Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi TMX z miasteczka Rzeszów. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tmxs.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
50.83 km 38.00 km teren
03:01 h 16.85 km/h:
Podjazdy: m

Ironia losu

Sobota, 13 października 2012 · dodano: 13.10.2012 | Komentarze 1

Ironią losu jest to jak siedzę w piątek w robocie to mi w ekran monitora świeci słońce, a jak w sobotę chcę uderzyć dobry singiel z kumplami to pada. Ironią losu jest też to, że jak mam rower wyczyszczony, wychuchany i wypolerowany na błysk (co zdarza się tylko raz na kilka miesięcy) to jak już nim wyjadę to zawsze jest mega błoto. Ta sobota nie zaczęła się najlepiej. Budzę się a tu deszcz puka po rynnach. Potem telefony, smsy, gg - jedziemy czy nie jedziemy. Kolo 10:30 przestało padać i ostatecznie po 11 razem Łukaszem i Pawłem ruszyliśmy w teren. Klimaty mocno jesienne ale błota nawet nie było zbyt wiele ... poza miejscami gdzie jeździły ciężkie maszyny - tam błota były tony.

Przed zjazdem do Woli Zgłobeńskiej © tmxs


Mimo wszystko jazda była naprawdę przednia. Snuliśmy się najpierw kilkanaście kilometrów szutrami, potem wjechaliśmy do lasu. Leśny odcinek podjazdu z Woli Zgłobeńskiej na Przedmieście czudeckie kompletnie rozjechany przez maszyny, więc znaleźliśmy fajną, naszpikowaną korzeniami drogę obok - trzeba będzie tam kiedyś zjechać.

Głęboko w lesie :) © tmxs


Uderzyliśmy Grochowiczną od strony Niechobrza górnego, nadal szaleje tam wycinka i wszystkie dobre ścieżki są rozjeżdżone i w głębokim błocie - parę razy wpadałem w niezłe poślizgi :). Mimo takiej sobie pogody to było ekstra, zrobiliśmy kawał terenu, wytłukliśmy się po lasach i polach, można się było w końcu wyżyć po tygodniu bez roweru. No i miałem okazję potestować nowy rower Tobola:

Łukasz i jego nowy riper! © tmxs


Fajna maszyna, zawsze mi się Felty podobały. Zawieszenie pracuje mniej liniowo niż w moim GT, co ma swój urok. Bardzo lekki sprzęt, a ma być jeszcze lżejszy, choć ja osobiście bym go raczej dociążył i dopancerzył :). Kawał sprzętu do rozbijania się w podkarpackim terenie.

Dane wyjazdu:
8.00 km 0.00 km teren
00:19 h 25.26 km/h:
Podjazdy: m

Rempejdż

Środa, 10 października 2012 · dodano: 10.10.2012 | Komentarze 2

Przejażdżka testowa po czyszczeniach, smarowaniach itp.

W ostatnią niedzielę odbyły się najbardziej hardkorowe zawody 'big mountains freeride' - RedBull Rampage. Oglądałem relacje na żywo ale jakoś dla mnie nie było takich emocji jak w poprzednich latach. Przejazdy zwycięzcy Kurta Sorge były może i najefektowniejsze ale to jakoś nie to samo jak chociażby w 2010 roku kiedy Cam Zink wykręcił 360 z potężnego dropa Oakley Step. Oczywiście były też akcje które przejdą do historii, jeśli ktoś jeszcze nie widział:

drop transfer Brandona Semenuka, czy kraksa Cama Zinka przy Canyon Gapie (polecam ten filmik bo na mi naprawdę dobrze widać z czym tam goście walczą)

i ta sama sytuacja z innej kamery:



Cam Zink ogólnie jest gościem ze stali i ma więcej żyć niż kot :). W "Where The Trials Ends" też miał bardzo groźnie wyglądającą glebę, uderzył bokiem na dużej prędkości w skałę i też skończyło się jedynie na zadrapaniach. Oby szczęście nadal mu sprzyjało.

