Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2021, Czerwiec4 - 0
- 2021, Maj8 - 0
- 2021, Kwiecień5 - 0
- 2021, Marzec3 - 0
- 2021, Styczeń2 - 0
- 2020, Grudzień1 - 0
- 2020, Listopad3 - 2
- 2020, Październik2 - 0
- 2020, Wrzesień7 - 0
- 2020, Sierpień13 - 0
- 2020, Lipiec12 - 2
- 2020, Czerwiec13 - 6
- 2020, Maj19 - 5
- 2020, Kwiecień13 - 6
- 2020, Marzec5 - 6
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń3 - 0
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad1 - 0
- 2019, Październik5 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 2
- 2019, Sierpień12 - 4
- 2019, Lipiec8 - 4
- 2019, Czerwiec7 - 3
- 2019, Maj8 - 10
- 2019, Kwiecień4 - 10
- 2019, Marzec4 - 4
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień9 - 8
- 2018, Sierpień7 - 8
- 2018, Lipiec9 - 13
- 2018, Czerwiec8 - 15
- 2018, Maj6 - 10
- 2018, Kwiecień8 - 15
- 2018, Marzec5 - 8
- 2018, Styczeń3 - 2
- 2017, Grudzień2 - 2
- 2017, Listopad4 - 7
- 2017, Październik2 - 3
- 2017, Wrzesień7 - 21
- 2017, Sierpień6 - 13
- 2017, Lipiec12 - 6
- 2017, Czerwiec9 - 4
- 2017, Maj10 - 11
- 2017, Kwiecień5 - 7
- 2017, Marzec16 - 15
- 2017, Luty8 - 10
- 2017, Styczeń6 - 3
- 2016, Grudzień1 - 5
- 2016, Listopad3 - 6
- 2016, Październik10 - 22
- 2016, Wrzesień13 - 6
- 2016, Sierpień11 - 10
- 2016, Lipiec5 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 18
- 2016, Maj10 - 27
- 2016, Kwiecień11 - 16
- 2016, Marzec9 - 15
- 2016, Luty7 - 16
- 2016, Styczeń3 - 7
- 2015, Grudzień9 - 29
- 2015, Listopad7 - 12
- 2015, Październik3 - 3
- 2015, Wrzesień6 - 19
- 2015, Lipiec13 - 46
- 2015, Czerwiec11 - 28
- 2015, Maj10 - 48
- 2015, Kwiecień7 - 32
- 2015, Marzec14 - 54
- 2015, Luty8 - 29
- 2015, Styczeń9 - 42
- 2014, Grudzień5 - 15
- 2014, Listopad9 - 42
- 2014, Październik10 - 58
- 2014, Wrzesień14 - 84
- 2014, Sierpień11 - 42
- 2014, Lipiec13 - 37
- 2014, Czerwiec12 - 44
- 2014, Maj16 - 47
- 2014, Kwiecień12 - 47
- 2014, Marzec11 - 32
- 2014, Luty11 - 21
- 2014, Styczeń4 - 5
- 2013, Grudzień8 - 17
- 2013, Listopad7 - 6
- 2013, Październik11 - 14
- 2013, Wrzesień9 - 14
- 2013, Sierpień17 - 22
- 2013, Lipiec12 - 9
- 2013, Czerwiec15 - 4
- 2013, Maj13 - 13
- 2013, Kwiecień9 - 11
- 2013, Marzec3 - 3
- 2013, Luty3 - 5
- 2013, Styczeń2 - 4
- 2012, Grudzień7 - 17
- 2012, Listopad11 - 15
- 2012, Październik8 - 11
- 2012, Wrzesień9 - 14
- 2012, Sierpień15 - 22
- 2012, Lipiec13 - 13
- 2012, Czerwiec9 - 24
- 2012, Maj14 - 40
- 2012, Kwiecień12 - 26
- 2012, Marzec13 - 9
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń7 - 11
- 2011, Grudzień9 - 15
- 2011, Listopad6 - 1
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień1 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
Z lekka przytrzeć nowe klocki
Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 15.05.2016 | Komentarze 1
Lepszego życia diler
Czwartek, 12 maja 2016 · dodano: 13.05.2016 | Komentarze 5
