Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
51.00 km 28.00 km teren
02:55 h 17.49 km/h:
Podjazdy: m

Zamułka

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 4

Jazda z Pawłem, te nasz nocne jazdy robią się już coraz bardziej dzienne. Niby prawie środek maja a zimno jak końcem marca. Fajna terenowa traska, dużo miłego błota. Ciężko mi się dziś jechało, jakiś taki półprzytomny byłem, bez woli walki z podjazdami i bez siły chociaż rower toczył się ekstra. Pawła za to moc rozpierała :).

Dane wyjazdu:
12.00 km 0.00 km teren
00:40 h 18.00 km/h:
Podjazdy: m

Koniec wielkiej smuty

Wtorek, 8 maja 2012 · dodano: 08.05.2012 | Komentarze 1

Moja e-drama się skończyła - Force odzyskał hak. Dziś byłem u Pawła podregulować to i owo i teraz rower śmiga jak marzenie. Wydaje mi się, że hak musiał pęknąć już podczas nocnej eskapady na Wilcze - od tego czasu coś mi piszczało, myślałem, że to zwiecha ale po wymianie haka na nowy dźwięki ustały, więc pewnie było jakieś peknięcie. Tak czy siak - hak załatwił żółty szlak :).
Kończąc już temat tego nieszczęsnego haka bo już nawet mnie to nuży, napiszę jeszcze, że zamówiłem 2 haki (żeby mieć w razie czego na podorędziu) - jeden orginalny u polskiego dystrybutora, a drugi podróbkę CNC w sklepie w .... Izraelu. Obydwa haki przyszły w ten sam dzień, po tygodniu od zamówienia :) - ten polski był by szybciej gdyby nie długi weekend. Rodzimy dystrybutor GT mi bardzo podpadł i nie chodzi tu tylko o prędkość wysyłki ale nie będę tego opisywał - szkoda bloga. Obsługą klienta w izraelskim sklepie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony - rzeczowa rozmowa na czacie z ich pracownikiem, wysyłka w dzień zakupu, towar profesjonalnie zapakowany itp.
Cenowo wyszło bardzo podobnie - na szczęście urząd celny nie naliczył cła.

Oto haki:
Hak is bak! © tmxs


Na górze orginał, na dole kopie CNC, która pewnie zawiera jakąś tajną technologię Mosadu i można tym orać skały :).

Dane wyjazdu:
44.00 km 5.00 km teren
02:08 h 20.62 km/h:
Podjazdy: m

Ukryte skarby

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 2

Wybrałem się dziś na rower. Jazda mocno asfaltowa po najbliższej okolicy: Kielanówka, Nockowa, Zgłobeń, Krzyż Milenijny, Mogielnica, Boguchwała - nie bardzo jest o czym pisać. Może tylko wspomnę, że towarzyszył mi syn marnotrawny bikestats.pl] :).

Korzystając z okazji, że nie ma o czym pisać to wspomnę o czymś o czym chciałem zrobić wpis już dawno - o mojej latarce do nocnej jazdy. To jeden z moich lepszych zakupów, gdyby nie ten sprzęt to przez większość roku moja jazda była by ograniczona tylko do weekendów. Zestaw startowy, który zakupiłem:
- obudowa SolarForce L2P
- dioda 750lm Cree XM-L o neutralnej barwie światła
- moduł XM-L T5 4B, tryby 5%, 25%, 50%, 100%
- uchwyt rowerowy LedLenser
- 2 akumulatory Li-ion Panasonic NCR 18650 2900mAh
Dodatkowo w obudowie są specjalne patenty dociskające baterie tak, żeby nie przerywała przy szybkiej jeździe w ciężkim terenie. Sprzęt użytkuję już prawie rok i jestem z niego bardzo zadowolony. Na 5% mocy latarka ogarnie każdy asfalt i będzie świecić baaaardzo długo. Na 100% spokojnie można lecieć w trudnym ternie jak w dzień koło 40-50 km/h.
Dlaczego teraz o tym piszę? Po jednej z jesiennych nocno-błotnych masakr terenowych z ekipą wyprałem jeden z akumulatorów razem z kurtką :). Jazda na 1 akumulatorze to trochę bieda i czasem musiałem po prostu oszczędzać światło, jak podczas niedawnej nocnej jazdy na Wilcze. Koszt takiego akumulatora to około 30 zł,
Paweł K. powiedział mi kiedyś, że takie aku można znaleźć w bateriach laptopowych. Przypomniałem sobie, że mam startego laptopa ze spaloną płytą głowną ale sprawną baterią. 20 sekund zabawy z nożem i moim oczom ukazały się takie oto skarby:

