Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
40.50 km 35.00 km teren
03:30 h 11.57 km/h:
Podjazdy:1690 m
Rozbójnicy:

Faki, na które czekałem

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 6

Po 2 weekendach bez wyrypy miałem ochotę się tak konkretnie skatować i upodlić. Zmasakrować. Zabytki, zwiedzanie, widoczki są fajne ale dziś chciałem się solidnie przestraszyć, walczyć o życie na zjazdach i zdychać na podjazdo-wypychach. Chciałem też uciec od tłumów turystów przewalających się przez popularne góry w długie weekendy. Rzut oka na kolekcję planowanych tras i wpadło na Beskid Niski zachodni. Razem z Łukaszem wyruszyliśmy z leśnego parkingu w miejscowości Krzywa. Pierwszy cel - Popowe Wierchy. Część dzisiejszej trasy pokrywała się z pamiętnym wypadem z jesieni z zeszłego roku, ale jak coś jest dobre to trzeba to czasem powtórzyć. Zjazd singlem z Popowych można porównać jedynie do jazdy po schodach ... z korzeni. Jest ich tu cała masa w najróżniejszych konfiguracjach - korzenie pionowe, poziome, ukośne, połączone szeregowo, równolegle, piętrowe, korzenie jedno i wielospadowe. Nie zdziwię się jak to kiedyś ogrodzą i zrobią rezerwat "Korzeń". Wyjaśnienie tego zjazdu uprzyjemnia dodatkowo dość konkretna stromizna oraz siatka chroniąca sadzonki umieszczona przy samej ścieżce. Z kierą 800mm bym się nie zmieścił, trzeba by było znosić rower w poprzek albo ciąć przez krzaki :). Ten zjazd nas rozgrzał, jeśli spałem to po tym się obudziłem :). Łukasz trochę kręcił nosem bo nie mógł się rozpędzić do swojej ulubionej prędkości WARP3 ale i tak było dobrze.

Popowe Wierchy (684 m.n.pm)
Popowe Wierchy (684 m.n.pm) 

Rotunda (771 m.n.p.m) od łagodnej strony
Rotunda (771 m.n.p.m) od łagodnej strony

Następny kierunek - podjazd Rotunda, poszedł dość sprawnie. Zjazd z tej góry na zachód jest naprawę miodny. Najpierw płynny singiel, potem krótka ścianka i kamule. Ten zjazd rządzi. Sprawę trochę popsuł fakt, że spotkaliśmy pierwszych turystów, więc trzeba było zwolnić, powiedzieć  "dzień dobry" i "dziękuję", uśmiechnąć się. W końcu jak by nie było to piesze szlaki, nie wypada się zbytnio panoszyć. Mimo wszystko mógłbym to zjeżdżać codziennie. 
Na dole czuć zajawkę ale przed nami gehenna - wypych na Kozie Żebro. Co prawda to Kozie Żebro nie jest aż tak strome jak Kozie Żebro w Górach Grybowskich ale i tak sam się dziwię, że można sobie 2 raz fundować taką katorgę, tym razem w pełni świadomie. I co więcej - wrócę tu po raz 3 ale tym razem pojadę to w dół :).
Na Kozim też spotkaliśmy turystów ale już dużo mniej niż na Rotundzie. Lubię puste szlaki i puste góry, z 2 strony to dobrze, że ludzie zaczynają w końcu żyć we własnym kraju, a nie tylko browar i plaża. Liczba turystów w górach z każdym rokiem wzrasta i nawet taki laik jak ja to zauważa.
Na Kozim nadszedł czas na nowości - zjazd zielonym do Wysowej. Jakoś wiele się po tym zjeździe nie spodziewałem ale pozytywnie mnie zaskoczył. Zaczął się niemrawo i jest taki bardziej na "dzidę" niż techniczny ale dobrego "pieca" po luźnych kamieniach nie sposób nie docenić. Niestety w połowie zjazdu wjechałem w kupę gałęzi pozostawionych na środku drogi przez życzliwych drwali. Rzuciło mnie od prawa do lewa i usłyszałem PSSSSSSS. Krzyczałem za Łukaszem ale on rozwinął właśnie WARP3 więc nie słyszał i potem miał stresa bo czekał na mnie na dole, ja nie nadjeżdżałem. Dodzwonić się nie mógł bo nie było zasięgu :D. Ja w tym czasie machałem pompką-koniobijką bluzgając na czym świat stoi. Koniec z tym, zaczynam wozić normalną pompkę.

