Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.55 km 33.00 km teren
06:20 h 6.88 km/h:
Podjazdy:2133 m
Rozbójnicy:

Tak hartuje się karbon

Środa, 1 maja 2019 · dodano: 06.05.2019 | Komentarze 2

Co by nie mówić, tegoroczna majówka pogodowo zapowiadała się bardzo słabo. Tony deszczu, zimno. Wertowałem bloga sprawdzając jak wyglądał początek maja w zeszłych latach i naprawdę rzadko kiedy było tak cienko. Od sprawdzania prognoz można było dostać mdłości. Kwiecień mizernie wypadł pod względem liczby wyryp, także była presja gdzieś się ruszyć. Dodatkowo wielce szanowny kolega Łukasz nabył nowy rower. Liczną stajnię jego maszyn tym razem powiększył Scott Genius w wersji z plastikową ramą. Co ten "Szkot" skrywa pod spódnicą? Okazuje się, że prawie same dobre rzeczy.

Scott Szkot
Scott Szkot

Wprawne oko szybko rozpozna, że osprzęt tego roweru jest naprawdę ok. Przyczepić by się można jedynie do bardzo patyko-czułej (i drogiej) przerzutki, kamienio-wrażliwej (i drogiej) manetki systemu twinloc oraz oczywiście pedałów ESPEDE, których zakładanie do tego typu rowerów powinno być zakazane prawnie na podstawie art.197 KK. No i ta szeroka rama która nie mieści się w uchwyt na moim bagażniku dachowym .... Nowe rowery moich kolegów zawsze wywołują u mnie takie połączenie zachwytu i zazdrości. To sprawia, że zawsze wtedy chcę takiego delikwenta zabrać na ciężką wyrypę, żeby mu się ten rower zepsuł, a najlepiej złamał ;). Przeciągnąć go tak konkretnie po górach. W tym celu wybraliśmy się trochę pojeździć po klasykach pasma Radziejowej.

Jakiś tam typowo sądecki widoczek
Jakiś tam typowo sądecki widoczek

Po niewielkich sprzętowych zawirowaniach ruszyliśmy z parkingu w Rytrze. Pedałujemy sobie początkowo asfaltem i w pewnym momencie słyszę jakieś znajome acz dawno nie słyszane cykanie. Paradoksalnie ten dźwięk przywołał wiele pozytywnych wspomnień. Myślę sobie - to musi być full GT. I faktycznie miałem rację. Dogonił nas właśnie chłopak z Nowego Sącza. Chwilę kręcił z nami, pogadaliśmy chwilę o szlakach, wymieniliśmy zdanie na temat błota. Wg niego to sądeckie jest okrutne. Ewidentnie nigdy nie był na południowym Podkarpaciu hehe. Miło się gawędziło, w rytm cykającego zawiasu i-drive :D. Po paru km kolega popedałował w kierunku Przełęczy Żłobki, a my ruszyliśmy drogą leśną na Niemcową (1001mnpm), na którą dotarliśmy dość szybko. Nie był bym sobą gdybym nie dorzucił do wyrypy eksploracji czegoś nieznanego. Tym razem padło na fragment zielonej ścieżki, zwanej "Rogasiowym szlakiem". Zjazd zaczęliśmy z okolicy szczytu wspomnianej Niemcowej, początkowo szeroką, leśną drogą ale potem zaczyna się robić ciekawie. 

Rogasiowy szlak
Rogasiowy szlak

Jest wąsko, kręto i technicznie. Niestety szlak jest mało przechodzony, leży na nim dużo gałęzi, liści i syfu, w dzisiejszych warunkach było mega ślisko. Oznakowanie też nie najlepsze. Jak by trochę o niego zadbać to był by kozak szlak. Spokojnie był by benger, taka krótsza wersja żółtego spod Przehyby. Niestety - od chaty na Cyhrli jest już typowa droga pozrywkowa z okrutnym błockiem.

Cyrhla
Cyrhla

Wielkie ilości wody schodzą z gór. Nie tylko te z opadów, ale jeszcze z zimowych śniegów. Wszystkie strumienie wezbrane, szumią jak wodospady. Woda dała nam się dziś mocno we znaki. W takich warunkach przekraczanie rwących potoków bywa kłopotliwe. Prowadzi do przemoczenia różnych części garderoby.