Ukryte skarby © tmxs


Pozyskałem 9 takich akumulatorków:

Sony Fukushima :) © tmxs


Co prawda są to aku typu 17670 czyli pojemność penwie ma około 1200-1400 mAh ale mam to za darmo w dużej ilości więc nie narzekam. Średnicę przekroju ogniwo też ma mniejszą niż akumulator typu 18650, dlatego dla pewności będę musiał zrobić trochę owijki z taśmy żeby nie latało na co ostrzejszych zjazdach. Co ciekawe - bateria przeleżała w szafie 6 lat, mimo tego od razu po demontażu, bez ładowania, każde ogniwo dawało radę świecić w latarce na 100% mocy co potwierdza główną zaletę akumulatorów li-on czyli pomijalnie niski stopień samorozładowania. Z takim zestawem to mogę jeździć całą noc:
Ultimate nightride toolkit :) © tmxs


Nie potrzebuję aż tyle akumulatorów więc pewnie rozdam kilka gratisów wśród nocnych akrobatów z ekipy :).
W poniedziałek spodziewam się haka do Gt Force, a więc wszystko wróci do normy.

Dane wyjazdu:
84.00 km 30.00 km teren
04:12 h 20.00 km/h:
Podjazdy: m

Markowa, Husów

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 2

Takie piękne były rowerowe plany na ten długi weekend ... miały być Herby, Strzałówka a zamiast tego jest Markowa i Husów, a wszystko przez niewielki kawałek aluminium zwany hakiem przerzutki roweru Gt Force.
Wstałem rano i jakoś tak bez przekonania postanowiłem pojeździć na Mongoosie. Stwierdziłem, że zrobię sobie lekką traskę ass-faltowo terenową ale nie znalazłem w sobie tyle motywacji aby zmienić opony w rowerze ze slików na terenowe. Za cel obrałem czerwony szlak Rzeszów-Kosina, który jest lajtowy i bardzo go lubię.
Pierwsze km przez miasto szły mi bardzo ciężko i zastanawiałem się czy raczej nie wrócić do domu i wrzucić jakiejś kiełbasy na ruszt ale później terenowy podjazd pod Magdalenkę na tym rowerze sprawił mi jakąś taką masochistyczną przyjemność, że postanowiłem jechać dalej. Nawet dobrze się podjeżdżało w terenie choć praktycznie każda większa nierówność stanowiła wyzwanie :). Mini-amorek coś tam wybierał, sliki póki nie było błota też dawały radę, tylny Shimano Tourney był trochę kapryśny ale jakoś działał. Tak patataj-patataj dowlokłem się do Husowa. Nie wiem czemu ale widok z Husowa na północ to jeden z moich ulubionych w okolicy:

Widok na północ z Husowa © tmxs


W Husowie napotkałem oznaczenia - to pewnie tego nadchodzącego łańcuckiego maratonu.

Terenowy zjazd z Husowa do Markowej pozbawił mnie wszelkich złudzeń - nie polubię już nigdy terenowej jazdy na tym rowerze. Zjazd jest dość szybki i wyboisty - na fulu tu po prostu płynę i jeszcze dokręcam na blacie. Na Mongoosie wytelepało mnie koszmarnie. Pewnie jechałem za szybko no ale to było naprawdę ciężkie. Kiedyś mi to nie przeszkadzało ale teraz to już zabawa nie dla mnie.
W Markowej okazało się, że coś mi zaczęło stukać w suporcie, a więc żeby nie wkręcić się w traumę pt: "rozwaliłem 2 rowery w 5 dni" postanowiłem wracać. Powrót sobie dosyć skomplikowałem bo najpierw szukając drogi do Albigowej wyjechałem asfaltem spowrotem do Husowa. Potem zjechałem do Handzlówki i w Albigowej koło sadów ruszyłem w kierunku Kraczkowej.

