Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
48.30 km 35.00 km teren
05:20 h 9.06 km/h:
Podjazdy:1945 m
Rozbójnicy:

Ssądecczyzna

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 3

W ten weekend zew dobrego MTB rzucił nas w dość odległy Beskid Sądecki. Pasmo Radziejowej eksplorowałem w zeszłym sezonie dwukrotnie, teraz nadszedł czas na pasmo Jaworzyny Krynickiej. Startowaliśmy z Krynicy Zdroju i przez osiedle Czarny Potok ruszyliśmy w kierunku schroniska na Jaworzynie. Mimo upału chłopaki od początku wybierali twarde przełożenia ale tak to już jest jak się jeździ z gośćmi, którzy poddani kontroli anty-dopingowej polegli by z kretesem hehe. Te ich tajemnicze fiolki z dziwnymi substancjami ... zresztą zamilknę, niech to pozostanie "tajemnicą wyrypy". Z asfaltu szybko skręciliśmy na szuter, który miał nas zaprowadzić na sam szczyt i rozpoczęliśmy mordęgę w pełnym słońcu.
Jako, że Krynica jest swego rodzaju kurortem, spotkaliśmy dziś wielu turystów. Wymijając na stromym odcinku turystkę w podeszłym wieku usłyszałem "przecież chodzenie jest przyjemniejsze". Szanowna Pani, śmiem się nie zgodzić. Schodziłem w życiu kawał gór ale odkąd jeżdżę po nich rowerem chodzenie wydaje mi się bardzo nieefektywne, wręcz nudne. W końcu podczas jednego dnia na rowerze zobaczę tyle co podczas 2-3 dni pieszo. Oczywiście ten wywód zachowałem dla siebie. Walka o każdy miligram tlenu sprawiła, że odpowiedź na ten komentarz ograniczyłem jedynie do, krótkiego, gburowatego "eeee tam".
Kolejne kilkadziesiąt metrów w pionie wyżej wyprzedzam jakąś większą grupkę, wyglądających na kuracjuszy sanatorium. Na moje "dzień dobry" odpowiadają "Szczęść Boże", za to jedna pani chce żebym ją podwiózł na ramie. Wesoło w tych kurortach, wesoło.
Gdzieś tak w połowie podjazdu szuter krzyżuje się z trasą kolejki gondolowej. Tu musiałem się zatrzymać i zrobić fotkę. "U nas w Bieszczadach" nie ma w końcu takich cudów techniki :D. Wsiadasz na dole, nawet z rowerem, a po chwili jesteś na górze oszczędzając sobie tej całej męczarni w słońcu. Genialne. Poczułem się jak Indianin na widok pierwszych parowozów na dzikim zachodzie.

Kolejka na robocie
Kolejka na robocie

W końcu dotarliśmy na szczyt, pod górną stację wspomnianej kolejki. Widoki całkiem przyjemne i całe tłumy, wręcz hordy, turystów spoglądających na nas jak na debili. Dla tych w klapkach, siedzących pod parasolem z browcem w dłoni musieliśmy wyglądać szczególnie dziwnie. Nie polubię tego miejsca, zupełnie nie mogłem się tu odnaleźć. Stopień obcowania z przyrodą na poziomie lanczu w rzeszowskim makdonaldzie. Jestem alieniem.

Jaworzyna Krynicka
Jaworzyna Krynicka (1114 m.n.p.m)

Stacja kolejki na Jaworzynie
Stacja kolejki na Jaworzynie

Trzeba się ewakuować. Ruszamy zielonym w kierunku Muszyny. TEN ZJAZD TO KLASYKA FREERIDE I DH! .... żartowałem. Ot leśna droga i trochę luźnych kamieni. Że ja założyłem na to pampersy na kolana to śmiech. Jedyny powód żeby go zapamiętać to żeby nigdy na niego nie wrócić. Najciekawszy moment to widok na Muszynę i morze traw. Dodatkowo w paru miejscach miałem dziwne uczucie, jak by mi miało odpaść tylne koło, przyczynę tego znalazłem trochę później.

W dole Muszyna
W dole Muszyna

Łukasz
Łukasz w cieniu

Sebastian
Seba jak zawsze słońco-odporny ;)

Przed Muszyną odbijamy w prawo do Szczawnika i rozpoczynamy podjazd w kierunku Pustej Wielkiej (1061 m.n.p.m). Żółty szlak wije się szeroką drogą leśno-polną. Upał daje się we znaki. Zaczynam się zastanawiać czy aby nie za ciężka trasa jak na panujące warunki. Udaje się zdiagnozować mój problem z rowerem. Najprawdopodobniej łożyska suportu się kończą, stąd to bujanie na zjazdach. Łukasz dokręca na maksa i to pomaga ale problemy w mojej relacji z Forcem chyba znowu się zaczynają. Oj będzie foch i ciche dni.
Jak by tego było mało powoli kończy mi się woda. Pić, pić, pić. Susza. Znam to uczucie aż za dobrze i to niekoniecznie z dyscypliny związanej z rowerem. Poprzysięgam sobie, że w Wierchomli nawodnię się na bogato, kasa nie gra roli, a z uszu popłynie mineralna. W krytycznych momentach Seba ratuje mnie zawartością swojego bidonu.