Moi kumple nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Cały dniami siedzą po robotach i robią jakieś poważne, odpowiedzialne rzeczy jednocześnie myśląc tylko o nadchodzącej wyrypie. Zamiast wydawać ciężko zarobione pieniądze na alkohol i ladacznice oni chcą sobie pojeździć po górach rowerkami. Jak zaczynają do mnie wydzwaniać, z reguły już 2 dni przed MTB melanżem, to przez słuchawkę czuć jak ich telepie MTB-delirium, jak cieknie ślina na tłusty wyryp. Wszyscy jesteśmy tacy sami - od tego dobra uzależnieni. W takich właśnie chwilach czuję się jak pieprzony diler. Nie wnikam czy kieruje nami hedonizm, eskapizm, czy po prostu zwykłe nieróbstwo ale goście dają mi motywacje by co co wyjazd grubo sypać im najlepszy towarem prosto w nosy. I gdy przychodzi wyrypa, to wszystko ma być dopięte na ostatni guzik - galera pełna rozbójników, rowery na dachu i płyniemy siać zamieszanie w różnych częściach południowej Polski. Tak właśnie było tego pięknego, wiosennego dnia gdy ruszyliśmy na eksplorację północno-wschodniej części pasma Radziejowej. Podobnie jak podczas niedawnego pobytu w Sądeckim, startowaliśmy z Rytra i ruszyliśmy jednym z wielu szutrów wiodących na pasmo. Na same pasmo jednak nie dotarliśmy bowiem pierwszym naszym celem był żółty szlak gminny wiodący z powrotem do Rytra. Taka moja fanaberia - często przyglądałem się mu na mapie i chciałem zobaczyć jak to żre. Przez 3/4 tego szlaku nie dzieje się kompletnie nic. Dzida, zrywka, nuda. A tu nagle tęga ściana. Tu nie ma co pisać o znacznym nachyleniu - jest po prostu stromo po korzeniach i kamieniach. W mojej skali dał bym temu szlakowi 5 pełnych flaszeczek, niestety będzie tylko trójeczka, ze względu na wycinkę lasu. Przez ścięte buki w górnej części zjazdu trzeba rowery przenosić, a jest tak stromo, że ciężko po tym wrócić na siodło.Nie widać stromizny, nie widać szlaku ale trochę widać ten bajzel
Jeden ziomek trochę przestrzelił ścieżkę i poszedł w maliny. Na szczęście skończyło się jedynie na rozdarciu plecaka. Nie zauważyliśmy tego, do czasu aż jadąc za nim zacząłem znajdować na szlaku różne fanty np pompkę do amora :D.
Po zjechaniu ściany szlak przeszedł w wąski kamienisty, trawers, przy którym żółty z Przehyby to bułka z mleczkiem. Trudny odcinek, bardzo łatwo spaść w dół, a tam czają się naprawdę złe rzeczy.
Gruba impra z żółtym trwa
Uczciwie przyznaję, że ten trawers w paru miejscach mnie pokonał.
Swoją własną słabość i indolencję pozwolę sobie wykorzystać do krótkiej refleksji nt szlakowego savoir vivre. To nie jest żaden przytyk personalny do kogoś konkretnego, ot luźna refleksja na podstawie obserwacji poczynionych podczas lat jeżdżenia. Szanowny bajkerze - nie zjechałeś jakiejś trudnej sekcji? To nic złego. Nawet Lew Starowicz mówi: każdemu się zdarza. Ale nie zaczynaj sprowadzać przez środek jedynej linii gdy za tobą zjeżdża jeszcze ktoś inny OKAY? Dziękuję.
Dojechaliśmy do szutru i trzeba było wrócić na pasmo długim podjazdo-wypychem dobrze nam znanym z ostatniej wizyty w Rytrze. Zrobiło się naprawdę gorąco. Mimo wszystko dość szybko dotarliśmy do Hali Koniecznej.
Gdy pokona cię podjazd i skwar - nie ma to jak kawałek solidnej kłody nad strumieniem
Wielu myśli, że te wyrypy to tylko zjazdy, lans i pajacowanie. W rzeczywistości przez 90% czasu to wygląda jak na tym zdjęciu. Tak było jest i będzie. Bo to taka robota
Hala Konieczna z innej perspektywy
Po dotarciu na pasmo skierowaliśmy się do schroniska na Przehybie celem uzupełnienia zapasów. A że pora obiadowa - postanowiliśmy się posilić. Poleciałem dość niekonwencjonalnie bo wziąłem żurek i frytki. Po otrzymaniu michy z radością stwierdziłem, że w moim talerzu pływa jakieś dobre pół kilo kiełbasy! Pojadłem chyba trochę za syto, bo droga pasmem na Radziejową (1266 m.n.p.m) była jakaś taka ciężka. Łukasz za to dostał potężnej mocy.
