakieś 4km drogami leśnymi i bocznymi asfaltami pod kolejkę. Tu zaczyna się robić tłoczno i musimy czekać w kolejce na peron.
Kolejka na peron
Kolejka na peron

Paweł chyba ma lekkie wyrzuty że mnie wyciągnął na takie salony z mojej borsuczej nory. Skrupulatnie mierzy czas czekania, żeby mi udowodnić, że nie jest tak źle. 10 minut faktycznie do przeżycia. Endurowców jest bardzo wielu. Przy obcowaniu z endurowcami należy zachować szczególną ostrożność i zasady higieny, no to po tak długiej ekspozycji na enduro już wiem, że wieczorem będę musiał się wykąpać w formalinie ;). W tym całym zamieszaniu nie udaje nam się wsiąść do tego samego wagonika. Mimo obecności wielu turystów pieszych nikt nie odważył się dzielić ze mną gondoli, widocznie poznali, że mają do czynienia z podkarpackim psychopatą :D. Mam więc 8 minut dla siebie. Można ogarnąć media społecznościowe, pomedytować. Na wyrypie takich rzeczy nie robię. Na górze nie idziemy już na żadne śmierdzące kompromisy i od razu trasa czarna - słynny DZIABAR.
Dziabar - bramka startowa
Dziabar - bramka startowa

Muszę przyznać, że zjazd zasługuje na swoją renomę. Od wjazdu do lasu ostro trawersuje strome zbocze. Jest trochę kamieni i mnóstwo korzeni, większość pod najgorszym możliwym kątem najazdu. Pod koniec jest sławna ścianka i tu naprawdę trzeba się spiąć i dobrze zatańczyć, żeby to czysto zjechać. Ogólnie to było dziś sucho, a tu błoto jak by to ktoś świeżo polał ze szlaucha. Wjechałem w to trochę za szybko, musiałem mocnej przyhamować, przednie koło wpadło w poślizg i resztę ścianki pokonałem już na krawędzi przelotu przez kierownicę stylem hulajnogi. Nie za dobrze to wyszło :D. Szanuję to doświadczenie. Po skończeniu Dziabara, dojeżdżamy kawałek szlakiem pieszym do kolejnego - Dębowca. Ten jest dość różnorodny, sporo kamieni, dużo korzeni, jeden ciekawy zakręt. Kawał roboty. Ogólnie to kombo Dziabar + Dębowiec polecam, chyba najlepsze co jeździliśmy dzisiaj.
Wracamy i w budzie pod stację jemy po zapiekance. Wyjątkowo paskudna, wstydził bym się to dać ludziom za darmo, a co dopiero za 8 zł. Kolejki już mniejsze ale znowu nie jedziemy tym samym wagonem. Tym razem jednak jadę w towarzystwie turystów pieszych. Znowu musimy przejechać zafajdaną Rock"N"Rolle żeby dojechać do kolejnego celu: szlaku Cygan. Świetny szlak. Kamienno korzenna robota od góry do dołu. Na końcu coś się gubię z Pawłem i do szutru zjeżdżam jakąś odnogą. Telefonicznie ustawiamy się po stacją kolejki, Paweł mów żebym uważał na endurowców i nie dał poznać, że jestem z Podkarpacia. Całą drogę udaję więc, że jestem z Krakowa. Po drodze wyprzedzają mnie 2 ebajki. Widziałem dziś bardzo wiele ebajków. Pełno tu tego i nic już tego nie zmieni. Sam się widzę na ebajku - kiedyś.
Tymczasem okazało się, że kolejki do kolejki już coraz krótsze ale tym razem byliśmy świadkami pewnej innowacji. Zajeżdża wagonik serwisowy, mieszczący 4 rowery. 
Enduro wagon
Enduro wagon 
Tym razem jedziemy jednym wagonem w towarzystwie endurowca ze śląska, który nawija gawarą przez telefon. Na górze atakujemy Dziabara po raz drugi i po nim kolejny nowy szlak - Gondolę. W sumie spoko ale chyba najłatwiejszy po R'nR zjazd dziś. Zaskoczyła mnie jedna ścianka, którą trzeba ... podjechać :D. Myślałem, że wjechałem coś pod prąd. Największą zaletą tego szlaku jest to, że wyrzuca przy samej stacji kolejki i nie trzeba nic dojeżdżać.
W agenturalnym zgiełku nadszedł czas na relaksującego loda-przygoda
W agenturalnym zgiełku nadszedł czas na relaksującego loda-przygoda