Sady "Albigowa" © tmxs


Pierwotnie miałem wracać asfaltem przez Kraczkową i Malawę ale stwierdziłem, że to jednak nudna opcja, chciałem też uniknąć błota w lesie na zielonym szlaku, więc jakoś szutrowo-asfaltowymi drogami podjechalem przez Cierpisz ponownie ma Magdalenkę. Wracając odwiedziłem na serwisie Pawła, by porozmawiać o jego niecnych planach wskrzeszenia tego oto trupa:

Zhakowany hak © tmxs


A tutaj jeszcze fotka z wtoku z pieszej wędrówki po Bieszczadach z rodziną:

Tarnica widziana z Szerokiego Wierchu © tmxs


Pierwsze dni długiego weekendu spędziłem dość aktywnie ale jutro chyba po prostu rozpalę grila :).

Dane wyjazdu:
13.00 km 0.00 km teren
00:36 h 21.67 km/h:
Podjazdy: m

Asfaltofobia

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 30.04.2012 | Komentarze 1

Miałem jechać gdzieś dalej ale czas nie pozwolił. Po przymusowej przesiadce z Forca na Mongoosa różnica w jakości jest kolosalna. Poszukajmy jakichś plusów ... hmmmm:
+ lżej po asfalcie
+ banalnie oderwać go od ziemi do bunny hopa
+ ma sprawny hak przerzutki :D

Muszę się przyzwyczajać przecież to rower, na którym przypuszczalnie spędzę całą tegoroczną majówkę. Nie ma już co płakać nad forcem, będzie hak to będzie dobra jazda, a tymczasem jutro założę do goosa oponki terenowe w miejsce slików.

Dane wyjazdu:
99.00 km 40.00 km teren
06:31 h 15.19 km/h:
Podjazdy: m

Niech to szlak(g)!

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 4

!!! UWAGA !!! Poniższy wpis jest długi i bardzo emocjonalny, pisany pod wpływem zmęczenia i stresu wywołanego uszkodzeniem roweru. Poważnie zastanów się zanim go przeczytasz i stracisz kilka chwil swojego życia :).

Sobota, godzina 10, bezchmurne niebo, temperatura grubo powyżej 20 stopni -
idealne warunki by uprawiać mtb. Na coś takiego czekałem chyba od września biegłego roku, Czyli PONAD 6 miesięcy. Jak rzadko kiedy mogłem poświęcić na jazdę 8-10 godzin. Czy coś mogło popsuc taki dzień? 6 godzin później okazało się, że tak!

Razem z Pawłem (Kundello) i Pawłem (Dak) ruszyłem by zdobyć Dynów.
Sam wymyśliłem trasę podczas jednej z nasiadówek nad mapą okolicy.
Przez malowniczą i uwielbianą przez rowerzystów miłujących teren miejscowość Budziwój :) dotarliśmy na Przylasek, skąd przez Straszydle zdobywaliśmy Błażową. Przez lasy, przez pola, jechało się genialnie! Przed Błażową relaks:

Odpoczynek przed Błażową © Dak


Z Błażowej zaczęliśmy podjeżdżać zielonym szlakiem w kierunku na Hyżne. Po paru kilometrach odbiliśmy na szlak czarny w kierunku Dylągówki, by po kolejnych paru km odbić na terenowy zjazd w kierunku Dynowa. Trasa była elegancka, długa, w dół, z widokiem na okoliczne pagóry, a w oddali było widać Bieszczady. Jechało się PRZE-GENIALNIE! Czułem moc jak mało kiedy, cisnąłem, wychodziło mi dosłownie wszystko! Wszystko! Czy naprawdę coś mogło popsuć taki dzień? :)