Widoki z wieży na Radziejowej są niesamowite, mam stamtąd dobre foty od Pawła z 2014 roku. Moje dzisiejsze kepścizny wrzucam jedynie z poczucia kronikarskiego obowiązku.
Żurek
Panorama z Radziejowej #1
Panorama z Radziejowej #2
Panorama z Radziejowej #3
Panorama z Radziejowej #4
Po widoczkach nadszedł czas by lecieć w dół. Na zjeździe z Radziejowej ktoś wyznaczył segment Stravy o nazwie "Napieprzanka po kamieniach wielkości pralek". Trochę w tym przesady, bo jednak zdarza się nam jeździć po znacznie większych głazach, trzeba jednak przyznać, że jest stromo, kamienisto i luźno. Jest fajnie.
Zacznijmy tę zabawę
Przez kolejny fakerson przejeżdżam bez strachu, wita mnie pion, witam go na luzaku
Tak właśnie wyglądają tzw DOBRE CZASY - tym właśnie diluję
Niestety brak czasu na podziwianie widoków
Jazda po gruzie
Po dojechaniu do przełęczy Żłobki trzeba było chwilę odpocząć. Po chwili ruszyliśmy dalej czerwonym na wschód. Szlak wiedzie przez Wielki Rogacz (1182 m.n.p.m) i Niemcową (1001 m.n.p.m) jest lekko zróżnicowany. Przez większość część czasu jest to dzida po drogach leśno polnych ale zdarzają się też bardziej strome i kamieniste momenty, a nawet single. Jest też drut kolczasty na którym można się (prawie) zawiesić próbując wysmażyć nietrywialnego konera ;). Generalnie powrót do Rytra upłynął nam pod znakiem dobrej jazdy. Kiełbasa z żuru w końcu doszła, było pięknie.
Dzida na czerownym
Ten moment gdy uświadamiasz sobie, że twoja dzida jest tak szybka, że ścigasz się tylko z własnym cieniem ;)
Ruiny zamku w Rytrze
Ja i moi koledzy. Być może wyglądają jak ministranci ale to uzależnieni od endorfin bumelanci i hedoniści, z których społeczeństwo nie ma żadnego pożytku. Co gorsza to zadeklarowani ętórofcy
Końcówka przed Rytrem to już jakieś szutry i jazda po betonowych płytach, za to widoki na pasmo Jaworzyny Krynickiej są niesamowite. Pozostał nam już tylko asfaltowy powrót na parking i to by było na tyle. Mam nadzieję, że dostarczyłem chłopakom tego dnia naprawdę dobry towar.
Kocham Beskid Niski i gram to na rowerze
Sobota, 7 maja 2016 · dodano: 08.05.2016 | Komentarze 6
Koniec tygodnia przyniósł spore zamieszanie z planami wyjazdowymi. Jechać tu czy może tam? Z tymi czy z tamtymi? Bałagan w głowie. Konsternacja. Podobno wszytko co dobre rodzi się z chaosu, więc decyzje zostały podjęte praktycznie w ostatniej chwili. Ostatecznie wylądowałem z Sebkiem w Wapiennym, małej miejscowości uzdrowiskowej położonej na zachodnim krańcu Magurskiego Parku Narodowego.Witamy w Wapiennym
Stąd chwytamy zielony szlak, prowadzący na pasmo Magury Wątkowskiej. Początkowo szlak jest przepięknym singlem, ze śladową ilością korzeni i kamieni. Na paśmie przechodzi on w szeroką leśną, łagodnie wznoszącą się drogę ze śladami motorów i samochodów, dość rozjeżdżoną jak na granicę parku narodowego. Pasmo całkowicie zalesione, widoków brak. Po paru km przyjemnego kręcenia docieramy do rezerwatu Kornuty, który słynie z wychodni skalnych. Przyrodniczo ciekawe miejsce, a i parę sekcji pod rower też się znalazło.