Dane wyjazdu:
91.67 km 45.00 km teren
05:08 h 17.86 km/h:
Podjazdy: m

Kosina

Sobota, 6 października 2012 · dodano: 07.10.2012 | Komentarze 0

Czerwonym szlakiem do Kosiny wybierałem się już w tym roku kilka razy ale zawsze coś krzyżowało mi plany. Z braku innych opcji postanowiłem w końcu tam pojechać. Spodziewałem się, że w lesie będzie błoto, więc taka traska była w sam raz - głównie szutry przez pola i asfalty. Kiedy zacząłem podjeżdżać przez las słociński okazało się jednak, że jest zupełnie sucho, zacząłem więc myśleć o zmianie trasy na jakąś bardziej terenową.

Jesienna Magdalenka © tmxs



Dotarłem czerwonym szlakiem w okolice Husowa, na wsód od którego rozciągają się olbrzymie obszary leśne sięgające aż pod Jawronik Polski. Trochę już miałem z tym lasem do czynienia a szczególnie z jednym z jego strumyków. Pomyślałem, że gdybym znalazł drogę przez ten las choćby do Hadli Kańczuckich to musiał by być to naprawdę długi leśny szlak (może nawet i z 7km :)). Na mapie nic takiego nie było ale liczyłem, że w dobie szalejących wycinek, przecinek, zrywek coś fajnego do jazdy się trafi. Pokręciłem się trochę w okolicy ale nie znalazłem nic co by wyglądało, że zajadę tym dalej niż 500 m bez wjechania w jakieś krzaki. Kiedyś tam jeszcze wrócę na dalszą eksplorację.

Wczesna podkarpacka jesień © tmxs



Postanowiłem trzymać się pierwotnego planu i przez Markową dotarłem do Kosiny.

Szukając dobrego zjazdu z Husowa do Markowej © tmxs


Wracałem w stronę Rzeszowa przez pola z bardzo mocnym wiatrem w twarz. Z okolicy Cierpisza podjechałem jeszcze na Magdalenkę, żeby sobie fajnie zjechać singlami przez lasek słociński. Wracając zajrzałem jeszcze na skejtpark popatrzeć na zawody.

Dane wyjazdu:
16.57 km 3.00 km teren
00:41 h 24.25 km/h:
Podjazdy: m

Historia pewnej wyrypy

Czwartek, 4 października 2012 · dodano: 04.10.2012 | Komentarze 2

Z braku czasu, krótka spontaniczna jazda. Myślałem, że polecę sobie na pełnej szutrem między ulicą krakowską a Pogwizdowem a tu błoto i do tego robią przejazd kolejowy i musiałem przenosić rower. Musze przyznać, że samotna jazda w ciemną noc przez pola czasem ma swój klimat, przypomniało mi się jak wracałem tędy z Wypadu na Sokołów Młp.

Ostatnio robiłem porządki na twardym dysku i znalazłem nagrania z kamerki Daka, z wypadu w kwietniu do Dynowa. Jechaliśmy oprócz Daka i mnie jechał jeszcze Paweł. Wyprawa była straszno-śmieszna, opis można przeczytać TU. W każdym razie monsieur Dak materiałami wzgardził, nie znajdując w nich nic ciekawego a potem zajął się zupełnie czymś innym i tak materiały przeleżały u mnie na kompie przez pół roku :). Ostatnio miałem trochę wolnego czasu i postanowiłem coś z tego sklecić na pamiątkę, powstał taki oto twór:

Jesli już ktoś się skusi na oglądanie tego to oczywiście polecam włączyć HD. To mój pierwszy montaż, jakoś się do robienia filmów nie zajawiłem bardzo ale będzie co powspominać w zimowe wieczory.