Paweł wlaczy z psami © tmxs


Zjazdy © Dak



Po dotarciu do Dynowa siedząc w lokalnym kebabie przy tortilli, pijąc mało-męskiego nisko procentowego bronka o smaku owocowym w głowie jednego z nas (przez symaptię nie wspomnę którego;)) zrodziła się myśl by do Rzeszowa wracać żółtym szlakiem przez Wilcze. Ja co prawda planowałem to inaczej - powrót na szlak zielony i jazdę przez Hyżne na szlak niebieski by wrócić przez Borówki i Łany - ale nie protestowałem. Co prawda na Wilczym byłem 2 dni temu ale od innej strony pozatym Wilcze zawsze spoko i nic nie może mi zepsuć tego dnia prawda?

No więc ruszyliśmy w szampańskich nastrojach by poznać nieznany kawałek szlaku żółtego.Pogoda wciąż była super, nastroje ekipy jeszcze lepsze, a sam żółty szlak przez pierwsze km od Dynowa był tak fajny, że oczyma wyobraźni widziałem jak rekomenduje go tysiącom czytelników mojego bloga na bikestats.pl :) ( o zgrozo!).
Napotkane przeszkody terenowe zachęcały do zabawy:

Jak dzieci :) © tmxs


Jak widać, wszystko było super i nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Zaczęło się kilka km dalej, dość niepozornie: szlak żółty zaczął zanikać. Po prostu skończyła się droga a zaczeły krzaki, strumienie, błota i pokrzywy. No ale nic - to nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni kiedy na ternowej wyprawie jadę na młynku, pcham lub niosę rower. Przygoda! Uznał bym to za przyjemny element enduro folkloru ale po jakiejś godzinie takiego przedzierania się, gdy już prawie dało się komfortowo jechać zdarzyło się coś co jednak zepsuło mi dzień :). Nic nie poczułem, usłyszałem jedynie cichy brzdęk. Popatrzyłem na tylne koło i zamarłem: wielki sękaty kij wplatał się w mój łańcuch, a tylna przerzutka znalazła się NAD kasetą! Co się wtedy działo w mojej głowie? Bloga mogą czytać niepełnoletni więc napiszę po chińsku: 我他媽的婊子! 斯特凡和迎接!
Brutalnie złamałem hak od przerzuty! Prawie 40 km od Rzeszowa, w krzakach na totalnym wypizdowiu. Przekląłem GT za kruchy hak, przekląłem Shimano za długi wózek w przerzutce, przekląłem nawet niewinnych tym razem Foxa i RoxShoxa. Na końcu przekląłem sam siebie za taką jazdę. Kundello zrobił mi single speeda i ruszyliśmy dalej. Żółty szlak nadal częstował nas swoimi atrakcjami, był krzaki rowy, zwalone drzewa ale już miałem to w nosie, nastrój prysł. Wilcze oczywiście odpuściliśmy, dowlekliśmy się do najbliższej drogi by asfaltem wrócić do domu. Mój single speed to było z przodu środkowa tarcza i 4 na kasecie:

Full suspension singlespeed :) © tmxs




W terenie dawało radę ale po asfalcie to musiałem wykonywać
miliony obrotów. I ten brzdękający łańcuch - do teraz mam w głowie ten straszny dźwięk, który ryje mi psychę :). Kolejny raz zabrakło niewiele do 1 rowerowej setki w życiu ale cieszę się, że się nie udało. Jeśli mam już stracić to bajkerskie dziewictwo to nie w ten sposób :).
Teraz muszę kupić hak, więc przez najbliższe dni będę odcięty od mtb (jeszcze to do
mnie chyba nie dotarło ;)).

Dziękuję:

* serwisowi rebike.pl (Kundello) za pomoc techniczną oraz pomoc w rozpędzeniu siglespeeda do 30 km/h, masz parę Paweł! :)

* Dakowi - za porcję docinek, które w takich sytuacjach działają na mnie lepiej niż koks :).