Kornuty #1
Kornuty #2
Kornuty #3
DH Kornuty #1
DH Kornuty #2
Bandit North Shore stajl
Stąd już ledwie kilkaset metrów dzieliło nas od pierwszego zjazdu dzisiaj. W planie mieliśmy zaliczenie dziś zjazdów z pasma żółtym szlakiem na północ i południe. Gdzieś tam po forach krąży opinia, że to najlepsze DH w całym Niskim. Biorąc pod uwagę konkurencję - to bardzo śmiała teza. Pewnie rok temu miał bym w związku z tym jakieś wygórowane oczekiwania. Aktualnie staram się tego unikać. To psuje głowę. Od zeszłorocznej kontuzji cieszę się każdym dniem spędzonym na rowerze w górach i każdym, nawet najbardziej paździerzowym szlakiem.
Dziś jednak paździerzowymi szlakami nie jeździliśmy. Żółty szlak do Bartnego to naprawdę pierwszej jakości dzida. Może bez spektakularnych fakersonów ale 2.3 km non stop w dół, jest i taniec i robota. Peanu pochwalnego na cześć tego szlaku nie napiszę ale i złego słowa nie powiem.
Bartne to typowa beskidzka wioska, leżąca w malowniczej dolinie. Mamy więc tu chłopa tresującego bydło nahajką, zapach wędzonej kiełbasy i cerkwie.
Pierwsza cerkiew w Bartnem
Druga cerkiew w Bartnem
Chwytamy Główny Szlak Beskidzki by powrócić na pasmo. Odcinek dobry na podjazd - szeroki leśny dukt, przy mocnym spięciu pośladów - do podjechania. Szybko docieramy na Magurę (822 m.n.p.m), gdzie robimy krótki postój. Pogoda zaczyna się lekko pogarszać. Temperatura spada, a na niebie wiszą deszczowe chmury.
Magua Wątkowska (822 m.n.p.m)
Po posiłku ruszamy pasmem na zachód. Jedzie się naprawdę przyjemnie, jest nawet kawałek szybkiego przyjemnego zjazdu za Wątkową (846 m.n.p.m). Docieramy ponownie do żółtego szlaku, którym tym razem będziemy zjeżdżać na północ. W pamięci ciągle mieliśmy wcześniejszy zjazd do Bratnego, który był naprawdę dobry ale w świetle tego się miało za chwilę wydarzyć - to była ledwie uwertura. Gdy zaczęliśmy zjeżdżać, zobaczyłem w dole dalszą część szlaku - singiel, który był jak ... pięciolinia. A przeszkody na nim były jak nuty. Już wtedy wiedziałem, że za chwilę zagramy tu z Sebusiem pieprzoną, korzenno-kamienną symfonię na 2 rowery. BANG BANG BANG YEB YEB YEB BUM RAMPAMPAM i zapętl to przez cholerne 3 kilometry! Czujecie to? Prawda, że piękne? To właśnie muzyka mojej duszy. Po dojechaniu do końca miałem w oczach łzy wzruszenia, a okoliczne buki w parze z wiatrem zgotowały nam owację na stojąco ;). W mojej pięcio-flaszkowej alko-skali oceny szlaków, ten dostaje pięć pełniutkich flaszeczek! A tak bardziej poważnie to muszę przyznać, że ten zjazd jest prawdziwym unikatem. Przypomina trochę niebieski z Przehyby do Rytra, a konkretnie jego najlepsze fragmenty skondensowane w pigułce, bez zamulaczo-zapychaczy. Ani sekundy nudy. Początkowo dość płynnie lawiruje między kamieniami by potem rzucić "biednego" delikwenta w sam środek tęgiej, kamiennej rąbanki rodem z Beskidu Makowskiego. Dla takich rarytasów montuje się w rowerach szerokie kiery. Coś pięknego. Szkoda tylko, że ten zjazd może czasem kosztować 500 zł :). My mieliśmy szczęście - budy były zamknięte, a rendżersów minęliśmy dopiero na asfalcie. Ale o tym cicho-sza, co złego to nie my, a powyższy opis to oczywiście fikcja literacka :D.
