Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
15.60 km 0.00 km teren
01:00 h 15.60 km/h:
Podjazdy: m

Dolina cd

Czwartek, 13 listopada 2014 · dodano: 13.11.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
95.79 km 40.00 km teren
05:40 h 16.90 km/h:
Podjazdy: m

Nowosielce - borek

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 9

W poniedziałek 4 godziny dłubałem w rowerze starając się wyeliminować trzaski. Wyczyściłem i nasmarowałem haki, rozkręciłem całą zawiechę i wsadziłem wszystkie części zamienne jakie miałem. Udało się - nie strzela. Co było źle - nie wiem. Wszystko było dokręcone i pod smarem. Przypuszczam, że osłony na łożyskach pivotów z czasem się wycierają i to powoduje te hałasy. Niestety wymieniłem już ostatni komplet jaki miałem. Nie wiem co będzie jak znowu to się wytrze - te części są coraz trudniej dostępne i trzeba płacić jak za prezydenta. Gdyby nie to zawieszenie, które wymaga troski jak niemowlę to mógłbym jeździć tym rowerem po wsze czasy. Nie podniecam się dużymi kołami :), nie potrzebuję amortyzacji z 1000 regulacji ale potrzebuję mniej obsługowej maszyny. W przyszłym roku trzeba będzie coś pomyśleć.

Miałem dziś jechać w góry, potem na Babicę - ostatecznie pojechałem obczaić miejscówkę Borek w Nowosielcach pod Przeworskiem. Po internetach krążyły ostatnio filmiki jak goście czeszą tam fajne bandy. Wzgórze jest niewielkie ale "konstruktorzy"wycisnęli z niego wszystko co się dało. Kilka naprawdę zadbanych tras z bandami i hopkami - nawet dziś tam grabili liście :). Linie bez kompromisów, gdzieniegdzie bez czikenlajnów - czasem trzeba polecieć. Trochę się pobawiłem i popatrzyłem co goście tam wyczyniają. Trochę nie moja zajawka ale chciałbym mieć takie coś pod domem. Szkoda, że to tak daleko od Rzeszowa.

Dzisiejsza jazda dowiodła, że z formą jestem w dołku. Taką dolinę ostatnio przeżywałem chyba w maju. Pewnie za wcześnie w tym roku zamieniłem izotonik na munszajna. W moje ręce wpadło ostatnio kilka naprawdę wysokiej klasy, okolicznych destylatów, prawdziwe, podkarpackie złoto no i zamiast bikestats zrobił się alkostats :). A przecież to jeszcze nie czas. Trzeba się w nadchodzącym tygodniu wziąć za siebie to może dane mi będzie jeszcze w tym roku pojechać jakiś dobry RAP.

Tymczasem w serialu hbo Wataha mafia wozi się osobówkami po zaporze w Solinie, a po okolicznych wsiach bojówki dresiarzy leją zakapiorów :D. Ostatni odcinek wkrótce - będzie mi brakowało tych cotygodniowych gwałtów na umyśle :).

Dane wyjazdu:
37.54 km 30.00 km teren
04:00 h 9.38 km/h:
Podjazdy:1335 m

(Bez)senność w Bieszczadach

Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 08.11.2014 | Komentarze 3

Plan tej wyrypy powstawał już od środy. Razem z Pawłem toczyliśmy na ten temat zażartą dyskusję na fejsie, rozważaliśmy różne kierunki i chyba jakieś kilkanaście wariantów. Ostatecznie i tak okazało się, że karty w ten weekend standardowo rozda pogoda - prognoza była raczej nie najlepsza. Stał się cud i wyjątkowo - jedynym miejscem nie tkniętym deszczem w sobotę miały być ... Bieszczady. Pisałem na tym blogu, że w tym roku już w Bieszczadach raczej nie będę ale cieszę się, że się myliłem. W piątek wieczorem zamiast zapodać sobie standardowego, bimbrowego klina, po którym śpię jak dziecko - ja postanowiłem byc "fit and healthy" - położyłem się spać o suchym pysku i wcześnie. Efekt: zasnąłem o 2 w nocy, a pobudkę miałem o 4:40 i już wiedziałem, że dziś będzie mi się jechać ciężko. Koło 6 przyjechał po mnie Paweł, zabraliśmy Łukasza i jazda. W Rzeszowie padało ale od Sanoka świeciło słońce, w lasach kompletna susza. Z parkingu w Cisnej ruszyliśmy asfaltem do Żubraczego i szutrówką dookoła Chyrlatej. Tzn szutrówka to to była jak tu jechałem 2 lata temu - teraz wylali tu trochę asfaltu. Niech HBO nakręci jeszcze 5 sezonów paździeżowej "Watahy", a wyborcza wyda z 8 dodatków o Biesach to niedługo będzie tu nowocześnie i miejsko! Krótka przebita przez krzaki i znaleźliśmy się na paśmie granicznym w okolicy Balnicy.