Dane wyjazdu:
74.00 km 55.00 km teren
04:11 h 17.69 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

0 < 3 < 7

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 2

Przy takiej pogodzie jak była w sobotę to nic jak tylko na rower! Ustawiłem się z Pawłem z rana, przeskoczyliśmy przez Grochowiczną i zawitaliśmy do Czudca po Michała. Michał miał być dziś naszym przewodnikiem i pokazać nam nam najlepsze terenowe kąski w okolicy. Jednak nie ma to jak jazda z 'tubylcami' - miejsca, które odwiedziliśmy dodaję do zbioru obowiązkowych do jak najczęstszego ujeżdżania i to z wyróżnieniem! No ale po kolei. Z Czudca ruszyliśmy długim, polnym podjazdem na Wielki Las.
Podkarpacki styl cz 1 © tmxs


Jakoś nigdy nie mogę się napatrzeć na okolicę jak tu jestem, a co dopiero w taki dzień przy takiej pogodzie. Jesień powoli zaczyna się panoszyć ale jeszcze wciąż daleko do najgorszej części sezonu (czyli do zimy). 4 km podjazdu mija dość szybko i docieramy do granicy Pstrągowej.

Gotowi na zjazd! © tmxs


To już okolice parku krajobrazowego, trochę mi już znane, ale Michał pokazuje nam całkiem nową drogę do centrum Pstrągowej. Widoki fantastyczne ale zjazdy są takie dobre, że nie mam ochoty się zatrzymywać i robić zdjęć. Po drodze Paweł znajduje nowy dom :).

Rebike.pl oddział zamiejscowy, czynne 9-17 w ciepłe pogodne dni © tmxs


Ambonka na pełny wypasie - zamykane drzwi, okna, wykładzina ... full inclusive, na bogato. Po krótki posiłku chcemy jechać dalej ale okazuje się, że przebiłem dętkę! To już chyba 8 guma w tym sezonie - nieźle. Jak ja nie cierpię zmieniać dętki! Na szczęście udaje mi się zagadać Pawła, który wykonuje za mnie najgorszą część - tzn pompowanie :) - DZIĘKI!

Podkarpacki styl cz 2234234234234, mógłbym tak bez końca © tmxs


Jedziemy dalej na wzgórze nad Łętownią-Strzyżowem. I tu Michał pokazuje nam jedną z lepszych trasek w okolicy - 3km prawdziwie miodnej jazdy po leśnej drodze, miejscami singlu. 3km to może mniej niż 7 km :) ale też więcej niz 1km albo zero km, więc nie narzekam - jechało się po prostu pięknie. Miejsce ma dodatkową zaletę - bardzo łatwo podjechać z powrotem na start asfaltem by zacząć całą zabawę do nowa. Polecam a dla chętnych gps track.



Przewyższenie może nie powala ale nie chodzi po przewyższenie ale o jazdę na prędkości po korzeniach między drzewami :). Po przejeździe zaczynamy powoli wracać w stronę Rzeszowa. Myślałem, że pojedziemy dobrze znanym mi żółtym szlakiem do Nowej Wsi ale Michał prowadzi nas czymś znacznie lepszym - dłuższą i o wiele ciekawszą drogą polną do Zaborowa. Pod koniec naprawdę stromy szutrowy zjazd.
Następnie Góra Zamkowa - znałem to miejsce z przejazdu żółtym szlakiem i podobało mi się ale okazuje się, że ta miejscówka kryje o wiele więcej dobra. Strome zjazdy i podjazdy, kręty singiel na koniec, trzeba odwiedzać to wzgórze częściej a najlepiej to chciałbym mieć coś takiego pod domem. Jeszcze dodam, że poznałem zajebisty singiel z Grochowicznej do Czudca (tym razem pokonaliśmy do pod górę) i na koniec z Pawłem znaleźliśmy fajną, alternatywną trasę na Grochowiczną z Lutoryża. Choć tempo chłopaków czasem dało mi popalić to warto było spędzić sobotę w taki sposób :).