Ruiny młyna
Wrażeń dziś było sporo, dalsza część wycieczki to już typowa dojazdówka. Trzeba jednak przyznać, że tym razem wiodła ona przez wyjątkowo malownicze tereny. W końcu były też jakieś ładne widoczki, bo tych, jak to często bywa w Beskidzie Niskim, zbyt wiele wcześniej nie uświadczyliśmy.
Beskid Zielony
Cieklinka (512 m.n.p.m)
Pogórze
Styl życia rowerowych włóczęgów
Cerkiew w Wapiennym
Interesujący wyjazd. Coś ciężko mi się ostatnio podjeżdża bo coś mnie łupie w kręgosłupie ale popracuję nad tym.
Turystoodporne Bieszczady Zachodnie
Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 04.05.2016 | Komentarze 7
Nie lubię długich weekendów majowych. Pogoda z reguły niepewna, w górach więcej turystów niż zwykle i do tego zawsze coś pozarowerowego do zrobienia. A presja na jazdę zawsze duża. Plany wyjazdowe były inne ale w rejony dość mocno zagrożone burzowo, tak więc w ostatniej chwili, na prędce zaplanowałem trasę w Bieszczadach. W sumie jedynym jej założeniem było trzymanie się z dala od zatłoczonych turystycznie miejsc. Wystartowaliśmy z parkingu koło kamieniołomu w Bystrem i długo pięliśmy się szutrem w paśmie Wysokiego Działu, by poźniej czarnym szlakiem dotrzeć w rejon Jawornego (992 m.n.p.m). Tu wiosna jeszcze nie dotarła. Zatrzymała się tak na około 800 m.n.p.m i powoli pełznie w górę.Jedziemy
Od Jawornego zaczął się zjazd do przełęczy Żebrak. Pokonywałem ten odcinek w przeciwnym kierunku dawno temu i jakoś wydawał mi się dłuższy i fajniejszy. Źle nie było ale to pasmo jednak o wiele lepiej jest pokonywać w kierunku wschodnim. Ogólna refleksja z dziś jest taka, że bieszczadzkie ścieżki z roku na rok tracą urok bo są coraz częściej rozjeżdżane przez quady i terenówki. Niektóre odcinki, które kiedyś były singlami teraz już są ... doublami? Żal. Z Żebraka pojechaliśmy na Chryszczatą fajnym interwałem. Warun do jazdy w paśmie był idealny.
Na paśmie Wysokiego Działu #1
Na paśmie Wysokiego Działu #2
Na Chryszczatej (997 m.n.p.m)
Z Chryszczatej ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Suliły. Ten szlak też kiedyś robiłem i było naprawdę fajnie. Tydzień temu porównałem zjazd niebieskim z Przehyby do ulicznej szamotaniny z menelem, tak więc zjazd niebieskim z Chryszczatej muszę porównać do trzeciej randki z Miss Polonia. Początkowo bardzo przyjemne nachylenie i miękkość podłoża zachęca by się zapomnieć, stracić rozum i zatracić bez reszty w beztroskiej penetracji tej rozkosznej ścieżynki. Nie rób tego bajkerze! Ta ścieżka lawiruje, kręci i chodzi na boki. Taka chwila zapomnienia może cię drogo kosztować. Jeśli stracisz czujność choćby na moment to ona cię oszuka, przekręci, zabierze zdrowie i pieniądze, a na koniec zostawi z długami. Zachowaj zimną głowę, po prostu ją wykorzystaj dla własnej przyjemności. Na koniec porzuć dla następnej ale koniecznie zachowaj piękne wspomnienia bo ta jazda jest naprawdę wyśmienita. I choć w końcowym odcinku przed przełęczą pod Suliłą zasmakowaliśmy obficie bieszczadzkiego błota, to na dole każdy z naszej czwórki muszkieterów był niezwykle kontent.
Jesteśmy inni, dziwni, ściągamy kłopoty ale to szosowcy noszą spodnie wąskie jak rajstopy
Przełęcz pod Suliłą
Teraz nadszedł czas na lajtowe zwiedzanie nieznanej mi dotychczas części Bieszczadów zachodnich. Trzeba przyznać, że te rejony naprawdę skutecznie opierają się naporowi turystów. Wszyscy lecą na Cisną i dalej do parku. Przyjemnie jest zwiedzać tak urokliwe rejony nie tonąc w tłumie ludzi. Np taka dolina wysiedlonej wsi Kamionka. Lub też nieistniejącej miejscowości o wdzięcznej nazwie Sukowate.