Na paśmie granicznym
Na paśmie granicznym

Warun był idealny, Bieszczady o tej porze roku wyglądają tak sobie ale mają swój klimat. Bałem się, że pasmo graniczne będzie wyglądać jak zachodni odcinek Blanica-Łupków, którym jechaliśmy w czerwcu ale zwalone drzewa zostały ... uprzątnięte. Generalnie od Balnicy do Przełęczy nad Roztokami mieliśmy do czynienia z wieloma kilometrami klasycznego, bieszczadzkiego singla, gdzieniegdzie poprzecinanego okopami z I wojny światowej.

Bieszczadzki singiel #1
Bieszczadzki singiel #1

Jesienne Bieszczady
Jesienne Bieszczady

Typowy, pasmowy interwał jechało się przyjemnie, choć ja jeszcze się nie obudziłem. Minęliśmy Czerenin (928 m.n.p.m) - miejsce dawnego trójstyku granic - dość szybko osiągnęliśmy najbardziej wysunięty na zachód tysięcznik pasma granicznego czyli Stryb (1011 m.n.p.m). To była pierwsza, widokowa polanka dzisiaj.

Na Strybie (1011 m.n.p.m)
Na Strybie (1011 m.n.p.m)

Dalsza droga to widoki na słowacką część Bieszczadów, niestety po tej stronie granicy było sporo mgły. Z Rypiego Wierchu (1003 m.n.p.m) zaczęliśmy pierwszy, dłuższy zjazd -200m w pionie na dystansie około 1.5km. Przyjemnie się jechało zwłaszcza "połoninowe" odcinki, zjazd raczej szybki niż techniczny - niewiele pamiętam bo drzemałem. Dotarliśmy na Przełęcz nad Roztokami.

Na przełęczy nad Roztokami
Na przełęczy nad Roztokami 

Dalszy etap to wypych na Okrąglik  z kilkoma wypychami i zjazdami. Zjeżdżałem ten szlak 2 lata temu ale teraz śmiać mi się chce jak czytam własny opis. Byłem wtedy bardzo początkujący i górna część zjazdu sprawiła mi spore problemy. Sek w tym, że od tego czasu skleiłem dużo konkretniejszych faków. Chętnie zjadę to kiedyś jeszcze raz bo warto ale wtedy nie przewiduje większych problemów :). Wypychy były ostre. Paweł szalał, podjeżdżał jakieś kosmosy. Wyrasta ponad janush-level i jak tak dalej pójdzie to będzie musiał jeździć chyba tylko z Lensem ;).

Bieszczadzki singiel #2
Bieszczadzki singiel #2

Janush Hill
Ja, Janush Hill

Wypych na Okrąglik (1101 m.n.p.m)
Wypych na Okrąglik (1101 m.n.p.m)

Z Okrąglika ruszyliśmy czerwonym na Jasło (1153 m.n.p.m) i dalej w kierunku Cisnej. Było parę połoninowych zjazdów ale też sporo turystów, dzieci, a nawet psów także trzeba było uważać. Na Małym Jaśle siedziała jakaś grupka młodych ludzi dla których staliśmy się atrakcją - machali, zagadywali, robili nam zdjęcia - tak jak to by był jakiś wielki wyczyn wytachać tu rower. Już wiem jak się czuje miś na Krupówkach.

