Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
62.10 km 30.00 km teren
05:50 h 10.65 km/h:
Podjazdy:1845 m
Rozbójnicy:

Cygańskie złoto tylko dla zuchwałych

Sobota, 17 września 2016 · dodano: 18.09.2016 | Komentarze 2

Co tu dużo pisać, moje doświadczenia ze słowackimi szlakami nie są najlepsze. Pech chciał, że geograficznie najwyższy szczyt Beskidu Niskiego leży właśnie w tym kraju. Nie wypada nie mieć jedynego, beskidzko-niskiego tysięcznika nie zaliczonego. Wiedziałem więc, że prędzej czy później moja noga tam postanie i że znajdę tam cygańskie złoto. Ten dzień to dzisiaj. Aby tego dokonać, zebrana na prędce ekipa 4 śmiałków w składzie: Paweł łowca komów, zbój Łukasz, wielce szanowny kolega Jacek z Lublina oraz nieskromny książę melanżu czyli ja, zacumowała w Blechnarce i szybko przekroczyła polsko-słowacką granicę. 
Nasze plany zdobycia Busova (1002 m.n.p.m) sięgają chyba 3 lub 4 lata wstecz. To nie było do końca takie proste zadanie. Generalnie to od naszej strony na Busov wiedzie zielony szlak pieszy ze wsi Cigiel'ka. Prowadzi on jednak przez sam środek sadyby władców tych ziem - znaczy się przez cygańską favelę, której społeczność jest nastawiona do turystów niezbyt przyjaźnie. Na pewno nie są to rozśpiewani, kolorowi Cyganie w stylu don Vasyla z ekipą, oj nie. Czytałem o różnych akcjach spotykających wędrowców próbujących przekroczyć ten swego rodzaju etniczny rubikon. Np obrzucenie przez cygańskie dzieci odchodami (!!!!). A jeśli znajdzie się śmiałek próbujący uświadomić wesołej dziatwie, że to nie przystoi to czeka go rozmowa ze starszyzną wioski, która niestety w dyskusjach używa często argumentów nie-słownych. Różne awantury zdarzają się na wyrypach ale ogólnie to wolimi MTB z Beskidami niż MMA z cyganami. Długo więc myśleliśmy jak to ugryźć. Był pomysł atakować w dzień roboczy gdy cyganie będą w pracy lub szkole :D. Niestety termin wyjazdu wypadł nam na sobotę gdy wszyscy po ciężkim, roboczym tygodniu wypoczywają na faveli. Pozostało więc poszukać alternatywnej drogi.
Po przekroczeniu granicy wkroczyliśmy na typowy, słowacki szlak - czyli totalny paździeż. Poszły już pierwsze joby na tutejsze podejście do turystyki pieszej. Co niektórzy nawet próbowali papieskim zwyczajem przywitać słowacką ziemię pocałunkiem hehe. Póki co jedynym pozytywem był imponujący widok na główny cel naszej dzisiejszej wyprawy.

Busov (1002 m.n.p.m)
Busov (1002 m.n.p.m)

Leśną drogą typu "gnój" zjechaliśmy do miejscowości Visny Tvarozec, która jest typową, słowacką wsią typu "nic ciekawego" i zaatakowaliśmy Busov nieoznakowaną drogą leśną od zadniej strony. Miejscami wypych był dość srogi, zwłaszcza ostatni odcinek po stromym, wąskim trawersie. Wiele to potu kosztowało ale nasz wieloletni cel został zrealizowany, korki szampanów mogły w końcu wystrzelić.

Sztuka wypychu odcinek 424234
Sztuka wypychu odcinek 424234

Busov zdobyty
Busov zdobyty

Po celebracji nadeszła pora na zjazd. Przybyliśmy tu w końcu po cygańskie złoto - czyli szlaki wysokiej jakości. Początek to naprawdę tęga robota. Szlak jest półdziki, wąski i zarośnięty. Dodając do tego wychodnie skalne, korzenie, konkretne nachylenie oraz fakt, że jedzie się nad brzegiem przepaści otrzymujemy dość ciekawe doświadczenie. Ja muszę pomyśleć o lepszej oponie na tył bo już 2 tygodnie temu na Kolaninie miałem problemy z przyczepnością, a dziś w jednym miejscu całkiem obróciło mnie bokiem. Ta fajna górska jazda niestety nie trwa długo bo dość szybko szlak dochodzi do drogi leśnej i zmienia się w parę km stołu. Źle nie było ale po takiej górze spodziewałem się więcej. Być może zjazd w 2 stronę okaże się ciekawszy. Trzeba będzie kiedyś sprawdzić, nawet ryzykując kontakt z wesołymi mieszkańcami Cigil'ky.

Busov DH #1
Busov DH

Januszh Hill
Januszh Hill

Wladymir Gwin
Wladymir Gwin

Dżek Daniels
Dżek Daniels

Pędzenie leśną, lekko przykamieniowaną drogą nie było znowu takie złe. Cieszyłem się pracą mojego amortyzatora. Udał mi się ten nabytek. Oczywiście nie uczyni on mnie szybszym. Za długo jeżdżę, by wierzyć w ściemy, że wymiana jakiejś tam części w rowerze sprawi, że nagle zacznę zgarniać wszystkie KOMy na Stravie. W tym przypadku ze mną jest jak z mocno podstarzałym koneserem młodych kobiet. Zbyt wiele już nie podziałam, ale co podotykam i oko nacieszę - to moje. Zjazd kończymy w miejscowości Gaboltov.

Gaboltov
Gaboltov

To chyba jakiś dowcip ale nie kumam
To chyba jakiś dowcip ale nie kumam

Na tle Busova
Na tle Busova 

Ruszamy zdezelowaną szosą do Zlate-go ciesząc się mocno wątpliwymi urokami słowackiej prowincji. Czas umila nam rozmowa o cygańskiej technologi, architekturze, sztuce i kulturze, a także barwne osobowości napotykanych po drodze lokalesów, moresów, maorysów, czy tam innych moralesów. W oddali zaczyna powoli majaczyć nasz kolejny cel - Stebnicka Magura (900 m.n.p.m).

Jeszcze raz Busov
Jeszcze raz Busov

W oddali Magura Stebnicka
W oddali, ledwo widoczna Magura Stebnicka

Asfaltowy podjazd na Magurę z miejscowości Zlate zdaje się nie mieć końca. Jej szczyt jest zupełnie nie widokowy, jest ona jednak zwieńczona 80 metrowym przekaźnikiem radiowo-telewizyjnym, z którego widok już musi być niesamowity - niestety, wstępu nań brak. Co ściągnęło więc tu naszą kolorową bandę? Oczywiście tak jak na Busov - cygańskie złoto. Przy studiowaniu map tej okolicy moją uwagę przyciągnął czerwony szlak do miejscowości Zborov, którego początek wglądał jak Twister z Enduro Trials w Bielsku.

Cygański twister
Cygański twister

Oczywiście musieliśmy to zjechać. Co można powiedzieć o tym szlaku? Na pewno nie ma takiego na Podkarpaciu - nasi znakarze znakują takie rzeczy na krechę po prostej. Tu mamy wąski trawers, a na nim jakieś 17 agrafek, mogłem się pomylić w liczeniu bo podczas jazdy tym czymś byłem kompletnie skołowany. Generalnie większość jest wąska, niektóre nawet strome. Da się to objechać bez wykonywania piwotów na przednim kole, rodem z cyrku. Niestety, w moim przypadku sporo z tych słiczbaków to była przysłowiowa walka gołej dupy z batem. Zdania na temat tego odcinka były mocno podzielone. Pawłowi się podobało bo wyjaśnił wszystko. Ja uważam szlak za godzien powtórzenia ale następnym razem wpadnę tu lepiej przygotowany. 

I w lewo
I w lewo

I w prawo
I w prawo

Mieliśmy zjechać do Zborova i pozwiedzać tamtejsze ruiny zamku ale Paweł namawia nas do zmiany planów i jedziemy na południe żółtym szlakiem. Szlak jak większość tutaj jest półdziki i mało uczęszczany. Przypomina zapomniane szlaki na podkarpackich pogórzach. Na takich szlakach się wychowaliśmy, czujemy się tu więc trochę jak w domu. Dojeżdżamy do miejscowości Bardeowske Kupele - którą ktoś porównał do naszej Krynicy Zdroju. Wg mnie ta miejscowość to raczej cygański sen o Krynicy. W porównaniu do Krynicy to wygląda jak kloszard, który przed chwilą podniósł się z rynsztoka przy wytwornym, brytyjskim dżentelmenie. No może trochę przesadzam, ale tylko trochę. Nie ma tu nic ciekawego, spotykamy za to autobus na rzeszowskich blachach, pełen turystów z Polski. Jedziemy asfaltem do Bardejova. Robimy zakupy w Tesco, kupujemy całkiem fajne, słowackie przysmaki - czekoladę studencką, i Kopfolę, lokalny odpowiednik kolki, który zwłaszcza w wersji chyba z miętą bardzo mi posmakował. Ze zdziwieniem odkrywam, że gorzałka jest tu tańsza niż u nas. Hmmm.... może jednak dał bym radę mieszkać w tym kraju? No ale nie zakupy nas tu ściągnęły. Największą atrakcją jest niewątpliwie stare miasto z dużym rynkiem, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Bardejov #1
Bardejov #1

Bardejov #2
Bardejov #2

Ławeczka rowerowych kloszardów
Ławeczka rowerowych kloszardów

Muszę napisać, że Bardejov jest pierwszym, słowackim miastem, które naprawdę mi się podoba. Jest jakże inne od szaroburych i zaniedbanych Miedzilaborców, które zwiedzałem w tamtym roku. Jedno mnie dziwi - że na rynku który jest 2.36 raza większy od rzeszowskiego (tak, sprawdziłem, nie kłóćcie się ze mną chłopcy tylko nauczcie się szacować powierzchnię na oko jak na inżynierów przystało) jest jakieś 100 razy mniej ludzi, niż o tej samej porze u nas. Kilkunastu turystów, niewielka liczba miejscowych, my i niewielka grupa lokalnych penerów. Poza tym prawie wszystko pozamykane. Co kraj to obyczaj.
Zbieramy się powoli do domu na mozolny, asfaltowy powrót. Gdzieś w okolicy Zborova drogę nagle spowijają kłęby czarnego, gryzącego dymu. Paweł stwierdza - tu gdzieś musi być favela. Ma rację. Widzimy ją kilkadziesiąt metrów dalej. Płonie w niej śmietnikowe ognisko, które nigdy nie gaśnie. Te skromne chałupy, ulepy z blachy falistej i płyty pilśniowej robią na mnie większe wrażenie niż jakieś tam rynki z junesko. Malowniczą drogą z widokiem na Obicz i Jaowrzynę Konieczniańską docieramy do Hutiska, gdzie odbijamy na żółty, szutrowy szlak na Przełęcz Wysowską. Tym razem Słowacja u mnie lekko zaplusowała. Widzę tu jakiś potencjał, a plany zrealizowane (czyli Busov) po drodze zastąpiliśmy nowymi. Ale o tym cichosza. Wrócimy tu.
Na granicy złapał nas lekki deszcz, na szczęście 5 minut od samochodu. Okoliczne, beskidzkie buki już lekko liźnięte ognistym języczkiem jesieni to znak, że sezon 2016 niechybnie, powoli dobiega już końca.

RELACJA PAWŁA Z FILMAMI ZE ZJAZDÓW.






Komentarze
tmxs
| 06:12 poniedziałek, 19 września 2016 | linkuj To o pracy napisałem z tzw przekąsem ;)
davidbaluch
| 04:25 poniedziałek, 19 września 2016 | linkuj Cyganie w pracy? To brzmi jak czarne mleko albo zimny ogień. Jakoś kompletnie nie pasuje. Przecież to banda nierobów. Przynajmniej ci z tych faveli A wycieczka świetna, rewelacyjne zdjęcia.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!