Kamionki
Panie co to za góra?
Zjazd do Kamionek
Z Sukowatego pojechaliśmy asfaltem przez Kalnicę na Przełęcz pod Garbów Wierchem. Mieliśmy tu wbić na szlak papieski, niestety okazało się, że to droga zrywkowa z błotem po kolana, więc po kilkuset metrach zawróciliśmy. Szkoda nam było psuć błotną rzeźnią takiego dobrego dnia.
Przełęcz Pod Grabów Wierchem
Szutrem z Roztok Dolnych wróciliśmy na parking. Wyrypa udana, długi weekend odbębniony. Turystów zbyt wielu na szlakach nie spotkaliśmy. Za to powrót do Rzeszowa w kawalkadzie samochodów z numerami rejestracyjnymi z całej Polski.
Świecka tradycja
Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 30.04.2016 | Komentarze 0
Standardowo przed długim weekendem coś mi się musiało zepsuć w rowerze. Padło na przedni hamulec. Na szczęście w Bikerszopie uratowali. Pojechałem go potestować w naprawę wymagający górski teren, czyli do Boru. Nie chciało mi się coś dziś mocno kręcić, wolałem cieszyć oko oznakami wiosny. Błoto w Borze jest takie przyjemne, bardziej przyjazne, coś jak w Gorcach albo wszędzie poza południowym Podkarpaciem. A wieczorem Sebuś, mistrz tuningu, wyciągnął ogranicznik skoku z mojego przedniego Foxa i laga amortyzatora urosła mi o 10mm. Pierwszy krok w kierunku konwersji mojego Trance'a do standardu "BANDIT" - wykonany.Oszukali mnie
Czwartek, 28 kwietnia 2016 · dodano: 28.04.2016 | Komentarze 2
Goście do mnie dzwonią, wyciągają mnie z ciepłej chałupy, obiecują lajtową przejażdżkę po szutrach i asfaltach, a zamiast tego spuszczają mi MTB-manto ;).Podwójna Przehyba wstrząśnięta, niemieszana
Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 0
Nadszedł czas żeby spożyć wreszcie coś mocniejszego. W sensie pojechać coś takiego, że po wszystkim człowiek słania się na nogach. Jednym z miejsc gdzie serwują takie specjały jest Beskid Sądecki. Aby skosztować rarytasów leżących na północnych stokach Przehyby udaliśmy się z Sebastianem do Rytra. Zaczęliśmy od typowego dla tych rejonów podjazdów - długa, wijąca się po jarach droga leśna.Typowy Sądecki
Ma to swój urok, ale muszę przyznać, że to chyba najbardziej wymagający podjazd na to pasmo, jakim jechałem. Zwłaszcza na odcinku niebiesko-pomarańczowej nartostrady. Mimo tego spinając mocno poślady powinno dać się podjechać aż do Hali Koniecznej.
Fajne, odludne miejsce z ciekawymi widokami.
Hala Konieczna
W oddali pasmo Jaworzyny Krynickiej
Radziejowa (1266 m.n.p.m)
Dalej trzeba wypchać konkretną stromiznę i dość szybko dociera się do miejsca gdzie krzyżują się szlaki żółty i niebieski. Po krótkim postoju czas przystąpić do degustacji. Sebuś, polej.
Podano do stołu
Pierwsze metry przekonały nas, że dziś spożywamy coś rzadkiego i unikalnego albowiem szlak na sporej długości jest trawersem i to takim wręcz wzorcowym. Choć na tym ubolewam - rzadko jeżdżę trawersy. W Podkarpackich górach jest ich niewiele. Smakowanie dobrego trawersu nie jest łatwą sztuką ale daje wiele satysfakcji. Najważniejsze to pilnowanie pozycji ramion korby i balansowanie w kierunku zbocza stoku. Szlak jest wąski, naszpikowany korzeniami, kamieniami - jest o co zahaczyć, a błąd może skończyć się lotem w miejsce gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie chce się znaleźć. Urozmaiceniem tej uczty, coś jak źdźbło trawy w żubrówce, są 2 agrafki, z czego jedna naprawdę ciasna i stroma. Mam nadzieje, że smakosze wybaczą mi to porównanie żółtego do żubrówki, która jest alkoholem wybitnie podłym. Szlak żółty bowiem jest w swej dziedzinie wybitnym rarytasem. Po przejechaniu tego odcinka musieliśmy się na chwilę zatrzymać, by z uznaniem pokiwać głowami i docenić to co się tu przed chwila dokonało.