Małe Jasło (1097 m.n.p.m), na horyzoncie Różki (855 m.n.p.m)
Widok z Małego Jasła na północny-wschód

Widok z Małego Jasła na wschód
Małe Jasło (1097 m.n.p.m), na horyzoncie Rożki (855 m.n.p.m)

Apogeum irytacji zostało osiągnięte jak zjeżdżaliśmy pierwszą stromiznę za Różkami - jakiś gość wyjął telefon i zaczął nas nagrywać. Zdążyłem tylko krzyknąć czy jest z polsatu czy tvnu. Dlatego właśnie nie lubię zatłoczonych turystycznie szlaków. 
Ogólnie to zjazd z Rożek był gwoździem dzisiejszego wyjazdu. W paru miejscach było stromo i dużo korzenio-kamienia przykrytego liśćmi. Świetny odcinek. Na tym zjeździe był prawdziwy RAP - musiałem się w końcu obudzić żeby to zjechać. Klimat dość podobny do zjazdów w paśmie Wysokiego Działu ale tam jednak było bardziej hardkorowo. W każdym razie kolejny klasyk zaliczony. Z Cisnej mieliśmy plan podjechać jeszcze Falową i zjechać to co tam kiedyś podchodziliśmy ale było już późno i byliśmy dojechani - więc spakowaliśmy się i wróciliśmy do Rzeszowa.
Długi ten sezon. To już drugi wyjazd co zamulam. Może pora na koniec? Dodatkowo mam rower do remontu - zawiecha strzela niemiłosiernie, amor cieknie. Zobaczymy .... 

Zdjęcia ukradzione Pawłowi.



Dane wyjazdu:
32.52 km 4.00 km teren
01:50 h 17.74 km/h:
Podjazdy: m

Spóźniona susza

Czwartek, 6 listopada 2014 · dodano: 06.11.2014 | Komentarze 0

Susza spóźniła się w tym roku o jakieś 3-4 miesiące. Przejechałem się dziś rowerem, znowu w nocy. Jedyna rzecz warta odnotowania - szuter z Kraczkowej na Magdalenkę prawie cały zalany assfaltem.

Skoro nie ma o czym pisać to HBO Wataha znowu zaskakuje. W ostatnim odcinku zakapiorski kumepl kapitana Rebrowa przyniósł mu 0.7 bimbru i powiedział, że kupił to za 25 zł u kogoś tam. Rebrow mu powiedział żeby stamtąd nie brał, bo jakiś koleś to pił i oślepł. To ma być promocja Bieszczad, czy promocja patologi? :D Nie dość, że przepłacają to jeszcze za metyl ...

Dane wyjazdu:
31.19 km 12.00 km teren
01:50 h 17.01 km/h:
Podjazdy: m

Wybór dokonany

Wtorek, 4 listopada 2014 · dodano: 04.11.2014 | Komentarze 12

Wybrałem w końcu nowe opony. Łyse Nevegale i zbyt Klejące HR 40a zostały zastąpione przez Maxxis High Rollery II tył: 2.3, przód:2.4 - mieszanka 60a. Pewnie gdybym mieszkał w jakiejś Cisnej to były by 2.5 i miększa guma ale mieszkam gdzie mieszkam i czasem muszę ponaginać po asfalcie. Dziś wybrałem się na mały test. Jak je zakładałem i patrzyłem na bieżnik to myślałem, że będą zamulać ale na początek szok - opory toczenia na asfalcie dużo mniejsze od Kendy. Opony są też dużo cichsze od Nevegali. Zrobiłem parę kółek po lasku - hamowanie ok, w zakrętach ok ale odniosłem wrażenie, że się trochę ślizgają na korzeniach - pewnie za duże ciśnienie. Nie chcę ich chwalić zawczasu, wypowiem się po paru wyrypach w góry i zjechaniu konkretnych faków. Na razie jestem pod wrażeniem.

Jacyś kolarze szosowi zapragnęli dowieść naukowo o ile bardziej efektywne jest ESPEDE w porównaniu do zwykłych platform. Dziesięć procent? Dwadzieścia procent? A MOŻE 30 PROCENT??????? Wyniki okazały się zaskakujące!!!! :).





Dane wyjazdu:
10.10 km 0.00 km teren
00:45 h 13.47 km/h:
Podjazdy: m

Szlakiem myjni

Czwartek, 30 października 2014 · dodano: 30.10.2014 | Komentarze 2

Obmyć rower z sądeckiego błota.