Dane wyjazdu:
50.85 km 28.00 km teren
02:52 h 17.74 km/h:
Podjazdy: m

Mocna nocna

Czwartek, 27 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 0

Ustawka z Pawłem an nocną jazdę. Nie dość, że się spóźniłem to początkowo kiepsko mi się jechało, jakoś bez mocy i motywacji. To dziwne bo warunki do jazdy były wtedy jeszcze bardzo dobre: SUCHO! i CIEPŁO!, dość jasna noc. Podjeżdżając w lesie na Słocinie zgubiliśmy drogę ale jakoś udało się dowlec na Magdalenkę. Dalej już było lepiej jazda w kierunku Husowa z widokami na rozświetlone doliny sprawiła, że zacząłem wczuwać się w klimat. Potem zjazd przez las krętą dróżką zielonym szlakiem. Normalnie leci się tam na pełnej po korzeniach ale nie dziś. Widziałem w tym roku wiele wycinek ale to co zrobili w tym lesie przebija wszystko - droga zawalona potężnymi pniami. Ekipa tych drwali powinna zdobyć jakąś nagrodę za największą rozpizduchę w lesie. Druga część zjazdu do sadów w Albigowej już dużo lepiej. Fajnie leciało się hopkowatym singlem. Podjeżdżając z powrotem na Magdalenkę złapał nasz deszcz. Zdecydowaliśmy odpuścić znany ze Skandi zjazd i nawet rozważaliśmy powrót do domu asfaltem jednak okazało się, że w terenie jest bardziej sucho. Zjazd z Magdalenki do Auchana w Krasnem to było coś, to nie jakieś eskapady po ścieżkach rowerowych ale prawdziwe wyzwanie. Trasa wiedzie w 95% terenem. Odcinek w lesie na Słocinie to była masakra - miejscami było sucho, miejscami mega mokro. Jadąc na pełnej prędkości opony w takich warunkach płatają figle :). Widmo gleby kilka razy zajrzało w oczy ale daliśmy radę. po czymś takim mój rower wyglądał jak bym używał go do orania pola więc musiałem 1 raz od lipca odwiedzić myjnię. Podsumowując - to chyba jeden z najbardziej hardkorowych najtrajdów. Coś takiego jak nocne zjazdy w Beskidzie w kierunku Dukli, w maju kiedy ze zmęczenia ledwo trzymałem się w siodle.

Dane wyjazdu:
51.00 km 32.00 km teren
03:10 h 16.11 km/h:
Podjazdy: m

Sezon się zaczyna

Wtorek, 25 września 2012 · dodano: 26.09.2012 | Komentarze 2

Na długo-palcowe rękawiczki i zaparowane okulary :). Razem z Łukaszem i Michałem wybraliśmy się na nocną jazdę. Zakupiłem niedrogą latarkę na diodzie CREE Q5 500lm i jako latarka wspierająca mojego SolarForce 700lm po 2 stronie kierownicy sprawdza się nawet dobrze - jedzie się jeszcze bezpieczniej, zmieniłem trochę kąty i nawet dobrze mi doświetla na zakrętach. Zwiedziliśmy szutry między Nosówką a Wolą Zgłobeńską, Wielki Las i zjechaliśmy 4km drogą polną w dół do Czudca. Nieźle było. Powrót przez Niechobrz, Mogielnicę, Boguchwałę. Wróciłem do domu konkretnie zmęczony.

Rzadko wrzucam na bloga filmiki z fulfejsami i dwópółkami ale ten gość umie jeździź no i ma fajny rower (GT Fury ;)):


Dane wyjazdu:
60.45 km 38.00 km teren
03:25 h 17.69 km/h:
Podjazdy: m

Żarty się skończyły

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 5

Z pogodą żarty się skończyły. W sobotę kuszony promieniami słońca ubrałem się do jazdy za lekko. Chciałem jechać czerwonym szlakiem do Kosiny ale w już w okolicy Handzlówki zmarzłem tak, że miałem dość. Szlak do Husowa wiedzie po niczym nie osłoniętych grzbietach pagórów, a wiało niemiłosiernie więc dałem sobie spokój i postanowiłem zjechać zielonym szlakiem w kierunku Łańcuta. Zmiana planów wyszła na dobre - oczywiście nie był bym sobą gdybym ograniczył się jedynie do jazdy dobrze znanym szlakiem tak więc znalazłem naprawdę zajebisty singiel w lesie w okolicy Cierpisza i jeszcze parę innych, fajnych ścieżek po drodze. Mam plan na hardkorowy najtrajd w te rejony ale nie wiem czy znajdę chętnych :). Generalnie pomimo odpuszczenia głównego celu wycieczki wyszła mi jedna z najlepszych jazd w okolicy Rzeszowa w tym roku.