W zjazdowym zgiełku przystanąłem na chwilę, by kontemplować piękno tego miejsca i stwierdziłem, że od tego piękna to się może ludziom w dupach poprzewracać
Dalsza część żółtego jest już diametralnie inna. Kamienista leśna droga i dużo płynnej, szybkiej jazdy. Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że zamieniłem się z Banditem rowerami. W rowerze Sebka skrycie się podkochuję. Ta sama rama co moja, a jakże inne odczucia z jazdy. Fox RP 23 200x57 boost 160mm na tyle, mistrzowsko stuningowany przez właściciela pracuje iście poetycznie. Przy tym czymś mój damper robi jak klocek wyciosany z drewna przez Dżapetto. Nie chciałbym na tym rowerze podjeżdżać, ale w dół to najlepsza maszyna jaką ujeżdżałem. Chapeau bas Sebek za to coś uczynił z tym rowerem, a wiem co to była za robota. Masz łeb. Wyszło arcydzieło. Jak się w Giancie na Tajwanie to tym dowiedzą, to już wiem jak będzie wyglądał i nazywał się SX na 2017 - Giant Trance Bandit :D.
Rozkoszowanie się zjazdem na tym sprzęcie mogło mnie drogo kosztować. Przepływ endorfin w móżdżku wywołał mi efekt MUTE na zmyśle słuchu. Nachylenie wzrosło, a kamienisty szlak wbijał się właśnie w kręty wąwóz. Jak zobaczyłem to cudo oblizałem się obleśnie. Chciałem zwyczajnie rzucić się w odmęty tego słodkiego dołnhilu niczym wyposzczony kochanek w objęcia oblubienicy. W ostatniej chwili zauważyłem, że zza zakrętu wyłania się na dużej prędkości samochód terenowy. Gdybym wjechał w ten jar to raczej bym nie wyhamował ani nie miał gdzie uciec. Niewiele później Bandit szarżując w dół jak wściekły byk prawie nadział się na 2 podjeżdżające motocorsy. Nie pozdrawiam.
Po zjechaniu do asfaltu w Przysietnicy skierowaliśmy się na szlak rowerowy prowadzący do ruin zamku w Rytrze. Było trochę asfaltu i trochę fajnego singla wzdłuż brzegów Popradu. Same ruiny są rewelacyjnym punktem widokowym.
Zamczysko #1
Zamczysko #2
Zamczysko #3
Poprad #1
Poprad #2
Rytro
W trakcie spożycia
Spędziliśmy tu chwilę ale trzeba było się zabierać za druga kolejkę. Powrót na Przehybę tym samym szlakiem co rano. Zmęczenie doszło do głosu i nie było już tak łatwo. Niektóre odcinki wcześniej wymęczone tropiąc węża tym razem trzeba było prozaicznie wypychać. Trochę to trwało ale dotarliśmy najpierw na przełęcz, a potem do skrzyżowania szlaków.
Po spożyciu. Co tu dużo mówić - było ciężko
Mieliśmy jechać na schronisko licząc, że zobaczymy Tatry. Niestety spotkani turyści rozwiali nasze nadzieje - widoków zero, a od Szczawnicy nadciąga deszczowa pucówa. Trzeba więc było wychylić do dna niebieski szlak do Rytra. Znaczną część tego szlaku jechałem 2 lata temu, wiedziałem więc, że będziemy tu zaraz tańczyć grubo.
Ostatni widoczek na niebieskim, potem już tylko robota
Opisywanie tych astralno-metafizycznym doznań podczas zjazdów tego rodzaju szlakami przychodzi mi z najwyższą trudnością ale spróbuję. Floł na tym szlaku nie istnieje. Floł ogólnie jest przereklamowany. Przyjemność ze zjazdu tą ścieżką można trochę porównać do ulicznej szamotaniny z menelem, więc jest to wyrafinowana atrakcja tylko dla koneserów. Brutalna, fizyczna robota po nietrywialnych fakersonach w rytm dźwięku kamieni uderzających o ramę. Fanboje tego całego floł nie mają tu czego szukać, chyba że jakimś cudem wyzbierają te cudowne głazy. Potrzeba puszczenia za strachu pawia na kierownicę i euforyczne uczucie triumfu z pokonywania kolejnych przeszkód mieszają się podczas tego zjazdu jak driny w szejkerze. Chcesz fłoł to jedź do Bielska na Twistera. Tu albo boleśnie rozbijesz się na tych skałach albo zwyciężysz. Innej opcji nie ma ;).