Opony z mieszanki 42a nadają się tylko w teren i tylko w dół :). Kolejny raz jazda na nich była ciekawym doświadczeniem ale jak najszybciej muszę zmienić na coś twardszego, bo odgłosy toczenia tego po asfalcie przyprawiają mnie o ból mózgu.


Jest GOING HOFF epizod 3 i poraz 3 jest miazga. Goście umieją się bawić.


Dane wyjazdu:
56.83 km 30.00 km teren
05:20 h 10.66 km/h:
Podjazdy:1984 m

Sądecko-Pieninski rekonensans

Wtorek, 28 października 2014 · dodano: 29.10.2014 | Komentarze 12

Koniec października? Sezonu wyrypowego nie skończę! Lepiej niech on wykończy mnie. Zobaczymy kto kogo pierwszy. Tak sobie myślałem biorąc kolejny w tym sezonie urlop na MTB. Jesień mamy łaskawą w tym roku, trzeba więc korzystać. Skład: 2 janushów z "Januszh mi" (hehe), 6 rano wyjazd z Rzeszowa - kierunek kompletnie nie znany - Beskid Sądecki. Po dość długiej jeździe zameldowaliśmy się na parkingu u podnóża Radziejowej (1266 m.n.p.m) mając jeden cel - rozkręcić syty mtb-melo na tej smutnej jak zima górze. Temperatura na parkingu w okolicy zera, rowery podczas transportu na dachu auta nam lekko zamarzły, ale ogarniamy się dość szybko. Na początek standard - nowości sprzętowe: Paweł nawrócił się na platformy! To już najwyższy możliwy poziom januszyzmu. Wiadomo - jeździsz na platformach to wzbudzasz u ‚prawdziwych’ kontrowersje jak byś szedł w klapkach na Giewont. Ludzi ci, nie zdają sobie sprawy co to znaczy jeździć prawdziwie wolnym, bez strachu o brak wypięcia czy zapięcia. Myślę, że nawet najtwardszy ESPEDE-owiec przeżywa takie lęki w głębi swojego jestestwa. Takie problemy nie istnieją w kolorowym świecie MTB Januszhów.

Sprzętowa, prawdziwa wolność
Tak wygląda sprzętowa, prawdziwa wolność

Bardzo byłem ciekaw jak to się skończy ale o tym napiszę na koniec.
Wyruszyliśmy ubrani stosownie do temperatury na długo szutrowy podjazd do Przełęczy Żłobki. 9km mozolnego kręcenia pod górę. Nie takie rzeczy się podjeżdżało ale tym razem dojechał mnie zjawisko inwersji. Temperatura rosła liniowo z każdym kilometrem. Na górze było przynajmniej z 10 stopni ciepła.


Jak w parniku
Jak w parniku

Musiałem się zatrzymać i zdjąć komin, zmienić czapkę na cieńszą. Nie pomogło. Kolejny postój i zdejmuję rękawiczki, kask - dalej za gorąco. Podjazd zdaje się nie mieć końca. Mogę jechać jak jest upał, mogę jechać jak jest zimno ale niestety słabo znoszę drastyczne zmiany temperatury. Na przełęczy dopadła mnie klasyczna bomba i już wiedziałem, że dziś będzie mi się jechać ciężko. Chwilowo siły dodał rewelacyjny widok na Tatry. 

Tatry #1
Tatry #1

Szlak rowerowy zamieniliśmy na pieszy i zaczął się wypych. Bardzo fajny odcinek. Czytałem sporo relacji ludzi, którzy pokonywali go w dół i panuje opinia że to jest jakaś masakra i hardkor. Nie mam wątpliwości, że ten zjazd to będzie absolutny klasyk jak go kiedyś zrobię ale podchodząc to jakichś hardkorów tam nie widziałem. Zjeżdżaliśmy już z chłopakami dużo gorsze 'faki' w tym sezonie. Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić.

Wypych na Radziejową
Wypych na Radziejową

Szlak na Radziejową
Szlak na Radziejową

Dotarliśmy na Radziejową (1266 m.n.p.m) czyli najwyższy punkt dzisiaj. Szczyt jest kompletnie zalesiony ale za to stoi na nim wieża widokowa o wysokości 20 m. Widoki z niej są wprost fenomenalne. Niestety silny wiatr sprawił, że długo na górze nie wysiedziałem. Zeszedłem na dół by wspomóc się koksem w walce z ogarniającą mnie bombą, Paweł został by focić.

