Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
118.00 km 52.00 km teren
07:05 h 16.66 km/h:
Podjazdy: m

Patryja-paryja, kielnia-patelnia

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 2

Tak wyszło, że przez jakiś czas jestem skazany na lokalne wypady. Z konkretami trzeba poczekać ze 2 tygodnie aż Dak a.k.a "Mediator" wróci z roboty :). Chodziła mi od jakiegoś czasu po głowie jedna traska w okolicy Dubiecka - widziałem te tereny z samochodu w drodze do Przemyśla i wydały mi się ciekawe. Za punkt docelowy/zwrotny obrałem sobie Patryję - wzgórze w okolicy Dubiecka, oznaczone na mapie jako punk widokowy. Biegną przez niego 2 szlaki - żółty i zielony.
Wiedziałem, że raczej nikogo nie namówię na taki dziwny wyjazd więc postanowiłem jechać sam. Wyruszyłem z domu o 8 rano, trochę bałem się zapowiadanych upałów więc zastosowałem patent Gilanela i wrzuciłem kostki lodu do bukłaka. Nie miałem pianki więc owinąłem całość folią nrc. Dzięki temu miałem zimną wodę przez długi, długi czas :). No ale wróćmy do jazdy. Podjechałem na Magdalenkę torem moto i dalej wskoczyłem na niebieski szlak. Gnałem trochę asfaltem, potem szutrem, trasę znałem bo jechałem tędy wracając z walki z rzeką w Zabratówce. Po pewnym czasie jednak wjechałem w całkiem nieznane mi rejony i musiałem już odpalić gps. Przed Jawornikiem Polskim, w lesie opuściłem niebieski szlak i pognałem szutrem do Hadli Kańczuckich.

Dworek W Hadlach Kańczuckich © tmxs


Następne asfaltem do Widaczowa, gdzie zatrzymałem się na posiłek w sklepie. Część zakupionej wody wlałem do bukłaka a część na głowę, ale przyjemnie się jechało, chociaż i tak upał jeszcze wtedy tak bardzo mi nie doskwierał. Od Widaczowa terenem przedostałem się na zielony Szlak Przemysko-Bachórski, który miał mnie zaprowadzić na Patryję. Przez wiele kilometrów bardzo fajnie mi się tym zielonym jechało - drogi polne, leśne, trochę asfaltu, niezłe widoki. W okolicy Mechowej góry już widziałem cel tej eskapady - Patryję, poznałem po całkiem sporych przekaźnikach gsm.

Zielony Szlak Przemysko Bahórski © tmxs


Po mocno kamienistym zjeździe z Mechowej Góry wjechałem do lasu. No i zaczęła się tytułowa paryja czyli krzaczory. W sumie nie było tak źle - przedzierałem się przez ledwo przetartą leśną drogę ale cały czas w siodle. W pewnym momencie zgubiłem szlak ale z pomocą gps wróciłem na niego. Czasem pachniało tą ladacznicą Jamną
a czasem Naturą 2000 ale ostatecznie dotarłem do drogi utwardzonej.

Św Hubert, Patron bajkerów przedzierających się przez gestwiny © tmxs


Myślałem, że dojadę nią pod sam szczyt ale po niecałym kilometrze znowu zaczął się syf i naprawdę gęste krzaki. Z mapy wynikało, że nijak się nie da tego objechać bez nakładania sporej liczby km, więc przedzierałem się dalej.

Tu już szlak przestał być przyjazny © tmxs


W koncu dotarłem do jakichś polan i niedługo znalazłem się na szczycie Patryji. Sam szczyt jest centralnie łysy, więc są naprawdę fajne widoki prawie na wszystkie strony świata. Niestety nie mogłem się nimi długo cieszyć bo ponad 30 stopni i zero cienia robiło ze mnie miazgę.

Na szczycie Patryji (438m) © tmxs


Zacząłem zjeżdżać żółtym szlakiem w kierunku Dubiecka. Ten szlak chyba został jakoś inaczej puszczony bo natrafiałem na znaki ale ... zamalowane szarą farbą. Chyba ktoś nienawidzi tego szlaku tak jak ja :) ale ja przynajmniej mam za co bo w kwietniu na innym odcinku tego barachua
złamałem hak przerzutki. Pod czas zjazdu po kamieniach przebiłem koło. Powietrze uleciało momentalnie, słyszałem wszystko pomimo sporej prędkości. Oględziny opony zepsuły mi humor - rozcięcie na 0.5 cm, przeorany klocek. Po zmianie dętki i napompowaniu leciutko zaczęło wybulać. Aby uniknąć dramatu pt. całkowite rozwalenie opony postanowiłem wracać asfaltem. I tu zaczęła się tytułowa patelnia - jazda asfaltem w największy upał po ruchliwej drodze. MASAKRA! to już wolałem przedzieranie się przez krzaki. W Dynowie, skręcając na Szlary stwierdziłem, że to już nie ma dalej sensu i w Szlkarach odbiłem na wewnętrzną drogę nadleśnictwa. Tu też miałem asfalt ale kompletnie pusty no i cień - bo co prawda było mocno pod górę ale lasem. przed Błażową, zjechałem w teren i dojechałem do zielonego szlaku na odcinku między Hyżnem a Błażową. Miałem jechać do Błażowej i stamtąd przedzierać się czarnym szlakiem do Hermanowej ale po oględzinach rozcięcia na oponie dałem sobie spokój. Zjechałem terenem do Mokluczki i asfaltem przez Dalnicę i Tyczyn wróciłem do domu. Po powrocie miałem ochotę schować się do lodówki :).
Na koniec powiem jedno: GOD BLESS GPS! Bez Trekbuddy z mapą zgubił bym się z 50 razy i pewnie nie dotarł do celu. Do mojego starego telefonu dokupiłem zewnętrzny odbiornik gps, używany za 50 zł. Dziś telefon chodził około 4 godzin non stop w trybie pokazywania aktualnej pozycji i zjadło tylko 1 kreskę baterii - polecam wszystkim miłującym teren borsukom :). Rozcięta opona niestety nadaje się już tylko do kosza.




Komentarze
Petroslavrz
| 23:22 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj ukradłeś mi trasę :P Wybierałem się na Patryję od pewnego czasu, ale nie było kiedy.
Masz przygód z tym szlakiem bez liku.
19Piotras85
| 10:55 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj w piątek przekonałem się co to znaczy jeździć w taki upał, masakra chociaż w lesie było zajebiście i chęci nie były najmniejsze :) fajne miejsca do odwiedzenia ;) pozdro
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!