Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:745.50 km (w terenie 477.00 km; 63.98%)
Czas w ruchu:42:58
Średnia prędkość:17.35 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:49.70 km i 2h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.00 km 35.00 km teren
02:44 h 15.73 km/h:
Podjazdy: m

Na odmulenie

Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 11.08.2012 | Komentarze 0

Po środowej niezbyt udanej wycieczce szlakiem dynowskich wiat chciałem się trochę zrelaksować i uderzyć kilka dobrych zjazdów bo tego ostatnio było jak na lekarstwo. Było dobrze tylko pogoda do bani no i moment kiedy sprawdzając jakąś polną drogę wjechałem w pokrzywy i musiałem na młynku pedałować przez pole do najbliższej szutrówki.
Zastanawiałem się jaki by tu dziś wrzucić filmik, bo widziałem kilka fajnych nowości. Zdecydowałem, że wrzucę staroć, o której sobie ostatnio przypomniałem:



Swego czasu bardzo popularna produkcja. Może zajrzy tu ktoś kto ostatnie 2 lata spędził w lodówce i tego nie widział :). Filmik dedykuję tym co się ze mnie śmieją, że jeżdżę na platformach :).

Dane wyjazdu:
55.00 km 20.00 km teren
03:14 h 17.01 km/h:
Podjazdy: m

Wiaty bajkerom stawiają!

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 08.08.2012 | Komentarze 2

Takie cuda w gminie Dynów. Niestety o szlakach zapomnieli. No ale o tym w dalszej części wpisu.
Odkąd otwarli skejtpark to próby wyciągnięcia Pawła na rower przypominają negocjacje rządu USA z rządem Kim Dzong Una w Phenianie, tzn nie ma lekko. Tym bardziej byłem w szoku, że tym razem się udało. Mieliśmy pojeździć w okolicy Dynowa, zdobyć kilka okolicznych wzgórz: Kruszelnicę, Piaskową, Łubienkę, zobaczyć ruiny cerkwi w Kotowie. Po ustawce o dziwniej godzinie bo o 11 w miarę sprawnie dotarliśmy samochodem do Dynowa i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Kruszelnicy. Już na początku pierwszy szok - nowe, lśniące tabliczki z oznaczeniem ścieżki rowerowej? przecież to Dynów a nie Amsterdam. Do innych standardów przywykliśmy. Pniemy się pod górę a tam .... WIATA. Wiata widokowa, wydzielone miejsce na ognisko, ogrodzone, tablica z informacją jak to za pieniądze unijne gmina Dynów podnosi swoje walory turystyczne poprzez dbanie o szlaki.

Wiata! Na niej jesteś królem śiwata! - no właściwie to platforma widokowa, wiata jest z tyłu © tmxs


W oddali na wzgórzu widać kolejną taką platformę widokową, tyle, że w wersji exclusive bo zadaszoną. Jemy posiłek, podziwiamy okolice i myślimy, że skoro w Dynowie tak o szlaki dbają to jazda dalej niebieskim to będzie musiała być niezła przyjemność.

