Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
28.98 km 25.00 km teren
05:00 h 5.80 km/h:
Podjazdy:1796 m
Rozbójnicy:

Niedziela pracująca

Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 19.06.2018 | Komentarze 3

Droga autem do Korbielowa była długa, kręta i wyboista. To było jednak nic w porównaniu ze zdobywaniem naszego dzisiejszego celu - Pilska (1557 m.n.p.m). No ale Pilsko to góra nie byle jaka. To najwyżej jak dotąd dotarłem z rowerem. To, że czeka nas tu tęga robota było pewne jak gacie z lajkry na maratonie. Trasa na szczyt w skrócie wyglądała tak: żółty szlak, droga stokowa, znowu żółty szlak, czerwony szlak, niebieski szlak, zielony szlak -> PILSKO. Ponad 900 metrów w pionie na 6km. Na zegarze 12:30, a myśmy jeszcze nic nie zjechali?

Tak było ...
Tak było ...
I tak też było
I tak też było

Kiedyś tu zatańczę
Kiedyś tu zatańczę 

Już naprawdę niedaleko
Już naprawdę niedaleko

U celu - PILSKO
U celu - PILSKO 

Ten czarny szlak na Górę Pięciu Kopców widoczny na zdjęciu, bardzo mi się podobał. Takie czudeckie verty na rosyjskich sterydach. Chciałbym to kiedyś zjechać ale w dzień powszedni poza sezonem turystycznym. Bo dziś na Pilsku było kilkadziesiąt osób. Widoki ze szczytu - wiadomo, rewelacja. 
Babia Góra
Babia Góra 

Pilskie widoki
Pilskie widoki #1

Pilskie widoki
Pilskie widoki #2

Choć ja po tylu wyjazdach w góry widokami już się nie jaram tak bardzo. Wolę widoki sytych szlaków zza kierownicy mojego roweru. I na takie dziś mocno liczyłem. Sam szczyt leży kilkaset metrów po słowackiej stronie granicy i nasz pierwszy zjazd również był szlakami po słowackiej stronie. Jedziemy najpierw zielonym, jest szeroko i łagodnie, całą robotę robi tu zawieszenie. Można by to pewnie jechać bez użycia hamulca gdyby nie ślepe zakręty. Zabawa zaczyna się gdy odbijamy na niebieski szlak. Początek nie zachęca - wąski singiel przez kosówkę na którym nie mieści się keira. Jednak gdybyśmy tu zawrócili to popełnilibyśmy błąd jak pogoda na zawodach w Bielsku, bo cała zabawa zaczyna się chwilę dalej. Mamy tu do czynienia z pięknym, szybkim naturalem z dużą ilością korzeni i uskoków. Piękny szlak, najprzyjemniejszy dzisiaj. Jedziemy nim aż do momentu gdy wpada na drogę zrywkową.

Piękno niebieskiego szlaku #1
Piękno niebieskiego szlaku #1 

Piękno niebieskiego szlaku #2
Piękno niebieskiego szlaku #2

Przerwa w pracy
Przerwa w pracy

Dalej podobno nie ma nic ciekawego, więc po własnych śladach wracamy na górę. Z Pilska przeciskamy się kawałek do granicy i zaczynamy zjeżdżać niebieskim szlakiem granicznym do przełęczy Glinne. TEN SZLAK TO HARDKOR W SPÓD!!!!!! Jak oglądałem zdjęcia ze szczytu Pilska to myślałem, że fajnie będzie sobie pojeździć wśród morza kosówki. Byłem idiotą. Kosówka to paskudna sektunica, spokojnie mogąca rywalizować o miano najgorszej rośliny około-szlakowej z tarniną. To gówno nie tylko haracze ręce i nogi ale jest bardzo sztywne i bliższy kontakt nawet z niewielką kępą może się skończyć ściągnięciem gościa z roweru. Ten szlak byłby jednak hardkoworowy nawet gdyby wykarczowali te krzaki. To jest miejscami stroma rynna pełna wielkich głazów, którą płynie strumień. Spokojny przejazd niestety uniemożliwiały grupy turystów, z którymi nie ma się tu zupełnie jak rozminąć. Te przepychanki skutecznie odbierały mi ochotę do walki. Punktem kulminacyjnym jest tu stroma ścianka po kamulach, gdzie trzeba wskoczyć w prawie 1m głęboką wyrwę i prosto w zawalony gruzem zakręt w lewo. Trudny kawałek. Jeszcze się zobaczymy. Ale tak, że tym razem bez świadków - turystów.