Ups #1
Ups #1

Przebita guma zawsze psuje nastrój ale na to jest dobre lekarstwo - syty posiłek. Zjechaliśmy do Wysowej i rozgościliśmy się w jakimś lokalu. Solidarnie zdecydowaliśmy się skosztować "lokalnych" przysmaków i zamówiliśmy po Pierożku Wysowskim. Danie okazało się być szynką z serem zapieczoną w cieście z pizzy. Co by nie mówić - dobre to było.

Pierożek Wysowski
Pierożek Wysowski

Nadszedł czas by wstać od stołu i ruszyć dalej. Niebieski szlak zaprowadził nas na granicę PL-Słowacką i dalej na Obicz (788 m.n.p.m). Góra na mapie niepozorna ale zjazd z niej do przełęczy Regetowskiej był konkretny. Dużo, dużo korzeni - polecam. Dalszy szlak na Jaworzynę Konieczniańską wpisany na listę "do zjechania". Co prawda nie jest tak stromy jak czerwony na Kozie Żebro ale za to bardziej kamienisty i ukorzeniony.

Wypych na Jaworzynę Konieczniańską
Wypych na Jaworzynę Konieczniańską

Wypych był ciężki - upał dawał się coraz bardziej we znaki. Szczyt Jaworzyna do długa, wąska jakby wydma, po której wije się singiel. Jest nawet trochę widoków na północ, pomiędzy drzewami.

Widok z przecinki
Widok z przecinki

Zjazd granicą na północ zasługuje pewnie na osobny wpis. Wiedziałem, że będzie tam parę ścianek ale to co tam było to przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Chore piony! I choć ścianki nie są bardzo długie, to kolejny raz pozdrawiam małopolskich znakarzy szlaków - to muszą być jacyś zatwardziali dołnhilowcy. Ten zjazd to były faki na które czekałem. Pierwsza ściana - pion po korzeniach. Jak to zobaczyłem do głosu szybko doszedł mój "wewnętrzny cziken". Pokazał mi łatwą drogę - "zejdź z roweru, sprowadź, po co się stresować, po co się narażać? Bohatera zrobisz z siebie w notce na blogu - przecież większość tak robi” :D. Tym razem zdusiłem chama szybko i podjąłem walkę. „Dzida" albo „bida".  I tak zacząłem orać w dół, trochę przyjanuszowałem, trochę przyfarciłem, w paru miejscach zamknąłem oczy modląc się w myślach, resztę rower sam zjechał i znalazłem się na dole :D. Cały!
Potem trochę płaskiego i ścianka numer 2. Tu niestety walkę z "wewnętrznym czikenem" przegrałem. Bylem jeszcze pod wpływem ścianki nr 1, gdzie wystrzelałem się całej ikry :), poza tym z góry nie było widać co jest na dole. Schodząc miałem okazję się przyjrzeć i żałowałem swojej decyzji. Do zjechania. Przypomina trochę ściankę z Przedmieścia Czudeckiego tylko jest bardziej stroma, jest gdzie trenować - także wrócę na rewanż.
Przed ścianką nr 3 - miałem wymuszoną przerwę - złapałem badyla w przerzutkę, powykrzywiało ją i do końca wyrypy nie mogłem już wrzucać na młynek.

Przerzutka wygląda jakoś tak inaczej ... UPS #2!
Przerzutka na godzinie 7 ... UPS #2!

Dwie awarie w 1 dzień - bywa i tak. Grunt, że ścianka nr 3 - bez problemu. W sumie najłatwiejsza - takie to mam pod domem. Czwarta i ostatnia to już większy kaliber, konkretna franca ale za to bardzo szeroka  - chwila strachu i wyjaśniona. Chwała temu zjazdowi :). 
Po tych wyczynach mieliśmy jechać dalej granicą ale przez moją awarię i zmęczenie spowodowane upałem stwierdziliśmy, że skracamy. Zjechaliśmy turbo leśnym szutrem do Krzywej

Jaworzyna Konieczniańska (881 m.n.p.m) już po zjeździe
Jaworzyna Konieczniańska (881 m.n.p.m) już po zjeździe

Tu też mieliśmy objeżdżać Popowe szutrami ale ze względu na upał zdecydowaliśmy się na drogę przez las. -5km kosztem 15 minutowego wypychu, podczas którego mogłem uważnie obejrzeć rezerwuar korzeni, który zjeżdżaliśmy rano.
Na parkingu słaniałem się na nogach, czy ten dzień mógłby być jeszcze lepszy? Okazało się, że tak, bo Łukasz wręczył mi zaległy geszeft za starą przysługę - produkt z gorzelni od Brusa Willisa.