Piąty wjazd już prawie bez kolejki. Niestety trzeba trzeci raz przejechać przez R'n'R żeby dojechać do czarnego DH+. Traktowałem to trochę jak dojazd do pracy, ale to był już trzeci raz więc kojarzyłem już trochę trasę. Dzięki temu w paru miejscach zaznałem trochę lubieżnej, patologicznej bajkparkowej przyjemności. Co można o tym szlaku powiedzieć: napewno uczy patrzeć daleko i nawyku pompowania gdzie się da. Pewnie bardziej bym się nim jarał gdybym jeździł po bandach częściej niż raz do roku i bardziej kumał jak działają. Muszę sobie znaleźć w okolicy jakąś bandę do molestowania. Ogólnie nie jest jakoś źle ale w tym zjeździe się nie zakocham. Co mnie cieszy - że nikt mnie tu dziś w trakcie jazdy nie wyprzedził, poza Pawłem oczywiście. Paweł dziś kończył wszystko najszybciej.
Jedziemy pod czarny DH+. Na miejscu kilkudziesięciu endurowców ... wszyscy czekają na zjazd Twisterem, który zaczyna się tuż obok. Kolorowo tak, że pierwszy raz w życiu żałuję, że nie jestem daltonistą. Twisterowi wali z rury, więc ładujemy się od razu na DH+, czyli też jeden ze szlaków jakie jechałem tu 3 lata temu. Jak dla mnie to jest on już dość mocno zniszczony, w najtrudniejszych miejscach są już wyjeżdżone czikeny ale to nadal kawał pięknej, górskiej roboty. Od takiego Dębowca czy Cygana różni się głownie większym nachyleniem. Mi przypomina skondensowane, najbardziej soczyste fragmenty niebieskiego szlaku z Przehyby. Niestety zmęczenie zaczyna dawać już o sobie znać. Jak ktoś myśli że nie można się zmęczyć tylko zjeżdżając to polecam mu wyjeździć bilet 6x w Bielsku po trasach czarnych i niebieskich. Bolą łapy i uda. Jeżdżę w tym roku sporo bez rękawiczek i na wyrypach to się sprawdza. Tu niestety - zmęczenie, chwyt słabnie i ręce zaczynają niebezpiecznie ślizgać się po gripach. Jeździliśmy dziś w sumie wszystko praktycznie na raz, bez przestojów, tu w kocówce toczę już pianę z pyska ale walczę do końca. Zaczynamy się śpieszyć - bo psuje się pogoda i nadchodzi burza. Wracamy szybko pod kolejkę i wyjeżdżamy do góry. Mieliśmy tu wprowadzić element wyrypy i odszukać niezalegalizowany borsuczy singiel z Szyndzielni, niestety dookoła walą pioruny, decydujemy się więc na powtórkę najlepszego wariantu z dziś czyli DZIABAR + DĘBOWIEC. Byłem już tak utarty, że żeby zachować koncentrację musiałem się dyskretnie spoliczkować. Na niewiele się to zdało. 3 zjazd po Dziabarze w moim wykonaniu był najgorszy. Festiwal błędów i złych decyzji. Natomiast Dębowiec to było w tym stanie już czyste SADO-MASO. Każdy korzeń i kamień bolał. To co mnie motywowało to odgłosy piorunów. Na dole ledwo dałem radę oderwać łapy od kierownicy. Gonimy do auta, przebieramy się i w momencie jak wyjeżdżamy z parkingu zaczyna się tęga ulewa z gradem. Mieliśmy dziś dużo szczęścia.
Ogólnie wyszło dziś 3xR'n'R, 3xDziabar, 2xDębowiec, 1x Cygan/Stary Zielony/Gondola/DH+. Sporo. Zjazdów jak na 3 dorbych wyrypach.

Jakie wnioski? CIESZĘ SIĘ, ŻE W KOŃCU OPUŚCIŁEM TEN ZAŚCIANKOWY, SZTYWNY JAK TRUP, PODKARPACKI ŚWIAT ENDURO MTB! BYŁO SUPER NAAAJS KOLOROWO I TYLKO Z GÓRKI. NA ŻYCIE PATRZĘ TERAZ PRZEZ RÓŻOWE OKULARKI, OD TERAZ WSZYSTKIE WYRYPY ROBIĘ Z WCIĄGU. ZAMÓWIŁEM JUŻ SOBIE NAWET TAKIE AMERYKAŃSKIE SKARPETY

STOP. Żartowałem. A teraz brutalna prawda. Odurzony od agenturalnych szaleństw miałem wizję przyszłości enduro. Fajni blogerzy już to napisali: przysłość należy do robionych tras. Ale to tylko pół prawdy. Po tym co widziałem uważam, że przyszłość należy do ebajków i alajnów. I piszę to bez złośliwości. Tak to widzę. Gdyby stanąć na bramkach i policzyć ile ludzi po czym jeździ to tak by wyszło. Psychopatów chcących poświęcić jeden z nielicznych wolnych dni w tygodniu na narażanie życia i zdrowia trzy razy na Dziabarze jest niewielu. Typowy użytkownik tych trialsów je kiełbase, leży na trawie, pije browar i jeździ po Twisterze i Rockandroli żeby się bezstresowo zrelaksować. Tacy ludzie nakręcają tu koniunkturę. Na tych dwóch szlakach były dziś tłumy i pod nimi ustawiały się kolejki. A poza tym? Minąłem 2 młodych na Cyganie ale wyglądali jakby zmylili drogę. Parę osób czekało pod starym zielonym jak go jechaliśmy. Oprócz tego na naturalach pustki, a w stronę Dziabara to nawet nikt nie patrzył. W tej chwili na ET, nie licząc tras dla dzieci są dwa floł traile i 7 "naturali". Wg mnie w przyszłości te proporcje będą się odwracać. "Naturale" będą nieliczne, a królować będą szejpy. I być może pierwszym przykładem tego będą komentowane przeze mnie ostatnio BabiaGóraTrials. Tam dużo się mówi o trasach floł i 2 kierunkowych do użytku pieszo-rowerowego, a trasy "naturale" wydają się być tak trochę na dokładkę. Może się mylę, ale chyba nie bardzo.
Ogólnie było przyjemnie, ojeździłem się wspód ale to wszystko było mechaniczne, bez historii. Czasem mogę wyskoczyć z kolegami zabawić się w tego rodzaju przybytku rozpusty ale żeby jeździć tak cały sezon? Dajcie żyć.



Komentarze
19Piotras85
| 10:07 środa, 5 września 2018 | linkuj Rozumiem, wyobrażałem sobie jakiś kosmos w tym Bielsku. Jednak faktycznie Twoje tereny nie różnią się jakoś drastycznie. Chyba poza tym, że u Was nie piszesz nic o wyciągach ;) Fajna relacja i zdjęcia. Pozdro
tmxs
| 20:54 poniedziałek, 3 września 2018 | linkuj Grigor Gór może i trochę jest ale szlaków brak. Z roku na rok szlaki są niemiłosierne niszczone przez cywilizację. Najlepsze szlaki są na terenach parków narodowych i nie można po nich jeździć. Rowery i ich utrzymanie wciąż są drogie w stosunku do zarobków. U nas są gorsze warunki do tego sportu niż w krajach alpejskich czy chociażby na Słowacji. Żeby Enduro i DH stały się popularne to musi powstawać więcej takich miejsc jak Bielsko. Tu widać, że wielu ludzi naprawdę tym żyje. A no i nie bez znaczenia jest fakt, że większość ludzi szuka na rowerze relaksu i wypoczynku, a nie katorgi, adrenaliny i chłosty ;).

@Piotras ja wiem czy tak bardzo w innych? Na wyrypach zdarzają się takie szlaki jak w Bielsku, dla mnie to był powszedni ... no dobra, może raczej weekendowy chleb. Przez lata doszedłem już w tym rowerze do konfiguracji sprzętowej, która mnie zadowala. Opony trzymają, amortyzatory wybierają, a hamulce hamują i nie muszę się już zastanawiać, kiedy je zagotuje i DOT zacznie mi tryskać przez gwizdek. Rower świetnie sobie daje radę na takich trasach i ratuje dupę nawet jak wybieram jakieś głupie line. Największym ograniczeniem tego roweru są moje umiejętności, jak czegoś nie zjechałem to jest to wina moja nie roweru. Jeśli coś chciałbym zmienić to założyć sztycę 150mm i napinacz łańcucha, bo jak jadę po gruzie to mimo sprzęgła w przerzutce niemiłosiernie tarabani.
grigor86
| 19:59 poniedziałek, 3 września 2018 | linkuj Sam nie wiem dlaczego tak mało ludzi w Polsce interesuje się jazdą enduro, albo DH. Przecież mamy tyle tych gór.
19Piotras85
| 18:58 poniedziałek, 3 września 2018 | linkuj Miałeś okazję przetestować rower w innych warunkach niż u siebie. Jak się spisuje?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!