Wieczorem obejrzałem Where the Trail Ends i jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek przebije filmy Anthills w moim prywatnym rankingu filmów mtb a szczególnie, że będzie to Freeride Entertainment producenci serii New World Disorder. Filmy NWD widziałem wszystkie ale jakoś żaden mnie nie urzekł - ot takie solidne kino mtb na zimowe wieczory. Where the Trail Ends to zupełnie co innego. To nie jest zwykły zlepek teledysków o tematyce rowerowej - to bardzo fajnie przemyślana fabularnie historia zmagań grupy ludzi. Ekipa weteranów zawodów Red Bull Rampage pod przewodnictwem Darrena Berrecloth-a jeździ po świecie w poszukiwaniu jak najlepszych miejsc do uprawiania tzw. big mountains ridding. Odwiedzają takie miejsca jak Nepal, Chiny (góry na pustyni Gobi) czy góry na pustyni Utah. Jeżdżą w naprawdę kosmicznie niebezpiecznym terenie - wszystko po to by przełamywać kolejne granice wytrzymałości, kolejne bariery w psychice. To co mi się najbardziej podoba w tym filmie to klimat WYRYPY, tzn goście walczą, kombinują, często się nie udaje, są kraksy, krew się leje (założę się, że mocno niszczył się się też sprzęt ale tego tak mocno nie eksponowali by nie wkurzać sponsorów :)). Można się przekonać, że ci zawodowcy to też jednak są ludzie i że nawet oni pewnych rzeczy nie są w stanie zrobić nie dlatego że nie pozwala im sprzęt czy umiejętności ale po prostu psychika.

Dane wyjazdu:
40.00 km 24.00 km teren
02:10 h 18.46 km/h:
Podjazdy: m

Pozdrawiam Alberta!

Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 1

Łukasz, Sławek, Michał, Marek, Paweł no i ja - 6 osób, w takim tłumie to rzadko jeżdżę nawet w dzień a dziś tak wybraliśmy się na nocną. Straszyliśmy sarny, dziki, zające, sialiśmy GWAŁT i zniszczenie :) od Bzianki aż po Mogielnicę. Dzięki za jazdę Panowie :). Tytułowy Albert to Schwalbe Albert 2.3, nowa opona Pawła która wyrzuca masę kurzu pyłu i syfu prosto w mój ryj jak tylko siądę mu na kole :).

Dane wyjazdu:
83.00 km 55.00 km teren
05:10 h 16.06 km/h:
Podjazdy: m

Call of the BANIA

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 4

Dawno sobie tak dobrze nie pojeździłem. Takiego natężenia dobrych zjazdów nie zaznałem chyba od wypadu w Bieszczady. O 9 ustawiłem się z Pawłem koło zapory z zamiarem jazdy w okolice Błażowej. Z reguły na Błażową jeżdżę przez Budziwój ale Budziwój jest długi, płaski, wyasfaltowany i generalnie kiepski do mtb, więc postanowiliśmy jechać trochę na około - przez Siedliska. Także na początek czekała nas jazda terenem wzdłuż Wisłoka. Nie byłem tam od zeszłego roku i już zapomniałem jakie fajne terenowe ścieżki tam są. Z Siedlisk pod Przylasek podjechaliśmy już żółtym szlakiem.

Rzeszów, zółty szlak w okolicy Siedlisk © tmxs


Jadąc w ten sposób do Przylasku wyszło nam 23 km także najkrótsza droga to nie jest :) ale warto nią jechać zwłaszcza w obliczu tego jak wyasfaltowali tam jeden z podjazdów. Z Przylasku terenem do Straszydla, a stamtąd dalej terenem już do Błażowej - klasycznie czarnym szlakiem z całą jego zajebistością. Z Błażowej jakieś 2 km zielonym szlakiem w kierunku Hyżnego i zjazd w kierunku Futomy. Tu już zaczęły się tereny których nie znałem więc jazda na GPS i mapę. Jakoś w tej okolicy wiele dróg oznaczonych na mapie Compasu jako asfalt w rzeczywistości jest szutrem. Dobre zjazdy, dobre widoki.

