Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
55.00 km 20.00 km teren
03:14 h 17.01 km/h:
Podjazdy: m

Wiaty bajkerom stawiają!

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 08.08.2012 | Komentarze 2

Takie cuda w gminie Dynów. Niestety o szlakach zapomnieli. No ale o tym w dalszej części wpisu.
Odkąd otwarli skejtpark to próby wyciągnięcia Pawła na rower przypominają negocjacje rządu USA z rządem Kim Dzong Una w Phenianie, tzn nie ma lekko. Tym bardziej byłem w szoku, że tym razem się udało. Mieliśmy pojeździć w okolicy Dynowa, zdobyć kilka okolicznych wzgórz: Kruszelnicę, Piaskową, Łubienkę, zobaczyć ruiny cerkwi w Kotowie. Po ustawce o dziwniej godzinie bo o 11 w miarę sprawnie dotarliśmy samochodem do Dynowa i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Kruszelnicy. Już na początku pierwszy szok - nowe, lśniące tabliczki z oznaczeniem ścieżki rowerowej? przecież to Dynów a nie Amsterdam. Do innych standardów przywykliśmy. Pniemy się pod górę a tam .... WIATA. Wiata widokowa, wydzielone miejsce na ognisko, ogrodzone, tablica z informacją jak to za pieniądze unijne gmina Dynów podnosi swoje walory turystyczne poprzez dbanie o szlaki.

Wiata! Na niej jesteś królem śiwata! - no właściwie to platforma widokowa, wiata jest z tyłu © tmxs


W oddali na wzgórzu widać kolejną taką platformę widokową, tyle, że w wersji exclusive bo zadaszoną. Jemy posiłek, podziwiamy okolice i myślimy, że skoro w Dynowie tak o szlaki dbają to jazda dalej niebieskim to będzie musiała być niezła przyjemność.

Dynów widziany z platformy widokowej © tmxs


Z wielkimi nadziejami ruszyliśmy dalej skręcamy za wiatą w lewo a tam koniec luksusu, zamiast tego POPELNIA! O szlak zadbali tylko do wiaty. Dalej jest dramat - krzaczory, koleiny pełne wody, żab i węży, błoto czyli wszytko co dobrze znamy ale trzeba przyznać, że na tym szlaku jest tych 'atrakcji' swoista kumulacja. To właściwie trudno nazwać jazdą, takie toczenie się, męka. Po paru km takiego kręcenie po łąkach i lasach jak zobaczyłem w oddali kawałek szutru to tak bardzo chciałem się na niego dostać, że strzeliłem jakiegoś życiowego nieogara i poleciałem OTB na kępce trawy. Walnąłem o ziemię dość mocno lewym barkiem i kilka minut się zbierałem. Na szczęście był ze mną Paweł, domorosły mistrz motywacji. Gdy on motywuje to kalecy odzyskują władzę w członkach, ślepi wzrok, głusi słuch a zwierzęta mówią ludzkim głosem :). Tak i teraz w tych ciężkich chwilach Paweł pomógł mi tak bardzo, że wstałem i kontynuowałem jazdę, choć lewa ręka służyła mi przez jakiś czas jedynie do podpierania o kierownicę. Na szczęście Paweł nie miał dziś GoPro :).
Po jakichś 2km szutru zaczął się leśny podjazd pod Kruszelnicę, górę na której jest chyba nieustanny sabat drwali z całego świata. Tak tam tną te drzewa gdzie popadnie, jeżdżą tym ciężkim sprzętem, tworzą dziesiątki nowych dróg, niszczą stare. Daliśmy radę może ze 2-3km brnąc w takie coś, odpuściliśmy niebieski szlak i przebiliśmy się do Przełęczy Kruszelnickiej do asfaltu. Dotarliśmy do miejscowości Żohatyn, gdzie podjęliśmy rozpaczliwą próbę powrotu na nieszczęsny niebieski szlak ale po krótkim błądzeniu i ocenie odnalezionego szlaku jako wysoce paździeżowatego spasowaliśmy. Morale mieliśmy bardzo niskie. Trochę trzeba aby nas złamać ale tym razem stało się - gratulacje dla niebieskiego szlaku!
Powrót do Dynowa po czarnym szlaku rowerowym, który wiedzie blisko rzeki San po lokalnych drogach asfaltowych i szutrowych. Powrót nawet dość przyjemny jeśli jazda fulem po asfalcie w ogóle może być przyjemna. W miejscowości Wybrzeże zrobiliśmy sobie dłuższy postój na bardzo przyjemnym miejscu biwakowym nad Sanem.

Wybrzeże, dobre miejsce na melanż © tmxs


W rzece była bardzo ciepła woda, sklep blisko, dobre miejsce na odpoczynek. Skorzystaliśmy też z okazji aby umyć rowery. W oddali widać było przekaźniki na
Patryji, wzgórzu z którym walczyłem końcem czerwca.

Patryja w oddali © tmxs


Z tego miejsca wygląda dość skromnie. Kolejne kilometry to podjazd pod Winną Górę, gdzie znajduje się oczywiście kolejna Dynowska wiata w bardzo widokowym miejscu, skąd widać już Patryję w całej okazałości. Trasa wiodła też w pobliżu zakoli Sanu:

Zakola Sanu © tmxs


To była jak dotąd najgorsza wycieczka w tym roku. Przedzieranie przez krzaki już po prostu mnie nudzi, oby takich jak najmniej.

Mapa tego nieszczęścia:




Komentarze
kundello21
| 06:52 piątek, 14 września 2012 | linkuj Ten wpis powinien znaleźć sie w jakimś przewodniku podkarpackim:p
Poezja:D
Mic
| 23:31 środa, 8 sierpnia 2012 | linkuj PTTK - dziękujemy!!;D skąd ja znam brodzenie po krzakach. a "ślepy" żółty szlak w Nowej Wsi Czudeckiej najlepiej to obrazuje
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!