Tatry #2
Tatry #2

Tatry #3
Tatry #3

Ruiny zamku
Ruiny zamku

Pieniny
Pieniny

Ruszyliśmy w kierunku zachodnim. Krótki zjazd ze szczytu jest łagodny, szeroki, usiany kamieniami i korzeniami. Trudność techniczna żadna ale za to spora przyjemność. Parę km interwału przez Małą Radziejową (1207 m.n.p.m), Bukowniki (1209 m.n.p.m), Złomisty Wierch (1224 m.n.p.m) i Wielką Przehybę (1191 m.n.p.m). Warunki terenowe były lepsze niż podczas wszystkich ostatnich wypadów w Beskid Niski i Bieszczady - naprawdę mało błota. Za to miejscami było trochę ... śniegu :). Na Przehybie (1175 m.n.p.m) robimy sobie postój. Pierwotnie mieliśmy zjechać stąd niebieskim szlakiem do Rytra i potem wrócić na Radziejową by zjechać czerwonym przez Rogacz. Po dyskusji decydujemy się jednak zahaczyć o pobliskie Pieniny. Na kompletnym spontanie wybieramy zielony szlak na zjazd do Szczawnicy. Na mapie wyglądał dobrze - 680m w dół na niecałych 2.5 km. Tyle się oczytałem, ze Sądecki jest taki rowerowo-zajebisty, myślałem że można brać tu szlaki w ciemno i nie można wtopić - niestety myliłem się. Początek zielonego to zwykła leśna droga, a potem trawers - bardzo wąski, usiany kamieniami i korzeniami i przede-wszystkim mocno zakrzaczony. Chwilami ciężko iść. Jeden z gorszych odcinków jakie w życiu pokonałem. Byłem zły - taka wysokość, a zjazd takim paździerzem? Potem co prawda robi się już lepiej, a dalszy zjazd strumykiem po sporych kamiennych telewizorach to już czystej maści zabawa. Oponki z mieszanki 42a są stworzone do takich warunków - kleją te głazy jak macki ośmiornicy. Czułem, że rower jest dosłownie przyssany do tego, jak by nie było, trudnego podłoża. To był rewelacyjny fragment - gdy MTB Janusze zjeżdżają taki kąski to słychać mlaskanie, szelest wąsów i ortalionów. Niestety to zbyt mało by zatrzeć fatalne wrażenie z początku szlaku. Po zjeździe z tysięcznika spodziewałem się dużo, dużo więcej. Fundujemy sobie mały odpoczynek na polance z widokiem na Pieniny.

Nad Szczawnicą
Nad Szczawnicą

Zjazd do miasta, zakupy i jedziemy w stronę rezerwatu Biała Woda. Rewelacyjne trzymanie opon, które było atutem na zjeździe, na asfalcie jest jak zaciągnięty hamulec ręczny w samochodzie. Odgłos toczenia się miękkiej gumy ryje beret, ja zjadłem już cały koks a bomba nadal trzyma. Rezerwat jest fajny sporo skał -  typowo pieniński styl.

Rezerwat Biała Woda
Rezerwat Biała Woda

Jedziemy sobie szutrem, pokonujemy brody, jest fajnie ale robi się zimno. Potem nastąpił ostry wypych w kierunku Przełęczy Rozdziela i szlaku granicznego. Od połowy da się jechać, tzn Paweł jedzie, a ja 'nabombiony' głownie butuję.

I znowu wypych - bomba nie wybiera
I znowu wypych - bomba nie wybiera

Widok z Przełęczy Rozdziela (802 m.n.p.m)
Widok z Przełęczy Rozdziela (802 m.n.p.m)

Na przełęczy krótki odpoczynek - bardzo przyjemne miejsce, ładne widoki. Ruszyliśmy na wschód, szlakiem rowerowym wzdłóż granicy. Dobrze widać stąd pasmo Radziejowej i Jaworzyny Krynickiej.