Okolice Futomy © tmxs


Na pewno tu jeszcze wrócę na dalszą eksplorację. Po minięciu Futomy zaczęliśmy podjeżdżać rezerwat Mójka od zadniej, że tak powiem, strony. Planując trasę tak się właśnie zastanawiałem jak będzie wyglądać jazda przez rezerwat. Zaczęła się od zjazdu bardzo zniszczoną leśną drogą na której nawet raz utknąłem w koleinie. Po zjechaniu do samego dołu okazało się, ze dalsza droga wiedzie wiedzie przez krzaki i jest ledwo wydeptana. W tym roku wyrypy bez wpadnięcia w głeboką paryję mogę policzyć na palcach 1 ręki :).

Gdzieś w rezerwacie Mójka © tmxs


Jakoś tam brnęliśmy do przodu mimo tego, że roślinność była naprawdę wybujała. N aszczęscie ktoś tam chyba niedawno jechał, chyba kładem więc jakoś dało się jechać.

Chciałem przeczytać co napisano na tej tablicy ale przeszkodziły mi pokrzywy wyższe odemnie o głowę :) © tmxs


W końcu dotarliśmy do początku ścieżki przyrodniczej i dalsza droga przez las wydawała się całkiem niezła ale już powoli musieliśmy wracać więc dalszą eksplorację rezerwatu trzeba odłożyć na jakiś inny termin. Dojechaliśmy do pobliskiego asfaltu i pod wypasioną wiatą zrobiliśmy dłuższy postój.

Wandale aż z Rzeszowa przyjechali niszczyć taką piękną wiatę! :) © tmxs


Dalej błądziliśmy w poszukiwaniu zielonego szlaku i zjechaliśmy stromą szutrówką na której trzeba było wykonać lot nad szeroką koleiną na pełnej prędkości. Z zielonego szlaku odbiliśmy w kierunku Błażowej Górnej szuterkiem w dół gdzie oprócz paru krzaków dzikich i bardzo słodkich malin znaleźliśmy też dobra widokową miejscówkę z której można się przekonać, że Wilcze to jednak nawet spory kawał góry. Z Błażowej Górnej ruszyliśmy w kierunku Wilczaka i dalej kontynuowaliśmy drogę znaną mi z jednego z wakacyjnych najtrajdów. I tak dotarliśmy do tytułowej BANI - czyli przysiółka w okolicy Straszydla. W lipcu nocą, namierzyłem tu naprawdę wypasiony zjazd. Terenowy, kręty, odcinek ostro w dół, którego nie powstydziły by się Bieszczady ani Beskidy. Jadąc tu przy świetle dnia widziałem jeszcze sporo innych wijących się po okolicznym lesie jak węże, singli. Dodatkowo przed samym zjazdem namierzyliśmy naprawdę długą, stromą, usłaną korzeniami ścianę:

Ściana w okolicy BANI! © tmxs


Zdjęcie oczywiście zupełnie nie oddaje stromizny ani długości tego czegoś ale ostatnio chyba takie ściany to widziałem w czerwcu w Bieszczadach zjeżdżając z Jasła. Dziś się nie zebrałem ale na pewno kiedyś tu wrócę i spróbuję zjechać tzn. zsunąć się z tego potwora.

Po bajecznym zjeździe z Bani, uchachani :) zaczęliśmy powrót do Rzeszowa. Przy podjeździe pod Przylasek Paweł próbował się ścigać z 3kołową WSK-ą jakiegoś dziadziunia i tak depnął w pedało, że zerwał łańcuch CAMPAGNOLO :). Jak to mówią: JEST MOC! Na szczęście naprawa nie trwała długo i po ostatnim terenowym zjeździe z Przylaska czekał nas przejazd przez Budziwój czyli jazda po płaskim asfalcie z wiatrem w twarz i dochodzących zapachach grilowanego mięsiwa z okolicznych podwórek.
Podsumowanie: świetnie było!