Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
41.00 km 32.00 km teren
03:50 h 10.70 km/h:
Podjazdy:1100 m
Rozbójnicy:

Stare chłopy w wesołym miasteczku

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 07.08.2016 | Komentarze 0

Minęło sporo czasu odkąd ostatnio byłem na wyrypie. Wielu już postawiło na mnie kreskę, myśląc że pochłonął mnie ocean etanolu lub padłem powalony przez marskość wątroby. Ja jednak powracam. Chciałbym z tej okazji napisać coś wzniosłego o duszy rozdzieranej bólem tęsknoty za górami, lecz niestety tego typu przeżycia są mi zupełnie obce. Napiszę tylko, że 2 połowa sezonu, nie będzie już taka dobra jak pierwsza. Moja nieliczna acz fanatyczna ekipo-zbieranina została chwilowo uszczuplona przez kontuzje i jest mi z tego powodu autentycznie smutno. To już nie będzie to samo. No ale niepisane prawo MTB melanżu mówi - dopóki choć jeden rowerowy bandyta ma siłę utrzymać w łapach kierę i posadzić tyłek na siodle, dopóty sezon trwa. Trzeba więc jeździć. Dziś obraliśmy za cel Ustrzyki Dolne, w których już w tym roku gościłem i mam z miejscowymi szlakami niewyrównane rachunki. Rozpoczęliśmy od zdobycia Gromadzynia drogą biegnącą stokiem narciarskim. 

Na Gromadzyniu (655 m.n.p.m)
Na Gromadzyniu (655 m.n.p.m)

Przed zjazdem żółtym szlakiem, czułem lekką tremę, bo podczas ostatniej próby najadłem się tu obficie leśnego runa. Dziś jednak poszło gładko, stromy odcinek leśny był całkowicie suchy. Na odcinkach polnych było mokro za sprawą naprawdę gęstej mgły, która towarzyszyła nam przez cały dzień, ale daleko było do dramatu, który był tu w kwietniu.
Następnie atakujemy Orlik, gdzie ostatnio błotna rzeźnia prawie nas zatrzymała. Dziś sucho co prawda nie jest ale da się jechać, szybko docieramy do miejsca gdzie szlak przechodzi w stromy singiel.

Droga na Orlik (618 m.n.p.m)
Droga na Orlik (618 m.n.p.m)

Błoto na paśmie
Błoto na paśmie

Przygotowania do zjazdu
Przygotowania do zjazdu

Zjazd jest stromy i w końcowym odcinku przez łąkę bardzo śliski - w jednym miejscu po prostu sunąłem po mokrej trawie, bez opcji zatrzymania się bez zaliczenia gleby i lekko poza kontrolą. Na szczęście udało się złożyć w ten feralny zakręt.
Jedziemy dalej przez centrum miasta, najpierw asfaltem, a dalej szutrem w kierunku źródeł Strwiąża. Atakujemy ostrym wypychem na Berdo.

Źródełko
Źródełko

Las na Berdzie (728 m.n.p.m)
Las na Berdzie (728 m.n.p.m)

Ostatnio nie daliśmy radu tu dotrzeć, dziś się udaje. Ciekawa góra, całkowicie zarośnięta. Zjazd wg mapy miał być zgodnie z miejscowymi standardami - stromy. Faktycznie - nachylenie miejscami jest dość spore ale nie ma tu singla, lecz droga zrywkowa wyrównaną na płasko, zdarta do nagiej gliny. Trochę nie wiadomo było jak po tym jechać bo wydawało się to mokre i śliskie, ale przyczepność była, można więc było bić rekordy warpa3.

Zjazd z Berda
Zjazd z Berda

Na dole gremialnie stwierdzamy, że to było fajne i jedziemy dalej, szutrową autostradą. Z ostatniego pobytu w Ustrzykach żałowałem najbardziej, że nie udało nam się dotrzeć na wznoszącą się nad Serednicą górę Dil. Zobaczyłem ją rok temu i jak mało które wzniesienie - zapadła mi mocno w pamięć. Końcówka podjazdu na pasmo była zupełnie niezalesiona i całkowicie pogrążona we mgle. Klimat bieszczadzkich połonin zapodany na pełnej petardzie. Przypuszczam, że Dil, jest jednym z najlepszych punktów widokowych w okolicy, nam dziś niestety musi wystarczyć wyobraźnia oraz przemoczone buty od pierońskiej rosy.

Na Dil-u (721 m.n.p.m)
Na Dil-u (721 m.n.p.m)

Taka sanocko-turczańska połoninka ciągnie się przez dobry kilometr, po czym wjeżdżamy do lasu i zjeżdżamy do Serednicy labiryntem miejscowych dróg zrywkowych. Dla niektórych to czas brutalnej weryfikacji marzeń o powrocie z wyrypy na czystym rowerze. Błoto okolic Ustrzyk jest najgorsze w jakim miałem okazję się pogrążyć. Bije na łeb nawet to niby sławne, bieszczadzkie.