Pozdrawiam:
* twórców i opiekunów szlaku żółtego, odcinka między Dynowem a Wilczym :)
* wszystkich którzy się na ten odcinek wybiorą jak już pokrzywy, trawy, krzaki podrosną (weźcie maczetę i dzidę na dziki)

Ok, wypłakałem się, teraz mnie pocieszcie :D.

Dane wyjazdu:
78.00 km 38.00 km teren
04:26 h 17.59 km/h:
Podjazdy: m

Nocne Wilcze

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 0

Jak co czwartek jeździmy w nocy, dziś z Grześkiem i Pawłem (Kundello). Z deptaku nad Wisłokiem ruszyliśmy na Grochowiczną, później przez stok w Babic dotarliśmy do żółtego szlaku. Miejscami było błotniście ale już przywykłem i nie zwracam na to uwagi. Na Wilczym wiało. Grzesiek 1 raz był na Wilczym i od razu w nocy ;). Tym razem wziąłem aparat i kartę ale fotki nie wyszły :), staliśmy za daleko od aparatu i są za ciemne :). Sam zjazd z Wilczego to już czysty testosteron+endorfiny+adrenalina, lecieliśmy w dół pełną parą. Powrót przez Lubenię, Zarzecze, Lutoryż, Boguchwałę, Racławówkę. Jechało mi się dziś super, spora dawka ostrej terenowej jazdy, wróciłem do domu konkretnie zmęczony.

Fotek nie ma, więc podzielę się chociaż fajnym filmikiem, tym razem reklama lini osprzętu Saint od Shimano:



Polecam oglądać w HD na pełnym ekranie. Produkcja genialnych ludzi z Anthill Films.

Dane wyjazdu:
55.00 km 25.00 km teren
03:27 h 15.94 km/h:
Podjazdy: m

Łańcut nocą

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 0

O 18:30 ruszyliśmy z Grześkiem i Pawłem spod Leklerka, chcieliśmy dojechać na Łańcut jak najbardziej terenem. Zaczęliśmy żółtym szlakiem z Malawy, by później na Magdalence przerzucić się na szlak zielony. Leśne odcinki szlaku zielonego to czysta poezja, choć miejscami było dosyć błotniście i rowery trzeba było myć a ubrania prać. Chciałem zrobić jakieś fotki, miałem nawet aparat ale po uruchomieniu go przywitał mnie napis "No Memory Card" :).
Centrum Łańcuta sobie odpuściliśmy i ruszyliśmy w stronę Rzeszowa. Dzięki nawigacji w telefonie Pawła dotarliśmy przez Strażów i Krasne aż do granic miasta jadąc prawie cały czas dość wypłaszczonym ale jednak: terenem!
Ta nawigacja (TrekBuddy + mapa Comapssu) to super sprawa - już drugi nocny wyjazd ogarniamy bez bólu całkiem nieznane drogi nocą. Tym razem miałem papierową mapę przy sobie ale w nocy to się można papierową mapą co najwyżej powachlować. Podsumowując cały wyjazd można napisać, że nie ma to jak 50tka terenowej po robocie :).

Zdjęć co prawda nie mam ale mam coś lepszego, oto światowa premiera, totalny eksluziw, tylko u mnie filmik z rzeszowskiego maratonu Cyklokarpaty z kamerki Pawła (Daka):



Polecam też cały YT kanał Pawła:

http://www.youtube.com/user/Samfing

Co prawda są tam filmy ze sportów nie-rowerowych ale wybaczmy mu to :).

Dane wyjazdu:
45.00 km 5.00 km teren
02:27 h 18.37 km/h:
Podjazdy: m

Cyklokarpaty Rzeszów

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2

Cyklokarpaty oglądałem jako widz. Jako, że nie płaciłem kasy to o organizacji się
nie będę wypowiadał natomiast same zawody z perspektywy widza-laika mi się podobały (z tego co zaobserwowałem to postronnym ludziom także).