Regeneracja będzie udana
Regeneracja będzie udana

A ja się martwiłem, że nie mam się czym nawodnić w drodze do domu :). Morda mi się śmiała. Gdzieś tam w głębi czachy coś mówiło mi, że przecież miałem 2 awarie i że cieszę się chyba z własnej głupoty. To pewnie był ten smutas - głos rozsądku - kto by go tam słuchał. Wspomnienia są wieczne a przerzutkę naprostuję choćby i gumowym młotkiem. Co za trip, obym nigdy nie wydoroślał :). Zdrówko!






Komentarze
neurotic
| 11:24 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj Heh, świadomie użyłam sformułowania "nowoczesna proza poetycka" - to taki worek bez dna i spokojnie zmieści się tutaj Twoja blogowa twórczość :D (wcale nie grafomańska)
Swoją drogą, kto powiedział, że ja się poruszam w kulturalnych kręgach? :D Komary w zębach, obsmarowane łydki i zakurzony rower w pokoju świadczą o czymś wręcz przeciwnym :D
tmxs
| 03:52 wtorek, 9 czerwca 2015 | linkuj Neurotic Nigdy bym nie przypuszczał, że można użyć słowa "poetycki" pisząc o moim blogu :D. To jest raczej grafoamński zbiór myśli pod wpływem, bez większego sensu czy przesłania.
Co do odnajdywania w sobie zwierzęcych alter ego oraz wieloznacznych sentencji to niewątpliwie jest to wpływ pewnego, przemyskiego bloga, który kiedyś przeczytałem od deski do deski :).
Jak skończyłem ten wpis, to też się śmiałem, że za dużo slangu ale cóż .. tak wyszło. Efekt przesiadywania zbyt długo na enduro-forach. Tak się dzieje, gdy prosty człowiek dobierze się do klawiatury :). O słownik może się kiedyś pokuszę, niektóre z tych określeń są autorskie, a ich geneza jest zabawna :D.
Przy podkradaniu cytatów z mojego bloga polecam nie podawać źródła, cytowanie takiego osobnika to spory obciach w kulturalnych kręgach :).

Panowie - Wysowa będzie jechana jeszcze nie raz :)
sebol
| 19:12 poniedziałek, 8 czerwca 2015 | linkuj warunki i góry na poziomie. jak zawsze Beskid Niski rządzi
neurotic
| 14:43 poniedziałek, 8 czerwca 2015 | linkuj Dobrze się czyta Twoje wpisy, ale czasem przydałby mi się tmxowy słownik :D. "Wewnętrzny cziken"... To chyba coś takiego jak mój wewnętrzny leniwiec niepędzący :D
Śmiem twierdzić, że tworzysz całkiem zgrabną nowoczesną prozę poetycką ;) Te "propsy", "dzidy", "januszowanie" - trochę jak na lekcji j. polskiego kiedy interpretowaliśmy wiersz. Ładnie brzmiało, ale interpretacji byle tyle, ile uczniów w klasie haha.

Ostatnie zdanie "Co za trip, obym nigdy nie wydoroślał" chyba podkradnę do opisu swojego ostatniego weekendowego wypadu, jak go już rzecz jasna stworzę. Zamiast spędzać czas na miłych spacerkach, człowiek włóczy się po kniejach. No, ale kto by chciał grzecznie i ładnie przebierać nogami po parku, kiedy lasy wołają.

Co do turystów, kiedyś też o tym pisałam i mam podobne odczucie. Fajnie, że ludzie wychodzą z tych swoich czterech ścian, a nie gniją za życia przy wszelkiej maści elektronice, ale jeszcze fajniej byłoby, gdyby obierali szlaki inne niż ja :D Ot, taka pokrętna logika.
Mic
| 20:17 niedziela, 7 czerwca 2015 | linkuj ehh, ze 2 lata temu marzyłem o Wysowej
yazoor
| 15:58 niedziela, 7 czerwca 2015 | linkuj Król Jan dobry na wszystko, szczególnie na korzeniowe "faki", które zjeżdżaliście, miodzio wyrypa nie wiem czy mój cziken dałby się zakrzyczeć na takich zjazdach;D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!