Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
40.20 km 29.00 km teren
03:40 h 10.96 km/h:
Podjazdy:1855 m
Rozbójnicy:

Trójkąt Bieszczadzki

Wtorek, 9 czerwca 2015 · dodano: 10.06.2015 | Komentarze 9

Po sobocie chodziłem 2 dni na endorfinowym haju. Było tak pięknie. Bardzo chciałem przedłużyć ten błogi stan upojenia. Zdałem sobie sprawę, że już dawno nie brałem urlopu na MTB, więc zgodnie z popularnym ostatnio hasłem, postanowiłem rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Dodatkowo okazało się, że Paweł też ma wolne. Nad trasą nie trzeba się było długo zastanawiać. Zabawę w TRÓJKĄT bieszczadzki planowaliśmy od zimy (noł homo ;)). Okolice Cisnej to wg mnie najlepsze MTB na Podkarpaciu. Bliskość najwyższych pasm Bieszczadów poza parkiem robi robotę. Łopiennik, Jasło, Falowa - gdyby połączyć te szczyty na mapie liniami prostymi, powstał by TRÓJKĄT niemalże foremny. Chcieliśmy ogarnąć te trzy góreczki w jeden dzień. Porównanie do trójkąta bermudzkiego nasuwa się samo, z tym że w trójkącie bermudzkim można zaginąć z nieznanych przyczyn, a w TRÓJKĄCIE bieszczadzkim można zaginąć będąc pożartym przez wilki i niedźwiedzie. W końcu startowaliśmy dziś z doliny którą nazwano NIEDŹWIEDZIĄ nie bez powodu. 
Trochę się bałem o sprzęt, bo podczas naprawiania sponiewieranej w sobotę w Beskidzie tylnej przerzutki złamałem część wózka. Na szczęście była to ta łatwo wymienialna cześć - więc zastąpiłem ją częścią ze starej przerzutki, którą sponiewierałem również w Beskidzie ale rok temu. Z doliny niedźwiedziej ruszyliśmy szutrem do przełęczy pod Łopiennikiem. Z przełęczy wskoczyliśmy na czerwony szlak wiodący na szczyt tej góry (1069 m.n.p.m).

W drodze na Łopiennik
W drodze na Łopiennik

Szlak na sporym odcinku jest mało uczęszczanym, klasycznym singlem z potencjałem na dobry zjazd. Po tęgim wypychu osiągnęliśmy wierzchołek. Znajduje się tu trochę wychodni skalnych. W jedną z nich wmurowano tablicę upamiętniającą Wincentego Pola - człowieka o wielu talentach i wielkiego miłośnika tych gór.

Tablica pamiątkowa na szczycie
Tablica pamiątkowa na szczycie

Łopiennickie widoki
Łopiennickie widoki

Ze szczytu Łopiennika aktualnie nie ma praktycznie żadnych ciekawych widoków, ale to nie rozległe panoramy nas tu ściągnęły. Liczyliśmy na konkretny zjazd czarnym szlakiem do Dołżycy. W końcu już w marcu, obserwując Łopiennik z Beskidu Niskiego obiecałem, że potańczymy, a tego rodzaju obietnic zwykłem dotrzymywać. 520m w pionie w dół na 3 km to musi być coś.

Skosztujmy bieszczadzkiego singla
Skosztujmy bieszczadzkiego singla

Skosztujmy bieszczadzkiego faka
Skosztujmy bieszczadzkiego faka

Ten szlak pokonywałem 13 lat temu z buta w przeciwnym kierunku, zapamiętałem jako bardzo stromy. Dziś podczas weryfikacji zajazdowej stwierdziłem, że dużych stromizn tu nie ma ale mimo tego jest to jeden z najlepszych szlaków w całych Bieszczadach. Zwłaszcza górna część - jazda po wychodniach skalnych stanowi spore wyzwanie. Im niżej tym łatwiej ale szlak jest kręty, kluczy między drzewami, przepaściami - miazgator kompletny. Zero nudy, do powtórzenia jeszcze nie raz.

Atrakcje zjazdu z Łopiennika
Atrakcje zjazdu z Łopiennika


Wyłonił się z traw
Wyłonił się Janusz z traw

Końcówka zjazdu - Dołżyca
Końcówka zjazdu - Dołżyca

Po zjechaniu do szosy trzeba było dać rękom i hamplom trochę odpocząć. Niestety na "pokłady" zebraliśmy nieproszonych pasażerów.