Kolejki po numerki © tmxs


Miałem trochę mało czasu i nie mogłem dotrzeć z aparatem we wszystkie punkty jakie
planowałem ale pstryknąłem znajomym parę fotek. Momentami była niezła walka, słychać też było niewybredne docinki pomiędzy zawodnikami różnych teamów :).
Robiłem zdjęcia na końcowym odcinku podjazdu pod Łany, na podjeździe do asfaltu w Chmielniku, przy wodopoju przed zjazdem do Cierpisza i na Magdalence.

Pierwszy bajker © tmxs


Walka © tmxs


Wodopój przed zjazdem do Cierpisza © tmxs


Magdalenka © tmxs


Podziwiam wszystkich, którzy startowali, ze szczególnym uwzględnieniem moich kumpli
- nie znam wyników ale naprawdę mocno to wyglądało, to zaszczyt mieć takich koksów
wśród znajomych na BS i do wspólnych wypadów, jest się od kogo uczyć :).

Jak się patrzy na czołówkę albo na wymiatających kumpli to jest motywacja,
żeby nad sobą pracować, a ja zamierzam tak robić, zwłaszcza chciałbym lepiej
podjeżdżać. Zacznę od zrzucenia pare kg bo dziś sobie uświadomiłem, że razem z
rowerem ważę 100 kg :D. Nic dziwnego, że jarzmo w Reverbie trzeszczy :).

Z tego co słyszałem już po imprezie to na trasie działy się dziwne rzeczy, jestem bardzo ciekawy innych relacji z zawodów.

Dane wyjazdu:
77.00 km 45.00 km teren
04:30 h 17.11 km/h:
Podjazdy: m

Rider on the Storm

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 21.04.2012 | Komentarze 3

Rano była taka pogoda, że chciałem sobie coś pokręcić na luzie, zaczęło się pięknie, a skończyło się na tym, że musiałem uciekać przed burzą. Postanowiłem pojechać trasą jaką w tamtym roku pokazał mi Kundello - czyli na Strzyżowsko-Sędziszowski Obszar Krajobrazu Chronionego, terenem oczywiście. Do rezerwatu Wielki Las pogoda była idealna:
Relaks w Wielkim Lesie © tmxs


Od zjazdu z Kamieńca zaczęło się psuć:

Pogoda zaczęła się psuć © tmxs


Fajnie się tam jeździ, eleganckie dróżki polne, leśnie, fajne widoki na okoliczne pasemka górek.

Tablica © tmxs


Przed zjazdem do Łętowni wydawało mi się, że nie wrócę z tej wycieczki suchy:

Coraz gorzej :) © tmxs


W Łętowni chciałem wskoczyć na żółty szlak w kierunku Czudca, niestety przegapiłem wjazd i dojechałem aż do stoku narciarskiego. Nie chciało mi się wracać ani podjeżdżać asfaltem, więc po prostu wepchałem rower na górę. Stok w Strzyżowie, czyli miejsce epickich wyczynów Piotrka i Pawła, wygląda teraz tak:
Stok narciarki w Strzyzowie © tmxs


Po paru km wbiłem na żółty szlak i zacząłem zjeżdżać w kierunku Nowej Wsi. Po lewej waliło piorunami, po prawej lało ale ja miałem szczęście i jakoś objeżdżałem te deszczowy chmury. W głowie zaczęła mi grać stara piosnka The Doors "Riders on the Storm", choć to całkiem nie moje klimaty :D.
W Czudcu chyba przeszła konkretna ulewa ale jak tam dojechałem to już było po wszystkim. Farta miałem jednak tylko do czasu - w górnym Niechobrzu przez chwilę miałem okazje odczuć co na meteo.pl nazywają opadem konwekcyjnym :), na szczęście schroniłem się pod wiatą, a po chwili przeszło. Miałem jechać na Grochowiczną ale pogoda dalej była niepewna więc zjechałem terenem na dół Niechobrza i asfaltem wróciłem do domu.