Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
22.00 km 0.00 km teren
01:05 h 20.31 km/h:
Podjazdy: m

Szosowe pitupitu

Poniedziałek, 13 października 2014 · dodano: 14.10.2014 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
49.60 km 40.00 km teren
04:35 h 10.82 km/h:
Podjazdy:1509 m

Zatraceni w MTB melanżu

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 13.10.2014 | Komentarze 20

Miałem kilka tras na ten sezon, które trzymałem na moment gdy nastaną dobre warunki, czyli na suszę. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że "dobre warunki" w tym roku już nie nastąpią, czas więc pojechać coś naprawdę konkretnego. Tym bardziej, że pogoda jak na październik naprawdę sprzyja. Razem z ŁukaszemPawłem Sebą wybraliśmy się dziś w małopolską część Beskidu Niskiego by zmierzyć się z kilkoma wymagającymi szlakami. Dzisiejsza trasa miała dostarczyć nam mocno stężoną dawkę MTB-melanżu, czystej górskiej jazdy bez kompromisów. Dwóch uczestników dzisiejszej wycieczki miało nowe rowery. O ile rower Pawła znam dość dobrze :) to rower Łukasza to kompletna nowość.

Hmmm....ten rower jest naprawdę ładny
Hmmm....ten rower jest naprawdę ładny, zdjęcie przedstawia stan przed sponiewieraniem przez beskidzkie błoto :)

Jak widać jest to 29er, o tych rowerach widziałem dotąd prawie nic, poza tym, że jak powszechnie wiadomo ... are gay :) (sorry, nie mogłem się powstrzymać). Dziś dodatkowo okazało się, że ten rower jest tak wielki, że musieliśmy go wieźć w częściach na dwa samochody hehe ... a tak poważnie, maszyna idzie jak złoto. Jeśli kiedyś będę kupował nowy rower to będę miał poważny dylemat co do rozmiaru kół. 
Całą drogę do Gorlic towarzyszyła nam słoneczna pogoda ale od Małastowa jechaliśmy już w gęstej mgle. Na parkingu przełęczy Małastowskiej warun był kiepski - 14 stopni, wilgotno i gęsta mgła. Początek trasy, niebieski szlak z przełęczy na wschód, nie napawał optymizmem - błotnista leśna droga.  Liczyłem na lepsze warunki ale jak widać pogoda w górach rządzi się własnymi prawami. Z okolic Krzywej rozpoczęliśmy wspinaczkę szutrem na Popowe Wierchy (684 m.n.p.m). Widoków zero bo gęsta mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów, za to jaki klimat. Dotarliśmy do Głównego szlaku Beskidzkiego. Trasa jak dotąd nic specjalnego - towarzysze zaczęli mnie nawet disować, że ich w jakieś paździerze prowadzę. Wtedy nastąpił ZJAZD i wszyscy znaleźliśmy się w innym świecie. W świecie najdłuższej sekcji korzennej jaką w życiu jechałem, dodatkowo bardzo stromej. Gdy w pewnym momencie spojrzałem w dół i zobaczyłem ile jeszcze metrów tego mnie czeka to wątpiłem czy podołam. Dałem radę ale co tam się działo? Czysty hardkor,  nie opisuję - to trzeba przeżyć. Na dole gęby nam się śmiały, a ja zacząłem odbierać pierwsze 'rispekty' za trasę.
Chwila odpoczynku dla rak, nóg i nerwów i zaczęliśmy podjazd na Rotundę, na której niedawno gościłem.

Podjazd na Rotundę (771 m.n.p.m)
Podjazd na Rotundę (771 m.n.p.m)

Tym razem jednak pokonywaliśmy ją we właściwym kierunku. Od wschodu góra praktycznie jest do podjechania, poza miejscami pochłoniętymi przez błoto. W pewnym momencie łańcuch zaczął mi zaciągać tak, że musiałem spędzić 10 minut na doprowadzaniu napędu do porządku. Gdy dojechałem na szczyt, goście już zdążyli tam się zadomowić, a nawet zawrzeć znajomość z ekipą, która zajmuje się remontem miejscowego cmentarza.