Przehyba (1175 m.n.p.m)
Przehyba (1175 m.n.p.m) 

Po paru km dotarliśmy do Przełęczy Gromadzkiej (938 m.n.p.m), na 15 minut przed zachodem słońca. Pierwotnie mieliśmy stąd jechać na Wielki Rogacz (1182 m.n.p.m) i zjechać do Rytra czerwonym. Niestety musieliśmy zmienić te plany bo nie dali byśmy rady przez zmrokiem, a ja nie miałem lampek do nocnej jazdy w terenie. Trzeba podjąć trudne decyzje. Wiadomo - jak się jest na takiej wysokości to należy, po męsku zjechać terenem, najlepiej po jakichś ścianach. My jesteśmy zmuszeni obrać drogę wstydu - czyli asfalt. 9km asfaltowo-betonowego zjazdu do Piwnicznej - cóż za marnotrawstwo! Tyle przegrać ... Ostatni raz tak się złajdaczyliśmy uciekając z pasma Jamnej przez Arłamów. Na pocieszenie zostają ładne widoki na pogrążającą się w mroku dolinę. Było bardzo zimno. Na dole zakładamy lampki i wracamy krajówką do Rytra. Podjazd do parkingu pokonuję już tylko siłą woli. Na granicy padł mi telefon, do tego czasu Strava obliczyła pokonanie 1,764m przewyższenia. Asfaltowy powrót dodał jeszcze 220 (wyliczone z mapy). Nieźle jak na jazdę na takiej bombie od samego początku. Fajna wyrypa, niestety mało adrenaliny i zjazdowo niedosyt. Koniecznie trzeba tu wrócić na januszowanie pod tym kątem. Najciekawsze jest to, że Paweł jara się jazdą na platformach! Jest życie poza ESPEDE kajdanami! :D.

Wszystkie zdjęcia ukradłem Pawłowi.





Dane wyjazdu:
5.00 km 0.00 km teren
00:20 h 15.00 km/h:
Podjazdy: m

Wataha

Poniedziałek, 27 października 2014 · dodano: 27.10.2014 | Komentarze 0

Ten wspaniały sezon dojechał mi opony. To, że bieżnik tylnego KENDA NEVEGALa 2.1 poległ to standard, natomiast przedni NEVEGAL 2.35 ze starości już mocno popękał. Dostałem tę wspaniałą oponę z nowym rowerem i z krótką przerwą na eksperymenty z Nobby Nicem służyła mi przez 4 lata. Ponieważ nie mam pomysłu co sobie teraz kupić, a chciałem spróbować czegoś nowego - zszedłem do piwnicy i wygrzebałem drutowane MAXXIS HIGHROLLER 2.35 na mieszance 42a. NEVEGAL to (o ile się nie mylę) mieszanka 70a na środku i 60a po bokach, a te HIGHROLLERY to 42a - czyli bardzo miękka gumka. Testowałem tą oponę chwilę w tamtym roku ale na okolice Rzeszowa był zbyt lepki, masywny, ciężki i toporny. Zastanawiam się jak będzie sklejał ten komplet w prawdziwych górach. Dodam jeszcze że HR 2.35 jest tak szeroki jak NEVEGAL 2.1 :).

Tymczasem serial HBO Wataha coraz bardziej się rozkręca. W ostatnim odcinku kapitan Rebrow walił bimber z butelki i miał haluny jak po narkotykach :). Scena łapania uchodźców przy granicy była kręcona na ... kamieniu Leskim :D. Jest grubo. Takie bieszczadzkie since-fiction.






Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
04:40 h 19.50 km/h:
Podjazdy:1161 m

Lokalny folklor

Sobota, 25 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 10

Z lenistwa, starości, zimno-fobii, uczulenia na błoto oraz pijaństwa wyszło, że z Łukaszem pojechaliśmy szosą do Dynowa. To ewidentny znak, że najlepsze w tym sezonie już za nami ale to nie znaczy, że nie można się dobrze bawić. Szybko przeskoczyliśmy przez Matysówkę i zaczęliśmy podjazd do Kielnarowej, a tam ... stado lam?


Stado lam
Stado lam?

Patrz mi w oczy!
Patrz mi w oczy! 

Dalej ogień przez Dalnicę, Borki i Błażowe. Dawno nie byłem w tych stronach. Temperatura niby 4 stopnie ale odczuwalna pewnie około zera. 

Lens?
Jakiś koleś podobny do Lensa?