Na osobny akapit zasługuje ostatni odcinek tego szlaku, przed szutrówką. 2 lata temu odbiliśmy zamiast tego na zielony szlak i to był błąd. Choć kamienie ustępują tu miejsca korzeniom to nie znaczy, że jest łatwiej. Singiel wije się kręto i stromo, a amory nie nadążają wybierać. To jest rodzaj roboty jaki najbardziej lubię, nawet pomimo tego, że jestem zmęczony i wybieram już jakieś niemądre linie. Na dole łapy telepią mi się jak po tygodniu abstynencji. Na koniec pozostał już tylko triumfalny zjazd szutrówką na parking. Jak na razie najkonkretniejsze zjazdy w tym roku. Było pięknie.
A jeśli ktoś się na szybko chce przekonać czy aby nie przesadzam to zapraszam na youtube mojego, szanownego kolegi Pawła, który wizytował te szlaki kilka dni wcześniej i uwiecznił to na kamerze:
- ŻÓŁTY
- NIEBIESKI
Już wkrótce wszystkie wasze KOMy na Stravie będą należeć do mnie
Czwartek, 21 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 2
I to nie przez nową generację EPO, a przez to, że mam nowy rower (?). I kto mi teraz podskoczy?Panie to je jeszcze rowyr czy już motur na prund?
Ajfon wbudowany
Żartowałem. Dzięki uprzejmości mojego szanownego kolegi Łukasza miałem dziś okazję przejechać się na ebajku - Treku Powerfly-u FS. Ciekawe doświadczenie. Napęd elektryczny w tym ... yyy ... pojeździe ... wspomaga pedałowanie. Jest kilka trybów od eco po turbo. Jak się rusza z turbo to ma zrywa jak motorynka :D. Wspomaganie działa do 25 km/h. 2 machnięcia korbą i mam 30 na budziku, całkiem nieźle jak na tak ciężki ... wehikuł. Jeździłem tylko po płaskim ale na podjazdach to musi żreć porządnie. Za to jak prądu braknie to musi być katastrofa. Co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas tych kilku minut podczas których obcowałem z tym ... pojazdem ... to na bank pieruńska waga (ponoć 21 kg), takie sobie geo ramy i brak tapirowanej główki.
Za mało jeździłem, żeby sobie wyrobić jakieś zdanie ale daleki jestem od jednoznacznej krytyki tego ... pojazdu. Przyczyna jest prosta. Mówią, że wiek jest tak naprawdę kwestią wyboru, a ja wybrałem być wiecznie młodym, niestety biologii się nie oszuka. Jedyna cecha fizjologiczna, która mi się z wiekiem polepszyła to metabolizm alkoholu. Może więc nadejść w życiu taki czas, że będę zbyt słaby na mtb melanż. Wtedy taki ... środek transportu ... jest jakimś tam rozwiązaniem. No i nie oszukujmy się - kto by nie chciał zrobić wyrypy 200km i 5000m w pionie po Beskidzie? Dzięki tym .... jednośladom ... to będzie możliwe, nie tylko dla największych cyborgów.
Tak to sobie rozkminiłem, a potem poszedłem pojeździć na moim przedpotopowym Trensie.
Dzisiejsza szosa
Wtorek, 19 kwietnia 2016 · dodano: 19.04.2016 | Komentarze 0
Szosa jest dobra. Pozwala docenić mtb i to co z niego czerpię. Bo w sumie to gdzie bym teraz był jak bym się w to nie wkręcił wiele lat temu? Został bym długoterminowym rezydentem zakładu penitencjarnego Rzeszów-Załęże jak kilku moich starych znajomych? A może podczas częstej żeglugi po alkoholowym oceanie zaczął bym wypływać za daleko? Te pytania na tę chwilę na szczęście pozostają bez odpowiedzi :D.Dawno nie wrzucałem żadnych filmów ale to jest tak dzikie, że upamiętniam na blogu: