Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
21.64 km 21.00 km teren
01:40 h 12.98 km/h:
Podjazdy:401 m

Czudeckie verty

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 2

Dziś kolejny dzień katowania ścianki na Przedmieściu Cz. Dziś już nie było tak radośnie. Powodem totalnie rozjeżdżenie wszystkich linii przez motokrosowców. Męczyłem dziś prawą stronę. We wtorek jechałem tu gdzie chciałem i jak chciałem. Teraz kompletnie nie mogłem się wbić w linię z wtorku. Czysto, bez podpórki zjechałem dopiero za 3 razem, a i tak poniosło mnie w inne miejsce niż planowałem na górze. Goście rozjeździli totalnie naturalną mini-bandę, która utworzyła się na jednym z drzew, używałem jej do wytracenia prędkości i skręcenia w stromą końcówkę po lewej. Dziś bez tej bandy nie czułem się na tyle pewnie by przy osiąganej w tym miejscu prędkości i tak rozjeżdżonej nawierzchni skręcić w lewo. Znosiło mnie w wąskie koleiny po prawej gdzie goście zrobili mini-dropa na zwalonym drzewie. To dobrze - jeszcze sporo mogę się na tej miejscówie nauczyć. Przypomniała mi się kolejna przygoda, jak robiłem tę ścianę pierwszy raz w tamtym roku. Trochę za szybko najechałem i mocniej przyhamowałem przodem. Wszystko by było okej gdyby nie fakt ... że zapomniałem odblokować przedniego amortyzatora :D. W wyniku tego hamowania na zablokowanej ladze zdjęło mi w 1 miejscu oponę z rantu, mleko trysnęło fontanną, a mi nie pozostało nic innego jak ewakuować się z kabiny. Rower niestety dostał strzała w lagę amora od niewielkiego kamienia, na szczęście Sebek mi to wypolerował że prawie nie widać. Natomiast tajemnicą archiwum x pozostaje dla mnie jak opona przy bardzo niskim ciśnieniu zdołała wrócić na rant na tyle, że dałem rade dojechać do domu.
Chciałem dziś jeszcze przejechać sobie ścieżkę na Wielkim Lesie i obczaić jeden zjazd wypatrzony podczas zimowego, szosowego wypadu ale w lesie zrobiło się ciemno, więc dałem sobie siana. Snując szutrem z Wielkiego Lasu w pewnym momencie wręcz poczułem na plecach oddech mężczyzn odzianych w kalesony (huehuehue sory, nie mogłem się powstrzymać przed tym gay-dżołkiem). Myślę sobie - tanio skóry nie sprzedam i za darmo mego skalpu nie dostaan. I chyba goście jechali w tlenie albo tam w azocie (nie kumam slangu), albo mieli kilkadziesiąt km w nogach, bo na tym Trensie z nawagą dałem radę im uciec. Minęli mnie dopiero jak zakładałem rower na bagażnik na parkingu. Kilkanaście osób, większość odziana w takie same trykoty, to chyba jakaś mafia była ....




Komentarze
tmxs
| 18:30 sobota, 2 czerwca 2018 | linkuj Fajnie, że we mnie wierzysz Jacku ale ze mnie już nic dobrego nie wyrośnie ;)
yazoor
| 18:27 piątek, 1 czerwca 2018 | linkuj He he he brawo dałeś popalić koksom jeszcze będą z Ciebie ludzie (czytaj: wyrypowcy) :D. Ale dzięki Twoim wskazówkom objechałem ostatnie singla tyle że strava też mi wtedy zrobiła psikusa i nie zapisał śladu ale jest już plan na powtórkę bo dobra sekcja zjazdowa :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!