Jest klimat na Rotundzie
Jest klimat na Rotundzie

Po krótkim odpoczynku nastąpił zjazd  - gdy tu pchałem we wrześniu to wiedziałem, że wrócę. Zjazd jest szalony. Na początek płynny singiel, potem ściana i stromizna po kamieniach. Ładnie to sklejaliśmy, na dole znowu euforia :). Za zjazd przyszło zapłacić naprawdę ostrym wypychem na Kozie Żebro (847 m.n.p.m). Zastanawiam się, jak można znakować tak szlaki piesze? Przecież po deszczu to pewnie jest nie do pokonania pieszo w górę ani w dół. Szlak trafia na listę 'do zjechania' ale z adnotacją, że będzie baaaardzo ciężko. Dobrze, że mgła w końcu ustąpiła.

Na Kozim Żebrze (847 m.n.p.m)
Sponiewierani :)  na Kozim Żebrze (847 m.n.p.m)

Zjazd zielonym szlakiem był inny od dwóch poprzednich. Do wierzchołka Skałka (820 m.n.p.m) był interwałem, a dalej przyjemnie w dól bez jakichś stromizn, za to z gigantycznym "floł". Jedyny problem stanowiły odcinki gdzie ilość błota znacznie ograniczała przyczepność. Kolejny raz chłopaki byli zadowoleni hehe. Po takiej dawce emocji nadszedł czas na wyciszenie - trochę asfaltów i szutrów. Obejrzeliśmy dwie stare cerkwie -  w Skrwitnem oraz Kwiatoniu.

Cerkiew w Skwirtnem
Cerkiew w Skwirtnem

Cerkiew w Kwiatoniu
Cerkiew w Kwiatoniu

Ikonostas
Ikonostas

Atak na sklep w Kwiatoniu - niestety - ZAMKNIĘTE!
Atak na sklep w Kwiatoniu - niestety - ZAMKNIĘTE! 

Niestety w okolicy Odernego popsułem tylną przerzutkę - przestała naciągać łańcuch. Po 4 latach ciężkiej służby ten błotny sezon ją wykończył. Łukasz pocerował trochę zipami i dało się jechać ale łańcuch wisiał jak szmata. Pozwolę sobie snuć domysły, że awaria ma związek z tym, że ostatnio zabrakło mi Rohloffa i smarowałem jakiś czas zielonym FinshLinem. Pokryty tą mazią napęd radził sobie z błotem fatalnie, często zaciągał. Ten smar, to żenujące, rzadkie g****, które nadaje się jedynie na szosę. Na Beskidzkie czy Bieszczadzkie błoto to tylko Rohloff.

Szybki fix w terenie
Szybki fix w terenie

W  okolicy wzniesienia Wierchy, w końcu trafiło się trochę widoków na Beskid. Dalsza trasa końskim szlakiem na Magurę Małastowską była płaska i błotnista.

Beskid Niski zachodni
Beskid Niski zachodni

Szlak na Magurę Małastowską
Szlak na Magurę Małastowską

Zjazd z Magury niebieskim szlakiem to kolejna dawka adrenaliny. Początek stromy, po bardzo luźnych kamieniach, a dalej to już czysta zabawa, aż do Przełęczy Owczarskiej. Przyjemny był nawet płaski odcinek singla, z widokiem na Magurę, nad którą zachodziło słońce. Na koniec trochę turbo-szutru i znaleźliśmy się w Małastowie. W miejscowym sklepie serwowali pierogi z mikrofalki, niedrogie i dobre, także skorzystaliśmy - POLECAM. To prawdziwa rzadkość - zwiedziłem już dziesiątki sklepów po różnych wsiach ale pierwszy raz zetknąłem się z taką ofertą.

Pierożani
Pierożanie, melanżownicy

Pozostał nam 3km podjazd serpentynami na parking przy przełęczy. Pierogi dodały mi takiej mocy, że zerwałem założone przez Łukasza zipy na tylnej przerzutce. Dalsza naprawa nie miała sensu, szkoda bo bardzo chciałem się upodlić i kompletnie dojechać na tym podjeździe. Seba i Paweł pojechali po auta, a ja z Łukaszem czekaliśmy pod sklepem.

Mechanik i jego dzieło :)
Mechanik i jego dzieło :)

Powrót do Rzeszowa jak to zawsze z chłopakami - był wesoły :). Co tu dużo pisać - fenomenalny wyjazd, każdy zjazd dziś był inny i każdy to absolutny klasyk. Sklajaliśmy to zatraceni w MTB-melanżu. Trasa do zapamiętania i powtórzenia. Tak to można kończyć sezon :).