PRZERWA NA KRÓTKIE PRZESŁANIE:
Wszystkim czytelnikom mojego bloga wybierającym się w tym roku w Bieszczady polecam zabranie silnych środków na owady i kleszcze. W Bieszczadach w tym roku jest rekordowy wysyp tego ustrojstwa - okoliczne nadleśnictwa biją na alarm. Ja zawsze mam tubkę z trutką na te mendy w aucie ale dziś zapomniałem się tym namaścić. Na Łopienniku aż 3 te gnidy na mnie wskoczyły, jedną trzeba było usuwać pęsetą. Paweł też zebrał swoje. Dbajcie o swoje zdrowie. JK na 100%!
KONIEC PRZESŁANIA, LECIMY DALEJ Z BULSZITEM

Po ogarnięciu się z tych diabelskich pomiotów ruszyliśmy asfaltem do Przysłupia, skąd mega stromą leśną drogą na kolejny wierzchołek TRÓJKĄTA - Jasło (1153 m.n.p.m). Po jakimś czasie droga leśna przeszła w klasycznym, bieszczadzki, połoninowy singiel. Piękny, nieoznakowany szlak. Daku zjeżdżał to w zeszłym miesiącu. Na Jaśle była niewielka grupa turystów ale trzeba przyznać, że ogólnie to dziś mieliśmy puste Bieszczady. Nad walorami widokowymi Jasła rozpływałem się na tym blogu już kilka razy więc nie będę się powtarzał. Jeden z najciekawszych szczytów w okolicy. 

Podjazd ze Smerekiem w tle
Podjazd ze Smerekiem w tle


Łopiennik z Jasła
Łopiennik z Jasła

Ruszyliśmy dalej, na typowo bieszczadzką jazdę szlakiem czerwonym. Na Okrągliku (1101 m.n.p.m) spotkaliśmy młode, rowerowe małżeństwo. On na wypasionym Canyonie Strive, ona na starym sztywniaku GT. Pytali nas o drogę. Chłopak powiedział, że są tu na 2 tygodniowym urlopie, zamierzają jak najwięcej jeździć ale nie wie czy jego małżeństwo to przetrwa. Patrząc na kwaśną minę jego małżonki mógłbym powiedzieć, że będzie z tym ciężko :). Ja, jako wybitny ekspert w dziedzinie relacji damsko-męskich, domorosły Lew Starowicz, na problemy małżeńskie mógł bym im polecić spróbowanie TRÓJKĄTA. Bieszczadzkiego oczywiście ;).
Żarty na bok. Z Okrąglika chcieliśmy się dostać do miejscowości Smerek nieznanym nam dotychczas odcinkiem szlaku czerwonego przez Fereczatą (1102 m.n.p.m). Do Fereczatej szlak był dość męczącym interwałem okraszonym bardzo przyjemnymi widokami.

Jawornik, Paportna, Dziurkowiec, Płasza
Jawornik, Paportna, Dziurkowiec, Płasza

Tajemniczy kopiec pod drodze na Fereczatą
Tajemniczy kopiec pod drodze na Fereczatą

Fereczata (1102 m.n.p.m)
Fereczata (1102 m.n.p.m) 

Od szczytu mieliśmy już 4km jazdy tylko w dół. Był to smakowity miks krętych leśno-polnych singli i powybijanych dróg leśnych. Miodzio. Zarówno ten zjazd jak i wcześniejszy z Łopiennika potwierdziły głoszoną przeze mnie tezę: zjazdy szlakami z bieszczadzkich tysięczników to ZAWSZE gruba impreza. W paru miejscach było ostro. Zjeżdżając fragment powybijanej drogi leśnej jechałem po jakichś masakrycznych fakersonach, tak, że 150mm skoku było prawie mało. W pewnym momencie zbliżając się do przecięcia szlaku z drogą szutrową cisnę tylni hamulec w opór do kierownicy i nic! Zagotować Avid Coda na metalicznych klockach to jest naprawdę sztuka, nie czas był jednak na sprzętowe rozkminy bo zbliżałem się do metrowej poprzecznej koleiny, ledwo się zatrzymałem. Na szczęście hampel trochę ostygł i przestał być miękką fają. W Smereku spożyliśmy smaczny posiłek - pierogi z mięsem w restauracji Niedźwiadek.

Ta śmieszna rzeźba w tle to rzeczony niedźwiadek
Ta śmieszna rzeźba w tle to rzeczony niedźwiadek