Karbon lekki jak piórko
Karbon lekki jak piórko
Sprzęty do leśnej roboty
Sprzęty do leśnej roboty
No raczej nie szydełkowanie ...
No raczej nie szydełkowanie ... 

Narazie tylko lekko przemoczeni ruszamy na dalszą część szlaku w okolicy Radziejowej. Póki co świeci słonce i jest OK. Mozolna jazda błotnistą drogą i fragment srogiego wypych zrywką zlatują w miarę szybko i docieramy do skrzyżowania szlaków w okolicy Kornytowej. Okazuje się, że fragment Rogasiowego szlaku wiodący przez rezerwat Baniska istnieje. Wygląda ciekawie, tam może być potencjał na miarę perci Sosnowskiego. Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić od przełęczy Żłobki.

Malinowa perć
Malinowa perć?

Dziś akurat zaplanowałem zjazd w przeciwnym kierunku. Tu akurat szału nie ma. Jakaś stara pozrywkowa droga, dopiero w dalszej części kawałek stromego singla - ogólnie nie polecam. Najgorsze jednak było to, że szlak w sporej części wiedzie wiedzie wzdłuż strumienia i brody trzeba przekraczać chyba z 6 razy !!!! Nie da się tego w żaden sposób obejść. Tą przygodę kończymy z kompletnie przemoczonymi butami, co przy temperaturze oscylującej w okolicy 10 stopni nie wróży nic dobrego.

Wezbrany strumień
Wezbrany strumień

Póki co jest jeszcze w miarę ciepło więc atakujemy skrzyżowanie szlaków pod Wielką Przehybą. Tu kończymy eksplorację i zabieramy się za dobrze znany klasyk - żółty szlak. Niestety - tegoroczna zima była sroga, śniegowa i wietrzna. Na wielu szlakach zalegają połamane drzewa. Żółty jest tym problemem szczególnie dotknięty. Do pierwszego skrzyżowania z szutrem leży 4, trudne do obejścia drzewa. Do drugiego chyba z 6. Szlak jest kozak, ale póki tego nie posprzątają to nie polecam, bo trudno tu się rozpędzić, znaleźć płynność i radość z jazdy. Po przejechaniu najlepszej, singlowej części zjeżdżamy szutrem do asfaltu wiodącego do schroniska na Przehybie. Słońce zaszło, temperatura mocno poleciała w dół, a buty jak mokre tak mokre. Te pare kilometrów to była droga przez mękę. W okolicy pasma tęskniłem za popołudniowymi 10 stopniami, bo było już pewnie poniżej pięciu.

Zima na Przehybie
Zima na Przehybie

Totalnie utarci docieramy do schroniska. Stąd czeka nas jeszcze tęga robota na niebieskim szlaku do Rytra. No to ogień. Choć padam na psyk, to chcę tu powalczyć, a nie wysłuchiwać banałów z mongolskich annałów. Daję tu z siebie wszystko co mam, a że mam już niewiele to już inna historia :). Szlak jest nadal mega i nie ma na nim ani jednego zwalonego drzewa. Wciąż uczy, cieszy i bawi. Niestety z roku na rok jest on coraz bardziej zryćkany, dziś akurat przez końskie kopyta, ale motory i quady też tu pewnie działają. Ostatnie 100m, przed metalową kładką to już jest droga zrywkowa. Pewnie kiedyś i ten klasyk zostanie unicestwiony, ale póki co - nadal go polecam. Tym mocnym akcentem kończymy. Plastikowy Szkot wytrzymał lanie i spisywał się na medal. 2000 w pionie pierwszy raz w tym roku zaliczone. Oby pogoda się wyklarowała bo póki co wszystkie wyrypy w tym roku w kurtce. 



Komentarze
tmxs
| 08:21 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj Zabawa to mój główny i jedyny cel na ten sezon :)
grigor86
| 19:55 poniedziałek, 6 maja 2019 | linkuj Fajnie się bawisz.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!