Dynów widziany z platformy widokowej © tmxs


Z wielkimi nadziejami ruszyliśmy dalej skręcamy za wiatą w lewo a tam koniec luksusu, zamiast tego POPELNIA! O szlak zadbali tylko do wiaty. Dalej jest dramat - krzaczory, koleiny pełne wody, żab i węży, błoto czyli wszytko co dobrze znamy ale trzeba przyznać, że na tym szlaku jest tych 'atrakcji' swoista kumulacja. To właściwie trudno nazwać jazdą, takie toczenie się, męka. Po paru km takiego kręcenie po łąkach i lasach jak zobaczyłem w oddali kawałek szutru to tak bardzo chciałem się na niego dostać, że strzeliłem jakiegoś życiowego nieogara i poleciałem OTB na kępce trawy. Walnąłem o ziemię dość mocno lewym barkiem i kilka minut się zbierałem. Na szczęście był ze mną Paweł, domorosły mistrz motywacji. Gdy on motywuje to kalecy odzyskują władzę w członkach, ślepi wzrok, głusi słuch a zwierzęta mówią ludzkim głosem :). Tak i teraz w tych ciężkich chwilach Paweł pomógł mi tak bardzo, że wstałem i kontynuowałem jazdę, choć lewa ręka służyła mi przez jakiś czas jedynie do podpierania o kierownicę. Na szczęście Paweł nie miał dziś GoPro :).
Po jakichś 2km szutru zaczął się leśny podjazd pod Kruszelnicę, górę na której jest chyba nieustanny sabat drwali z całego świata. Tak tam tną te drzewa gdzie popadnie, jeżdżą tym ciężkim sprzętem, tworzą dziesiątki nowych dróg, niszczą stare. Daliśmy radę może ze 2-3km brnąc w takie coś, odpuściliśmy niebieski szlak i przebiliśmy się do Przełęczy Kruszelnickiej do asfaltu. Dotarliśmy do miejscowości Żohatyn, gdzie podjęliśmy rozpaczliwą próbę powrotu na nieszczęsny niebieski szlak ale po krótkim błądzeniu i ocenie odnalezionego szlaku jako wysoce paździeżowatego spasowaliśmy. Morale mieliśmy bardzo niskie. Trochę trzeba aby nas złamać ale tym razem stało się - gratulacje dla niebieskiego szlaku!
Powrót do Dynowa po czarnym szlaku rowerowym, który wiedzie blisko rzeki San po lokalnych drogach asfaltowych i szutrowych. Powrót nawet dość przyjemny jeśli jazda fulem po asfalcie w ogóle może być przyjemna. W miejscowości Wybrzeże zrobiliśmy sobie dłuższy postój na bardzo przyjemnym miejscu biwakowym nad Sanem.

Wybrzeże, dobre miejsce na melanż © tmxs


W rzece była bardzo ciepła woda, sklep blisko, dobre miejsce na odpoczynek. Skorzystaliśmy też z okazji aby umyć rowery. W oddali widać było przekaźniki na
Patryji, wzgórzu z którym walczyłem końcem czerwca.

Patryja w oddali © tmxs


Z tego miejsca wygląda dość skromnie. Kolejne kilometry to podjazd pod Winną Górę, gdzie znajduje się oczywiście kolejna Dynowska wiata w bardzo widokowym miejscu, skąd widać już Patryję w całej okazałości. Trasa wiodła też w pobliżu zakoli Sanu:

Zakola Sanu © tmxs


To była jak dotąd najgorsza wycieczka w tym roku. Przedzieranie przez krzaki już po prostu mnie nudzi, oby takich jak najmniej.

Mapa tego nieszczęścia:



Dane wyjazdu:
46.00 km 32.00 km teren
03:05 h 14.92 km/h:
Podjazdy: m

Pył i kurz

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 9

Dziś była idealna pogoda do jazdy. Ciepło, nie za gorąco i SUCHO. Mega SUCHO. Błoto ma swój urok ale dla mnie idealna jazda jest jak się kurzy. Znowu miałem limitowany czas więc wycieczka po bliskiej okolicy celem wyciągnięcia maksymalnej frajdy z jazdy w terenie. Szukałem nowych ścieżek w lesie na Przedmieściu Czudeckim ale poza znanymi miejscówakmi nie znalazłem nic co chciałbym pojechać drugi raz. Pocieszyłem się więc wszystkim co ma do zaoferowania dla fula, stara dobra Grochowiczna. Niestety w rejonie ruin "willi Betusia" rozpoczęła się szalona wycinka drzew i droga była miejscami nie przyjezdna, a jeszcze 2 tygodnie temu bez przeszkód tu śmigałem. Teraz droga zawalona drzewem:

Wycinka drzew w polskim stylu © tmxs


Typowa polska wycinka - byle jak, byle gdzie tniemy co popadnie, byle się szybko się nachapać, a po nas już tylko ruina i koleina. Super. Skoro już jestem przy temacie kolein to zawsze zastanawiałem się jakim to czołgiem jeżdżą po tych lasach że zostają czasem nawet prawie pół metrowe doły. Dziś miałem okazję zobaczyć tego szkodnika:

Ryjak koleinowy © tmxs


Kiepskie foto wiem, ale to co zrobiłem z bliska wyszło jeszcze gorzej :). Co ciekawe stał samotnie, otwarty w środku lasu. Abstrahując od zniszczeń jakie to czyni na leśnych drogach to jazda czymś takim musi być dobrą zajawką :).