Posileni ruszyliśmy zdobyć ostatni wierzchołek TRÓJKĄTA - pasmo Falowej z kulminacją Czereniny (981 m.n.p.m). Na pasmo z Kalnicy wiedzie przyjemna droga leśna, w całości podjeżdżalna. Nam niestety dobrze szło tylko do 800 m.n.p.m. Zmęczenie upałem dało się we znaki i trzeba było dalej pchać, żeby oszczędzać siły. Jak widać, kryzysy zdarzają się nawet w tak idealnych układach jak TRÓJKĄT, haha (łons agejn noł homo pls ;)). W sumie ta wyrypa była tak wypasiona, że od Smereka mogliśmy wracać już asfaltem do samochodu. Tym bardziej, ze Falowa to kompletnie nie-widkowy, mało medialny szczyt. No ale czego się nie robi dla "sławy". W końcu to my, mtb-lanserzy, pozerzy, w kanapkach kawior, w bukłakach Don Pergignon. Tak naprawdę na Falową przygnał nas zjazd czarnym do Dołżycy. Traumatyczne pokonywanie tego szlaku pod górę przeżyłem w zeszłym roku. Powiedziałem wtedy, że tu wrócę na zjazd, a jak już pisałem - takich obietnic zwykłem dotrzymywać. Zjazd z Falowej to .... ehhh.... w moim niezwykle ubogim, literackim arsenale brak środków wyrazu by opisać to metafizyczne przeżycie. Postaram się więc tak po chłopsku. Zdecydowanie najtrudniejszy zjazd dzisiaj. Czarny z Łopiennika się chowa, czerwony z Fereczatej oblewa się pąsem. Fakersony z kosmosu. W trakcie było słychać jedynie szeleszcząco - dudniące BANG-BANG opon na korzenio-kamieniach oraz nie nadające się do cytowania, mocno niecenzuralne słowa rzucane przez dwóch bajkerów walczących o życie na co grubszych sekcjach. 4km zjazdu, nie daje zupełnie wytchnienia, nie ma gdzie w ogóle położyć tyłka na siedzeniu, non-stop robota. Prawdziwy ELIMINATOR. Uczciwie trzeba przyznać, że ten odcinek w paru miejscach nas pokonał. Zabrakło już siły, ikry niezbędnej do podejmowania ryzyka. Trzeba będzie to powtórzyć ale tym razem skleić to na początku. Nie obyło się też bez sprzętowych ofiar. Pawłowi sprężyna w przerzutce odmówiła posłuszeństwa, ja urwałem szprychę w tylnym kole - nie mam pojęcia w którym momencie. Koszta MTB melanżu, euforia na dole była tego warta.

Calutki dzień tłukłem się po najlepszych, podkarpackich zjazdach. Intensywny melo. Muszę odsapnąć, chwilę zwolnić, naprawić rower, koło, przelać hampel, dać na mszę dziękczynną za otrzymane łaski. Czytając internety często natrafiam na opinię, że Bieszczady to nie są dobre góry na rower, że krzaki, że stromo, że błoto. Zupełnie tego nie kumam. Przecież, gdyby gdzieś trzeba było podać wzorzec singletracaka to te bieszczadzkie są idealne z definicji.

Wystarczająco dobre na rower?
Wystarczająco dobre na rower?

No jak to nie jest dobre na rower to ja już nie wiem co jest. Mieliśmy dziś tego dobra na kilometry. No ale ja nie jestem obiektywny, jestem przecież Bieszczado-TRÓJKĄTO-filem.



VIDEO:






Komentarze
tmxs
| 20:05 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Tobol23 Ktoś musi pracować na PKB, żeby ktoś inny mógł się w tym czasie bawić :D.

@Michaelao Jeszcze tak dobrze to nie ma żeby w Bieszczadach poruszać się między pasmami po liniach prostych :D.
Tobol23
| 19:53 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Czuję się zawiedziony, taka wyrypa beze mnie. Trzeba było pisać, że jedziecie, na coś takiego też bym wziął urlop i hulaj duszo...
Mic
| 19:36 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj na mapce trójkąt to nie wyszedł :D
tmxs
| 18:31 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj @miciu Wychodzi na to, że z Jasła każdy zjazd (znakowany lub nie) jest zajebisty.

@dak No przcież to klasyczny "morning ride" przeciętnego mieszkańca Dołżycy po bułki w sklepie w Smereku :D

@wilczek Nic nie pisałem jeszcze o nich. Mata w świętokrzyskich mnie nauczyła ich używać. To są Endura Singletrack. Nakolanniki mam prawie zawsze, nałokietniki dziś praktycznie pierwszy raz. Wygodne ale gorąco w nich, dlatego zakładam tylko na zjazdy.
Co do zjazdów to wszystko do zjechania ale to na Falowej wymaga mega precyzji, bo są miejsca że trzeba rowerem celować na milimetry inaczej mata :D.
wilczek127
| 18:15 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Samie Januszu co to masz za ochraniacze? chyba że pisałeś o nich tylko to przegapiłem. Piszę się na powtórkę tego, tylko muszę ogarnąć technikę bo zjazdy grube:) Tak jak i Miciu Łopiennik wspominam bardzo dobrze.
dak
| 13:54 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Taki tam "morning ride"...
miciu22
| 13:40 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Łopiennik wspominam miło, Jasło- no cóż, wdrapać się tam nie jest łatwo.
tmxs
| 13:11 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj No niestety ale nie wszystko - np Falowa w paru miejscach pokonała. "Cziken" to zdrowy odruch, ostatni 3 hamulec chroniący przed próbą zjechania przepaści :D. Co do soboty to będę gotów o ile rower będzie.
yazoor
| 13:09 środa, 10 czerwca 2015 | linkuj Ho ho cóż za mocna wyrypa no i chyba "cziken" się schował skoro wszystko zjechane:D. Że też ja nie mogę dnia wolnego od pracy wybrać...Do soboty chyba wypoczniesz :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!