RELACJA U SEBY.
MAPA:




Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:40 h 15.00 km/h:
Podjazdy: m

Czilując

Czwartek, 9 października 2014 · dodano: 09.10.2014 | Komentarze 1

Łukasz podesłał mi edit gości z Rzeszowa, gdzie jeżdżą w okolicy czarnego szlaku w Czarnorzekach. Ta ściana pod koniec - w kwietniu przejeżdżałem obok niej, jeszcze przed "przeróbkami" - tam jest prawie pion :).
W tym tygodniu podobał mi się także TEN EDIT - jest stromo, drapieżny styl no i TEN ROWER! Zawsze miałem słabość do ram NORCO. Norki są najpiękniejsze i nawet duże kichy tego nie zmienią ;).

Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:30 h 21.33 km/h:
Podjazdy: m

Coś tam pojechałem

Wtorek, 7 października 2014 · dodano: 07.10.2014 | Komentarze 0

Przejechałem się rowerem ale bez zajawki na nocne jazdy. Trochę asfaltu i powrót do domu. Wolę już czyścić buty z bieszczadzkiego błota i zajmować się porcjowaniem antałka bieszczadzkiego bimbru, który dziś otrzymałem. Jest to produkt najwyższej jakości. Wódki nie cierpię ale to prawdziwy rarytas. Każdy łyk tej ambrozji przenosi mnie bliżej Bieszczad. W tej chwili jestem gdzieś w okolicy Leska, hehe.

Dane wyjazdu:
67.00 km 35.00 km teren
03:40 h 18.27 km/h:
Podjazdy: m

Z chłopakami

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 6

Sezon powoli się kończy. Mentalnie nastawiam się już na przetrwanie zimy. Chciałbym sobie znaleźć jakieś kreatywne hobby, które zastąpi mi MTB melanż w tym trudnym okresie. Chciałbym też aby było to coś ambitnego i wzniosłego w stylu pisania Haiku, tudzież fascynację japońskim teatrem Kabuki, ale ponieważ jestem dzikusem to pewnie skończy się na uszczuplaniu zapasów bieszczadzkiego bimbru oraz ślęczeniem nad mapami i przewodnikami po Beskidzie. Tak to już jest - mogę wyjechać z Podkarpacia ale Podkarpacie ze mnie nie wyjedzie nigdy :).  

Ekipa
Ekipa

Seba na kładce w Terliczce
Seba na kładce w Terliczce 

Jako, że wypad lokalny to i wpis krótki, więc pozwolę sobie dodać spóźnione podsumowanie tegorocznego Red Bull Rampage - czyli najbardziej hardkorowych zawodów rowerowych na świecie. Miało być we wtorek ale była bania na Korbani. Niedzielne finały przez ulewne opady został przeniesiony na poniedziałek. To ciekawe, że deszcz potrafi pokrzyżować plany zawodów rozgrywanych na ... pustyni :). Jak widać, nie tylko Podkarpacie ma problemy z pogodą. Co do wyników - w przewidywaniu przyszłości jestem bardziej skuteczny niż sam wróż Maciej: napisałem, że wygra Lacondeguy ... i faktycznie wygrał :). Mógłbym dużo gadać o tym konkursie ale ograniczę się tylko do kilku spostrzeżeń w formie nieuporządkowanego, mocno stronniczego leksykonu:

ZWYCIĘZCA -  jak już pisałem, wytypowałem go przed zawodami. Widziałem Andre na wielu filmikach w tym roku i widać było, że jest w gazie. Podoba mi się jego styl. Gdy wiedział, że nikt mu już nie zagrozi - odpuścił 2 przejazd. To jest bardzo wymowne - pokazuje, jak trudne są to zawody i z jakim stresem wiąże się każdy zjazd, nawet dla największych twardzieli.

KYLE STRAIT - mi osobiście jego przejazd podobał się najbardziej. Gość jest jak latająca lokomotywa - czysta, brutalna siła. Ponadto zrobił "SUPERMANA", czyli trik, który w wykonaniu tak potężnego gościa wygląda szczególnie efektownie. Gdy Kyle wygrywał REMPEJDŻA rok temu to najbardziej podobał mi się przejazd Lacondeguya, w tym roku było odwrotnie.