W Whistler mówią na coś takiego
W Whistler mówią na coś takiego "brown pow"

Ja i moi koledzy. Być może wyglądają jak ambasadorzy globalnych marek, zaangażowani sportowcy oraz propagatorzy zdrowego stylu życia. Tymczasem brutalna prawda jest taka, że przy nich Lance Amstrong to był czysty, a Charlie Sheen to żyjący w cel
Moi koledzy. Tacy profesjonalni ... Być może wyglądają jak ambasadorzy globalnych marek, zaangażowani sportowcy oraz propagatorzy zdrowego stylu życia. Tymczasem brutalna prawda jest taka, że przy nich Lance Armstrong to był czysty, a Charlie Sheen to żyjący w celibacie abstynent

Docieramy asfaltem pod wyciąg na Laworcie i tak kończy się "wyrypowa" część dzisiejszej wycieczki. W kwietniowym wpisie rozpaczałem nad stanem miejscowych tras DH. W między czasie ktoś postanowił ogarnąć sprawę i wszystkie 3 trasy (DH, FR1, FR2) zostały odnowione (czyżby mój blog był tak wpływowy? hehehe hihihi). Do tego w określone dni uruchamiany jest miejscowy wyciąg krzesełkowy. Postanowiliśmy więc spróbować tego typu atrakcji.

Wyciąg Laworta
Wyciąg Laworta 

No więc tak - karnet na 12 wjazdów wyciągiem kosztuje 50 zł. Da się przeżyć, choć bardziej doświadczony w użytkowaniu takich przybytków Dak stwierdza, że "w Wierchomli taniej". Kupujemy po karnecie na 2 osoby i kierujemy się na miejsce startu. Sam wyciąg niestety nie jest przystosowany do przewozu rowerów. Pan obsługujący krzesełka, mówi, że trzeba brać rower, niczym pannę z dyskoteki - na kolana. Przytulanie się do tęgo uwalonej w błocie ramy to średnia przyjemność, ale znosimy ją mężnie w nadziei na dobre zjazdy. Wciąg praktycznie pusty, oprócz nas skorzystało z niego jedynie kilku pieszych turystów. Przejazd na górę trwa około 10 minut, podczas których przy takiej pogodzie można się nieźle wychłodzić.

To jest prawdziwy uphill
DH w HD?

Wyciąg Laworta, górna stacja
Wyciąg Laworta, górna stacja

Lekko przemarznięci zaczynamy rekonesans. Od naszej ostatniej wizyty zmieniło się tu dosłownie wszystko. Trasy są świetnie przygotowane. Dodatkowo niedawno były tu zawody, więc nawet mamy taśmy między drzewami i te śmieszne poduszki. Nie mam doświadczenia z trasami DH. Jedyną trasą, która miała DH w nazwie, którą jeździłem, jest sławny czarny szlak DH+ na bielskich Enduro Trails. Ten bielski szlak wg mnie, przy tym co jest na Laworcie to ledwo spacerek. No może niezbyt precyzyjnie się wyrażam - owszem, są tam na czarnym w Bielsku trudniejsze sekcje ale szlak jest długi, są fragmenty bardziej spokojnie, gdzie można się rozluźnić i złapać oddech, pierdyknąć sobie selfi, czy przypudrować nos. Szlaki na Laworcie, choć dużo krótsze i brak na nich kamieni czy spektakularnych sekcji korzennych są wręcz naszpikowane akcją. Przez te kilkaset sekund zjazdu nie ma zupełnie czasu na nic poza ciężką robotą. Wszystko za sprawą nachylenia - chwila puszczenia hamulców sprawia, że błyskawicznie rower rozpędza się do dużych prędkości a szlaki są bardzo kręte, dość ciasne i zawierają sekcje, w które trzeba rzucić się "na ślepo". Efektywne przenoszenie prędkości przez te faki wymaga umiejętności oraz dobrej znajomości toru. Jak się tego nie ma zostaje tylko palenie klocków hamulcowych. 

Trasa DH
Trasa DH

Wyjeżdżając z zakrętu masz ledwie kilka krótkich oddechów do następnego kornera, rollera, berma, ścianki, hopki czy uskoku. Wszystko jest bardzo zintensyfikowane, endorfiny tryskają z uszu, a adrenalina toczy się pianą z pyska. Jest to jednak coś trochę innego niż jazda po typowym beskidzkim szlaku. Takie wesołe miasteczko dla niegrzecznych chłopców. 
Muszę tu kiedyś przyjechać tylko na ten wyciąg, żeby to ocenić na spokojnie bo dziś już byłem dość zmęczony. 2 miesiące bez intensywniejszej jazdy rowerem sprawiły, że po 4 zjazdach byłem już wypruty jak przysłowiowy wór. Zacząłem wybierać głupie linie, przestrzeliwać zakręty i jeszcze skurcz łydki na koniec. Trzeba trochę popracować nad formą.
Ewidentnie miejscówa jest godna polecenia. Przypuszczam, że trasom z Laworty wiele brakuje do tras z pucharu świata DH UCI ale dla januszy bez pojęcia o prawdziwym dołnihilu jest tu dobre eldorado. Takie miejsca, gdzie można obcować z przyrodą uprawiając sport powinny powstawać w każdym mieście. A nie jakieś tam skejtparki, gdzie pod szczelną osłoną balonu jedyne z czym można obcować to nielegalne używki oraz przemoc seksualna. Miasto Ustrzyki idzie dobrą drogą - ściągają do siebie, na aktywny wypoczynek młodych wysportowanych mężczyzn. Podobno od otwarcia tras sprzedaż alkoholu wzrosła o 30%. Wszyscy zarobieni. Dzięki chłopaki za wspólną jazdę. Propsy dla ludzi odpowiedzialnych za rewitalizację tych wspaniałych tras.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!