W drodze na Pustę Wielką (1061 m.n.p.m)
W drodze na Pustę Wielką (1061 m.n.p.m)

W dole Wierchomla
W dole Wierchomla


Końcówka podejścia na szczyt to już wąski singiel. Spotykamy grupę harcerzy, zacząłem się obawiać o powtórkę z Jaworzyny i tłumy turystów na gorze. Na szczęście szczyt Pustej Wielkiej jest pusty ( i zupełnie nie widokowy). Chwila odpoczynku i ruszamy w kierunku Wierchomli. Chciałem sprawdzić szlaki czarny i czerwony którymi się tak podniecają na endurowych forach. Początek - singiel przez krzaki jagód, potem trochę leśnej drogi i zmieniamy szlak na czerwony. W lesie parę spoko momentów w kamienistych rynnach, trochę pedałowania i wyjeżdżamy na pola.

Panorama na czerownym
Panorama na czerwonym

Tu zaczyna się typowo beskidzka, kamienista droga polna typu ŁUBU-DUBU. Trzeba przyznać że kamuli jest sporo i że ten odcinek jest naprawdę długi. Dobry sprawdzian wytrzymałości górnych partii mięśni - w paru miejscach wyrywa kierę z łap. Czytałem, że zjazd kończy się ścianką prosto do brodu ale ścianki to są na Jaworzynie Konieczniańskiej, tu jest po prostu trochę stroma droga dla traktorów i kilka dużych kamieni.

Końcówka przed Wierchomlą
Końcówka przed Wierchomlą

Mimo wszystko fajny zjazd, na dole euforia taka, że mam ochotę wskoczyć w ubraniu do strumienia. Czy pojechał bym to jeszcze raz? TAK. Czy wolę ten zjazd od któregokolwiek z bieszczadzkich zjazdów z wtorku? NIE.
Chwila ochłody i jedziemy do sklepu gdzie wlewam w siebie 1.5 litra płynów z marszu, drugie tyle do bukłaka.
Z Wierchomli jedziemy dalej szutrem pod Bacówkę. Upał sięga zenitu a podjazd dłuży się w nieskończoność. Jest ciężko. W schronisku spożywam zupkę pomidorową, która trochę mnie ratuje energetycznie.

Bacówka PTTK nad Wierchomlą
Bacówka PTTK nad Wierchomlą

Panorama z bacówki
Panorama z bacówki

Pomidorowa
Prawie po robocie

Z Bacówki niedaleko na Runek (1080 m.n.p.m), jeden z wierzchołków pasma Jaworzyny. Z Runka już niedaleko na Czubakowską (1082 m.n.p.m) gdzie zaczynamy zjazd do Krynicy niebieskim szlakiem. Dla mnie ten szlak w sporej części jest nudny - ot dzida w dół, gdzieniegdzie krótkie podjazdy. No ale chłopakom się podoba bo mogą osiągnąć WARP3, więc ok. jak dla mnie najlepsza jest końcówka, gdzie w końcu jest ciut większe nachylenie, a prosto z leśnego singla wyjeżdża się prawie w środku osiedla mieszkalnego :D.
Fajna jazda dobiegła końca, pozostał wesoły powrót samochodem do Rzeszowa. Kolejny raz, nie mogę powiedzieć, że Sądecki mnie jakoś szczególnie porwał ale warto tu czasem zajrzeć dla odmiany. Góry mają klimat parku miejskiego ale potrafią konkretnie sponiewierać. Miałem dziś 2 cele - niczego nie uszkodzić w rowerze i zjechać wszystko co wyrypa nam rzuci pod koła - udało się.
Dziś mapy nie załączam, bo mi się Strava wyłożyła w Wierchomli, dane wyjazdu spisałem do chłopaków.


VIDEO:




Komentarze
Mamir
| 16:50 wtorek, 23 czerwca 2015 | linkuj Super wyprawa i zajebiste zdjęcia. Planuje tam właśnie wypad w niedługim czasie tak wiec milo widzieć co mnie czeka.
Pozdrawiam
tmxs
| 20:26 niedziela, 14 czerwca 2015 | linkuj Fajny, fajny, szkoda, że nie mogłeś jechać.
yazoor
| 19:22 niedziela, 14 czerwca 2015 | linkuj Bidon Seby ratuje wszystkim życie od padnięcia w skwarze;) Dobrze że właściciel nie pobiera opłat póki co:DFajny trip baj de łej:p
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!