Tymczasem Anthill Films udostępnili kolejny fragment swojej super produkcji, tym razem Whistler i o tym jak wygląda scena mtb skupiona wokół tego najsłynniejszego bajkparku Ameryki Północnej. Polecam obejrzeć bo ten rozmach robi wrażenie. Raj dla bajkerów? W Polsce pewnie nie doczekamy się bajkparku na tak dużą skalę.



Dane wyjazdu:
37.00 km 30.00 km teren
02:20 h 15.86 km/h:
Podjazdy: m

MTB głupcze!

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 04.08.2012 | Komentarze 2

Tytułowy głupiec to oczywiście ja, gdyż śmiałem dopuścić do siebie myśl by dziś nie iść na rower. Ze względu na tzw. sprawy ważniejsze miałem na jazdę dziś jedynie kilka godzin i tak jakoś rano nie chciało mi się ruszać ale się przemogłem. Początek szedł mi bardzo ciężko ale potem już rewelacja. Trasa może krótka ale walnąłem kilka bardzo smakowitych terenowych kąsków w okolicy i wypad naładował mnie mega pozytywną energią. Dobry początek urlopu.

Dziś w kąciku filmowym trochę dobrego enduro, Polak na norweskich szlakach:



Dane wyjazdu:
62.00 km 25.00 km teren
03:14 h 19.18 km/h:
Podjazdy: m

Mokłuczka

Czwartek, 2 sierpnia 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 1

Miałem jechać na ognisko na Grochowicznej ale nie dałem rady się zebrać na ustaloną godzinę, stwierdziłem więc, że pojade gdzies sam. Tytułowa Mokłuczka to taki przysiółek Błażowej. Wybrałem się tam bo okoliczne tereny dobrze wyglądały na mapie. Do Błażowej jechałem standardowo. W Budziwoju liczyłem, że ominę nowy asfalt ale droga, którą wypatrzyłem na mapie okazała się prywatna. Na Przylasku było tyle samochodów, że nawet nie zaglądałem na źródełko. Zrobiłem krótki postój na przystanku PKS i wtedy przypuszczalnie (bo jechał z prędkością światła;)) minął mnie bikestatsowicz Wilczek.

Dalej ruszyłem czarnym szlakiem na Błażową ale odpuściłem najsmakowitsze zjazdy tej trasy (jechałem tam w zeszłym tygodniu) i zjechałem najkrótszą drogą do Błażowej, bo chciałem być w Mokłuczce zanim się ściemni.

Bizon Volvo na robocie © tmxs


W Błażowej koło szkoły zacząłem podjazd zniszczonym asfaltem koło cmentarz do zielonego szlaku. Podjazd był całkiem spory, szybko zaczęło się ściemniać. Księżyc świecił pełną mocą, niestety nie jest zbyt fotogeniczny.

Pełnia © tmxs



Dojechałem do zielonego szlaku i potem zacząłem zjeżdżać do Mokłuczki już na światłach bo było ciemno. W Mokłuczce wskoczyłem na polną drogę, która mnie miała doprowadzić do Borku. Trochę lipa, że byłem tam w nocy bo sądząc po światłach w dolinach to musi to być trasa bardzo widokowa. Do Borku nie dotarłem, zjechałem wcześniej do Błażowej Dolnej, bo droga zaczęła się pogarszać, na horyzoncie było widać krzaki, nie byłem pewny jak to wygląda dalej, a nie miałem ochoty na nocne przedzieranie się przez młodnik. Na pewno wrócę tam kiedyś w dzień. Zjazd był fajny, przypomniał mi nocne zjazdy w Beskidzie Niskim z widokiem na rozświetloną Duklę :).

Terenem powróciłem do Hermanowej. Taka jazda lasem w nocy przez parę km podjazdu samotnie to średnia zajawka, wręcz NUDA. Na nocne jednak najlepiej ustawiać się z ekipą. Z Przylaska zjechałem obok leśniczówki z widokiem na rozświetlony Rzeszów i przez Budziwój wróciłem do domu.

GPS track: