Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
33.96 km 22.00 km teren
03:50 h 8.86 km/h:
Podjazdy:1600 m
Rozbójnicy:

I był Beskid i były słowa ... i była wódka 60-cio procentowa

Sobota, 7 lipca 2018 · dodano: 09.07.2018 | Komentarze 2

Tak się składa, że sporo w tym roku kibluję w Wyspowym. Jeszcze mi się nie opatrzył, tak jak wszystkie inne na wschód od niego. To jeden z tych dni, że powinienem zostać w domu zamiast iść na rower. Czułem się wybitnie parszywie. Dieta bogata w etanole nie wpływa pozytywnie na odporność mojego organizmu - z wiekiem odczuwam to coraz bardziej. No ale jak akurat wypada wolny dzień na wyjazd to trzeba spiąć poślady, zacisnąć zęby, nafaszerować się grubymi pigułami i jechać. 100 ton wyspowego gruzu samo się nie przewali. Dzisiejszą wyrypę rozpoczęliśmy podobnie jak ostatnią w 2017 - na przełęczy Rydza Śmigłego, tym razem jednak ruszając zielonym szlakiem w kierunku Łopienia (951 m.n.p.m). Na szczyt tej widokowej górki dociera się stąd sprawnie i szybko.

Spacerowicz jakiś
Spacerowicz jakiś 

Na pierwszy ogień poszedł zjazd zielonym szlakiem do dobrej. Jest taka substancja chemiczna, która potrafi postawić na nogi nawet obłożnie chorego. To adrenalina. Liczyłem, że ten zjazd mi jej dostarczy na tyle, żebym poczuł się lepiej. No cóż ... było tak sobie. Emocjonujące momenty mierzone są tu w sekundach. Krótkie fajne, sekcje przeplatane zrywkowym badziewiem. Pozostałości dawnej świetności. Nie planuję tego powtarzać, choć jak na rozgrzewkę to nie było tak źle. Teraz nadszedł czas na najgorszy odcinek tej wyrypy, około 10km asfaltem. Gdy podjeżdżaliśmy do parkingu w Wilczycach, pod szlakiem na Ćwilin zobaczyłem ich już z daleka. Groźne spojrzenia, zacięte miny, myślałem, że to donieccy separatyści. Niestety gorzej, bo to byli endurofcy, w tym jeden z tych najbardziej niebezpiecznych - na rowerze firmy Dżajant. Trzymając bezpieczny dystans pogadaliśmy chwilę, gadka szmatka o rowerach, miejscówkach. Niby spoko goście ale gdy odjechaliśmy w swoją stronę odruchowo sprawdziłem czy mam jeszcze portfel ;).
Po tym sympatycznym i ubogacającym kulturowo  wydarzeniu wskoczyliśmy na zielony szlak w kierunku pasma Jasień/Kutrzyca/Krzystonów. Generalnie to aż do Krzystnowa to było typowe pasmowe męczenie wora góra dół po szerokiej drodze leśnej. Jakieś tam zjazdy po drodze były ale proste jak pewna czynność fizjologiczna nie zawsze służąca rozmnażaniu.

Pasmowe męczenie wora
Pasmowe męczenie wora
Wyspowy gruz
Wyspowy gruz
Szlakowa rynna
Szlakowa rynnaTraktor enduro
Traktor enduro
Luboń Wielki
Luboń Wielki