Szukając linii ...
Szukając linii ... 

Po tej ściance już myślałem, że dalej będzie łatwo ale gdzie tam. Dalej czekała na nas gruba rąbanka w rynnach wypełnionych kamulami. Odcinek jest naprawdę bardzo długi, męczy psychicznie i fizycznie. Na szczęście liczba turystów zmalała. Opuściłem na tym szlaku swoją strefę komfortu, tak, że nie wiem czy bym ją dostrzegł przez lornetkę. Szlak poniewiera tak, że toczyłem już pianę z pyska, krwawiłem z licznych ran zadanych przez kosówkę, myślałem że tu polegnę. Nie bawiłem się tak dobrze na rowerze chyba jeszcze nigdy :D. Przed samą przełęczą szlak zmienia charakter diametralnie - przechodzi w szeroki, błotnisty i mega płynny singiel. Po takiej rąbanie taka jazda to wielka ulga, miałem wrażenie że unoszę się w powietrzu. Na przełęczy musieliśmy wypić po pół litra zimnej kofoli na głowę żeby ostudzić emocje po takim masakratorze. Choć po czymś takim pasowało by raczej się napić siwej juchy vol70%. I pewnie byśmy tak zrobili, gdyby nie fakt, że mieliśmy tu jeszcze dziś trochę do zrobienia. Stokówkami i stromiznami stoków narciarskich wracamy tym razem "tylko" na Halę Miziową, czyli ponad 400 w pionie. Nawet ładną część tego udało się podjechać.

Stokowe stromizny
Stok narciarski

Na górze zrobiło się dość chłodno, na szczęście nie było tłumów takich jak rano. Ostatnim zjazdem tego dnia był żółty do Korbielowa. Szlak jest dość różnorodny, początkowo łatwy i szeroki. W pewnym momencie odbija z drogi leśnej w wąski trawers i tu zaczyna się ostra charówa. Trochę ten odcinek przypomina żółty z Przehyby ale z kamieniami większymi 5 razy. Rumowisko okrutne. Miejscami brakuje nachylenia i prędkości żeby po tym przejeżdżać, trzeba korbować ale nie jest to takie proste, ze względu na wystające głazy. Myślałem, że po niebieskim granicznym, wszystko inne będzie igraszką ale muszę przyznać, że orobiłem się tu konkret. Nie jest to zjazd dla ludzi o delikatnych dłoniach florysty. Floł tu nie ma, raczej bolesny kierat i fedrowanie na przodku. 
Krótka ta wyrypa wyszła ale to było samo sedno. Niedziela nie handlowa, a tu tyle roboty, powinni tego ustawowo zakazać. Trzy grube zjazdy to jest to. Zajebiste tereny na rower, składam wyrazy uznania, oddaję chwałę, daję im okejkę, lajka przybijam pjonteczkee i super najs. Ten sezon jest naprawdę ciekawy, szkoda, że tak mało czasu na jazdę.


Komentarze
tmxs
| 20:20 wtorek, 19 czerwca 2018 | linkuj No przyznaję, że sponiewierało mnie, a nawet mojego szanownego kolegę :D Fakt - kawał drogi tam mamy z Rzeszowa, co niestety bardzo utrudnia jeżdżenie tam na sensowne jednodniówki, zwłaszcza gdy dzień jest krótki.
grigor86
| 20:07 wtorek, 19 czerwca 2018 | linkuj Kawał prawdziwego terenu! Szacunek za tę trasę.
yazoor
| 19:29 wtorek, 19 czerwca 2018 | linkuj I jeszcze jedno: szkoda że ten Korbielów tak daleko od Rzeszowa :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!