NAJLEPSZY TRIK - czyli 360 Cama Zinka z 25-metrowego, naturalnego dropa. Przy pierwszym przejeździe jakoś mi nie zaimponował ale gdy powtórzył to idealnie w drugiej próbie to już byłem pod wrażeniem. Co tam zaszło zdałem sobie sprawę dopiero, gdy obejrzałem POV-a. MASAKRAA! Szacunkiem płacę.

POLAK - Szymon "Szaman" Goździek mocnym akcentem . Był jednym z 2 zawodników, którym udało się wykonać backflipa nad canyon gapem. Prób było więcej ale kończyły się mniej lu bardziej spektakularnymi dzwonami :). Jak na debiut to było bardzo dobrze.

NIEDOCENIONY - wychodzi na to, że nie doceniłem przejazdów Brendana Fairclougha. Uwagę na te linie zwróciłem dopiero oglądając powtórki z GoPro. Polecam zobaczyc tego POV-a. Ta linia była KOMPLETNIE SZALONA!

NAJWIĘKSZY WARIAT - bez wątpienia Tom Van Steenbergen. Gdy w  filmikach ROAD TO RAMPAGE, przed konkursem, mówił, że zrobi frontflipa na canyon gapie to myślałem, że robi sobie jaja. Gdy przyszło do konkursu naprawdę spróbował!!! Czy to wogóle miało szanse się powieść? Nie wiem, nie jestem ekspertem, ale z perspektywy 'janusza w klapkach' wydaje mi się, że na 100 prób udała by się jedna, 80 by się zakończyło dzwonem, a przynajmniej 19 poważnymi obrażeniami. Gdyby to wykonał to pewnie by wygrał, teraz pozostaje się cieszyć, że jest w jednym kawałku :).

Wspaniałe zawody. 

Highlightsy z finałów:
http://www.pinkbike.com/news/red-bull-rampage-2014-finals-highlights.html


Dane wyjazdu:
47.00 km 30.00 km teren
05:00 h 9.40 km/h:
Podjazdy:1644 m

Bania na Korbani

Wtorek, 30 września 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6

Sezon wyrypowy powoli się kończy. W tej sytuacji każdy dzień dobrej pogody jest na wagę złota, ponieważ może być już ostatnim. Idąc tym tokiem myślenia postanowiłem dziś razem z Pawłem (znanym z "Janush mi" hehe) uderzyć w Bieszczady. Naszym głównym celem była nowo-powstała wieża widokowa na wzgórzu Korbania (894 m.n.p.m). Wieża została wybudowana kilka tygodni temu, w ramach "uzdatniania" Bieszczadów dla niedzielnego turysty w klapkach, o czym kiedyś pisałem. Na nasz rzeźnicki trip wyruszyliśmy z Bukowca, na początek szutrem jak najwyżej się dało, a potem czerwonym szlakiem. Do tego szlaku ma mieszane odczucia - kilka fajnych odcinków, ale niestety w większości wiedzie on czynną drogą zrywkową, na której zalegają masy błota. Bieszczadzkie błoto jest najgorsze w kraju więc chwilami było ciężko. Korbania to zwodnicza góra, jej rozległe, północne zbocze miałem okazję obserwować będąc w lipcu na pobliskich Wierchach. Kilka razy wydawało nam się, że jesteśmy już na szczycie ale to była zwykła zmyłka. Trzeba było się mocno kontrolować, żeby się nie zgubić. Sam szczyt wynagradza trudy widokami.


Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)
Wieża na Korbani (894 m.n.p.m)

Genialna miejscówka. Najlepsze widoki na Jezioro Solińskie, fajne na Bieszczadzki Park Narodowy, tylko Łopiennik trochę schowany za drzewami. Spędziliśmy tam zdecydowanie za dużo czasu ale jakoś nie chciało nam się ruszać :).

Zalew Soliński
Zalew Soliński

Bieszczadzki Park Narodowy
Bieszczadzki Park Narodowy

Solina na zoomie
Solina na zoomie

W końcu trzeba było zwijać manele, przecież to dopiero 1/4 trasy. Wskoczyliśmy na nowno-znakowany szlak w kierunku Łopienki. Fajny szlak, zwłaszcza początek - przyjemne nachylenie, nierówności. Dalej dość mocne interwały, sporo jarów ale wybudowano na nich drewniane mostki, a w jednym miejscu schody. Im niżej tym więcej błota.

Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE
Nie pytajcie co tu się stało, to wina ESPEDE

Na przełęczy Hyrcze pod Korbanią zrobiliśmy sobie kolejny postój na foty. Przyjemne, ciche, odludne miejsce.

Przełęcz Hyrcze
Przełęcz Hyrcze

To ja naginam
To ja naginam

Dalej błotnisty zjazd do Łopienki. Jest to dolina w której kiedyś była wieś. Aktualnie znajdują się tu piece do wypału węgla oraz odremontowana cerkiew. Miejsce uchodzi za jedne z najładniejszych w Bieszczadach i przyciąga masy turystów. 

Dolina Łopienki
Dolina Łopienki

Faktycznie jest tu bardzo przyjemnie ale mi dużo bardziej przypadło gustu dzikie Krywe oraz Tworylne. W Łopience jak dla mnie za dużo ludzi (a Paweł, który często tu bywa, mówił, że i tak dziś jest spokój bo po sezonie). Dodatkowo ta cerkiew - w Krywem są prawdziwe, klimatyczne,  ruiny, a ta z Łopienki jest odrestaurowana, otynkowana i wygląda jak zwykły kościół. Jakoś to do mnie nie przemawia.

Cerkiew w Łopience
Cerkiew w Łopience

Dookoła cerkwi lekki bałagan, 300-letnia lipa oraz ... polowy konfesjonał :).

Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???
Chętnie wysłucham twych win grzesznico, przyznaj się, ile razy w tym sezonie robiłaś to na szosie???

Pod samą cerkiew można zajechać samochodem, jakieś kramy ... jarmark jak w dolinie Kościeliskiej w Tatrach.  Dziś jakaś ekipa samochodów 4x4 urządzała sobie tu off-rołd życia. Zdecydowanie nie moje klimaty. Udało nam się za to zobaczyć piec do wypalania węgla w akcji.

Wypał węgla drzewnego
Wypał węgla drzewnego

Po opuszczeniu doliny naginaliśmy parę kilometrów asfaltem w stronę Dołżycy. Przyjemna jazda wzdłuż Solinki nie zapowiadała masakry jaka czekała na dalej. W okolicy Cisnej jest sobie niepozorne pasemko Falowej, przez które wiedzie czarny szlak pieszy. Jest mało popularne - nie znalazłem nigdzie, żadnej bardziej szczegółowej relacji z tego szlaku. Nie dawało mi ono spokoju, postanowiłem więc je zdobyć i wciągnąłem w to Pawła :). Pierwsze 3 km to butowanie, non stop pod górę. Zdecydowanie najdłuższy, najcięższy i najbardziej ryjący beret wypych tego roku. Nie to, że szlak jest zły - wręcz przeciwnie, jest świetny, tylko, że my pokonywaliśmy go w złym kierunku :D. W sporych odcinkach jest to klasyczny, pełny kamienistych sekcji singiel. W niektórych miejscach trochę gałęzi ale ogólnie prawie cały przejezdny. Przy zjeździe w paru miejscach była by walka - spore kamule oraz wijąca się obok koleina zdolna pochłonąć nawet i cały rower, nie zostawiają miejsca na błędy. W końcu wyleźliśmy to i stanęliśmy na Falowej (968 m.n.p.m). Dalej pasmem jechało się mocno technicznie, podobała mi się zwłaszcza jedna stroma, kamienista ścianka. Gdy dotarliśmy do najwyższego wierzchołka pasma - Czerenieny (981 m.n.p.m) okazało się, że przecina go ... doskonale utrzymana leśna droga :). Po co męczyliśmy się tyle na stromiznie czarnego szlaku? Z mapy wynika, że pasmo jest łatwo osiągalne szutrem i tą drogą od szosy Cisna-Wetlina. No nic, co w nogach to nasze, a w przyszłości trzeba tu wrócić tym szutrem i zjechać czarnym do Dołżycy, to co dziś butowaliśmy. Liczyliśmy, że trudy wspinaczki wynagrodzi nam zjazd czarnym do Jaworzca, niestety pokrywa się on z drogą zrywkową i jedyne atrakcje poza błotem to ładne widoki na Smerek.