W Piątkowej pod remizą zamelinowaliśmy się w dyskotekowej kańciapie. Przyjechali panowie strażacy, lekko wczorajsi, po cywilu i wyciągnęli z auta prawdziwe arcydzieło - niewielką beczułkę na bimber stylizowaną na 19-wieczny wóz strażacki. Tak się bawi OSP Piątkowa! Gdybym tu mieszkał to też bym należał do straży - ugasił bym tym sprzętem wiele "pożarów" hehe. Wołali nas nawet "na jednego", chętnie bym nawet skosztował ale trzeba było jechać dalej - do Harty. Miejscowość ta bardzo dobrze mi się kojarzy. Wiadomo, że Podkarpacie bimbrem słynie, ale to właśnie tu podejmowano próby prawdziwej komercjalizacji tego smakołyku i uczynienia zeń produktu regionalnego pod marką HARTINI, tudzież HARCIANKA. W na studiach znałem kilka osób z tych rejonów i często się u nich zaopatrywałem - "czy żeś strojny, czy obdarty, pij najlepszą wódkę z Harty" hehe, to były czasy. Przejazd przez wieś przypomniał mi charakterystyczny smak tej ambrozji. Podobno ostatnio jakość się pogorszyła, chciałem to sprawdzić i w miejscowym sklepie zapytać o coś spod lady ale Łukasz narzucił za duże tempo. Kilka machnięć korbą i byliśmy w Dynowie. Tutaj kebab w barze i ciepła herbatka. Zasiedzieliśmy się w cieple, trudno było wrócić na siodło. Na szczęście, standardowo - fasfood tłuszcz rozpalił ogień mojego metabolizmu dzikim płomieniem i nie było mi już zimno do samego Rzeszowa.

Podjazd do Łubna
Podjazd do Łubna, w dole Dynów

Tak sobie lecieliśmy przez Łubno, Wyręby, Ujazdy, Kąkolówkę. Super tereny na szosę, ruch mały, bo Unia porobiła nowe assfalty, w wojewódzwie o najmniejszej gęstości zaludnienia. Dalej Lecka, Białka, Zimny Dział, Straszydle.

Straszydle
Straszydle

Szybkie hop przez Przylasek, standardowa budziwojska doyeeebka i można było się cieszyć urokami pięknego miasta Rzeszowa. Pierwszy raz zrobiłem ponad 1000m przewyższenia jadąc szosą i była to najłatwiejsza 'ołwer-tysiączka' w życiu. To nie to samo co teren - w ogóle się nie ujechałem. Przez najbliższe 5-6 miesięcy czeka mnie pewnie trochę tego typu wycieczek.


Dane wyjazdu:
24.33 km 0.00 km teren
01:10 h 20.85 km/h:
Podjazdy: m

Zero motywacji

Wtorek, 21 października 2014 · dodano: 21.10.2014 | Komentarze 7

Prognoza pogody na nadchodzące dni sprawia, że kompletnie nie chce mi się jeździć nocnych po assfalcie. Zastanawiam się, czy nie odpuścić sobie tego do nowego roku, gdy pojawi się głód roweru. Z drugiej strony naiwnie łudzę się, że jeszcze w tym roku jakaś wyrypa się trafi, więc trzeba być w formie i gotowości 'bojowej'. Gdybym całkiem odstawił jazdę na tygodniu to bardzo szybko bym się fizycznie stoczył bardzo nisko :). Bo tak naprawdę to liczą się tylko wyrypy - wszystko inne jest tylko przygotowaniem.

Z innej beczki - fabuła serialu HBO "Wataha", którego akcja dzieje się w Bieszczadach to niezła kopalnia beki :). Nie powiem - trochę klimatu Bieszczad jest - bimber leje się często, gęsto z kadzi, baryłek, szklanek, metalowych kubków i słoików po majonezie. Strasznie ktoś ładuje hajs w promocje tych gór. Turystów przybywa. Oby nie podzieliły losu Beskidu Śląskiego. Zwiedzałem Śląski niedawno z buta i piękne góry ale dzikości to tu nie ma. Na większości szczytów schronisko, stok narciarski, wyciąg albo przynajmniej przekaźnik gsm. Obym nie doczekał chwili, gdy jadąc w Bieszczady będę musiał stać w korku od Sanoka.