Na uwagę zasługuje tu kawałek zielonego szlaku spod bazy namiotowej na południe. Jest tu kilka minut naprawdę wysokiej jakości zjazdu - polecam. Na tym odcinku Paweł empirycznie przekonał się co to znaczy dobić RS Liryka hehe. Niestety dobry zjazd szybko przechodzi w szutrówkę i z tego miejsca wróciliśmy z powrotem na pasmo, skąd też całkiem miło zjechaliśmy do na przełęcz Przysłopek. Stąd tak jak na jesieni gruzem wypychaliśmy na Polanę Stumorgową. I wtedy objawił nam się ON. Chyłkiem z nienacka wyskoczył przed nas zza trawiastego winkla. Oniemiałem. MY BIEDNE, ZACOFANE ANALFABETY, PÓŁNAGIE I PÓŁDZIKIE CHOPY Z PODKARPACIA JESZCZE CZEGOŚ TAKIEGO NA OCZY NIE WIDZIOŁY! Myśleliśmy, że takie stworzenia istnieję jedynie w internetowych memach. ENDUROWIEC NA E-BAJKU! Gdy ja byłem w szoku, Paweł widział co z nim zrobić. Postanowił rzucić mu wyzwanie na bardzo ostrym podjeździe do granicy rezerwatu Mogielica. Porównując siły: Paweł miał rejna na sprężynie, gość miał śnieżnobiałe skarpety i silnik w rowerze. Ależ to była pasjonująca walka! I gdyby nie fakt, że gość wjechał w tą sekcję kilkadziesiąt metrów przed nami to Paweł zlał by go tam jak świeżaka. Tak kończą E-BAJKERZY. Pozdrawiam kolegę :D.
Trochę pośmialiśmy ale teraz czekał nas najgorszy odcinek drogi na Mogielicę - wypych po ścianie. Na szczęście tym razem bez mokrych liści poszło nawet sprawnie. Na moich oczach gość próbował to podjechać na quadzie ale musiał skapitulować przed potęgą Matki Natury i Ojca Gruza. Na Mogielicy niestety - dość dużo turystów. 

Najgorszy moment w drodze na Mogielicę
Najgorszy moment w drodze na Mogielicę

Polana Stumorgowa
Polana Stumorgowa
Widok z wieży
Widok z wieży
Czekaliśmy aż się zrobi trochę luźniej by zacząć szlak niebieskim w kierunku Jurkowa. Dobrze, że nigdy wcześniej tego szlaku nie widziałem na oczy, np podchodząc go w górę. Bo gdyby tak było, to na propozycję zjazdu nim - zwyczajnie, grzecznie bym podziękował, przeprosił i odjechał w przeciwnym kierunku uprzednio zmieniając majtki na czyste. A tak jadąc "on sight" nie miałem wyjścia i musiałem z tym walczyć! Ten szlak rzucił mnie w wir zmagań z korzeniami i głazami w stromej rynnie. To były jedne z najbardziej intensywnych 2 minut w czasie mojej egzystencji na tym świecie. W sumie poza jednym miejscem gdzie uśliznęło mi się przednie koło i musiałem sobie pomóc nogą to udało mi się to zjechać ale jak to zrobiłem - nie wiem. Rzucałem się w te głazy jak szmata i jakoś to poszło. 

Powszedni chleb
Powszedni chleb ostatnio

Przyznaję, że po tym odcinku byłem trochę wstrząśnięty. Wg rad Pawła dalszej części tego szlaku nie było sensu jechać, bo to zwykła droga leśna, także wróciliśmy z powrotem na górę by zająć się żółtym szlakiem do Słopnic. Dla mnie to był najlepszy zjazd ubiegłego sezonu i tym razem też mnie nie zawiódł. Może nie ma tam jakichś trudnych elementów ale to naprawdę długi zjazd pełny różnorodnych sekcji pełnych wspaniałej rowerowej zabawy. Jechało mi się go nawet lepiej niż rok temu. W jednym miejscu musiałem przepuścić grupkę turystów - co jest OKEJ, zawsze tak robię bo tak trzeba. Niestety, w innym, bardzo wąskim miejscu musiałem dosłownie czmychnąć w krzaki przed grupą motocrosowców którzy na pełnym piecu pałowali pod górę - co jest OKEJ jakby mniej. Ale było-minęło - kolejna wyrypa zrobiona. Co jest fajne to fakt, że w tym roku jeszcze nie jeździłem w ciężkim gnoju - i mam nadzieję, że już tak zostanie.



Komentarze
tmxs
| 20:44 środa, 11 lipca 2018 | linkuj Dzięki. Coś tam próbuję, wychodzi mi przeciętnie ale mam z tego satysfakcję. Próbowałem to rzucić wiele razy ale narazie nie potrafię :).
grigor86
| 20:59 wtorek, 10 lipca 2018 | linkuj Jeździsz ścieżkami nie dla każdego i wielki szacunek Ci za to.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!