Smerek
Smerek

Smerek na zoomie
Smerek na zoomie

Na osobny opis zasługuje końcówka szlaku, przed samym Jaworzcem. Droga zrywkowa została za nami, a zaczął się kręty singiel przez gęsty młodnik. Jeżynowa alejka w wersji turbo-SADO-MASO-DH. Wszelkie możliwe kolczaste krzaki, jakieś młode świerki, pniaki, gałęzie. Nie miałem czasu się przyglądać, gdyż błoto i nachylenie sprawiały, że był problem się zatrzymać. Golenie pieką mnie do dziś. Jedna rzecz gorsza od jazdy tutaj, to wyłożyć się w te krzaczory prosto na ryj. Liczyłem, że jadący przede mną Paweł, wypłoszy wszystkie niedźwiedzie oraz inne dziki, które niewątpliwie rezydują w tej dziczy. Na asfalcie w Jaworzcu cieszyłem się, że to już koniec. ZERO propsów dla tego zjazdu :). Przez tereny nieistniejącej wsi Łuh, ruszyliśmy w stronę przełęczy Szczycisko.

Okolice nieistniejącej wsi Łuh
Okolice nieistniejącej wsi Łuh

Parę km jazdy asfaltem, potem szutrem było by spoko, gdyby nie fakt, że wcześniej nam obu skończyła się woda oraz jedzenie, a po drodze jak dotąd nie było żadnego sklepu. 1.5 litra wody na głowę w Bieszczady, to stanowczo za mało - błąd godzien wyrypowych świeżaków. Brak płynów sprawił, że przy wspinaczce z przełęczy Szczycisko na wzgórze Połoma (776 m.n.p.m) staliśmy się dwójką odwodnionych zombie. Podchodząca Gehenna, Sahara w gardle sprawiały, że łapczywie spoglądałem na mijane kałuże :). Zjazd w kierunku Terki zielonym szlakiem, zniszczony przez miłośników 4x4 okazał się błotną rzeźnią. Po wyjechaniu z lasu były nawet fajne widoki na miejscową dolinę ale nie było sił zatrzymać się na focenie. Terka to malownicza miejscowość z klimatem końca świata. W miejscowym sklepie, który na szczęście był jeszcze czynny, z trudem wtłoczyłem w ściśnięty żołądek zasłużoną colkę.

Ruiny dzwonnicy w Terce
Ruiny dzwonnicy w Terce

Asfaltowy powrót ubłoconymi rowerami do Bukowca był już tylko formalnością. Nawet fajna wyrypa ale dała w kość. Jestem już trochę zmęczony sezonem, to już nie ta sama zajawka co na wiosnę/lato. Chłodno, krótki dzień, błoto, zimna woda w rzekach. Chyba ostatni raz byłem w Bieszczadach z rowerem w tym roku, no chyba, że nastanie jakaś ekstremalna susza. Jak na razie jedyne co czeka te góry w najbliższych tygodniach to jeszcze więcej błota. Przyszły sezon tu będzie ciekawy. Ciekawe czy po premierze Path Findera, filmu gości od Enduro Me, Bieszczady zrobią się rowerowo popularne?

Miałem przy sobie GoPro ale nie kręciłem w ogóle jazdy. Zrobiłem sobie dziś wolne od wożenia tego na klacie, włączania, wyłączania oraz zastanawiania się czy dobrze widać ziomka, który skleja zjazd przede mną. Wrzucam kilka nieedytowanych ujęć z ciekawych miejsc, może ktoś się wkręci w bieszczadzkie klimaty. Standardowo - najfajniejsze zdjęcia do tego wpisu bezczelnie ukradłem Pawłowi.


Mapa:




Dane wyjazdu:
85.12 km 40.00 km teren
04:35 h 18.57 km/h:
Podjazdy: m

Kolba nad Nilem

Sobota, 27 września 2014 · dodano: 27.09.2014 | Komentarze 2

Pojechałem dziś do Kolbuszowej, leżącej nad rzeka Nil. Ostatnio jeździłem krótkie dystanse, więc dziś chciałem konkretnie pokręcić korbą i nabić trochę łatwych kilometrów po płaskim. Cel osiągnąłem. Padało, było sporo błota i zimno, miałem nawet jakieś przygody: zgubiłem zielony szlak i wjechałem w środek jakiegoś sporego rozlewiska. Zmarzłem tak, że, po powrocie nie miałem nawet ochoty wypić zwyczajowego, regeneracyjnego bro. Ale kogo to obchodzi skoro dzieje się REMPEJDŻ ????

Raczej na 100% zobaczymy Szymona Godzka w niedzielnych finałach. Backflip na Cannyon Gapem zrobił swoje. Jak na razie rewelacyjny występ, zwłaszcza  jak na reprezentanta kraju, w którym nie ma warunków do uprawiania Big Mountains Freeride. Jestem pod wielkim wrażeniem.


Dane wyjazdu:
10.23 km 0.00 km teren
00:40 h 15.35 km/h:
Podjazdy: m

Rempejdż tajm!!!!

Piątek, 26 września 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 7

Znowu się nie najeździłem, ale kogo to obchodzi skoro zaczyna się REMPEJDŻ????? Można oglądać sobie Tour de Pologne,  UCI XC czy nawet DH ale dla mnie wszystkie te imprezy bledną przy REMPEJDŻU. Tegoroczna, nowa miejscówka jest fenomenalna - stara się jednak trochę już 'opatrzyła', ta wygląda obco i groźnie. Jak widzę co goście kopią, to boję się o ich życie i zdrowie. Np. taki McGarry, znowu coś kombinuje przy największym gapie (czyżby backflip jak rok temu?), jak na razie z nieciekawym skutkiem:


Jak widać, trochę przestrzelił. Wygląda to nieciekawie ale nic mu nie jest. Gorzej z rowerem :D. Rempejdżowa Agencja Prasowa podała, że katastrofa spowodowana była brakiem ESPEDEEEE ;).
Rempejdż jest po to by pokonywać granice w tym sporcie. Polecam też obejrzeć jak goście skaczą ponad 20m dropa :).
W tym roku impreza ma dla nas dodatkowy smaczek - pierwszy raz w historii pojawi się na niej Szymon Godziek (znany jako Szaman). Trzymam kciuki za naszego reprezentanta ale osobiście uważam, że w tym roku może wygrać "wiecznie czwarty" Lacondeguy, bo jest w gazie i jest kompletnym wariatem.
Darmowy strim z finału na stronie RedBulla startuje w niedziele o 21 - wiecie co z tym zrobić :).


Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
00:45 h 20.00 km/h:
Podjazdy: m

Zmarzłem

Czwartek, 25 września 2014 · dodano: 25.09.2014 | Komentarze 8

Dziś temperatura podchodziła pod warunki ENDURO, także wiadomo - zbyt długo nie wytrzymałem ;). Muszę się przestawić na jesienne temperatury i wyciągnąć z szafy odpowiednie ubrania.
Nowy Big Col, także koleś się orobił:

Oczywiście trudno to nazwać prawdziwym ENDURO, bo świeci słońce, nie pada, nie ma błota i jest sucho ale trzeba mu oddać, że się starał :D.  Dodatkowo gość zjechał to na pedałach platformowych! W jakim stylu zrobił by to będąc przytwierdzonym do roweru najwspanialszym wytworem techniki rowerowej czyli systemem ESPEDE???? W głowie się nie mieści ....

Ok, kończę na chwilę temat enduro bo zaczynam się jarać nadchodzącym rempejdżem :).

Dane wyjazdu:
8.00 km 0.00 km teren
00:30 h 16.00 km/h:
Podjazdy: m

Janush me!

Wtorek, 23 września 2014 · dodano: 23.09.2014 | Komentarze 9

Ale dziś przejechałem. Nie chce mi się jeździć rowerem w taką pogodę. Nie jestem ENDURO! Jestem Janushem :).
Dak sklecił edit z włóczęgi po Cergowej, czyli górce znanej z Enduro Me. Jakość nagrania i umiejętności reżysersko-realizatorskie Pawła to naprawdę pierwsza klasa. Wiem co mówię, bo w życiu obejrzałem już z milion takich filmików. Ten jak na testowy edit wyszło obiecująco. Na nagraniu jednak wszystko wygląda dużo bardziej płasko i wolniej niż się wydaje na żywo. Następnym razem trzeba jednak dołożyć więcej prędkości (czyli pewnie zwiększyć liczbę powtórek danego odcinka) i będzie dobrze. Oto i nasze Janush Me:



Dodatkowo Paweł użył tych ujęć (w lekkim sloł mo) w swoim drugim filmiku o Beskidzie Niskim, też świetnie zrobione i polecam obejrzeć. Tak w ogóle to chciałbym mieć Cergową pod domem :).